Krystyna Panek „Szafrańska”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Krystyna Panek, z domu Kamaciówna, mam kilkoro dzieci, wnuków.

  • W Powstaniu pani brała udział…

Brałam udział w Powstaniu, byłam sanitariuszką.

  • Czy pani pamięta okres przed wybuchem II wojny światowej?

Tak.

  • Co pani wtedy robiła?

Jeszcze wtedy chodziłam do gimnazjum, do szkoły chodziłam w okresie przed wojną. Do jakiej szkoły pani chodziła?
Do gimnazjum Łabusiewicz-Majewskiej, to było prywatne gimnazjum.

  • Czy pani może odpowiedzieć na pytanie, kto wychowuje patriotów? Czy dom, szkoła, jak pani uważa, kto panią wychował do tego, żeby pani została później patriotką?

Harcerstwo. Należałam do harcerstwa przed Powstaniem, tak że harcerstwo bardzo było patriotyczne.

  • Czy pani zapamiętała jakieś właśnie takie specjalne akcje?

Zawsze bywały zbiórki, mówię o czasach przedwojennych, poza tym to była młodzież bardzo patriotycznie nastawiona. Wkrótce, właściwie przecież po wojnie to nasze pokolenie się sytuowało w różnych instytucjach.

  • Mówiło się o tym, że dla ojczyzny trzeba się poświęcać?

Oczywiście, do harcerstwa się należało przede wszystkim, to było bardzo patriotyczne.

  • Jak pani zapamiętała wybuch II wojny światowej?

Raczej byłam tak samo stremowana jak i reszta społeczeństwa. Po prostu nie spodziewaliśmy się, że będzie wojna.

  • Gdzie pani wtedy mieszkała?

Mieszkałam na Kawęczyńskiej 18 mieszkania 10, dom przy zajezdni.

  • Czy były jakieś specjalne bombardowania czy działania?

Oczywiście jak rozpoczęły się działania wojenne, to Praga była także bardzo bombardowana. Na Pradze mieszkałam, obracałam się, tak że bombardowania były bardzo nieprzyjemne.

  • Zmieniło się pani życie materialne w jakiś znaczący sposób w czasie wojny?

W czasie wojny to całe społeczeństwo zostało dotknięte tymi wszystkimi urazami, którymi nas raczyli Niemcy, a przede wszystkim należeliśmy do harcerstwa. Młodzież, która była w szkołach, to przeważnie harcerze, tak że [byli] bardzo patriotycznie nastawieni.

  • W czasie wojny, jak Niemcy rozwiązali harcerstwo, kiedy pani znowu zaczęła chodzić na zbiórki?

Jak rozwiązali, nie kojarzę, nie mogę powiedzieć.

  • Ale w czasie okupacji też pani była harcerką?

Tak. [Już] przed wojną byłam.

  • Przed wojną było legalne, potem już było nielegalne.

Tak.

  • Ale nie zatrzymała pani ani groźba, ani więzienie?

Nie, oczywiście, że nie.

  • Spotykaliście się w tym samym gronie?

Tak.

  • Jakie zadania to wojenne harcerstwo stawiało przed młodzieżą?

Przede wszystkim patriotyzm, to było najważniejsze.

  • W jaki sposób się to przejawiało?

W ten sposób, że były organizacje harcerskie, nie tylko harcerskie, były różne, w każdym razie młodzież, należeliśmy raczej do harcerstwa. Poza tym to takie po prostu nastawienie patriotyczne.

  • Czy pani zapamiętała jakieś szkolenia, jak wyglądały zbiórki już w czasie okupacji?

Jak zbiórki wyglądały w czasie okupacji?

  • Gdzie się zbieraliście, czy pani pamięta?

Przeważnie u kogoś z harcerek, ale nie pamiętam dokładnie u kogo.

  • W mieszkaniach?

W mieszkaniach, tak, bo już należeliśmy do harcerstwa przed wojną, w szkole średniej byłyśmy już, właśnie żeńskich.

  • Czy jakieś szkolenia były, czy jakieś akcje niesienia pomocy?

Tak.

  • Czy pani coś zapamiętała?

Przede wszystkim właśnie udzielanie pomocy tym, którzy byli ranni, czy w ogóle gdyby coś się stało. Przede wszystkim [uczyliśmy się] nieść pomoc. Co jeszcze można było? W czasie okupacji trudno było wystawiać się bardzo na kule.

  • Ale pani była sanitariuszką, to gdzie się pani tego nauczyła?

Szkolone byłyśmy w harcerstwie już przed wojną.

  • Też było szkolenie.

Tak. Co jeszcze?

  • Czy pani sobie zdawała wtedy sprawę, że pani jest konspiratorką, że pani należy do konspiracji?

Tak, oczywiście, że tak. Trzeba było o tym pamiętać, żeby krzywdy sobie albo komuś nie zrobić.

  • Pani się spotykała z tymi koleżankami sprzed wojny, czyli znała pani dużo harcerek na Pradze?

Tak, oczywiście.

  • Miałyście pseudonimy?

Tak, ale nie pamiętam, jaki miałam pseudonim. Oddział był „Żbik”, ale jaki miałam pseudonim, nie pamiętam.

  • Czy pani się zetknęła z prasą podziemną przed Powstaniem?

Przede wszystkim to tata mój należał do organizacji, tatuś pracował w zajezdni na Kawęczyńskiej. Tato przynosił nam gazetki, stamtąd szły wiadomości, od tramwajarzy z zajezdni na Kawęczyńskiej.

  • Jakieś akcje, w których pani przed wybuchem Powstania Warszawskiego?

Zbiórki harcerskie ciągle były i szkolenie sanitarne, bo myśmy były w sanitarnych oddziałach.

  • Jak wyglądało takie szkolenie, czy pani miała też jakąś praktykę w szpitalu, przychodzili lekarze, kto was szkolił?

Zupełnie nie pamiętam, kto nas szkolił, ale ktoś z harcerstwa, do którego należało się już przed wojną.

  • Czy mówiło się coś o tym w lipcu 1944 roku przed wybuchem Powstania, że Powstanie może być w Warszawie, że coś się szykuje, czy pani czuła specjalną atmosferę?

Raczej nie, byliśmy tacy młodzi przecież w tym okresie, każdy miał jakieś swoje prywatne życie, gimnazja towarzystwo kończyło w tym czasie.

  • Ale szkoły były również nielegalne, czy pani chodziła?

Szkoły powszechne były legalne.

  • Pani chodziła do jakiej szkoły?

Chodziłam najpierw na Kawęczyńską, to była powszechna szkoła, a potem do gimnazjum Łabusiewcz-Majewskiej, prywatne gimnazjum.

  • W czasie okupacji?

W czasie okupacji.
  • W czasie okupacji ono egzystowało?

Tak, nasza klasa mieściła się w tym domu naprzeciwko Stadionu Dziesięciolecia, stał taki dom oddzielny, po drugiej stronie było gimnazjum, z którego wywozili młodzież na roboty. To straszne było, odgłosy, które dochodziły, tych płaczących matek, jak z tymi chłopcami się żegnały. W każdym razie żeśmy do końca [tam się uczyły], maturę już tam zdawałam.

  • Czyli to były po prostu nielegalne komplety?

Tak.

  • Cały czas w jednym budynku?

Na końcu tak, bo przedtem na Kępnej to było prywatne gimnazjum, zamknęli to prywatne gimnazjum, ale ci sobie po cichutku otworzyli bodajże pod numerem 15, ale głowy nie daję, który numer, ale budynek naprzeciwko stadionu.

  • Nie było żadnej przykrywki, że to szkoła krawiecka czy szkoła jakaś tam?

Tego to już nie pamiętam, być może, że było coś, to jest bardzo prawdopodobne, ale nie mogę powiedzieć na pewno.

  • Czy pani miała jakieś miejsce zbiórki, w razie jakby się coś działo, czy pani miała wyznaczone takie miejsce, gdzie się zbieracie w razie czego? W jaki sposób znalazła się pani w swoim oddziale 1 sierpnia 1944 roku?

To były zbiórki przy Chmielnej 61.

  • Tam pani miała zbiórkę?

To było miejsce postoju podczas Powstania, zaczynało się Powstanie, Chmielna 61.

  • Gdzie panią zastał wybuch Powstania?

Wybuch Powstania zastał mnie jeszcze w szkole na Kępnej. Było prywatne gimnazjum na Kępnej, które potem zamknęli. Myśmy się przenieśli właśnie na Targową 15, sąsiadującą z tą, gdzie wywozili do Niemiec. Tak się to wreszcie skończyło, maturę żeśmy pozdawały.

  • Maturę w którym roku pani zdała?

Przed samym Powstaniem właśnie na Targowej, to bardzo dobre było gimnazjum.

  • Gdzie panią zastał wybuch Powstania, 1 sierpnia 1944 roku?

W domu na Kawęczyńskiej.

  • Skąd pani wiedziała, że trzeba iść na zbiórkę?

To już było powiedziane, że będziemy zawiadamiani, w razie jeżeli coś się zacznie, a myśmy mieszkały (znaczy klasy najstarsze) na piątym piętrze Targowa 15, bo z Kępnej Niemcy nas wyrzucili.

  • Pani też mieszkała w szkole?

Nie, w szkole nie mieszkałam, na Kawęczyńskiej mieszkałam pod numerem 18.

  • Czyli ktoś pani dał znać, że pani ma się stawić?

Były zbiórki przecież, po prostu myśmy się spotykali, co było do zrobienia to się robiło, w każdym razie przygotowane żeśmy były.

  • Pamięta pani, o której godzinie czy w jakiej porze wychodziła do Powstania?

Piąta piętnaście chyba się zaczynało.

  • Ale o której pani wychodziła z domu?

Tak za bardzo to z rodzicami się nie chciałam żegnać, żeby ich nie denerwować, ale w każdym razie to już wiadomo było, że się rozpoczyna Powstanie, że zbiórka tych najstarszych klas właśnie przy Targowej 15.

  • Jak pani wyszła do Powstania ubrana, co pani miała ze sobą?

Harcerski mundurek, szara spódniczka, bluzka, tak właśnie żeśmy, oczywiście jeśli ktoś miał, bo mógł nie mieć.

  • Jakąś torbę z rzeczami na zmianę?

Tak, oczywiście, wszystkie rzeczy potrzebne to się miało ze sobą.

  • Nie było żadnego problemu, żeby się stąd przedostać na Chmielną 1 sierpnia?

Nie było, bezboleśnie tam żeśmy się znaleźli.

  • Wybuch Powstania już zastał panią właśnie na Chmielnej.

Na Chmielnej, tak, nawet mam zdjęcia z Powstania, ale to za daleko szukać.

  • Czy pani pamięta, jakie nastroje panowały wśród młodych ludzi?

Ludzie młodzi byli częściowo przygotowani, że coś takiego może być, to nie była żadna nowina, ale też lekki wstrząs. Jak pierwsza zbiórka była Chmielna 61, to rzeczywiście z młodzieży takiej naprawdę wartościowej to przeważnie były już dziewczynki w klasach maturalnych. W każdym razie to już było przygotowane, już przedtem nas przygotowali do tego, że jesteśmy sanitariuszkami, że mamy w czasie Powstania działać tak czy inaczej, mam zdjęcia z tego czasu.

  • Czy pani pamięta pierwszego swojego rannego, którego pani opatrywała?

Nie pamiętam.

  • Moment rozpoczęcia Powstania – gdzieś strzały, czy ktoś powiedział, że już się zaczęło?

Pierwszy ranny to był Jaworzak, został właśnie w nogi ranny, myśmy nad nim pracowały, że tak powiem.

  • Był jeszcze jakiś lekarz, który nadzorował?

Był jakiś lekarz. Jakoś sobie nie kojarzę, nie przypominam sobie [kto], ale musiał być lekarz.

  • Czy był jakiś szpitalik, co to było, gdzie pani miała zbiórkę?

Chmielna 61.

  • Ale tam coś było?

W podwórku była drukarnia, właśnie myśmy zaczynali.

  • Jakie zadania pani oddział miał przydzielone? Co mieliście robić?

Utrzymanie dzielnicy w naszych rękach przede wszystkim, jak najwięcej, żeby jakoś jak najwięcej można było działać. W każdym razie to nie były takie łatwe rzeczy, tym bardziej że zaraz na początku kilku kolegów zostało rannych, trzeba było szukać jakiegoś szpitaliku czy czegoś takiego, żeby przekazać tego chorego do dalszego leczenia.

  • Czyli jakie było pani zadanie, bo pani była sanitariuszką przy oddziale?

Przy oddziale harcerskim „Żbik”.

  • Jakie było pani zadanie, pani musiała pójść po rannego?

Tak. Były nosze, żeśmy gdzie tylko było potrzeba, to właśnie myśmy działały.

  • Nie było strachu, jak trzeba było wejść po rannego, bo ostrzał?

Był strach, ale co to, nie było wyjścia z sytuacji, w każdym razie dawałyśmy sobie radę.

  • Trzeba było takiego rannego opatrzyć i potem go do jakiegoś szpitala?

Do jakiegoś szpitalika na Chmielnej, a oprócz tego byli tacy młodzi chłopcy, dziewczęta u nas w oddziale. Z tymi dzieciakami to był największy kłopot, bo trzeba było patrzeć, pilnować, żeby sobie krzywdy nie zrobili, właśnie takie wszystkie kłopoty związane z jakimiś akcjami.

  • Czy pani zapamiętała coś szczególnie z tych dni w sierpniu, jakiś szczególny wypadek, jakąś specjalną rzecz, która się wtedy wydarzyła?

Właściwie z tych pierwszych dni, kiedy myśmy zebrali się na Chmielnej 61, to byliśmy stosunkowo bezpieczni, jeżeli chodzi o Niemców, ale zaraz gdzieś ostrzelali z góry i zaraz byli ranni.

  • Chmielna 61, gdzie to jest teraz, czy pani wie, że tam jest ten sam numer?

Ten sam numer, tak. To była drukarnia braci Wierzbickich.

  • Blisko Żelaznej.

Tak, blisko.

  • Czy pani pamięta ataki na dworzec pocztowy?

Tak, specjalnie nie brałam udziału, tylko jak byłam sanitariuszką.

  • Jak wyglądał przeciętnie taki dzień, jak pani stacjonowała?

Na Chmielnej?

  • Tak. Można było w nocy spać czy nie zawsze?

Różnie. Jak były dyżury, to trzeba było gdzieś, kiedyś odespać. Różnie to było.

  • Gdzie pani spała?

Gdzie spałam?

  • Tak.

Chmielna 61. To była drukarnia braci Wierzbickich. Oni nam odstąpili budynek, po prostu myśmy tam mieszkali jako oddział.
  • Na piętrze, w piwnicy?

W piwnicy i na piętrze, to było dużo tych harcerzyków, po prostu tak, jak to bywa w czasie wojny.

  • Miała pani swoje łóżko, czy każdy kładł się, gdzie było miejsce?

Tak, gdzie było miejsce.

  • Co pani jadła przez ten czas?

Staraliśmy się cośkolwiek gotować, żeby nakarmić naszą załogę.

  • Ile osób było w załodze?

Sześćdziesiąt kilka.

  • Dziewczyny to były sanitariuszki?

Sanitariuszki i łączniczki.

  • Chłopcy walczyli z bronią?

Tak. Zaraz był ranny jeden chłopak.

  • Czy pani miała broń?

Mnie nie była potrzebna broń, bo byłam po prostu sanitariuszką, sanitariuszce to broń nie jest specjalnie potrzebna.

  • Nosiła pani opaskę z czerwonym krzyżem?

Tak, z czerwonym krzyżem.

