Elżbieta Brodzianka-Gutt „Ziuta”

Archiwum Historii Mówionej

Elżbieta Brodzianka-Gutt. Urodzona 27 października 1921 roku w Tarnowie. Pseudonim „Ziuta”. Sanitariuszka przynależna do Armii Ludowej.

  • Co pani robiła przed wybuchem wojny?

Chodziłam do szkoły. Maturę zdałam w 1939 roku.

  • Pani mieszkała w Tarnowie? Do jakiego liceum pani uczęszczała?

Tak. To było liceum imienia Elizy Orzeszkowej zdaje się, nie pamiętam dokładnie.

  • Jak to się stało, że znalazła się pani w Warszawie?

Najpierw do Lwowa pojechałam, bo tam miałam przyjaciółkę, która koniecznie wojowała, żebym do niej przyjechała. Potem tam zaczęłam pracować w ukraińskim szpitalu, to była makabra zupełna i ze Lwowa przyjechałam do Warszawy.

  • Miała tam pani rodzinę, znajomych?

Znajomych.

  • Dlaczego praca w ukraińskim szpitalu była taka okropna?

Bo wszystkie pielęgniarki były półanalfabetkami. Na mnie patrzono z zawiścią. Miałam tego dosyć.

  • W którym roku przyjechała pani do Warszawy?

Chyba w 1942 lub na przełomie 1942 i 1943 roku, już nie pamiętam dokładnie.

  • Gdzie się pani zatrzymała?

Zatrzymałam się u znajomych na Żoliborzu.

  • Pracowała pani gdzieś po przyjeździe do Warszawy?

Później pracowałam w przedsiębiorstwie transportowym jako sekretarka.

  • Zaczęła pani pracować też w szpitalu?

Zaczęłam w szpitalu, a potem przeszłam do tej firmy.

  • Czy to w tym w szpitalu nawiązała pani kontakt z kimś, kto wprowadził panią do konspiracji? Jeśli tak proszę powiedzieć, kto to był.

Doktor Woleński. Nie pamiętam już w którym szpitalu. Jeździłam z nim potem do oddziałów partyzanckich aelowskich. Tam jakieś badania robiliśmy.

  • Pamięta pani, gdzie się znajdowały te miejsca?

Nie. One się znajdowały gdzieś pod Radomiem. W drodze między Radomiem a Częstochową.

  • Pani z tym lekarzem jeździła na kontrole?

Do oddziałów partyzanckich. Jego pomnik jest na Powązkach Wojskowych.

  • Co należało do pani zadań w związku z konspiracją? Czy tylko towarzyszenie temu lekarzowi?

Nie tylko. Byłam po sanitarnym kursie Czerwonego Krzyża. Skierowani mnie na Pragę, żebym przygotowała dziewczęta, żebym przekazała im czego mnie nauczyli. Powtarzałam to, czego mnie nauczono, bo dziewczyny miały jechać w różne strony do oddziałów partyzanckich.

  • Pani składała przysięgę w czasie okupacji?

Tak.

  • To, że pani przystąpiła do Armii Ludowej było pani przemyślanym wyborem czy kwestią przypadku?

To była właściwie kwestia przypadku...

  • Czy były jakieś specjalne przygotowania do Powstania Warszawskiego w pani otoczeniu?

Nie. Do Powstania Warszawskiego myśmy w AL-u nie mieli przygotowań, natomiast jak wybuchło Powstanie myśmy się włączyli.

  • Pamięta pani 1 sierpnia 1944 roku?

Daty dokładnej nie pamiętam, ale mieliśmy lokum nasze na ulicy Wilczej i jeszcze na ulicy Wiejskiej też coś było.

  • W czasie Powstania Warszawskiego była pani sanitariuszką?

Tak.

  • Czy współpracowała pani z odziałem, czy pomagała pani w jakimś szpitalu?

Ani przy szpitalu, ani z oddziałem. Myśmy stacjonowali na ulicy Wilczej, ale blisko Placu Trzech Krzyży i ulicy Wiejskiej. Jak zdobywano bank [przy] rogu Alei Jerozolimskich, myśmy tam pomagali wtedy, ale okazało się, że tam gdzie się mieściła YMCA, tam byli Ukraińcy, takie typy spod ciemnej gwiazdy i myśmy... czy AK ich zaatakowało i oni oczywiście się bronili, a ja zbierałam rannych naszych, zresztą nie sama tylko, zbieraliśmy razem. Trochę tam ludzi zginęło niestety.

  • Miała pani opaskę biało – czerwoną, na której było napisane Armia Ludowa?

AL.

  • Był gdzieś obok jakiś szpital?

Na tyłach Parku Ujazdowskiego był niewielki szpitalik i myśmy ich tam zawozili.

  • Jakie były stosunki ludzi walczących w Powstaniu z ludnością cywilną?

Bardzo dobre. W ogóle nie było problemu.

  • Czy były problemy ze zdobywaniem żywności, noclegami?

Jakoś żeśmy wytrzymywali. Już nie pomnę, jak to było. Myśmy się zatrzymali w poniemieckim mieszkaniu na ulicy Wiejskiej. Wynalazłam gdzieś na strychu jedzenie: kasza czy coś takiego. Nie byłam pewna co to jest, jako że nigdy nie byłam dobrą kucharką [śmiech]. Pytałam innych: „Słuchajcie, co to jest? Żebyśmy się nie otruli”. Okazało się, że to było coś do jedzenia, więc ugotowali. [śmiech]

  • Czy pani koledzy z oddziału byli dobrze uzbrojeni?

Dobrze byli uzbrojeni.

  • Skąd Armia Ludowa miała broń?

