WIRTUALNA POLSKA WALCZĄCA

Szkoła, miłość, wojna. 20-latkowie, wolontariusze z Muzeum Powstania Warszawskiego, zbierają relacje powstańców, którzy wtedy też mieli po 20 lat. Bartek Giedrys, 18-latek, codziennie rano wpina w klapę mały srebrny znaczek Polski Walcząc...

.
Szkoła, miłość, wojna. 20-latkowie, wolontariusze z Muzeum Powstania Warszawskiego, zbierają relacje powstańców, którzy wtedy też mieli po 20 lat.


Bartek Giedrys, 18-latek, codziennie rano wpina w klapę mały srebrny znaczek Polski Walczącej. Koledzy różnie na to reagują. Czasami głupkowatym śmiechem, czasami ktoś spyta, dlaczego nosi znaczek Walczącej Poloni albo Wirtualnej Polski. Bartek nosi go od dwóch lat, od czasu, gdy po raz pierwszy przyszedł do stołecznego Muzeum Powstania Warszawskiego. Teraz razem z innymi wolontariuszami bierze udział w projekcie Archiwum Historii Mówionej. Muzeum do października przyszłego roku chce utrwalić relacje kilku tysięcy żołnierzy - uczestników powstania. To pokolenie 80-latków, więc i ostatnia szansa na zapis ich wspomnień. Od zeszłego roku zmarło trzystu z nich. Wolontariusze spotykają się z żołnierzami w ich domach. Kameralnej rozmowie towarzyszy operator kamery, który rejestruje spotkanie. Na straży nowoczesnej formy przekazu stoją dwudziestoletni
wolontariusze. Dziś mają tyle lat, co ich rozmówcy podczas powstania. Nic dziwnego, że tworzy się między nimi bliska więź, a młodzi dzięki starszym budują własną definicję patriotyzmu. Jak sami mówią, słowa trudnego i niemodnego, ale bardzo dziś potrzebnego.
Byłam w Warszawie, mieszkałam na Długiej i chodziłam do gimnazjum wtedy. (...) Byłam w tak młodym wieku, że rodzice nie pozwalali mi samej na ulicę wychodzić, Niemców oglądać.
JADWIGA BADMAJEW „Jagoda”

Bartek to miłośnik filatelistyki, starych monet i wszelkich staroci. Zbiera eksponaty. Najważniejszy przedmiot w jego domowej kolekcji to skórzana torba sanitariusza z pierwszej wojny światowej z zachowanymi plamami krwi. W tym roku Bartek zdaje maturę. Potem wybierze historię albo stosunki międzynarodowe. Na egzaminie wolałby pisać raczej o XX wieku niż o starożytności. - Choć w szkole jeszcze nigdy nie przerabiałem drugiej wojny światowej. Zanim nauczyciel do niej doszedł, zaczęły się wakacje - mówi. W przyszłości Bartek widzi się jako archeolog albo pracownik IPN-u. Alicja Waśniewska, 20-letnia szatynka w okularach, studentka pierwszego roku nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Co ją łączy z Bartkiem? Po zajęciach znajduje czas na wizytę w Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie tak jak on jest wolontariuszką. Wywiad z powstańcem trwa około dwóch godzin. Każdy wolontariusz ma listę dziesięciu pytań, które może rozbudowywać. - Chodzi nam o uzyskanie pełnego obrazu: co ta osoba robiła w czasie powstania, przed wojną i po niej, z jakiej rodziny pochodziła - tłumaczy Alicja, która przeprowadziła już 15 takich wywiadów. Bartek dwa razy tyle. Każdy z rozmówców na długo pozostaje w ich pamięci. Bartek siedzi w ciepłym domu. Na stole kruche ciasto z owocami, paruje herbata. Ale Bartek nie sięga po ciasto. Słucha opowieści o przejściu przez kanały, w których dzisiejszy staruszek, a wtedy 20-letni chłopak, spędził 40 godzin. Bartek zamyka oczy i czuje się jakby tam był. Przed oczami ma ciemność, pod nogami metr szlamu. Po raz kolejny następuje na martwe ciało. Nie wszystkim udało się przejść. Niektórzy umarli w kanałach z wycieńczenia. Przy otwartych włazach stoją hitlerowcy. Panuje kompletna cisza. Jeden szmer i wrzucą granat. Alicji też pozostał w pamięci obraz kanałów. Emerytka, pani Magda Wyczańska, częstuje herbatą i mówi do Alicji „córuniu”. A potem Alicja słyszy już tylko przeraźliwy wrzask z opowieści pani Wyczańskiej. Wtedy w kanale stojąc do pasa w błocie, myślała, że to umierający ranny. Jednak z bliska grupa powstańców zobaczyła, że w szlamie ugrzązł kot. Musieli go zabić. Kocur nie przeżyłby w ściekach, a każdy jego odgłos prowokował hitlerowców. Zabił go staruszek, z którym Alicja rozmawiała trzy tygodnie wcześniej. Oboje staruszkowie opowiadali jej o naprawdę ciężkich chwilach. I o swoich wątpliwościach, czy w ogóle uda im się wyjść z kanałów. Padł wtedy nawet pomysł samobójstwa, jedynego honorowego wyjścia, jak im się wówczas zdawało. Zgubili drogę. Jedna z dziewczyn wychylała się na chwilę, żeby ją odnaleźć, ale długo nie mogli znaleźć „czystego” wyjścia. - W każdym wywiadzie zadaję standardowe pytanie: Jakie było najgorsze przeżycie z powstania? - mówi Alicja. Pani Wyczańska opowiedziała, że historia z kotem. Jej kolega tylko o tym wspomniał. Zobaczyłam, jak ludzie różnią się w przeżywaniu traumy. Bartek: - Mam świadomość, że oni byli wtedy takimi ludźmi jak ja teraz. Trudno jest się a wczuć w ich sytuację, bo moje pokolenie nie ma podobnego doświadczenia, ale te historie są tak osobiste, że zawsze zastanawiam się, co ja bym zrobił na ich miejscu. Pewnie nie miałbym tej wrażliwości, gdyby nie rodzina. Ojciec mój, niestety, nie mógł się bić, bo stracił jako dziecko oko, odstrzelone z wiatrówki. Ale stryj — jego młodszy brat - pojechał do Lwowa w dwudziestym roku pomagać Orlętom Lwowskim. Więc te tradycje wojskowe obrony ojczyzny u nas były zupełnie normalne.
BOGDAN AFFELT0WICZ „Świszcz” Skąd w dzisiejszych dwudziestolatkach chęć zaangażowania się w coś, co nowoczesne nie jest? Potrzeba powrotu do historii, refleksji nad sprawami trudnymi? - Wszystko jest kwestią wychowania - uważa Alicja.
W czerwcu zeszłego roku, gdy otwierano muzeum, jej mama zobaczyła w gazecie ogłoszenie o naborze wolontariuszy.— Początek wakacji, perspektywa laby. Na początku pomyślałam, że jest kilka lepszych pomysłów na lato niż ślęczenie w muzeum. Ale temat II wojny światowej jest mi bliski. Babcia często opowiadała o obozie koncentracyjnym. Od małego byłam otoczona tymi historiami. Zwyciężyła ciekawość - opowiada. Dziadkowie Alicji są dumni z tego, że wnuczka pracuje dla muzeum. Wszyscy znajomi z ich ulicy wiedzą, z kim w tym tygodniu rozmawia. Bo Alicja nie boi się trudnych rozmów. - Ludziom trzeba uświadamiać, że mamy jakąś historię - twierdzi. - Nie bać się, że to zbyt okrutne, czy że nie pasuje do dziecięcego świata. Pamiętam, jak babcia w kuchni zaczynała snuć opowieść o obozie, a mama z drugiego pokoju krzyczała: Nie mów o tym, to zbyt straszne!” Ale nigdy nie ukrywała, jaką mamy przeszłość.Bartek zainteresowanie historią też zawdzięcza rodzinie, z która, (zawsze w kilkanaście osób) widuje się co tydzień. Dużo rozmawiali o wojnie, Katyniu, Solidarności. - Dziadków nie znałem, babcia wojnę pamięta jako dziecko. To też wzruszające, ale chciałem usłyszeć o powstaniu z pierwszej ręki. Już w podstawówce ciągnęło mnie do kombatantów odwiedzających urząd mamy - mówi Bartek. Ale podejścia historyka archiwisty” nauczyła go przyszywana, zmarła dwa lata temu, babcia z jego rodzinnej wsi Popowa. - Wdowa po młynarzu zesłanym do obozu koncentracyjnego. Najpierw opowiadała mi o wojnie, a po dwóch latach tak się zbliżyliśmy, że sama mi zaproponowała, żebym zwracał się do niej „babciu”. Każdą anegdotę umiała udowodnić papierami z urzędu, świadectwami. Po jej śmierci znaleźliśmy folię, w której trzymała zasuszony grzyb z karteczką: „Ten grzyb znalazł ojciec w 1939 r. Zobaczyłem, że historię trzeba dokumentować. Dlatego uczestniczę w pracy muzeum, mimo że muszę przygotowywać się do matury i szkoła zajmuje mi dużo czasu. Czego wolontariusze nauczyli się od powstańców? Mówią, że szacunku do życia i innych ludzi, serdeczności. Zazdroszczą im uporządkowanego systemu wartości. - Kiedyś zerwać się ze szkoły to było nie do pomyślenia
— relacjonuje Bartek. - Dzisiaj to zupełnie coś innego. Nie ukrywam, że zdarzyło mi się nie pójść na lekcje. To jest naturalne. Ale zapaliła mi się wtedy ostrzegawcza lampka: oni by tego nie zrobili. Choć przyjemne jest uczucie, że tak naprawdę oni wtedy i my dzisiaj jesteśmy bardzo do siebie podobni.
"Trochę trudno mówić o najlepszym wspomnieniu z powstania, bo najlepsze wspomnienie byłoby, gdybym miał na przykład jakiś romans. Nie miałem żadnego romansu." Władysław Braun "Kat"
Na początku obchodów 61. rocznicy powstania, w sierpniu na terenie muzeum odbył się koncert rockowy. I kto by się spodziewał takiej sytuacji? Po muzeum chodzą emeryci i grupki punków w glanach, z czubami i kolorowymi włosami. Powstańcy początkowo niezbyt zadowoleni, że do miejsca wspomnień przyszli tak dziwnie ubrani ludzie. Kiedy jednak na scenę wszedł reggae-owy zespół Bakszysz, atmosfera się rozluźniła. Starsza pani weszła w tłum i zaczęła się ruszać wraz z nastoletnimi właścicielami długich dreadów. — 0, jaka fajna ta muzyka, nie wiedziałam, że tak dobrze się przy tym tańczy - uśmiechnęła się.
- Patriotyzm to wielka sprawa, ale kiedy uświadomimy sobie, że to łączenie przeszłości z przyszłością i szacunek dla historii, przestaniemy się go bać. Bo historia to nie zakurzone papiery z dna szafy, ale żywi ludzie. Podobni do nas - tłumaczy Alicja.
" Ja od małego chłopca byłem wychowany na patriotę.
Ojciec oficer I Brygady Legionów, Józef Piłsudski to był mój „dziadek” i jak miałem pięć lat, to już umiałem go narysować. (...) Dla mnie dziecka, wszystko, co polskie, było najlepsze, to znaczy samoloty polskie były najlepsze, jakieś motory elektryczne polskie były najlepsze, szewcy polscy byli najlepsi, krawcy polscy byli najlepsi. "
JERZY BARTNIK „Magik”
Bartek i Alicja uważają, że gdyby nie byli patriotami, nie zaangażowaliby się w wolontariat. Wiedzą jednak, że rozmowy z kombatantami dużo im uświadamiają. - Myślę o tym, co oni przeżyli, i wiem, że na pewno postąpiłabym tak samo - przyznaje Alicja. - Ale mam wrażenie, że gdyby dziś nastąpiła taka potrzeba zrywu, byłoby z tym dużo gorzej niż kiedyś. Moi rówieśnicy nie są wychowani w patriotyzmie. Ludzie nie skupiają się na potrzebach innych, ałe na sobie. Są zabiegani, nie mają czasu nawet pomyśleć o patriotyzmie. Dużo mówiło się o „generacji nic”, która nie posiada przeżyć pokoleniowych. Nasi dziadkowie przeżyli wojnę, rodzice komunizm, a my nic szczególnego... Kiedy nie ma zagrożeń, ludzie siadają na laurach. Dlatego muzeum jest takie ważne.
Według Bartka nie można zapominać o kombatantach, bo właściwie dzięki ich walce żyjemy.
- Kiedy w latach 20. widziano na ulicach powstańca z 1863 roku, kłaniano mu się - mówi.
- Patriotyzm to poważna sprawa i chcę jej służyć. Dlatego zaprosiłem znajomych do muzeum. Ja bym poszedł do powstania i myślę, że moi znajomi też. Bartek twierdzi, że od dwóch lat klimat patriotyczny wśród jego rówieśników nadciąga coraz bliżej: — Zauważyłem, że więcej ludzi nosi znaczki z polską flagą czy symbolem Polski Walczącej. Sam rozdałem go kilku znajomymi noszą go na plecakach czy piórnikach. Ale mój patriotyzm to nie tylko symbole i praca dla upamiętniania historii. Nie myślę o wyjeździe zagranicznym na stałe. Chciałbym zostać w Polsce. To moja ojczyzna i tu jest moja rodzina.
Według Alicji dla jej pokolenia rozmyślania o patriotyzmie są czymś trudnym, bo nie wywołuje ich jakieś ważne wspólne przeżycie. - Co prawda po śmierci Jana Pawła II pojawiło się określenie pokolenia JP2, ale to przeżycie nie było aż tak namacalne jak wojna czy komunizm.
— To było bardzo osobiste, coś jak strata bliskiej osoby, ojca czy dziadka - mówi Bartek.
Alicja dodaje: - Mam jednak nadzieję, że takie doświadczenie jak naszych dziadków nie będzie nam dane, że i tak będziemy patriotami, bez tego...
Wypowiedzi kombatantów pochodzą z internetowego Archiwum Historii Mówionej.
Chcesz zostać wolontariuszem?
Weidź na stronę internetową
www.1944.pl MAJA GAWROŃSKA


Ozon (10-11-2005)

Zobacz także

Nasz newsletter