  • Co się jadło, co było do gotowania, czy pani pamięta jakie potrawy?

Z Towarowej przynosili nam jedzenie na samym początku Powstania, bo potem to we własnym sposobie myśmy sobie już ugotowały, było wszystko, naczynia, piece do gotowania, tak że urządziliśmy się już potem. Najgorszy [był] pierwszy dzień, drugi.

  • Była woda?

Tak, woda była.

  • Nie pamięta pani takiego momentu, że nie można było się umyć?

Bywało tak, że coś z tą wodą się działo, ale sobie dawaliśmy radę.

  • Jak się zachowywali mieszkańcy, czy pani miała kontakt, czy w tym budynku byli mieszkańcy?

Mieszkańcy zachowywali się naprawdę patriotycznie. Gdzie tylko było można, to nam pomagali.

  • Czy pani zapamiętała szczególnie jakiegoś rannego?

Jaworzak, został ranny w nogę i jego musieli zabrać do szpitala, to był taki harcerz z tych starszych.

  • To nie było już pani obowiązkiem, żeby tych rannych, których opatrzyła pani, jeszcze gdzieś przenosić?

Trzeba było gdzieś umieścić, bo zależnie od tego, czy to był ciężko ranny, czy troszkę draśnięty, w ten sposób się traktowało, żeby pomóc przede wszystkim.

  • Czy pani się zetknęła w czasie Powstania w sposób bezpośredni z wrogiem, z Niemcami czy z jakimiś innymi oddziałami?

Raczej chyba nie. Naprawdę nie mogę sobie uprzytomnić. W każdym razie byłam na Skaryszewskiej, skąd potem wywozili na roboty.

  • To już później.

To już był koniec.

  • Jeszcze mówimy o Powstaniu. Czy wiedziała pani, co się dzieje w innych dzielnicach, na innych ulicach, czy jakieś informacje na ten temat, co się dzieje, się rozchodziły?

Drukowane gazetki były, tak że można było się zorientować, co się dzieje.

  • Czy widziała pani na przykład uciekinierów z innych dzielnic, czy rozmawiała pani z takimi ludźmi?

Uciekali ludzie z różnych dzielnic, z tych najbardziej zagrożonych.

  • Czy pani się zetknęła z taki ludźmi?

Tak, myśmy się stykali przecież w ogóle ze społeczeństwem jako całością, bo przecież to nie była zabawa, to była poważna akcja. […]

  • Czy pani służba wiązała się z dużym ryzykiem, z zagrożeniem życia?

Oczywiście. Jak trzeba było na przykład rannego wynieść z pola czołowego, to przecież trzeba było wejść na to pole z noszami, założyć na nosze, przytroczyć, [zanieść] gdzieś do punktu sanitarnego, gdzie można było zostawić tego chorego.

  • Czy przez okres Powstania miała pani jakiś kontakt z rodziną?

Z rodziną nie. Moja rodzina mieszkała na Kawęczyńskiej przy zajezdni, przy tym domu dyrekcyjnym, tak że rodziców zostawiłam już samych, ale tato gdzieś się udzielał.

  • Czy zetknęła się pani z ludźmi innych narodowości, z Ukraińcami, Żydami?

Nie, raczej nie.

  • Stosunek ludności cywilnej był niezmienny cały czas od początku do końca, czy ludzie nie narzekali pod koniec?

Może narzekali, ale w każdym razie nie było to takie wszystko na wierzchu, nie było tak za bardzo widać, bo to trzeba było się utrzymać przy życiu, utrzymać tych rannych jakoś, żeby wytrzymać.

  • Czy pani brała udział w religijnych albo kulturalnych wydarzeniach?

Mszę świętą odprawiał zawsze jakiś kapelan na niedzielę.

  • Co niedzielę?

Tak. Jeden był ranny od razu, Jaworzak, ale jego musieliśmy oddać do szpitala, bo był poważnie ranny, młody chłopak.

  • Czy zapamiętała pani w jakiś sposób dzień 15 sierpnia, podwójne święto, religijne, Dzień Wojska? Czy coś się wtedy wydarzyło, jakieś obchody tego dnia?

Nie pamiętam. Byliśmy zajęci, żeby się utrzymać na tym swoim stanowisku, na Chmielnej 61, żeby było co dać jeść żołnierzom, w ogóle gdzie trzeba jakoś zadziałać.

  • Dni podobne do siebie?

Tak.

  • Czy czuło się, że sytuacja się pogarsza w czasie trwania Powstania? Czy mieliście takie wrażenie, że jest gorzej, jest źle?

Bardzo możliwe, że myśmy to odczuwali zupełnie inaczej niż teraz jako ludzie dorośli, ale w każdym razie staraliśmy się utrzymać jakoś i tych ludzi, którzy zostali ranni, bo nie wszystkich można było oddać do szpitala.

  • Ranni też leżeli w kamienicy?

Tak.

  • Trzeba było się nimi opiekować?

Tak. Jaworzak był ranny przede wszystkim, postrzelony został zresztą przez kolegę z bramy.

  • Czyli informacje, które pani dostawała z zewnątrz, to były gazetki, czy na przykład wiedzieliście, że Polacy zdobyli PAST-ę, to było stosunkowo niedaleko?

Tak, ale jednak spora odległość od nas na Chmielnej 61. Nawet jeżeli chodzi o PAST-ę, to przy budynku PAST-y była któraś z moich gimnazjalnych koleżanek. Od niej dowiadywaliśmy się potem, jak została zdobyta. Potem, jak w niewoli żeśmy siedziały, to też jedna z koleżanek wspinała się po prostu po murze PAST-y i zdobyli PAST-ę.

  • Tego się pani dowiedziała już później?

Tak, już jak byliśmy w niewoli.

  • Czy pani widziała samoloty, które zrzucają pomoc?

To było naprawdę tak, to dobrze nie pamiętam, jak było z pomocą. Dla nas nikt nic nie zrzucał na Chmielną w Śródmieściu.

  • Czy pani chodziła albo ktoś przychodził z „Haberbuscha” ze słynnym jęczmieniem, czy pani się zetknęła z tą zupą?

Tak. Myśmy potem same gotowały zupki.

  • Jakie pani ma takie najbardziej dramatyczne wspomnienie z Powstania?

Najbardziej dramatyczne to Jaworzak, który został ranny.

  • Dlaczego to było takie dramatyczne?

Dlatego, że on zupełnie niepotrzebnie przede wszystkim został ranny, zupełnie przypadkowo. A poza tym nie było specjalnej pomocy, żeby go gdzieś do szpitala oddać czy coś takiego, tylko trzeba było pracować przy nim, żeby jego utrzymać przy życiu.

  • W kamienicy, w której pani stacjonowała, były środki opatrunkowe, jakieś leki?

Tak.

  • Później, jak się kończyły, to ktoś donosił następne?

Jakoś to było załatwiane w każdym razie. Nasi chłopcy rozchodzili się potem po całej dzielnicy i właśnie takie niektóre rzeczy nam załatwiali przy okazji.
  • Jakie przyjemne wspomnienie ma pani z Powstania?

Chleb zaczęliśmy piec u nas dla całego oddziału i dla ludzi.

  • Pamięta pani, kiedy to było?

Jeszcze w sierpniu. Jeden Jaworzak, który został ranny na samym początku to tak niepotrzebnie, że tak powiem, jakoś trafiło go.

  • Powstanie się kończyło, jak wyglądał koniec Powstania u pani w oddziale?

Przede wszystkim było sporo młodych chłopców i dziewcząt. Tych najmłodszych, jak tylko była możliwość, to odsyłaliśmy do domu, jak Powstanie się kończyło. Oni zawsze się przekradali, trafiali do swoich domów. Nie chcieliśmy brać ich do niewoli.

  • Oni byli z okolicznych domów?

Tak, z okolicznych dzielnic.

  • Zgłaszali się na ochotnika, jak rozumiem?

Naturalnie. Zresztą to wszystko było w konspiracji, cała młodzież właśnie naszego oddziału. Jaworzak, który został ranny zaraz na początku. Potem PAST-ę nasi zdobyli, to też był duży plus, dlatego że po prostu to było w Śródmieściu.

  • Potem przyszła wiadomość o kapitulacji.

Tak.

  • Czy pani pamięta ten dzień?

Pamiętam, było tych piętnastolatków sporo w naszym oddziale, oczywiście myśmy nie chcieli tych dzieciaków brać do niewoli. Gdzie tylko można było, to tych dzieciaczków się odsyłało do domu.

  • Co dzieciaki robiły w oddziale?

Dzieciaki różnie − jako gońcy byli przeważnie. Takie mikre dzieciaki były, że wszędzie się wepchnęły, w każdą dziurę, a poza tym wysoko patriotyczni. Tak że to było bardzo ciekawe wszystko razem. Tych dzieciaków, jak Powstanie się kończyło, to myśmy rozesłali do domów, bo przeważnie dzieci były z tych dzielnic, to dzieciaczków się odesłało do domów i zostali sami starsi. Ci, których odesłali, to oni teraz działają jeszcze w naszych oddziałach. To było bardzo ciekawe.

  • Jakie nastroje były wtedy, kiedy dowiedzieliście się, że Powstanie upada?

To przecież było bardzo przykro, szkoda tego całego wysiłku, poza tym miasto było bardzo zniszczone w naszej okolicy.

  • Pani widziała zniszczenia?

Tak, potem, jak żeśmy szli do niewoli, to tym bardziej widziało się to, co stało się z tym miastem.

  • Pani była gotowa pójść do niewoli, czy myślała pani o ucieczce?

Nie, bo mieszkałam na Pradze, to Wisła była za szeroka, żeby przez nią przejść. Zresztą niebezpiecznie, jeszcze wszędzie kulki latały.

  • Bezpieczniej było z całym oddziałem pójść do niewoli?

Z całym oddziałem do niewoli pójść…

  • Czy jakieś przygotowania do wyjścia robiliście? Bo było kilka dni, zanim przyszły rozkazy.

Żeśmy porozsyłali do domu tych najmłodszych łączników, łączniczki. Poza tym ponieważ myśmy byli z Pragi i z różnych innych dzielnic, to poszliśmy do niewoli.

  • Dostała pani żołd przed wyjściem?

Coś chyba nam dali, tak nam się wydaje, ale nie pamiętam, coś było. Ale to tak nie było specjalnie koniecznie potrzebne, bo jak się poszło do niewoli, to jeść dali.

  • Jak się odbywało wychodzenie w Warszawy? Którego dnia pani wychodziła z Warszawy i jaką trasą?

Jak myśmy wychodzili? Na Chmielnej 61 byliśmy, jak to było…

  • Czy przyszli Niemcy? Czy wychodziliście na razie sami?

Niemcy nie przychodzili, myśmy sami szli do niewoli. Niemcy też się liczyli z tymi chłopaczkami, bo mieli broń, ostrzeliwali się, gdzie konieczność była, tak że Niemcy też nie byli takimi zwycięzcami.

  • Czy pani nie zetknęła się z żadnymi takimi nieprzyjemnymi zatargami między wychodzącymi Powstańcami a Niemcami?

Nie, to byli harcerze bardzo patriotyczni.

  • Nie pamięta pani, jak wychodziliście?

Nasz oddział razem szedł, ale było sporo takich dzieciaków bardzo młodziutkich i tych żeśmy odesłali do domów, żeby dzieci nie szły do niewoli.

  • Jak pani była ubrana? Czy miała pani biały fartuch? Jak to było, kiedy pani wychodziła?

Harcerski mundurek, bo to była Harcerska Artyleria Przeciwlotnicza „Żbik”.

  • Co pani zabierała ze sobą z Powstania? Był chleb?

Chleb był. [Zabierałam] to, co się dało. Oczywiście, że nie można było się wygłupiać i obarczyć różnymi rzeczami, ale w każdym razie myśmy tak szli. Najgorzej to było, jak zabierali ze Skaryszewskiej chłopców na roboty.

  • Znalazła się pani na Skaryszewskiej?

Na Skaryszewskiej 15 na piątym piętrze – to po cichutku były klasy maturalne.

  • Pani jeszcze mówi przed Powstaniem?

Tak.

  • W jaki sposób pani wychodziła ze swoim oddziałem z Warszawy? Na piechotę, pociągiem, jak to było?

Wychodziliśmy gdzieś na piechotę, ale naprawdę to nie pamiętam, jak…

  • Czy ktoś ogłosił, że idziecie do niewoli, idziecie do jakiegoś obozu, czy nie wiedzieliście, co z wami będzie?

Było ogłoszone, że Powstanie upadło.

  • I że idziecie do niewoli.

Tak.

  • Nie było lęku, że Niemcy gdzieś wyprowadzą w ruiny i zastrzelą?

Nie. Jak już sami podpisali deklaracje, to co oni mogli?

  • Czyli ufała pani, że rzeczywiście gdzieś dojdzie pani do niewoli?

Tak.

  • Gdzie się pani znalazła w niewoli?

W niewoli myśmy się znaleźli najpierw… Też mnie się pomazało w głowie, gdzie myśmy wylądowali z naszym oddziałem. Dzieciaki to do domów żeśmy odesłali, tych szesnastolatków, piętnastolatków, a sami… To już byłam wtedy w klasie maturalnej i nasza klasa po cichutku uczyła się na Targowej w wysokim domu róg Skaryszewskiej. Tam właśnie myśmy mieszkały i odbywały się różne zebrania.

  • W jakim obozie się pani znalazła po Powstaniu?

Po Powstaniu byliśmy w niewoli.

  • Pamięta pani, jakie warunki były w obozie?

Fatalne.

  • Jakieś ubrania zabrała pani ze sobą? Pani wychodziła z Powstania i szła do Powstania latem…

W mundurku harcerskim.

  • A potem była już zima, jakieś ubrania wam dali?

Nie, nikt się bardzo nie troszczył o nas.

  • Czy pani pracowała będąc w niewoli? Jak wyglądało życie?

Owszem. Jak nas zabrali z Warszawy, to wywieźli do Chemnitz, to jest w Górnej Saksonii, zakwaterowali nas w fabryce zbrojeniowej. Konkretnie pracowałam przy maszynie do toczenia różnych części oczywiście, koła do czołgów toczyłam, taka młoda dziewczyna. Musiałam na kilkanaście czołgów tych kół zamontować do maszyny, w środku dziurę zrobić, taki nóż był w środku i on ustawiał na odpowiednią średnicę środek koła. Dwadzieścia takich kół dziennie musiałam zrobić.

  • To była ciężka praca?

Bardzo, przecież takie koło, to nie wiem, ile ono ważyło. Bardzo się dziwiłam, bo byłam młoda dziewczyna i żeby mnie przystawili na taką pracę – mogli coś innego, coś lżejszego. A byłam mała i niedożywiona.

  • Czy do obozu dochodziły do pani jakieś wiadomości od rodziny, czy dostawała pani jakieś listy, paczki?

Nic nie dostawałam, ani paczek, ani listów, ale moje koleżanki z Niemiec, które mieszkały przedtem w Niemczech, to one dostawały i stamtąd były wiadomości ze świata. Potem nas tak zbombardowali dokładnie, że nie było co w ogóle ze sobą zrobić, kompletnie fabryka w Chemnitz została zbombardowana. Nas potem wywieźli na pogranicze Holandii i na pograniczu Holandii wyswobodzili nas Polacy.





Warszawa, 14 lutego 2011 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska-Dubek
Krystyna Panek Pseudonim: „Szafrańska” Stopień: sanitariuszka Formacja: 2. Bateria Artylerii Przeciwlotniczej „Żbik” Dzielnica: Śródmieście Północne, Chmielna 61

Zobacz także

Nasz newsletter