Festyn i taniec na dechach jak w przedwojennej stolicy

Zabawa w Muzeum Powstania Warszawskiego? Tak, ale nie zwykła. W niedzielę na festynie ,,Tańce na dechach” będzie można posłuchać przedwojennych piosenek i pouczyć się zapomnianych tańców takich jak fokstrot czy polka.Przed wojną ...

.
Zabawa w Muzeum Powstania Warszawskiego? Tak, ale nie zwykła. W niedzielę na festynie ,,Tańce na dechach” będzie można posłuchać przedwojennych piosenek i pouczyć się zapomnianych tańców takich jak fokstrot czy polka.
Przed wojną „na dechy” chodziło się, co tydzień. Potańcówki na drewnianych parkietach odbywały się w parkach i na stołecznych plażach. Do tańca grały kapele, a bileter sprzedawał kupony na kolejne fokstroty i tanga. Tańczyli wszyscy: starzy i młodzi, bogaci i biedni. Na dechach nie było podziałów. Jeszcze w latach 50. w Lasku Bielańskim i na Saskiej Kępie organizowano takie potańcówki. Potem, w szarej rzeczywistości Polski Ludowej, tradycja zamarła.
- Ludzie nie mieli radia i telewizji. Nie każdy chciał chodzić na eleganckie dancingi, więc warszawiacy sami organizowali sobie zabawę - opowiada Piotr Zgorzelski ze stowarzyszenia „Dom Tańca”, który wpadł na pomysł, by ożywić miejski folklor. Dzięki niemu „dechy” powrócą do Warszawy. W niedzielę o godz. 12, w namiocie ustawionym obok Muzeum Powstania, do tańca zagrają kapela Zdzisława Patera z Chmielnej oraz Janusza Prusinowskiego. Zdaniem Zgorzelskiego warszawski folklor może znów stać się modny.
- Zainteresowanie taką muzyką nigdy nie będzie masowe, ale na koncertach warszawskich kapel już jest tłoczno. Polski folklor nie jest gorszy tylko, że przez lata zamiast spontanicznej zabawy pokazywano nam teatralną wersję w wykonaniu „Mazowsza” - tłumaczy Zgorzelski. Sam miejskim folklorem zainteresował się dwa lata temu. - Odkryłem, że w Warszawie są jeszcze takie miejsca i przede wszystkim ludzie, w których to przetrwało. Oni widzieli, jak się tańczyło, pamiętają ruch i melodie. Chcę to ocalić —tłumaczy.
Dlatego niedzielny festyn będzie połączony ze zbiórką archiwaliów.
- Liczę, że starsi warszawiacy podzielą się z nami fotografiami, dokumentami i płytami z tamtego okresu. Niezwykle cenne byłyby dla nas nuty. Mało, kto wie, że w przedwojennej Polsce skomponowano ponad 20 tys. tang i były one drukowane, więc jest szansa, że ktoś jeszcze je ma — zachęca.
Wszystkie materiały będą kopiowane i od razu wrócą do właścicieli. Organizatorzy nagrają też wywiady z tymi, którzy będą chcieli powspominać dawne potańcówki. Jesienią zaproszą na wystawę „Jak i gdzie bawiła się dawna Warszawa”.
Taniec i muzyka to nie wszystkie niedzielne atrakcje. Od godz. 14 do 17 będzie można się nauczyć chodzić na szczudłach, a po festynie w parku odbędzie się jeszcze pokaz przedwojennych filmów „Jego ekscelencja subiekt” i „Ja tu rządzę”.
Miejska potańcówka bez podziałów
KAROL KOBOS: Co to są „Dechy”?
SYLWESTER KOZY-. *: Dechy to po prostu miejska potańcówka. Za moich młodych lat była to impreza dla wszystkich. Bawiła się inteligencja i robotnicy. Na dechy chodzili wszyscy z kamienicy, w której mieszkałem. I najfajniejsze było to, że nie było podziałów.
Czy teraz też na dechach mogą tańczyć wszyscy?
Tańczyć mogą, tylko nie bardzo chcą. Chociaż zauważyłem, że na koncerty przychodzi coraz więcej ludzi, którzy dobrze znają nasze piosenki. A ostatnio graliśmy w przedszkolach i te berbecie też z nami śpiewały, więc ta muzyka wciąż żyje. Kiedyś zrobiliśmy koncert na moim podwórku na Czerniakowie. Młode chłopaki krzywo się patrzyły, co te zgredy robią. Ale też się bawili i do dziś mówią mi „dzień dobry”. Pozytywna muzyka broni się sama.
Czy Muzeum Powstania to właściwe miejsce na taką zabawę?
Pewnie nie wszystkim się to spodoba, ale przecież nawet powstańcze piosenki pełne są humoru. Inaczej się nie da - żarty i zabawa pomagały żołnierzom przetrwać. W niedzielę będziemy przypominać te piosenki. Co ciekawe, na koncertach bardzo często publiczność sama o nie prosi. I wie pan, co? Najczęściej to młodzi ludzie.

Dziennik Polska Europa Świat Warszawa (26-08-2006)

Zobacz także

Nasz newsletter