Jerzy Łakomski „Kajtek”

Archiwum Historii Mówionej


Nazywam się Jerzy Łakomski, zamieszkały w Warszawie.

  • W chwili wybuchu wojny miał pan osiem lat. Jak pan zapamiętał swoje dzieciństwo?


Moje Powstanie zaczęło się w ten sposób: w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego Niemcy rzucali ulotki, żeby ludność cywilna się poddała, przeszła na stronę niemiecką. Wysłano mnie po ulotkę. Mieszkaliśmy na ulicy Słonecznej, to był róg Boryszewskiej, Belgijskiej, Konduktorskiej i Promenady. Tam stał tylko jeden dom z ulicy Słonecznej. Wokół były działki i na działki spadły ulotki. Dorośli wysłali mnie, żebym poszedł. Byłem już chłopiec dwanaście lat, trzynasty roczek, poszedłem, przyniosłem ulotkę.
Było nas troje w budynku. Był Tadek Nowakowski, była Maryla Krukowska i ja. Na ulicy Boryszewskiej była piekarnia i wysłali nas po chleb do piekarni. Tam jeszcze na kartki wydawali chleb. Trzeba było przejść do piekarni przez posesje, zabudowania, bo był obstrzał, wszędzie strzelali Niemcy. Trzeba było przejść po prostu bocznymi dziurami do Boryszewskiej. Ulica Boryszewska nie jest dzisiaj taka, jak była kiedyś. Od Słonecznej odchodziła, szła pod górę do Puławskiej. Trzeba było przejść po betonie do tej ulicy, a tam był obstrzał z fabryki Bruhn-Werke.

  • Tam znajdowały się stanowiska niemieckie?


Tak, tam były stanowiska niemieckie. Strzelał z Belwederskiej i obstrzał był tak, że jak się szło pod górę, to był po prawej stronie. Tadek jako pierwszy próbował robić przeskok ulicy Boryszewskiej, żeby wskoczyć w zabudowania, osłonić się, ale tylko wystawił głowę, od razu karabin maszynowy zaczął grać, zaczęli strzelać, tak że się wycofał. Kim był Tadek, pana kolegą?

[Był] z tego [samego] budynku, razem żeśmy mieszkali. Później Maryla próbowała robić przeskok przez obstrzał, przez ulicę Boryszewską. Też nie dała rady. Wycofałem ich, wziąłem kartki od nich i wystawiłem głowę. Zaczął strzelać. Kiedy przerwał strzelanie, wtedy zrobiłem przeskok. Poszedłem na Boryszewską po chleb i wziąłem chleba dla całego domu. Budynek był w środku podwórka. Przy budynku na przeskok stało dziesięć kobiet, dziewczyny po dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Jedna robi przeskok, żaden strzał nie padł. Druga – też nie. Dziesiąta przeskoczyła – też nie. Wtedy ja z workiem, z chlebem zrobiłem przeskok. Jak zrobiłem przeskok, to pociągnął za karabin maszynowy i po worku mnie przestrzelił, ale mnie nie trafił, tylko trafił w chleb, w worek. Jakoś przedostałem się z chlebem do budynku dla ludzi. Jak zaczęli dzielić chleb, tak w chlebie kule były, pociski, bo mnie po worku rąbnął. A świeży chleb był i pociski się okleiły. To było moje pierwsze zaczepienie, już oswoiłem się z tym, nie bałem się. Gdzie mnie wysłali, tam szedłem.


  • Jak wyglądał pana pierwszy kontakt z powstańcami?


Pierwszy kontakt z powstańcami – trzeba było pod Belwederską zanieść butelki z benzyną i granaty „sidolówki”. Tam chłopaki, dwóch ich było, mieli skasować tankietkę niemiecką. Tankietka chodziła po Belwederskiej, od Dworkowej do Dolnej, w jedną i w drugą stronę sobie jeździła i strzelała. Trzeba było zanieść im butelki z benzyną i granaty „sidolówki”. To były granaty ręczne domowej roboty z puszek od konserw, różny złom był w tym. To krzywdy dużej nie robiło, tylko huk. Niemcy nas tam wymacali i zaczęli obrzucać granatnikami, tak że zostałem ranny w głowę. Nawet mam po dziś dzień dół. Jak się rozmawiało, to aż mózg wychodził do góry. Tak że musiałem się wycofać. Wycofałem się do domu, tam gdzie mieszkałem. Tam mieszkała doktor z matką, ukrywając się. Długo tam nie mieszkała. Opatrunek mi zrobiła. Później, po dwóch dniach, z powrotem poszedłem do oddziału.
Chodziłem z kucharzami. Było dwóch kucharzy. Chodziliśmy na działki nocami, żeśmy wykopywali kartofle, warzywa, wszystko na kuchnię. Pierwsze dni chodziliśmy w trzech, a później we dwóch – jeden kucharz i ja. Żeśmy przynosili warzywa, wszystko na kuchnię, do pododdziału.

  • Gdzie się znajdowała kuchnia?


Kuchnia była na Belgijskiej, w pododdziale mieli kuchnię. Tam była pralnia, [gdzie] mieścił się pododdział. Jak było potrzeba, prowadzałem świeżych chłopaków na posterunki, jak który nie wiedział, gdzie jest posterunek. Posterunki były tam, gdzie były silne obstrzały ulic. Stał posterunek i ostrzegał, że z lewej czy z prawej [trzeba uważać].

  • Był pan jedynym dzieckiem w oddziale?


Tak.

  • Miał pan rodzeństwo?


Tak, miałem.

  • Też walczyło w Powstaniu?


Nie, bo było młodsze. Prowadzałem [na posterunki] na Boryszewską, na Konduktorską, na Chełmską, przy Belwederskiej był posterunek. Ostrzegali ludzi, jak przechodzili czy przeskakiwali, żeby wiedzieli, skąd jest obstrzał. Nosiłem chleb dla pododdziału, wodę nosiłem z pałacu Szustra, tak że byłem tylko pomocnikiem na kuchni.

  • Jak długo pan tam był?


Byłem prawie do końca. Jak Powstanie 3 października już się zakończyło, tak chłopaki odeszli, a mnie kazano iść do domu.

  • Jak pan zapamiętał żołnierzy niemieckich wcześniej, z okresu okupacji i później, z okresu Powstania? Ma pan jakieś szczególnie silne wspomnienia?


Niemieckich żołnierzy się pamięta. Pamięta się rozstrzeliwania na ulicach. Pamiętam, jak chłopaka gonili. Chyba kompania Niemców goniła tego jednego chłopaczynę. Na Belgijskiej go złapali, zbili, skopali, ale nie zabili go, tylko zmaltretowali. Ludzie mu pomogli wstać. Nie wiem, skąd go gonili. Od strony Puławskiej. Pamiętam feldżandarmerię na Willowej. Na Puławskiej w koszarach wojskowych też stali Niemcy, na Klonowej w szkole Niemcy byli, ze szkoły na Grottgera nas usunęli (pierwszą i drugą klasę kończyłem na Grottgera). Usunęli nas, bo tam zajęli Niemcy.

  • Czy w okresie Powstania miał pan kontakt z żołnierzami innej narodowości niż niemiecka, chociażby z Ukraińcami?


Nie, w czasie Powstania tylko z powstańcami.

  • Poza nocnymi wyprawami po warzywa ma pan jeszcze jakieś inne wspomnienia z Powstania? Czym się pan zajmował?


Ile razy nas ostrzeliwano, obrzucano granatami, granatnikami strzelano do nas! Nocą obrzucali, bo i tak nie widzieli, tylko wiedzieli, że ludność cywilna wychodzi na działki. Poza tym, cóż? Po Powstaniu wywieźli nas. Wygonili na piechotę do Pruszkowa, z Pruszkowa w transport. Rozładowali w Krakowie, rozdzielili po wioskach, po gospodarzach. Jak została wyzwolona Warszawa, w 1945 roku, w marcu żeśmy wrócili do Warszawy.

  • Decyzja o powrocie do Warszawy była oczywista?


Oczywista.

  • Dom, gdzie wcześniej mieszkaliście, był cały czy zbombardowany?


Nie, spalony. Na Bednarską do znajomych żeśmy się sprowadzili i na Bednarskiej żeśmy zdobyli mieszkanie i byliśmy na Bednarskiej.

  • A wcześniej, jeszcze przed wybuchem Powstania, gdzie pan mieszkał z rodziną?


Na Słonecznej.

  • Przed wojną też? Ciągle w tym samym miejscu?


Tak i przed wojną, przed 1939 rokiem mieszkaliśmy na Słonecznej. Zasadniczo mieszkałem na Słonecznej z babcią. Jak babcia umarła, matka z ojcem przyszli na Słoneczną mieszkać, w 1940 roku.

  • Pan jeszcze przed wojną zdążył pójść do szkoły?


Jeszcze przed wojną chodziłem, skończyłem pierwszą i druga klasę.

  • Jak zapamiętał pan wybuch wojny, 1939 rok?


Pamiętam. Ludzie kopali schrony, rozbierali parkany, kryli i zasypywali ziemią. [Jak] niemieckie samoloty przyleciały, to mówili, że to są ćwiczenia, a to już były bombardowania i zaczęła się wojna.

  • Kontynuował pan później naukę na tajnych kompletach? Jak wyglądało pana życie w czasie okupacji?


Tylko ukończyłem te dwie klasy i nie posyłano mnie do szkoły. Dopiero po wyzwoleniu chodziłem do szkoły na Drewnianą w Warszawie.

  • Miał pan kilka lat przerwy. Czym się pan zajmował? Pomagał pan w domu?


Musiałem pomagać w domu, bo rodzice pracowali, jedno i drugie pracowało u Niemców, a ja musiałem się opiekować młodszym rodzeństwem, siostrą i bratem.

  • Ma pan jakieś szczęśliwe wspomnienia z tego okresu?


No cóż, nieciekawe.

  • Miał pan kontakt z innymi dziećmi w tym czasie?


Przeważnie nie, opiekowałem się tylko bratem i siostrą.

  • Rodzice nie byli w konspiracji?


Nie. Matka pracowała, ojciec też pracował.

  • Kiedy pan z rodzicami wrócił do Warszawy w 1945 roku, mieszkaliście na Bednarskiej czy wróciliście na Słoneczną?


Wróciliśmy na Słoneczną. Na Słonecznej był dom spalony i była kartka, żebyśmy się zgłosili na ulicę Bednarską i na Bednarską żeśmy się zgłosili, do rodziny.

  • Pozwolę sobie wrócić jeszcze do okresu Powstania. Zaprowadzono was do Pruszkowa. Czy z Pruszkowa ma pan jakieś wspomnienia?


Tylko takie wspomnienie, że po pierwszej nocy w Pruszkowie okropne wszy mnie oblazły, ale to okropne, naprawdę. Zostałem zawszony, w ogóle wszyscy zostaliśmy zawszeni. Tam tyle narodu się przewinęło!

  • Jak pan ocenia teraz po latach wpływ Powstania na swoje życie? Jest to jakieś traumatyczne wspomnienie?


Żebym wiedział, że to tak będzie, jak jest, żadnemu synowi bym nie zezwolił. Żadnemu! Mam ich dwóch.

  • Pana rodzice wiedzieli o tym, że pan pomaga powstańcom?


Zasadniczo oni mnie tak pokierowali, że jestem sprytny chłopak, że mogę iść i donieść butelki z benzyną i granaty „sidolówki”. Poszedłem i od tego się zaczęło, już się przyłączyłem do Powstańców. Dla mnie to było normalne.

  • Nie czuł pan strachu?


Nie miałem żadnego strachu, dla mnie to była satysfakcja.

  • Bardzo dziękuję.

 

Jerzy Łakomski Pseudonim: „Kajtek” Stopień: służby pomocnicze Formacja: Pułk „Baszta” Dzielnica: Mokotów Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter