Lucjan Malski „Żbik”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Lucjan Malski. W czasie Powstania miałem lat dziesięć i pół.

  • Nie był pan cywilem, już był pan żołnierzem.

Sytuacja była taka, że Powstanie zastało mnie akurat o piątej 1 sierpnia na ulicy Pańskiej, gdzie mój krewny miał sklep. Miałem jedno z takich mocniejszych przeżyć, że stałem na rogu Pańskiej i widziałem kule, którymi we mnie ze wszystkich stron strzelano. Zawsze chcę się zapytać jakiegoś prawdziwego żołnierza, czy to jest możliwe, ale [tak to] pamiętam.

  • Nie słyszał pan ich, tylko widział?

Błyski takie.

  • Mieszkał pan od urodzenia w centrum Warszawy…

Mieszkałem na Nowym Świecie pod numerem 39 [od] początku okupacji do Powstania. Tak się składało, że u nas na podwórzu był parterowy domek i tam była drukarnia. Jak wybuchło Powstanie, okazało się, że tam drukowano tajne gazetki. Zgłosiłem się, że chcę współpracować i byłem potem całe Powstanie łącznikiem Grupy Szturmowej.

  • Za wiedzą rodziców?

Tak. Po pierwszym dniu już nie widziałem rodziców [przez] całe Powstanie, dopiero [po zakończeniu] spotkałem ojca w Pruszkowie. To już po wszystkim. Byłem normalnie w wojsku. Zmienialiśmy placówki cały czas.

  • Od którego momentu był pan już zorganizowany?

Od pierwszego dnia Powstania.

  • Czy może dziesięcioletnie dziecko składać przysięgę?

Nie składałem przysięgi. Sytuacja była taka, że wtedy my często siedzieliśmy na dachu drukarni, to znaczy domu, który oddzielał nasze podwórze od ogrodu kawiarni Blikle. [Wówczas] Blikle był zupełnie inny. Była wielka, bardzo elegancka kawiarnia i ogród. Nazywał się „Latona”. Myśmy siedzieli na dachu jako chłopcy i słuchali. Czasem śpiewał Mieczysław Fogg, to wszystko było bardzo dawno.

  • Dlaczego siedzieliście na dachu?

Byliśmy za młodzi, żeby iść do kawiarni, siedzieć przy stolikach, a poza tym pewnie nie mieliśmy pieniędzy.

  • Nastąpił dzień 1 sierpnia 1944. Znalazł się pan na ulicy Pańskiej?

Tak. Tam mnie zastało Powstanie, ale potem poszedłem do domu i zgłosiłem się do pracy.

  • U siebie, tam gdzie była drukarnia?

Tam, gdzie mieszkałem.

  • Jakie zadania panu dali?

Cały czas byłem łącznikiem, roznosiłem meldunki cały dzień.

  • Do kogo i jakiego rodzaju?

Do różnych sztabów i sześciu placówek. Myśmy też drukowali „Biuletyn Informacyjny”. Cały czas był główną, jedyną gazetą w czasie Powstania. Byłem bardzo ważną osobą, ponieważ pierwszy miałem gazetę i ludzie, którzy cały czas siedzieli w piwnicach, wszyscy starali się ze mną żyć w przyjaźni. Poza tym, w tej samej drukarni drukowano słynne znaczki pocztowe.

  • Do poczty polowej?

Tak. Bardzo w tej chwili wartościowe. Chciałem jeszcze powiedzieć, że na to wszystko patrzyłem jako dziecko. [Miewam] koszmarne sny, przeważnie o Polsce, nie tak często, ale nie z okresu dzieciństwa i Powstania, tylko z okresów późniejszych. Dla mnie w jakiś sposób, mimo że przeżyłem i brałem udział w różnych tragicznych wydarzeniach, o których mogę powiedzieć, to w dużym stopniu Powstanie – to była zabawa, jakaś tragiczna, dramatyczna zabawa. Pierwszego dnia, [tam gdzie] jest Bank Gospodarstwa Krajowego…

  • Na rogu Nowego Światu i Alej

Tak. [Tam stacjonowali Niemcy] w czasie Powstania, na początku w każdym razie i byli też w Muzeum Narodowym, [bo] domu partii jeszcze wtedy nie było. I oni przelatywali przez ulicę z terenu Muzeum Narodowego do BGK, widocznie wtedy należał do Niemców. Po drugiej stronie był słynny „Cafe Klub”, nie brałem w tym udziału, ale tam był słynny zamach na Kutscherę i potem Niemcy zabili bardzo dużo Polaków. My mieliśmy stanowisko w takim domu wysokim, tuż za „Cafe Klub”, na strychu. Wtedy właśnie chłopcy pierwszy raz mi dali Bergmanna. I ja też sobie strzelałem do Niemców.

  • Ci chłopcy byli trochę starsi od pana?

Byli, [mieli] co najmniej osiemnaście lat. To byli normalni żołnierze i był też dowódca. Pewnego [razu] wyjechał czołg z mostu Poniatowskiego. Stanął na środku skrzyżowania. Powoli odwrócił lufę swoją w naszym kierunku, dokładnie i precyzyjnie, i strzelił. Ta ściana, gdzie my byliśmy, kompletnie była w ruinie. We mnie strzelił i w dwóch żołnierzy.

  • Czyżbyście byli tak widoczni, że strzelił?

Nie. Wiedzieli, że stamtąd strzelamy. Ale on to tak powolnie zrobił, obrócił lufę czołgu…

  • Nie zdążyliście uciec?

Nie, nie zdążyliśmy. Prosto w nas strzelił. Mnie się nic nie stało, ale cała ściana była w gruzach. Leżałem pod jakimiś gruzami i byłem głuchy conajmniej przez trzy dni, a może więcej.

  • Czy zginął ktoś wtedy?

W każdym razie ja nie zginąłem. Nie pamiętam, co dalej było. […]. To było pierwsze takie dramatyczne…

  • Wrócił pan do domu do siebie?

Nie. Byłem w wojsku cały czas. W ogóle nie widziałem rodziny. Cały czas byłem, aż do końca Powstania. Bardzo dramatycznie było przy końcu Powstania. Mogę teraz powiedzieć, że na samym końcu chciałem spotkać moją rodzinę. Wtedy stacjonowaliśmy przy placu Napoleona. Poszedłem do mojego domu przez ulicę Warecką. Warecka była cała w płomieniach. Chodziłem po dachach, ale wszystko się paliło, co było też dość dramatyczne. Jak przyszedłem i widziałem tuż nasze podwórze, to nagle usłyszałem dziwne głosy i to nie po niemiecku. Okazało się potem, [że] to były jakieś oddziały, który służyły w armii niemieckiej albo łotewskiej. Wtedy się szybko wycofałem.

  • Takie samo zagrożenie stwarzali jak Niemcy?

Wtedy już był moment, że Niemcy zajęli drugą stronę [Nowego Światu]. Zwykle, cały czas, ta strona gdzie jest Blikle, była po polskiej stronie, a naprzeciw byli Niemcy. Widocznie już przy końcu zajęli domy po drugiej stronie Nowego Światu.

  • Jakie pan zapamiętał akcje, czy jakieś trasy szczególne, które panu wyznaczono, żeby pan biegł z tymi biuletynami i innymi informacjami?

Pamiętam, była taka akcja. Moja grupa brała aktywny udział [w ataku] na budynek PAST-y. Potem chyba też brali udział w walkach [o] kościół Świętego Krzyża.

  • To już koniec sierpnia.

Prawdopodobnie.

  • Co pan widzi oczyma duszy? Czy jest jakiś obraz z tamtego okresu?

Oczywiście, wszystko bardzo dokładnie pamiętam, ponieważ to były bardzo dramatyczne wydarzenia. Najbardziej pamiętam, wracam do mojej dziecinnej wyobraźni, że moja Grupa Szturmowa zajęła browar Haberbusch i Schiele. W tym momencie nie bardzo mieliśmy co jeść, spaliśmy na workach z cukrem i czasem trochę kaszy było w pomieszczeniu, gdzieś na Wilczej.

  • Jęczmień był? Zupę robiliście?

Jakaś kaszka. Głównie żywiłem się cukrem i właśnie potem, po zdobyciu, poszedłem do Haberbuscha po sok jakiś malinowy. Pamiętam, że beczki z winem wylały się i chodziłem w winie i szukałem soku. Kilka butelek przyniosłem do naszego pomieszczenia. Pamiętam ogólne wydarzenia, które wszyscy wspominają ciągle, jak był [zrzut] na spadochronach, Anglicy zrzucili.

  • Największy zrzut był amerykański 117 Liberatorów.

Nie wiem, mnie się wydawało, że był angielski, ale możliwe. W każdym razie pojawiły się samoloty i to był słoneczny dzień, i wszyscy byli bardzo szczęśliwi, że już wyzwalają nas.

  • Wydawało się, że gdzieś blisko spadają?

Pełno było spadochronów. Wszyscy wyszli na podwórze i cieszyli się strasznie.

  • Udało się coś uzyskać z tego zrzutu?

Po pierwsze, nie byli to żołnierze, tylko broń i żywność. Po drugie, większość spadła po stronie niemieckiej. Ale kilka spadło po naszej stronie. Osobiście tego nie rozpakowywałem, ale była to wielka radość, euforia, ale niewiele z tego wynikło. Byłem świadkiem bardzo wielu tragicznych wydarzeń, ale nie zostawiły one na mnie jakoś wielkiego śladu. W tej bramie, co mieszkałem, był handel obrazów. Pewnego dnia o ósmej rano brama była zamknięta. Jak wyszedłem, to rozstrzelano trzydzieści, czterdzieści osób, po prostu płynęła krew na całym chodniku.

  • Może lepiej, że to nie zostawiło na panu śladu.

Mam znajome dwie Angielki, które nie pozwalają swoim dwunastoletnim synom oglądać telewizji, ponieważ przeważnie są brutalne wiadomości. Przeżyłem bardzo dużo brutalnych sytuacji i jakoś to wielkiego śladu, poza pamięcią, nie zostawiło we mnie.

  • Człowiek nie staje się zły, jeśli zła doświadcza?

Właśnie, może ma w genach, albo nie ma. Cudowny mieliśmy pobyt w antykwariacie, świetnie się bawiłem. To gdzieś było koło Wilczej.

  • To się pan przemieszczał…

Tak, zmienialiśmy placówkę dość często, ale cały czas w obecnym Śródmieściu.

  • Bawił się pan w antykwariacie, bo były jakieś…

Wspaniałe [eksponaty]. Głównie zrekonstruowałem perską fajkę i próbowałem palić przez wodę z sanitariuszką, która nie była wiele starsza ode mnie, może miała piętnaście lat…

  • Uruchomiliście wodną fajkę?

To ja uruchomiłem, ale my robiliśmy [też] nagrobki, nie wiadomo dlaczego. Było pełno różnych szpejów i robiliśmy nagrobki. To była bardzo dobra zabawa.

  • Jak was traktowali dorośli, dla których pracowaliście?

Byłem sam cały czas i bardzo dużo pracowałem. Cały czas chodziłem, na legitymacji mam przepustkę, że mam wstęp na sześć placówek cały czas. Więc ciągle chodziłem, albo w piwnicach, albo pod barykadami, cały czas Powstania.

  • Jak wyglądał dzień codzienny, to znaczy kwestia zaopatrzenia, miejsca do spania, wszelkie potrzeby codzienne?

Wszystko to było bardzo prymitywne. Nie było wiele do jedzenia. Chłopcy kiedyś zrobili wielką nagonkę i upolowali. Znaleźli jakiegoś konia, którego dorożkarz ukrywał i go zjedli. Mój brat mi opowiadał, że jedli psy też, ale ja nie jadłem. Nie miałem kontaktu z nim, ale po Powstaniu mi opowiadał. Podobno mięso młodych psów jest bardzo dobre.

  • Prawdziwego głodu pan nie doświadczył?

Nie, ale do jedzenia był właściwie cukier i sok, które jadłem przez długi czas z kaszą.

  • Jadł pan tylko to, co pan zdobył sam, czy było to jakoś zorganizowane?

Nie, oddział miał wspólne. Gdzie było trochę kaszy i cukier, to był jakiś magazyn. Pełno było tego, ale to nie było dostateczne pożywienie.
  • Niektórzy opowiadają, że na przykład pociechą były jakieś msze urządzane. Czy spotkał się pan z tym? Z jakąś duchową pociechą?

Nie.

  • Nie pytam już o informacje, bo pan był pierwszy, który miał informacje.

Pamiętam bardzo [dobrze], jak nie zdążyłem wrócić do oddziału. Noc zapadła [gdzieś byłem] daleko od naszej placówki i musiałem spać na podwórzu. Ale na podwórzu było pochowanych może ze czterdzieści trupów, to było asfaltowe podwórze i zało ziemi, i stopy wystawały. Mam pamięć takich... Jak widzę kogoś w łóżku, kto pokazuje stopy, to mnie się to przypomina. Sam spałem.

  • Ci nieboszczycy obok.

Tak. Nic mi się nie stało.

  • Od nich się nie należało spodziewać niczego złego.

Jeszcze przed Powstaniem chodziłem na tak zwane komplety. W ogóle chodziłem do szkoły na placu Teatralnym i potem na placu Trzech Krzyży. Chodziłem cały czas. Moja babcia mieszkała na Podwalu i moi bracia. Właściwie codziennie chodziłem w tym rejonie.

  • Na Podwalu była szkoła?

Nie. Prywatne mieszkanie. Moja babcia mieszkała i dziadek.

  • Jak to wyglądało? Wiele dzieci przychodziło?

O szkole niewiele mam do powiedzenia. Pamiętam, że robiliśmy masło z mleka w czwartej klasie, z taką śliczną, złotowłosą Marysią. Niewiele więcej pamiętam. Mówię o tajnej szkole, gdzie uczono historii Polski głównie, języka polskiego. W pewnym momencie obozowaliśmy w miejscu, gdzie spotkałem trzech kolegów z tych kompletów i „krowa” zaczęła hałasować, ja uciekłem do bramy.

  • W bramie podobno najgorzej było?

Nie. Właśnie uratowałem się, a tych chłopców zalała benzyna i spalili się na moich oczach. To też nie było specjalnie przyjemne.

  • Okropne wspomnienia.

Tak. To były pociski burząco-zapalające.

  • Do samego końca Powstania pan tam przebywał?

Do samego końca. Potem powiedział mi dowódca, żebym wyszedł jako cywil. Była wielka kwestia, czy Niemcy uznają powstańców jako żołnierzy i pójdą do oflagu czy stalagu, czy nie uznają. Mnie, jako najmłodszemu, kazali wyjść jako cywil. Przeszedłem całą drogę do Pruszkowa.

  • Pan sam. Jeszcze wtedy rodziny pan nie spotkał?

Nie, sam. Tłum znany ze zdjęć. Ludzie niosą kanarki, i tak dalej. Myśmy szli długo i w końcu doszliśmy do remizy w Pruszkowie. Zostałem przydzielony do jednego tramwajowego hangaru i [tam] spotkałem ojca, który mi powiedział, że przekradnie się w nocy do pawilonu zdaje się dwa, (nie pamiętam numeru), [który przeznaczony] jest dla umierających i mają ich po prostu wypuszczać z tego obozu. Rzeczywiście tak się stało. Przekradłem się. Pełno leżało ludzi umierających, albo bez nogi, albo coś takiego. Rano kazali nam wyjść z tego pawilonu i wtedy miałem jedno z najpiękniejszych przeżyć, był szwajcarski Czerwony Krzyż, [od którego] dostałem puszkę skondensowanego mleka. Było wspaniałe.

  • To przeżycie było takie piękne?

Tak. Dwa miesiące niewiele jedliśmy. [To mleko] było bardzo smaczne. Załadowano nas do wagonów towarowych, które były otwarte, pamiętam, bo deszcz padał.

  • Były bez dachów?

Bez dachów. Nikt nie wiedział, gdzie jedziemy. Jeszcze w międzyczasie na stacji kolejowej zobaczyłem w oknie zakratowanego pociągu mojego brata, którego wieźli do Niemiec. Mój brat miał też przeżycie wielkie, bo był zasypany przez trzy, czy cztery dni. Bomba uderzyła w dom z kilkoma osobami.

  • Własnymi siłami się wydostał?

Nie, odgrzebali, grupa ludzi była. Opowiadał mi tylko, że była też dziewczyna osiemnastoletnia i jak odgrzebali ich, to była siwa kompletnie. Nikt nie wiedział, gdzie jedziemy. W końcu wylądowaliśmy i okazało się, że to jest Piotrków Trybunalski.

  • To był cel podróży?

Pociąg stanął i stał. W końcu nas wypuścili, mnie w każdym razie i ojca też. Nie walczyłem z bronią, na początku trochę strzelałem, ale faktycznie nosiłem tylko meldunki. Nasi chłopcy zdobywali [Wytwórnię] Papierów Wartościowych.

  • PWPW. Na ulicy Sanguszki nad Wisłą.

Prawdopodobnie. Myśmy tam potem poszli i powstańcy brali stamtąd różne rzeczy. Trochę wziąłem takich papierów. Zapakowałem sobie w to trochę rzeczy, jak wychodziliśmy do Pruszkowa. Jak w Piotrkowie wyszliśmy z wagonów, rozpakowałem się i okazało się, że to były pięćsetki i że te pięćsetki są ważne. To było bardzo śmieszne. Nie pamiętam za bardzo cen wtedy, ale wiem, że mama mnie posyłała po masło i dziesięć deko masła kosztowało cztery złote. Tak że pięćset złotych było pewną wartością.

  • Gdzie mama była w tym czasie? Znaleźliście się czy nie?

Właściwie nie wiem. Zdaje się wcześniej ją zabrali.

  • Była na Nowym Świecie?

Na Nowym Świecie była z ojcem, ale potem spotkałem tylko ojca. Może ją wcześniej wypuścili. W każdym razie żyła i spotkaliśmy się potem w Krakowie.

  • Wypuścili was w Piotrkowie. Znaleźliście jakieś lokum?

Zamieszkałem u cioci w Krakowie, a mój ojciec potem gdzieś zaczął pracować. Mieliśmy mieszkanie w Krakowie i normalne życie.

  • Czy wróciliście do Warszawy?

Nie.

  • Nie dotknęły was późniejsze represje po wojnie?

Z jakiej strony represje?

  • Komunistyczne.

To już jest inny rozdział.

  • Tak, tylko wielu żołnierzy AK bardzo dotknęły.

Ponieważ byłem bardzo młody, nigdy bym się nie zapisał do związków, ale mój ojciec ponieważ też walczył w Powstaniu razem ze mną […]

  • Ojciec też walczył w Powstaniu? W jakim zgrupowaniu?

Nie wiem. Moi dwaj bracia, jeden zginął. Miałem napisać do prezesa. Teraz wiem, że walczył w Batalionie „Zośka” na Starówce i został zabity. Miał na imię Janusz i miał około osiemnastu lat.

  • Skontaktował się pan z innymi „Zośkowcami”?

Nie. Prosili moją siostrę, żeby podała te dane.

  • Jak się to potem stało? Kraków to był ostatnim wspólnym punktem? Kiedy nastąpił wyjazd za granicę?

To już [był] bardzo długi okres. Wyjechałem w 1970 roku.

  • Nie bezpośrednio po tym wszystkim?

Nie. Skończyłem Uniwersytet w Krakowie.

  • Ma pan legitymację AK-owską?

Zaraz znajdę.

  • Czy udziela się pan w tutejszych kołach?

Nie. Jak przyjechałem do Londynu, byłem strasznie zajęty. Pracowałem po prostu. Mam żonę i dwoje dzieci. Nie miałem czasu. Na początku, przez pierwsze dziesięć lat nie miałem specjalnie kontaktu z polskim środowiskiem. Dopiero rok temu byłem w Warszawie, [aby] odwiedzić Muzeum. Tam zapisałem się. Tu nawet nie jestem zapisany do „akówki”.

  • Pana przypadek jest szczególny, bo ludzie, którzy byli młodzi, ale dojrzali, to powracają do tamtych czasów z jakimś rozrzewnieniem. Pan był jednak tak małym dzieckiem, że może pan nie mieć aż takiej chęci kontaktów z ludźmi z tego okresu, bo to jednak był szczególny i bardzo trudny okres.

Mam w sobie te przeżycia. Jak były uroczystości sześćdziesiątej trzeciej rocznicy, był bardzo wzruszający moment, już właściwie większość ludzi poszła i potem piosenkarka śpiewała piosenki partyzancko-powstańcze, z orkiestrą była. Przyszła grupa starszych ludzi i wyraźnie byli bardzo rozrzewnieni. Zwłaszcza samotne osoby wspominały bardzo głęboko, [to] co się działo w czasie Powstania.

  • Pan nad tym czasem rozpamiętuje, czy nie?

Dla mnie to jest raczej taki okres aktywności mojej. Bardzo dokładnie pamiętam wszystkie miejsca i szczegóły. Były to dramatyczne wydarzenia. To się pamięta takie rzeczy, ale nie sądzę, żeby to wpłynęło w jakiś sposób na moje cele w życiu, poglądy na życie, albo coś w tym rodzaju.

  • Ludzie, którzy wtedy już byli o dziesięć lat starsi od pana i już w pełni wykształceni, z maturami, i tak dalej, mówili, że to była konsekwencja tego wychowania i szkolnego i rodzinnego – to, że się przyłączyli do Powstania.

Wtedy społeczeństwo było bardzo zjednoczone przeciwko Niemcom. Nie było takie [jak] w czasie komunizmu. Współpracowali wszyscy i pomagali sobie. To jest jedna rzecz. Zna pani opowiadania [Tadeusza] Borowskiego z Oświęcimia, wielkim walorem jego prozy jest, że traktuje w swoich opowiadaniach życie w Oświęcimiu, jako normalne życie. Człowiek, jak myśli o Oświęcimiu, to nie myśli w ten sposób, że ludzie grali na skrzypcach, była orkiestra, kochali się, ktoś przynosił kawałek bekonu dla swojej ulubionej, i takie różne rzeczy. Dla mnie wtedy Powstanie było po prostu normalnym życiem. Jest książka André Malraux „Nadzieja” o grupie anarchistów, która walczyła w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Powstanie, z tego punktu widzenia, przypomina mi, [że] było rajem dla anarchistów, ponieważ właściwie nie było władzy. Może wtedy nie rozumiałem znaczenia różnych organizacji.

  • Wiele ich było. Było zorganizowane państwo podziemne dla dorosłych ludzi.

Tak, ale poza Armią Krajową jeszcze były inne organizacje, nie mówię, że koniecznie związane z komunizmem. Pamiętam, że było bardzo dużo organizacji i każdy mógł robić, co chciał.

  • Czy dla pana obecnej rodziny pański udział w Powstaniu jest istotny?

Moja żona ma bardzo dziwne wyobrażenie Polski.

  • Nie jest Polką?

Nie, ona urodziła się w Szkocji. Patrzy na Polskę z dwóch punktów widzenia. Jak była pierwszy raz w Warszawie miała dwanaście lat i czuła się strasznie bogata. Wtedy była bardzo korzystna wymiana funta, więc z tego punktu widzenia widzi Polskę, że są cudowne bary mleczne, są cudowne hotele, i tak dalej. Ponieważ z siostrą miały mnóstwo pieniędzy, chodziły po hotelach, jadły w drogich restauracjach. Jej matka natomiast, która była Polką, przeszła przez Syberię, w kuchni zawsze śpiewała wszystkie piosenki partyzanckie. Prowadziła później klub u Andersa. Te dwie rzeczy jej się spodobały, że śpiewali piosenki, [które] mama śpiewała jak gotowała obiad.

  • W każdym razie da się żyć z takim wspomnieniami. Nie są one w pana przypadku najgorsze. To dobrze, bo to mogło zaważyć na psychice dziecka w okrutniejszy sposób. Dobrze, że na pana Powstanie nie wywarło aż takiego wpływu.


Londyn, 25 stycznia 2008 roku
Rozmowę prowadziła Iwona Brandt

Lucjan Malski Pseudonim: „Żbik” Stopień: łącznik Formacja: Sztab Wojskowych Zakładów Wydawniczych Dzielnica: Śródmieście

Zobacz także

Nasz newsletter