Witold Walewski „Wincent”

Archiwum Historii Mówionej

Witold Walewski, urodzony 22 stycznia 1922 roku w Wodzyminie, powiat płocki, pseudonim „Wincent”, podczas Powstania kapral podchorąży. Ukończyłem podchorążówkę konspiracyjną – trwającą ponad dwa lata – i zdałem uroczysty egzamin. Okupację spędziłem w Warszawie, zaczynałem jako uczeń.

  • Jak pan dostał się do konspiracji? "

Tam gdzie przebywałem, opiekował się mną brat Henryk, który skończył gimnazjum w Płocku i pokierował mnie tak, że dostałem się do konspiracji, do jakiegoś oddziału, trudno mi teraz powiedzieć jakiego. Byłem już po szkole podchorążych, miałem wielu kolegów, z którymi spotykaliśmy się w celu wykonania różnych zadań.

  • Na czym polegały te zadania? "

Zadania polegały na tym, żeby dobrze przebadać pewne ulice na Mokotowie– kto tam mieszka, ile ludzi, gdzie są Niemcy… Wszystko było zapisywane gdzieś wyżej. To była bardzo przyjemna praca, musiałem powiedzieć, z czym się zetknąłem…

  • To znaczy jak to wyglądało? "

Wyglądało w ten sposób, że jak miałem się spotkać na ulicy z jakimś oficerem, to brałem sobie, albo przydzielali mi koleżkę, z którym sobie żartowaliśmy – to była konspiracja nie mająca nic wspólnego z szefem. Wtedy praca moja polegała na robieniu planów miejsca zamieszkania, domów, w jaki sposób to wszystko wygląda…

  • Czy pan to rysował czy tylko opowiadał, czy to było zapisywane na papierze? "

Troszkę rysowałem i opowiadałem, tam tworzyli całe albumy tych naszych prac początkowych.

  • Do czego to było potem wykorzystywane? "

Tam, gdzie mieszkałem na Mokotowie, został zastrzelony jakiś Niemiec, jak zaczęliśmy sami dowiadywać się gdzie to było, to okazało się, że nasze plany domów, podwórek i przejść były potrzebne do działań operacyjnych. To było wykorzystywane do naszej samoobrony.

  • Czy pan był już wtedy samodzielny, czy utrzymywali pana jeszcze rodzice? "

Byłem wtedy już na garnuszku wojskowym. Moi rodzice mieszkali daleko, a tu opiekował się mną mój brat, starszy ode mnie o dziesięć lat.

  • Czy brat też był związany z konspiracją? "

Jak najbardziej, miał duże plany, dochodziło do moich uszu, jak z kimś rozmawiał, mieli nawet zadania w terenie, koło Warszawy, dowiedzieć się, gdzie można przejść, u kogo się zatrzymać.

  • Jak pan zapamiętał dzień pierwszego sierpnia? "

Dzień pierwszego sierpnia zapamiętałem w ten sposób, że dostaliśmy rozkaz, żeby z terenu południowego Mokotowa przedostać się na ulicę Moniuszki. Wykonaliśmy to. Było nas trzech i stawiliśmy się punktualnie według ustaleń. Szło nas czterech uzbrojonych ludzi z kompanii „Koszta” i w pewnym momencie wyskoczył do nas ktoś mówiąc: „Nie chodźcie dalej, bo tam są Niemcy”.

  • W którym to było miejscu? "

To był rejon w okolicy ulicy Moniuszki. Ustaliliśmy domy, w których mogą przebywać dowódcy i wiadomo, że nic złego się nie stanie. Ustanowiliśmy jeszcze posterunki, czy Niemcy nie będą się próbowali dostać, w razie potrzeby stawialiśmy opór i zaczynaliśmy strzelać.

  • Jak wyglądała sprawa uzbrojenia? "

Miałem tylko pistolet – polskiego visa. Dostałem go od swojego brata, który w konspiracji był mocno zaangażowany gdzieś wyżej. Ten pistolet był u mnie do końca Powstania, później trzeba było go zdać.

  • Wróćmy do czasu Powstania, waszym miejscem pobytu była ulica Moniuszki – jak wyglądały wasze kolejne powstańcze działania? "

Byłem w kompanii sztabowej (nazwisk już nie pamiętam): generałowie, pułkownicy, cały sztab. Musieliśmy codziennie, a zwłaszcza wieczorem pilnować czy przypadkiem Niemcy nie próbują wtargnąć na nasz rejon. Takich kłopotów nie mieliśmy dużo.

  • Czy w tym rejonie było spokojnie? "

Było raczej spokojnie, Niemcy na początku też nam nie przeszkadzali. Dopiero pod koniec Powstania jakaś grupa niemiecka weszła.

  • Bombardowanie nie dotknęło waszego miejsca pobytu? "

Nie. To znaczy ja zostałem ranny przez bombardowanie.

  • Kiedy to było, którego dnia, mniej więcej…, jeszcze w sierpniu? "

Tak w sierpniu – druga połowa sierpnia.

  • W jakich okolicznościach został pan ranny? "

Zostałem ranny podczas pomocy powstańcom na Starym Mieście. Nasza kompania sztabowa – około dwudziestu chłopaków – postanowiła przerzucić się całą grupą na Stare Miasto, żeby pomóc. Idąc z ulicy Moniuszki blisko Nowego Światu, przeszliśmy koło dużego kościoła i tam padły pierwsze niemieckie pociski artyleryjskie – my nie mieliśmy artylerii. Zaczęliśmy robić uniki i we trzech znaleźliśmy się w jednym miejscu, gdzie w budynek wpadł pocisk. Jeden z odłamków rozharatał mi głowę i plecy. To była makabra, do dzisiejszego dnia mam zniekształconą tę część głowy. Zaczęli krzyczeć „Ranny! Ranny! Ranny!...” i będące w pobliżu sanitariuszki od razu mnie opatrzyły.

  • Nie stracił pan przytomności? "

Absolutnie nie straciłem przytomności, po opatrzeniu przez sanitariuszki późnym wieczorem, w nocy dostałem się do szpitala, który tam był i zrobili mi opatrunek na głowę i plecy. Byłem unieruchomiony całkowicie.

  • Został pan w tym szpitalu? "

To nie był szpital. Siedzieliśmy na ławkach i lekarze robili nam opatrunki. Później przy pomocy naszych sanitariuszek przeszedłem na swoje miejsce.

  • Czy ta rana była bardzo dotkliwa? "

Tak, była dotkliwa, a szczególnie głowy, plecy mniej, mogłem ruszać ręka, ale łopatka była nadwerężona. Trudno mi po tylu latach mówić, jak ja odczuwałem wszystko. Cieszyłem się, że żyję!

  • Od razu wrócił pan do oddziału? "

Tak, w tym oddziale byłem do końca. Powoli mi się goiła ta rana. W oddziale było kilku lekarzy, to co jakiś czas zmieniali mi opatrunki.

  • Był pan cały czas w „Koszcie” – w swoim oddziale do końca Powstania? "

Tak, aż do końca Powstania, całe sześćdziesiąt trzy dni.

  • Będąc ranny nie mógł pan uczestniczyć w akcjach? "

Nie, ale na miejscu pomagałem swoim kolegom, którzy też byli ranni. To była kompania sztabowa, więc ci dowódcy mieli ochronę jeszcze z innych oddziałów. Pamiętam, że kilka ulic w okolicy Moniuszki można było przejść dzięki temu, że te oddziały trzymały swoją wartę.

  • Czy miał pan jakieś bezpośrednie spotkanie z nieprzyjacielem, czy pamięta pan bezpośredni kontakt z Niemcami? "

Pierwszego dnia, kiedy szliśmy na spotkanie. Idzie nas czterech, dowódca i nas trzech. Idziemy w dzień, a tu samochód niemiecki prostopadle do naszej drogi i zatrzymuje się blisko nas, a my otwieramy ogień. Samochód zostaje – kierowca zginął. Musieliśmy się wycofać, bo Niemcy przypuścili w to miejsce nowy atak.

  • Jak wyglądało życie codzienne? Był pan ranny, wymagał pan codziennej opieki, trzeba było coś jeść, trzeba było gdzieś spać…"

Wszystkie te potrzeby były zaspokajane w bardzo prymitywny sposób. Przychodziła sanitariuszka i mówi „Słuchaj . << Wincent >>, wypijesz herbatę i dam ci dobrego chleba z mięsem”. Rzeczywiście dostałem kubek herbaty, kawał mięsa i chleba – zjadłem to wszystko z jej ręki.

  • Nie było problemów z aprowizacją? "

Trudno mi powiedzieć, pamiętam, że na tym terenie był dozorca, który miał krowę. On przy nas zabił tę krowę, przyrządził mięso i nas częstował. To było bardzo ciekawe, skąd miał krowę? Po prostu ona tam była, jak Powstanie jak wybuchło.

  • Jak zapamiętał pan moment kapitulacji Powstania? "

Pamiętam, że te oddziały, które tak dzielnie spisywały się na Mokotowie zostały rozbite, a resztki wycofały się w naszą stronę. Niemcy otoczyli ten teren i powiedzieli, że to już koniec powstania. Jak koniec Powstania, to koniec Powstania! Siedzieliśmy tam ze dwa - trzy dni, aż nam powiedzieli, żeby się przygotować, że pójdziemy do obozu jenieckiego. Niemcy trzymali tam wartę i szliśmy w konwoju.

  • Jak wyglądał ten wymarsz z Warszawy? "

Niemcy zorganizowali samochody – nie pamiętam już w jakim rejonie – każdy dostał od Niemców kartkę z nazwiskiem i numerem. Po kolei wywoływali numery i wchodziliśmy do samochodu ciężarowego i zawieźli nas do obozu, gdzie nawet dziewczęta siedziały w budynku.

  • W jakiej miejscowości był ten obóz? "

To było blisko, na Mokotowie. Przeszliśmy do obozu, rygoru nie było, dostawaliśmy kawę, chleb, bułki, czasami z jakimś pasztetem. Trwało to do nowego roku. Wspominał pan o Lamsdorfie, kiedy się pan tam znalazł? "

  • Dobrze byliście traktowani w obozie? "

W ogóle nie byliśmy traktowani, nikt z nas nie ucierpiał, nie było żadnych szykan.

  • Jak długo pan był w Lamsdorfie – Łambinowicach? "

Od stycznia do połowy kwietnia. Później zaczęło się wszystko zmieniać, ponieważ Anglicy nacierali w jakimś rejonie i nawet oddział polski był w okolicy naszego obozu. Obserwowaliśmy i cieszyliśmy się, że wreszcie koniec wojny – Niemcy przegrywają.

  • Wspominał pan, że zaopiekował się ktoś panem – jakiś znany profesor kartografii? "

To już jak wojna się skończyła. Przyjechały do obozu jakieś samochody, koledzy mówili: „Chodź, wszyscy idą.” Zobaczyłem samochód z szefem służby geograficznej Drugiego Korpusu (nie pamiętam już nazwiska) i zameldowałem się, on mnie przyjął i dwa tygodnie byłem w jego oddziale, gdzie wypoczywałem i byłem dożywiany. Dzięki niemu doszedłem do zdrowia.

  • To znaczy, ze przedtem był pan źle odżywiany? "

W obozie Lamsdorf było bardzo głodno – ogromny głód. W obozie [Canarettiego] przyszedł do mnie żołnierz i mówił: „Panie podchorąży, niech pan dużo je, bo szef będzie miał do mnie pretensje, że źle pana odżywiam.” To była kwestia jedzenia, najpierw głód, a później...

  • Jak wyglądał pana powrót do domu? "

Nie miałem swojego domu. Wróciłem do Warszawy, gdzie uruchomiono szkołę, do której się zapisałem – Państwowa Szkoła Drogowa. Zacząłem chodzić do tej szkoły, a po miesiącu czy dwóch uruchomili szkołę gimnazjalną, gdzie można było zrobić maturę i ja ją zdobyłem. Później skończyłem szkołę Wawelberga, dostałem dyplom inżyniera i pracę.

  • Czy pamięta pan Powstanie w jakiś szczególny sposób? "

Dumny byłem z tego, że brałem udział w Powstaniu Warszawskim. Takiej zachęty, patriotyzmu i opieki, jakiej doznałem w tym okresie, nie zapomnę nigdy i to do dzisiejszego dnia serdecznie pamiętam i dziękuję tym ludziom, którzy byli dla nas dobrzy. Niemcy już odeszli i tworzyliśmy nowy zupełnie dom, rodzinę...
Warszawa, 3 grudnia 2005 roku
Rozmowę prowadziła: Iwona Brandt
Witold Walewski Pseudonim: „Wincent” Stopień: kapral podchorąży Formacja: Kompania Ochrony Sztabu „Koszta” Dzielnica: Śródmieście Południowe Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter