Roman Sobierajski „Rosa”

Archiwum Historii Mówionej

Roman Sobierajski, urodziłem się 19 listopada 1920 roku w Białaczowie. [W czasie Powstania byłem] kapralem w Zgrupowaniu „Chrobry II”, pseudonim „Rosa”.

  • Proszę mi powiedzieć jak pan wspomina swoje dzieciństwo. Czy pan się urodził w Warszawie?

Nie, ale rodzice się przeprowadzili do Warszawy w 1927 roku i od tej pory, od pierwszego oddziału szkoły podstawowej jestem warszawiakiem.

  • Ta miejscowość gdzie się pan urodził, gdzie dokładnie się znajdowała?

To jest gmina w powiecie opoczyńskim.

  • Już jak siedem lat miał pan, to pan się przeprowadził do Warszawy. Gdzie pan mieszkał przed wojną w Warszawie?

Początkowo na ulicy Śliskiej pod numerem czterdzieści jeden. Moja mama prowadziła sklep, a ojciec był mistrzem murarskim i pracował w firmie budowlanej.

  • Co to był za sklep, co mama prowadziła?

Spożywczy.

  • Jak pan właśnie pamięta te lata przedwojenne? Jakie było wtedy życie w Warszawie?

Miałem dobre życie. Początkowo chodziłem do szkoły na Złotą, a potem przeniesiono mnie na Żelazną gdzie jest „Feniks”. Ale ta szkoła przeprowadzała się jeszcze, najpierw do Wortmana na rogu Srebrnej i Towarowej, gdzie obecnie jest „Ruch”, a potem na Miedzianą 5 czy 6 i do tej pory jest tam szkoła pod tym samym numerem.

  • Jak pan zapamiętał wybuch wojny, wrzesień 1939 roku, bo już miał pan wtedy dziewiętnaście lat?

Wojna mnie zastała u wujka, który był naczelnikiem poczty w Nowym Mieście nad Pilicą. Stamtąd ewakuowaliśmy się w stronę radzieckiej granicy pod same Sarny, ale potem 16 września wystąpił Związek Radziecki i wracałem pociągiem. Dojechaliśmy do Brześcia, [gdzie] byli już sowieccy żołnierze. W czasie [powrotu] spotkałem kolegów, [między innymi] ze szkoły kolegę, Balasiński bodajże się nazywał. Rozdzieliliśmy się z całą grupą i z nimi razem się trzymaliśmy. Myśmy byli po cywilnemu, więc nas nie zatrzymywali, ale widzimy, że żołnierzy już zatrzymują, to mówię do kolegi: „Nie mamy co tutaj siedzieć, idziemy na piechotę do Warszawy.” Do Międzyrzecza już wojska sowieckie wstąpiły… Doszliśmy do Mińska Mazowieckiego i zatrzymaliśmy się, dalej nie puszczali, bo Warszawa była zablokowana. Ale potem dwudziestego siódmego, czy któregoś powiedzieli, że można iść i z tym kolegą na piechotę przyszliśmy do Warszawy. Warszawa była zrujnowana. Zastałem w domu mamę, siostrę i brata, ojca nie było, bo ojciec pracował w tym czasie w Kraśniku i nie wrócił. Brata starszego też nie było, bo wyjechał z dziećmi, jak zaczęli bombardować w pierwszych dniach września. Tak że cała ta gehenna, a potem Powstanie…

  • A lata okupacji? Czy zaczął pan gdzieś pracować?

Rodzice moi mieli sklep. Pracowałem w tym sklepie. Starałem się jakoś tutaj dowód wyrobić żeby uchronić się przed [aresztowaniem] a w międzyczasie zacząłem pracować w konspiracji.

  • Kiedy pan wstąpił do konspiracji? Czy jakiś kolega panu zaproponował?

Tak dokładnie nie powiem, ale około 1942 roku. Tam właśnie poznałem późniejszego mojego dowódcę, który przychodził do sklepu i wciągnął najpierw mojego brata starszego, a potem mnie. Potem szkolenie, a przedtem jeszcze zrobiliśmy u mnie w sklepie skrzynkę konspiracyjną, że podrzucali tutaj całą paczkę bibuły, dzieliłem to i roznosiłem na inne adresy.

  • Dokładnie gdzie się ten sklep znajdował?

Marszałkowska 15.

  • Jak miał na imię pana brat?

Mieczysław.

  • I pseudonim?

Nie pamiętam już w tej chwili, ale on miał jakiś budowlany [pseudonim], bo pracował tutaj pod Żyrardowem.

  • Pana dowódca jak się nazywał?

Który?

  • Ten, który przyszedł i zaproponował współpracę.

… Rusiecki.

  • Pseudonim?

Pseudonim miał „Bogusław”. On później zaprzysiągł mnie i normalnie już pracowałem, po przeszkoleniu jeszcze konspiracyjnym w mieszkaniu rodziców i u kolegów. Tak [pracowałem] do samego wybuchu Powstania. O wybuchu Powstania zostałem powiadomiony żeby się zgłosić do kawiarni Majewskiego w Alejach Jerozolimskich i tam właśnie był dowódca nasz „Grześ”. Dał mi paczkę opasek z numerem plutonu i podał mi adres, gdzie się mam z tym zgłosić. Wróciłem do domu, pożegnałem się z rodzicami i poszedłem piechotą na punkt zborny.

  • Jak pan pamięta pierwszy dzień Powstania? Dostał pan w ogóle oprócz opasek jakąś broń?

Nie, właśnie nie. O! Długo jeszcze broni nie mieliśmy. Nasz oddział zebrał się i pierwszą noc tylko czekaliśmy. Potem drugi dowódca nasz, który przyszedł, „Grześ” zorganizował [broń] i poszliśmy. Był atak na pocztę dworcową na Chmielnej przy Alejach Jerozolimskich, [my jej] broniliśmy. Robiliśmy barykadę wzdłuż ulicy Żelaznej i tam pierwsze walki były. Potem nas przekwaterowali z tego miejsca na Sienną 72, [gdzie] była piekarnia, ten dom stoi jeszcze do dzisiaj, to przy Twardej jest. W tym okresie też chodziliśmy pilnować zrzutów, ale niestety nie było żadnych zrzutów, takie dyżury mieliśmy w nocy. Potem nas przerzucili na Śliską, Sienną, bo to domy przechodnie były, Sienna 48, Śliska 39 i tam kwaterowaliśmy. Dowództwo Armii Krajowej było vis-a-vis, Sienna 45. Potem otrzymaliśmy odcinek na Grzybowskiej, między Graniczną a Ciepłą mniej więcej, [gdzie] robiliśmy patrole. Tam była remiza rezerwy policji konnej, [gdzie] trzymaliśmy wartę. W międzyczasie braliśmy udział w walce. Odpieraliśmy ataki czołgów, goliatów. Tak było do 31 sierpnia, kiedy miała się przebijać Starówka tutaj. Ale na naszym odcinku się nie przebiła. Zostałem nawet dowódcą karabinu maszynowego i tam vis-a-vis Solnej właśnie mieliśmy [posterunek]. Ale karabin zdobyczny był nie za bardzo, po jednym strzale [popsuł się]. Wycofaliśmy się do zbrojowni, była na placu z tyłu, między Twardą a Grzybowską. [niezrozumiałe] Wtedy zginął nasz dowódca „Grześ” i zastępca jego i dużo rannych było.

  • Bo właśnie „Lech Grzybowski” bardzo cenił pluton „Grzesia”. Za co pan dostał Krzyż Walecznych?

Właśnie za zniszczenie goliata, który atakował naszą barykadę i odpieranie czołgu na ulicy Ciepłej.

  • Pan go zlikwidował granatem?

Butelki, granaty były, ale mało, podstawowa broń, to butelka niestety.

  • W ogóle pan rozpoczynał Powstanie jako strzelec, tak?

Zawsze strzelec, ja już byłem przeszkolony, ale tam nie zgłoszone było.

  • Ale też dostał pan awans?

Tak, to jest na dokumentach.

  • Niech pan mi powie, za co pan dostał awans.

To trzeba się zapytać dowództwa. [...]

  • A jak było z wyżywieniem?

Nienajgorzej. Byliśmy w dzielnicy, gdzie było dużo pól, koni i krów, magazyny były spożywcze, tak że jakoś kombinowaliśmy. Był browar, były młyny pod naszym dowództwem, tak że w zasadzie dostawaliśmy jedzenie regularnie.

  • Noclegi, bo na przykład przecież cały czas pluton „Grzesia”, ten szturmowy…

Normalnie do 31 sierpnia mieliśmy kwaterę na Mariańskiej róg Twardej i tam zmienialiśmy się właśnie. Potem jak byliśmy na placówce w koszarach, to nocowaliśmy i zmienialiśmy się też. Potem na Łódzkiej. To był domek [wolno] stojący i wtedy z tego domu korzystaliśmy do 24 września, kiedy zostałem ranny z granatnika. Opatrzony byłem. Dostałem w nogę. [Założono mi] gips i [wysłano] na kwaterę, gdzie był dowódca plutonu czy kompanii, na Pańską ulicę. Za parę dni jak byłem w piwnicy na kwaterze, przyszedł kapitan [niezr. 17:39] i dał odznaczenie…

  • Krzyż Walecznych.

Krzyż Walecznych i awans na kaprala.

  • Tu właśnie jest napisane, że odznaczył się pan szczególnie w natarciu na Chłodną 13, 14, w obronie ulicy Grzybowskiej i w natarciu na Hale Mirowskie.

No właśnie, to już nie muszę swoimi [słowami] mówić, mój dowódca już napisał wszystko.

  • Właśnie w natarciu na Hale Mirowskie został pan dowódcą karabinu maszynowego, tak?

Tak.

  • Który nie strzelał. Pamięta pan swój najgorszy dzień w Powstaniu Warszawskim?

Wszystkie były [trudne], ale najgorszego specjalnie nie miałem. Człowiek miał dwadzieścia trzy lata, to akurat nie patrzył tak tragicznie na wszystko. Najgorsze dni były w pierwszej dekadzie, piątego czy szóstego, kiedy rozeszła się pogłoska, że się poddajemy. Było nawet takie, że kto chce to niech się zgłasza i będzie mógł odejść, a reszta to… Ale w końcu zmieniło się i Powstanie trwało do końca.

  • Pamięta pan może jeńców niemieckich z Powstania Warszawskiego? Bo tam byli też, przyszli Rosjanie, walczyli? Zbiegli z niewoli niemieckiej.

U nas byli w szpitalu Azerowie, Gruzini, ale oni mówili, że uciekli właśnie z [niewoli]. U nas nie było specjalnie.

  • Miał pan jakąś sympatię w czasie Powstania Warszawskiego?

O! Tak! Dużo sympatii!

  • Same sanitariuszki?

Tak, mieliśmy sanitariuszki, które opiekowały się nami, przenosiły [nas]. Jak zostałem ranny, to jedna z sanitariuszek zorganizowała kolegów, żeby mnie przenieśli do szpitala na Śliską. I potem odnieśli mnie na kwaterę, [która] była przy dowódcy.

  • Jak wspomina pan swojego dowódcę „Grzesia”? Jaki to był człowiek?

„Grzesia” znałem jeszcze przed Powstaniem, bardzo równy [facet]. Nawet byłem u niego w mieszkaniu kiedyś prywatnie. Nie przypominam sobie w tej chwili czy jakieś ćwiczenia były czy wykłady. On mieszkał na ulicy Idzikowskiego, blisko Fortów. Kiedyś zorganizował ćwiczenia ze świecami zapalającymi. Przed samym Powstaniem pełnił dyżur i jak wręczył mi te opaski, to mówił: „Wstąp do mnie, wskocz i powiedz, że ja idę na Powstanie.” Potem pytał się mnie czy [byłem], mówię: „Nie zdążyłem, no niestety nie zdążyłem.” Jeszcze a propos benzyny. Pamiętam, że kiedyś mnie wydelegowali do stacji benzynowej, [na której] był umówiony człowiek, pracownik, i dał mi bańkę benzyny, żebyśmy mogli ćwiczyć.

  • Jak na przykład przyszedł moment kapitulacji, to pan był ranny, tak? Leżał pan w szpitalu?