Nie umiem powiedzieć.

  • Czy państwo uczestniczyli w życiu religijnym? Czy pamięta pani czy organizowano zbiorowe msze?

Nie pamiętam, może ktoś chodził.

  • Czy miała pani kontakt z prasą podziemną?

Od czasu do czasu gazetki akowskie się znajdowało i nasze, ale to było bardzo rzadkie.

  • Z czym pani się kojarzy okres Powstania Warszawskiego?

Z czymś pięknym, z czymś najpiękniejszym, co być mogło w życiu.

  • Z solidarnością ludzką?

Absolutnie tak.

  • Pani najgorsze wspomnienie z okresu Powstania Warszawskiego? Może śmierć jakiejś bliskiej osoby?

Nie pamiętam jak on się nazywał...

  • Był jakiś powstaniec, który zginął i to na pani wywarło ogromne wrażenie?

Był, który zginął, makabra wtedy była, tylko nie pamiętam.

  • Czy widać było jakieś antypatie między członkami Armii Krajowej a członkami Armii Ludowej? Czy pamięta pani jakieś spory?

Nie. Nie pamiętam. Współpraca układała się zupełnie normalnie w czasie Powstania. Natomiast myśmy wychodzili z Warszawy jako ludność cywilna.

  • Po upadku Powstania Warszawskiego miała pani wybór wyjść jako żołnierz ?

Miałam, ale nie chciałam. Wyszłam jako ludność cywilna. Poszłam do obozu w Pruszkowie, a potem z Pruszkowa do Milanówka.

  • Było tak, że dużo żołnierzy z Armii Krajowej dawało żołnierzom z Armii Ludowej swoje legitymacje, żeby wychodzili jako żołnierze Armii Krajowej. Kobiety zawsze miały wybór, żeby wyjść jako żołnierz lub jako ludność cywilna.



  • Później był obóz w Pruszkowie? Pomógł wtedy pani ten sam lekarz, dzięki któremu znalazła się pani w konspiracji?

Przewiązał mi rękę i wyszłam.

  • Kiedy wróciła pani do Warszawy?

Dopiero po zakończeniu wojny.

  • Czy kiedyś ktoś pani wypomniał to, że była pani w Powstaniu Warszawskim?

Nie, bo przecież Armia Ludowa uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim, nie wywoływała tego Powstania, ale myśmy uczestniczyli, mieliśmy kwaterę na ulicy Wilczej.

  • Może pani wytłumaczyć, dlaczego w czasie Powstania Warszawskiego miała pani pseudonim „Ziuta”?

W domu mnie nazywali Elżunia... i to tak wyszło: Ziunia, Ziuta, więc wybrałam pseudonim „Ziuta”.

  • Czy jakby teraz miała pani wybór, brała by pani ponownie udział w Powstaniu?

Naturalnie. Uważam, że to był jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu. Chociaż bohaterką tego Powstania nie byłam...

  • Każdy, kto wtedy był w Warszawie i walczył, był bohaterem.

Nie, bez przesady, nie każdy, ja nie. Byłam sanitariuszką, to bohaterstwa nie wymagało wielkiego. Zbieranie rannych to makabra. Pamiętam zbieranie rannych, jak się ostrzeliwali z ulicy Wiejskiej, róg Alei Jerozolimskich i Nowego Światu. Wtedy poległo sporo ludzi, bo tam Niemcy byli i strzelali jak cholera, więc myśmy zbierały tych rannych i nieżywych, coś okropnego.

  • Chciałaby pani jeszcze coś dodać?

Są różne zdania na temat Powstania Warszawskiego. Mam taką przyjaciółkę, która mimo że brała udział, to nie może mówić o tym spokojnie. Przecież to była zagłada wielu ludzi. Na pewno zginęło wiele ludzi, ale to był zryw naturalny, może się pokładało więcej nadziei niż można było zrealizować. Kiedy wspominam okres Powstania Warszawskiego, zawsze jestem wzruszona. Ilekroć wspomnę czy czytam coś, to uważam, że to był piękny okres, o ile w ogóle można mówić o pięknie w czasie okupacji. To było coś, co dodawało nadziei.

  • Bo przecież tak samo AK jak AL wszyscy czekali, że Armia Radziecka przyjdzie jednak i pomoże Polakom. Nie miała pani żalu do Związku Radzieckiego, że nie pomogli?

Miałam, tylko że rozumiałam, że nikt nie pośle na śmierć swoich żołnierzy, żeby ratowali innych, a szanse zwycięstwa były żadne.

  • Pamięta pani jakieś zrzuty, na przykład amerykańskie?

Pamiętam jak przez sen, nawet coś zbieraliśmy, ale nie pamiętam co ...

  • Utrzymuje pani kontakt z kimś z Armii Ludowej?

Nikogo nie ma. Powymierali.

  • Czy duży był odział, w którym pani była sanitariuszką?

To nie był oddział, to była grupa, która na ulicy Wilczej się zatrzymała. Pomagaliśmy na ulicy Wiejskiej

  • Ile tam było osób?

Może czterdzieści osób.

  • To byli wszyscy z Armii Ludowej?

Tak, tam byli moi przyjaciele

  • Pamięta pani jakieś nazwiska?

Pewnie, że pamiętam: Adam Drozdowicz, to był potem profesor biologii na Akademii, (na ulicy Rakowieckiej była Akademia), Krystyna Drozdowicz, Janek Wolański, doktor Wolański...
Warszawa, 9 listopada 2005 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama
Elżbieta Brodzianka-Gutt Pseudonim: „Ziuta” Stopień: sanitariuszka Formacja: Armia Ludowa

Zobacz także

Nasz newsletter