Tak, byłem w punkcie na Pańskiej, przy dowódcy, ale potem wszystkich zebrali nas na Złotej bodaj dwadzieścia, gdzie był Urząd Probierczy. Dwunastego zdaje się zostaliśmy wywiezieni do obozu Zeithain. To był obóz międzynarodowy, przyjęli nas dobrze, dosyć przyjemnie. Nasi z 1939 roku [już] byli. To był taki obóz, że całe rodziny były, żony i dzieci.

  • [...] Jak wyglądało pana wyzwolenie? Kto pana wyzwolił, Rosjanie czy Amerykanie?

Związek Radziecki... Już wcześniej, chyba 22 marca, już nie pamiętam dokładnie, że na 1 maja uczciliśmy zwycięstwo Związku Radzieckiego, po setce wódki każdy dostał.

  • Wróćmy do Powstania, bo były imieniny Wacława.

Właśnie to w dniu jego imienin dostałem te odznaczenia.

  • Podobno jakaś wielka uczta była, że i wino było na tych imieninach, tak?

U nas nie było, to nie wiem, przecież nas tam leżało pięciu czy sześciu. Tylko pamiętam, że uczta była, bo piesek wpadł do naszego pokoju, niestety zabili go i… Potem ci właściciele szukają psa, ale nie ma. Ugotowali na kuchni zupę i do kolegi przynieśli, on się poczęstował tą zupą, a potem powiedział, że to zupa z psa. On mu nie mógł tego darować. Takie były historie.

  • Pamięta pan może niektórych swoich kolegów z Powstania Warszawskiego?

Wszyscy się wykruszyli. Jest jeszcze jeden kolega, który razem ze mną był ranny, ale on młodszy był, czternaście lat miał jak w Powstaniu był.

  • Jak się nazywał?

Budny Zdzisław, też ranny był. Jest w encyklopedii akowskiej, czwarty tom. Niestety wszyscy się powykruszali, ja już mam osiemdziesiąt sześć lat i też nie za bardzo zdrowy.

  • Proszę powiedzieć, wrócił pan do Warszawy w 1945 roku?

W 1945 roku, w sierpniu. Przywieźli nas pociągiem do Torunia i w Toruniu nas zakwaterowano. Ale ja już byłem uzdrowieńcem, tak że wziąłem wypis, przyjechałem do Warszawy. Tragarz na wózek mnie zapakował, zawiózł do domu, ale domu nic nie było, spalone wszystko. Kolegę miałem niedaleko na Polnej i do niego [poszedłem]. Rodzice jego byli, mieszkali na Polnej 40. Zostawiłem bagaże i pojechałem do miejsca urodzenia, gdzie mój dziadek mieszkał, ojciec mamy. Tam rodzice byli, wróciłem i zostałem też.

  • Rodzeństwo tez przeżyło Powstanie?

Tak, brat był też w niewoli. Walczył w „Baszcie”.

  • Jak brat miał na imię?

Wacław.

  • Pamięta pan jego pseudonim może?

„Witan”.

  • Czy on jeszcze żyje?

Nie, niestety.

  • Proszę powiedzieć czy miał pan jakieś nieprzyjemności za to, że należał pan do Armii Krajowej, że brał pan udział w Powstaniu Warszawskim? Czy był pan jakoś prześladowany przez władzę ludową?

Nie, specjalnie nie. Nie byłem wyróżniany, ale specjalnie nie. Koledzy to raczej wszyscy tutaj szanowali.

  • Dlaczego pan przyjął taki pseudonim „Rosa”?

Poszedłem właśnie do tego kolegi i on pyta się: „Jaki chcesz pseudonim?” Ja mówię: „Czytałem Trylogię całą… Kmicic, czy Skrzetuski”, a on mówi: „Nie! Tu za dużo takich.” „To ‹‹Rosa››.” „Dlaczego ‹‹Rosa››?” „RS, mój pseudonim, Roman Sobierajski jestem.” Zostałem „Rosą”.

  • Mam na zakończenie takie pytanie, czy jakby pan miał znowu dwadzieścia trzy lata, czy poszedłby pan do Powstania Warszawskiego?

Trudna odpowiedź, teraz już patrzę inaczej trochę na te sprawy, ale na pewno bym poszedł.
Warszawa, 19 stycznia 2007 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama
Roman Sobierajski Pseudonim: „Rosa” Stopień: kapral Formacja: Zgrupowanie „Chrobry II” Dzielnica: Śródmieście Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter