Roman Chrzanowski

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Roman Chrzanowski, urodzony 4 sierpnia1929 roku. W Powstaniu byłem od początku pierwszego dnia do końca − 3 października.

  • Był pan cywilem?

Cywilem, nie byłem w żadnej organizacji.

  • Ile pan miał lat, jak wybuchła II wojna światowa?

Jak II wojna światowa wybuchła, miałem dziesięć lat.

  • Czy pan pamięta 1 września 1939 roku?

Pamiętam bardzo dobrze, bo na Czerniakowskiej nawet była fabryka „Staniola”. Niemcy, jak wkroczyli, zajęli na Czerskiej budynek, niewykończony był, zajęli wojskowy, przy parkanie strzelili, zabili żołnierza polskiego (w tej chwili róg Kaszubskiej, Czerskiej); żołnierze stali, Niemcy przyszli, żeby się poddali. Polacy nie chcieli się poddać, karabiny wzięli, rozeszli się. Niemcy poszli, wojskowi zostali tak samo.

  • Pan to widział?

To widziałem, bałem się, bo strzelanina, będą strzelali Niemcy. Rozeszli się, ale później Powstańcy [chodzi więc o 1939 czy 1944 rok – red.], żołnierze polscy się poddali. Jak już się postarali, amunicji było pełno, to z bratem kulki zbieraliśmy, w domu cały samochód mieliśmy prochu. Ciocia, wujek wiedzieli, tylko jakby się w ogień dostał, to mieszkanie by wyleciało w powietrze, zorientowali się, potem wysypali proch. Jak Powstanie było, jak za Niemców.

  • Czy jeszcze z 1939 roku pamięta pan, kiedy życie się unormowało, kiedy pan wrócił do szkoły?

W 1939 roku, przed wojną mieszkałem w Gdyni. Ojciec w 1934 roku zabrał nas z Warszawy, bo Gdynia się budowała. Ojciec prowadził roboty budowlane, hale budował w Gdyni, byłem w Gdyni z rodzicami do 1939 roku, do czerwca. Ojciec został w Gdyni, a nas wytransportował do Warszawy, bo wojna się szykowała, a sam walczył na Oksywiu. Był ranny, zabrali go Niemcy, później załadowali na okręt, wywieźli koło Hamburga do lagru. W lagrze był, mama się starała, żeby ojca wypuścili, ale był ranny. (Zmarł 22 lipca w 1942 roku, imieniny Apolinarego są 23 lipca, dzień przed imieninami zmarł). Później ojciec z niewoli wrócił, wynajął mieszkanie, bo mieszkaliśmy tak: ja byłem u wujka, część była u drugiej ciotki rodziny, tak byliśmy rozrzuceni.

  • Z czego rodzina utrzymywała się w czasie wojny, z czego pana mama żyła?

W czasie wojny nas było czworo, mama piąta, ojciec szósty, tata zarabiał na wszystkich. Tata robił, mama przy dzieciach.

  • Pan mówi, że ojciec był w obozie.

Jak w Gdyni mieszkaliśmy.

  • A to nie było w czasie wojny?

W czasie wojny ojca nie miałem, dopiero wrócił w 1941 roku z niewoli.

  • Z czego się rodzina utrzymywała, kiedy ojca nie było?

Ciocia jedna i druga [nas] utrzymywała. Byłem u cioci jednej, a reszta była u drugiej na Czerskiej, mieszkałem na Kaszubskiej u wujka, u tego policjanta. Jak ojciec wrócił, krótko, wynajął mieszkanie, później umarł, mama pracowała w „Staniola” – „Staniola” jest na Czerskiej, później w czasie Powstania była zbombardowana.
My znów z bratem handlowaliśmy chlebem. Jeździliśmy do Jeziornej, kupowaliśmy chleb, wstawialiśmy do sklepu. Chleba kupowaliśmy tak mniej więcej koło stu bochenków codziennie w torbach, po dwadzieścia sztuk toreb. Kolejka przyjeżdżała do Wilanowa, torby wyrzucaliśmy z kolejki, w tramwaj, zatrzymywał się przy Kaszubskiej. Z bratem na wózek chleb rozwoziliśmy, wieczorem znów wracaliśmy po pieczywo do Jeziornej albo do Piaseczna, bo tam mniej więcej były piekarnie. Jeszcze chciałem powiedzieć, jak to było z tym chlebem. Jak my kupowaliśmy chleb, przyjechali Niemcy, żandarmeria, wszystkie piekarnie pozamykali, nasz chleb też został w tych piekarniach. Jak Niemcy wracali [przez] Powsin Kościelny, atak na nich zrobili Powstańcy [akowcy] albo podziemie.

  • W którym to było roku?

To był rok, to już przy końcu, tak mniej więcej, jak miało Powstanie wybuchnąć, to było chyba 1944 latem. Niemców wszystkich wybili, samochód spalony. Jak przyjechał syn tego piekarza do nas do domu, żebyśmy przyjechali wieczorem po chleb, to przyjechaliśmy po chleb, zabraliśmy. A dlaczego przyjechał? Wiedzieli, że Niemcy są wybici, papierów nie mają, nic nie mają. Zawiadomił wszystkich, piekarnie, przyjechali po chleb, zawiadomił wszystkich, poodbierali jeszcze chleb, na tym się skończyło. Niemcy zostali wybici.

  • Pan i brat byliście takimi hurtownikami?

Tak, handlowaliśmy od dziecka, pieczywem przeważnie. Na noc się do Piaseczna jeździło, ten budynek stoi w Piasecznie. Niemcom wypiekali chleb w dzień, a dla Polaków wypiekali nocą.

  • To był legalny wypiek?

Nie, to był ukryty wypiek, bo dla Niemców to był legalny, ale piekarze wypiekali dla Polaków nocami, wszystko ukryte. Dlatego Niemcy przyjechali do Jeziornej pozamykać wszystkie piekarnie, tak to wszystko trwało.

  • Pamięta pan jakiś niedostatek, głód, żywności?

Tak. Pamiętam taki głód. To był rok 1939, mama poszła stać za chlebem do Bandurskiego, domek jeszcze stoi na Kaszubskiej. Dostała chleb, przyniosła do domu, a my, dzieciaki głodne, chleb zjedliśmy, mama przyszła, nie było chleba, nie było co jeść. Później głód był, Niemcy zaczęli zupę dawać Polakom. Żydzi, Polacy, poszedłem stać za zupą, wlał mnie Niemiec zupy, Żyd podszedł – Jude, to go wziął kopnął, mnie zupę dał i chleb mnie dał, a jeszcze tak do niego: Danke, Brot, – to mnie jeszcze jeden chleb dał. Jak dał mnie, to temu Żydowi później jeden oddałem, jeden dla siebie zostawiłem, tak to było. Głód był, dwa dni nic nie jadłem, głodny na trawie leżałem.

  • Czy pan chodził do szkoły w czasie okupacji?

Chodziłem, właśnie mam zdjęcia ze szkoły, pani Kozakiewiczowa uczyła nas. […] To była nauczycielka, mieszkała na Sadybie, miała dom, córka była też nauczycielką. Jak historii uczyła, jak byliśmy na Czerniakowskiej ten prijud zakonnic, co stoi róg Podchorążych, Czerniakowskiej kościół, jest ten prijud, to my się tam uczyliśmy. Niemcy, gestapowcy przyjechali sprawdzić, jak nas historii uczyła, jedną książkę mieliśmy, jak Niemcy [przyszli], to złapałem tą książkę, poszedłem do ubikacji, do rezerwuarku ją schowałem, bo przecież jakby znaleźli, to rozstrzelaliby ją. Jeszcze pamiętam, jak roztworzyłem tą książkę, to książę Poniatowski na książce historii był w takim czepku, to pamiętam, to było ze szkoły. Później przerzucali [nas] do szkoły na Czerniakowskiej. Pierwsze, jak nas przerzucali, Niemcy zajęli tą szkołę na Czerniakowskiej przy Filtrach; później na Iwickiej się uczyliśmy, tak że po prostu nas wszędzie przerzucali. Do szkoły chodziłem do końca Powstania. W sierpniu Powstanie wybuchło, była przerwa, szkoła się skończyła. Później po wojnie dopiero zacząłem uczyć się dalej.

  • Czy pan pamięta chwile zagrożenia życia?

Zagrożenie życia to było na Śliskiej, jak bombardowali szpital.

  • Już w czasie Powstania?

W czasie Powstania to było.

  • A jeszcze przed Powstaniem?

Przed Powstaniem to nie miałem. Na przykład przed Powstaniem ruscy bombardowali. Rosjanie bombardowali, to na Czerniakowskiej zamiast na Niemców, to rzucali na Polaków bombę. Wpadła bomba – róg Czerskiej, Kaszubskiej był taki pałacyk – wtedy od bomby wszystko [było] na drzewach, nawet trupy były na drzewach, pamiętam naprzeciwko drewniak taki był, też się rozsypał. W 1939 roku to pole Dudka było, jak niemiecki samolot nisko leciał, bombę rzucił, bo wojsko stało, artyleria, wtedy żołnierze poginęli, to pamiętam. A jeden z budynków na Kaszubskiej 20 – widzę, że samolot leci, bomby poleciały naprzeciwko, przez okno wyskoczyłem, a cały budynek aż się trząsł. To takie miałem [przeżycia].

  • Czy przed samym Powstaniem czuło się, że coś się szykuje?

O tym nikt nie wiedział, bo nawet jak przechodziłem z ciocią na Zielnej przy budynku PAST-y, to stał […] przywódca, co go pierwszego wyprowadzali z piwnicy (na zdjęciu pokazywali), to on stał przy wejściu, ten drugi co [był] z nim, po cywilnemu stał. To była za pięć piąta. W tej chwili doszliśmy do Królewskiej, tramwaj – szesnastka – przyszła, była tak załadowana, że nie dostałem się, ciocia też nie, brata ciotecznego wcisnąłem. Wiem, że tramwaj do Czerniakowa dojechał, on też dojechał. On mnie opowiadał, że kazali się w tramwaju wszystkim położyć i z tego tramwaju Powstańcy strzelali.

  • A jeszcze pan pokazywał mi zdjęcie, jak pan siedzi na tramwaju. To było w czasie Powstania czy przed?

To było parę dni przed Powstaniem. W tej chwili podłączyli się Powstańcy. Na Nowym Świecie, róg Nowego Światu i Alej był taki sklep, Powstańcy się podłączyli pod mikrofony niemieckie, zaczęli nadawać z frontu rozmaite [informacje], a znów mnie wsadzili na tramwaj, tak zorganizowali propagandowo, że po drugiej stronie Powstańcy fotografowali. Po jakimś czasie, jak Niemcy, gestapo z alei Szucha zaczęli [włączać] syreny, to wszystko się rozwiało, kable pozrywali, jakby nigdy nic tramwaj ruszył, pojechał Nowym Światem do Książęcej.

  • Czy pan siedząc na tym dachu, coś robił?

Nic, do zdjęcia mnie tak posadzili Powstańcy, to jest zdjęcie propagandowe, w tej chwili to jest propaganda. Niemcy robili propagandę, nasi też robili rozmaite propagandy przecież, to była propaganda.

  • Pan pamięta, co było w tym komunikacie?

Pamiętam, podawali z frontu rozmaite wiadomości frontowe, […] że Niemcy w skórę dostają i tak dalej.

  • 1 sierpnia 1944 roku wybuch Powstania zastał pana w Śródmieściu?

Zastał mnie właściwie na Śliskiej, bo przyjechałem do cioci. W tej chwili jeszcze Powstania nie było, bo przyjechałem rano, ale ciocia i mój brat mieliśmy jechać na Czerniakowskiej do mojej rodziny, do matki. Tak że brat dojechał tramwajem „szesnastką”, z ojcem policjantem się widział. Wujek miał pistolet, gdzie mieszkałem na Kaszubskiej 20, oni też mieszkali przedtem, ale później wyprowadzili się na Śliską, dostał mieszkanie na Śliskiej. Ta broń była w beczce po lepiku, zakonserwowana leżała. Jak wujek przyszedł po tą broń, jej już nie było, broń odebrał, bo broń jego była schowana. Powstańcy (w czasie wojny należał do organizacji) kazali mu schować. Dał wiadomość, cynk, Powstańcy materiały zabrali, wszystko. Należał do organizacji, widziałem, że dużo pieniędzy, „górali”, było w plikach, to znaczy, że miał, nic nie kupił, a później pieniądze z domu spływały gdzieś. Pieniądze trzymał w szafie, jak zajrzałem do szafy, to w plikach tyle tych pieniędzy „górali” było, że nie wiem. Dlatego wiem, że też był w organizacji. Też już nie żyje, poumierali wszyscy.
  • Co się dalej z panem działo, Powstanie wybuchło, pan został na Śliskiej.

Tak, Powstanie skończyło się [w tym miejscu], Niemcy weszli, bym nie wyszedł, żebym miał co jeść. W tym budynku była tylko ciocia, starsza pani Szymańska, ja byłem. Przyszło dwóch Niemców, esesmanów w hełmach, rękawy zawinięte, pyta się, co tu robię. „Wojna mnie tu zastała, u cioci jestem”. – „A gdzie ciocia mieszka?”. Weszli do mieszkania, szafa była zamknięta, to bagnet włożył, roztworzył szafę, wieszak był do wieszania, wieszak zdjął, zaglądał do tego wieszaka („ukrainiec” czy nie wiem [kto]), czy złota nie ma. Ale znów się bałem, bo Niemcy jak weszli, to spiżarka była na korytarzu, drzwi były i trzy odbiorniki radiowe były, bo wujek stale wieczorem z Londynu słuchał [audycji], pod stołem włączał radio i słuchał Londynu. Później wynosił to radio, to w czasie wojny. Później wojna wybuchła. Potem, jak Powstanie, byłem u cioci, wybieraliśmy się na Czerniakowską, ale nie dojechaliśmy, Powstanie mnie zastało przy Królewskiej. Wpadłem do tego budynku róg Zielnej, Królewskiej, budynek jest zburzony.

  • Ale kiedy pan wpadł do tego budynku?

Jak wybuchła strzelanina o godzinie piątej. Za pięć piąta byłem przed PAST-ą, Niemcy tego… później o piątej wybuchła strzelanina, tramwaj przyszedł, ruszył, nie wiem, nikogo, Niemców nie widziałem, Powstańcy nie wiem, gdzie strzelali, nic nie wiem. Uciekliśmy z ciocią do budynku właśnie na rogu Zielnej (jeden został, teraz ten budynek stoi, a drugi został zniszczony). Z tego budynku robili atak na czołgi, bo czołgi od Saskiego Ogrodu kursowały do Żelaznej Bramy i z powrotem. Z tego budynku nie można było wyjść w ogóle, głowę wystawiłem, kule świstały, bo ostrzał był z Królewskiej.

  • Widział pan Powstańców?

W tym budynku był młody chłopak z bronią, pistolet miał, benzynę. Ja taki chłopaczek: „Masz tę butelkę, rzucisz na czołg, a ja otworzę ogień z pistoletu”. Byłem bystry, mówię: „Na czołg z benzyną to nie pójdę”. Benzyny nie rzuciłem, zostawiłem benzynę, jest klatka, drzwi były, za tym, uciekłem do piwnicy. Strzelił z tego pistoletu do Niemców, bo trzech Niemców za czołgiem leciało, a ten otworzył [ogień] z karabinu maszynowego, już byłem w piwnicy, dostał w żołądek, został zabity w tym budynku. Dopiero wyszedłem z tego budynku, jak przebili w piwnicach przejścia, otwór wybili. Przy budynku PAST-y jest ulica, budynki żydowskie stoją, wyszliśmy. Wyszedłem na plac Grzybowski koło kościoła, z ciocią przeszliśmy, to jeszcze PAST-a była niezdobyta, właśnie w tym budynku z tydzień czasu siedzieliśmy.

  • Inni ludzie, inni mieszkańcy tego budynku też byli? Jak oni przyjmowali wybuch Powstania?

To nie wiem tego, to wszystko tłok był, tydzień czasu, my się wydostaliśmy, oni zostali, niektórzy Powstańcy też byli, bo atakowali czołgi. Później to już nie wiem, jak się stało z tym budynkiem, tylko po Powstaniu słyszałem, że tego budynku nie ma, został zniszczony, spalony. Niemcy na pewno otworzyli ogień, go zniszczyli. Jak Powstańcy atakowali czołgi, to musiało się tak stać. Drugi budynek został, drugi taki sam budynek jest, stoi koło PAST-y, dwa podobne bliźniaki takie były. Już stamtąd, jak wyszedłem, właśnie na Śliską się dostałem, z ciocią do mieszkania przeszliśmy, drzwi były zamknięte, zostaliśmy już do końca na Śliskiej. Powstańcy się poddali, już była kapitulacja. Rozmaita zbieranina w tym budynku była, Żydzi byli tak samo.

  • Żydzi byli?

Też byli. Nawet Żydówka jedna chyba lekarzem była, bo byłem chory, to zastrzyki mnie dawała. AL opaskę nosił w kieszeni, broni nie miał, też był. Drugi znów po cywilnemu, broni nie miał, do AK należał, później go utopili w Elblągu, słyszałem. Ten na przykład co miał [opaskę] AL, wyszedł, wrócił i pobity był taki, mówię: „Panie Stanisławie, co się stało?”. – „Niemcy mnie złapali, pobili mnie”. Młody chłopak byłem, [ale] mówię: „Kochany, jak ty miałeś tą opaskę, Niemcy by cię [złapali], to by cię rozstrzelali na miejscu. Bajeczki mnie tu wstawiasz”. Jak Powstanie się skończyło, w Brwinowie mieszkał, miał domek, wrócił do Brwinowa, był aelowcem, dostał później Krzyż Kawalerski, chodził z opaską, ale walczyć nie walczył wcale, nie miał broni, nie miał nic, tylko się tam znalazł.

  • Czy pan mógł być w domu, w mieszkaniu, czy trzeba było w piwnicy?

Przeważnie uciekałem do piwnicy. Jeszcze chciałem opowiedzieć, jak to się stało, jak zaczęli bombardować szpital. Przyszła na przykład Celina Seifert, mieszkała na Iwickiej, brata miała, ojca matka drugi raz wyszła za mąż, a siostra wyszła za Niemca, za tego właśnie Seiferta. On miał budkę z papierosami na rogu Narbutta i Puławskiej przed wojną, pamiętam, ojciec mi opowiadał, raz byłem koło tej budki. W tej chwili przychodzili piloci niemieccy do Celiny. Jak przychodzili piloci, to ich widziałem, ona znalazła się w czasie Powstania właśnie na Śliskiej. Zobaczyła mnie (bo ona wiedziała, to była moja siostra z jednej strony, z rodziny), uciekła, bo później zawiadomiłem Powstańców, że tu był szpieg niemiecki. Zginęła, wsiąkła, nie mogli jej znaleźć, uciekła. Za parę dni samolot sztukas przyleciał i zrzucił bomby na szpital na Siennej, szpital stoi, bomby koło szpitala uderzyły. Samolot nadleciał Śliska 58 niziutko nad dachami, zdążyłem do piwnicy uciec, w tych [domach] były połączenia z Pańską, takie były przebicia. Stanąłem w tym murze grubym. Jak bomby rzucił, to z tego muru cug jak mnie wyrzucił, to płuca mało mnie nie rozsadziło. Wyleciałem z tego tunelu do przodu i z powrotem cug mnie wciągnął do środka. Jak wyszedłem, to ziemię można było wywozić z mieszkania, z ulicy to ramy z okien, wszystko było powyrywane. Szpital, to Powstańcy leżeli, bardzo dużo rannych było, trupów było, to chowali jeden nad drugim.
Ona była szpiegiem, zawiadomiła, dlatego samoloty przyszły, zbombardowali szpital. Tylko wiem, że była szpiegiem, nazywała się Seifert Celina. Miała brata, odchodził do wojska, na Podchorążych piekarnia taka mała była, tam dostawał mundur. Jak miała być wojna niemiecko-bolszewicka dostał mundur i od tamtej pory też go nie widziałem.

  • Mundur niemiecki?

Tak, mundur niemiecki do niemieckiej armii. Na przykład później z Niemcami w czasie okupacji Jegier na Kaszubskiej miał domek taki, fabryczkę miał taką, wstążki wyrabiał, inne, dwóch synów miał. Jeden się nazywał Otto, a drugi Ferdek. Siostrę mieli pielęgniarkę, robiła w szpitalu na Książęcej, w tym szpitalu na wzgórzu był niemiecki szpital. Otto był w czasie Powstania do końca w alei Szucha. Powstańcy jak wychodzili z Czerniakowskiej (bym nie wiedział, przecież nie byłem tam, wujek go widział, policjant, jak wychodził po cywilnemu), ukrywał się, żeby go nie zauważyli. Później wujek mnie powiedział, mówi: „Ten Otto do końca był w alei Szucha”, gestapowiec. Urodzony był w Polsce, brata miał Ferdka, po nim ślad zaginął tak samo. Ferdek, jego brat, służył w polskiej armii. Tak wszystko wyglądało.

  • Jak wyglądało zaopatrzenie w żywność, co pan jadł w czasie Powstanie na Śliskiej?

„Haberbusch” był na Grzybowskiej. Nosiło się jęczmień, AL raz przyniósł worek fasoli ciemnej, później cukru. W tym budynku była handlarka, która na placu miała bazar, kasze, rozmaite rzeczy, też było jedzenie, z tego gotowali zupę i tak dalej.

  • Czyli ludzie się dzielili?

To się dzieliło, to było wszystko w czasie dwóch miesięcy, gotowali, jęczmień się jadło.

  • Nie było problemów z wodą?

Z wodą problem był taki, że [w okolice] jak małe getto, chodziło się z kubełkiem po wodę, ale często ostrzał był, to na podwórku studnię zaczęli kopać głęboko, ale wody nie było.

  • Dużo było ludzi na Śliskiej?

Było, policjantów nie było w ogóle, było parę osób tylko, rozmaite.

  • Czy jakiś oddział powstańczy był gdzieś blisko?

Nie, oddziały powstańcze były na barykadach, a barykady były przy Towarowej, na Żelaznej, a tu tylko do szpitala nosili rannych albo trupów zakopywali przy szpitalu, tylko to. A tak to walki na Śliskiej nie było, tylko Niemcy bombardowali tymi „krowami” z Ogrodu Saskiego, pociski „Berta” trafiła na Pańskiej w budynek do piwnicy, rozerwała się, budynek cały runął, o to było.

  • Jak wyglądał pana dzień w czasie Powstania?

Jak było [czystsze] powietrze, to wychodziłem na podwórko, a tak to uciekałem do piwnicy; w piwnicy siedziałem, spałem w piwnicy dzień w dzień.

  • A jak można było wyjść, bo nie było żadnego bombardowania, to co pan wtedy robił?

Wychodziłem na podwórko. Jeszcze jedno, w dzień, nawet mnie zaskoczyło, gazeta „Robotnik” PPS-u. Bystry byłem, gazety nie produkują przecież. Wieczorem, w nocy jakiś kukuruźnik przelatywał, podejrzewałem, że gazety to chyba produkowali na Pradze, kukuruźnik chyba gazety w Śródmieściu zrzucił, później mnie jakiś dał, żebym roznosił ludziom gazety − „PPS Robotnik”. Tak się zorientowałem, że ta gazeta nie była [drukowana na miejscu], bo to było niemożliwe, musiała być dostarczona z Pragi.

  • A czy miał pan kontakt z innymi pismami jakimiś, gazetkami powstańczymi?

Takie rozmaite były gazetki. Nawet w czasie okupacji też miałem, wujek miał takie gazetki, ale darł je, niszczył.

  • Czy w czasie Powstania, jak pan był na Królewskiej albo później na Śliskiej, to czy pan wiedział, co się dzieje w innych dzielnicach?

Nic nie wiedziałem, nie wychodziłem, nie mogłem nawet wyjść z tego budynku, bo ostrzał był z Ogrodu Saskiego, Królewska była ostrzeliwana, dopiero jak przebili, dopiero opuściłem budynek.

  • Potem na Śliskiej?

Później na Śliskiej.

  • Było wiadomo, co się dzieje w innych dzielnicach?

W innych dzielnicach też nie wiedziałem, bo nie było żadnego kontaktu, nie wiedziałem, co się dzieje na Mokotowie; nie wiedziałem, co się dzieje na Starym Mieście, bo nie było tego przejścia. Kanałami chodzili, owszem, ale cały czas już byłem do końca na Śliskiej. Wyszedłem ze Śliskiej do Pruszkowa. Ciocia, ta Szymańska… Budynek został. Jak przyszliśmy po Powstaniu, budynek został spalony, podpalili Niemcy, znaleźli na pewno radia, inne [rzeczy].

  • Czy pan uczestniczył może w czasie Powstania w jakichś religijnych obrzędach czy w mszach, które się odbywały?

Msze to takie ogólne na podwórku, kościelne takie spowiadanie ogólne było.

  • Kto odprawiał, był ksiądz?

Był ksiądz, pamiętam, że był ksiądz, ksiądz odprawiał.

  • Ludzie się zbierali na podwórzu?

Tak, na podwórku śpiewali, to pamiętam to. To raz tylko było.

  • Czy pan widział Niemców albo żołnierzy, którzy walczyli razem z Niemcami?

Nie, tego nie widziałem.

  • Czyli właściwie żadnej walki dookoła pana nie było?

Do końca walki nie było, nawet Niemcy nie wkraczali, dopiero po Powstaniu wkroczyli. Powstańcy się poddali, opuścili Warszawę, dopiero Niemcy zaczęli niuchać, podpalać, szabrować, to jeszcze widziałem.

  • Jeszcze zanim ludzie wyszli z Warszawy, to już widział pan szabrujących?

Tak, nawet hitlerowcy, co kazali opuścić, przyszli na szaber. Przecież oni przyszli na szaber, oczyścić, tak było. Wszystko powynosili, jak wróciliśmy, nic nie było, zdjęcia nawet były porozrzucane, jak wróciliśmy po Powstaniu.
  • Czy pamięta pan, jaką drogą wychodził pan do Pruszkowa?

Tak, pamiętam. Wychodziłem Żelazną do Starynkiewicza, później Alejami [Jerozolimskimi] do Grójeckiej, widziałem trupy popalone w budynku, tablica jest wystawiona na Grójeckiej (Grójecka 20/21/22). Budynki stoją teraz, to trupy leżały spalone w tym budynku, to widziałem. Później widziałem na Czerniakowskiej, jak wróciłem, to było wiosną. Pod Krakowem byłem, wróciłem do Warszawy, udałem się na Czerniakowską, to trup leżał na ulicy, kości tylko, szkielet leżał, ptactwo zimą zjadło, zwierzyna zjadła człowieka, na pewno, jak leżał na chodniku.

  • Wróćmy jeszcze do tego wyjścia z Warszawy, na piechotę czy pociągiem, jak to było?

Na piechotę do Dworca Zachodniego, załadowali [nas potem] w pociąg do Pruszkowa.

  • Jak zachowywali się Niemcy, którzy po drodze konwojowali Polaków?

To już oni wiedzieli – Powstanie było, [Polacy] poddali się, [więc] nikogo nie bili, nikogo nie gnali, zaprowadzili do Pruszkowa. W Pruszkowie byłem parę dni, potem sortowali, dał mnie nawet dwie puszki mleka amerykańskiego Niemiec, jak byłem dzieciakiem. Załadowali nas na węglarki, pociąg towarowy, wozili nas po Polsce. Wywieźli mnie i ciocię do Krzeszowic koło Krakowa. Przyszły furmanki, zabrali nas na furmanki, rozwieźli nas po wsiach. Trafiłem do wioski Rybna, na wzgórzu takim, u chłopa z ciocią mieszkaliśmy do stycznia.

  • Jak pan wychodził z Warszawy, jakie uczucia panu towarzyszyły, jakie miał pan uczucia do tego faktu, że Powstanie upadło?

Jako dzieciak jakie uczucia mogłem mieć? Później dopiero myślałem, że było niepotrzebne wszystko, ale jako dzieciak, jakie mogłem mieć uczucia? Strach tylko.

  • Jak pana i pana ciotkę przyjął człowiek we wsi pod Krakowem?

[…] Państwo nazywali się Tekieli, nawet po Powstaniu przyjechał do nas jeden syn tej pani, do Warszawy, w Krakowie się uczył elektroniki, jeszcze na Czerniakowskiej, jak otworzyli, dokończył elektronikę, pracował na lotnisku Okęcie, był w Warszawie.

  • Czy raczej tak przyjaźnie, serdecznie przyjmowali?

Przyjaźnie, jedzenie nam dawali, przecież żywili nas, musiałem coś pomóc, to gnój wyrzuciłem, to krowy poszedłem z Tadkiem Tekieli paść na pastwisku. Coś się robiło, trzeba było coś robić, przecież jeść dawali, to trzeba było coś pomóc jako dzieciak. Córka tych państwa nazywała się Róża, mleko nosiła do Krzeszowic w bańkach, w bańkach przynosiła ulotki na wieś, czytali, potem niszczyli ulotki, to widziałem.

  • Pan też czytał?

Chyba nie, raz tylko zauważyłem, dzieciakiem byłem, nie dawali mnie za bardzo, wszystko obserwowałem, obserwatorem dobrym byłem, można powiedzieć.

  • Kiedy pan wrócił do Warszawy?

Wyszedłem stamtąd w mróz, na piechotę szliśmy z Rybnej do Krakowa cały dzień. Nie było gdzie spać, dostaliśmy się (taki prijut był) na noc w Krakowie, nocowaliśmy na pryczach. Sporo ludzi było, bo to wszystko przychodziło. Później się dostaliśmy na pociąg, dojechaliśmy do Warszawy. Do Warszawy dojechaliśmy, bo torów nie było, dojechaliśmy do Ursusa, na piechotę szło się do samej Warszawy.

  • Jak wyglądała Warszawa, jak pan zapamiętał?

Warszawa wyglądała strasznie. Mieszkałem nawet na Śliskiej, to oficyna była spalona; jedna oficyna została, dalej mieszkałem w budynku. Mieliśmy pokoiczek taki mały − brat, siostra, nas było pięcioro, mama, troje dzieci naszych, zajmowaliśmy małą kuchenkę, aby ciepło było. Mieszkaliśmy, później budynek rozebrali. Robiłem u „Kasprzaka”, dostałem mieszkanie kawalerkę, mama z siostrą znów dostali mieszkanie na Saskiej Kępie. Budynek rozebrany całkowicie, boczny budynek postawili, stoi nowy budynek teraz. Budynek [numer] 56 został po wojnie, 56, 54, 52 – 52 to za okupacji komisariat był policji granatowej, nieduży taki budynek, przy Marchlewskiego.

  • W jaki sposób pan znalazł rodzinę?

Rodzina z Czerniakowskiej też była wywieziona pod Kieleckie, wszyscy wrócili do Warszawy, takim sposobem się wszyscy poznajdowaliśmy.

  • Kartki się wieszało gdzieś.

Nie, bo mama też wiedziała, że [byłem] na Śliskiej, też przyszedłem. Na Czerniakowskiej nikogo nie było, wszystko spalone, to mama znów wiedziała, że może na Śliskiej. Przyszła na Śliską, w sam raz to mieszkanie ocalało, tak się spotkaliśmy.

  • Co zostało panu z mieszkania, właściwie z tamtego życia?

Z mieszkania nic nie zostało, tak jak stałem, wróciłem jako dziad, nic nie miałem. Poszedłem do pracy, jak „mincówkę" budowali na placu Trzech Krzyży.

  • Co to jest „mincówka”?

„Mincówka” to ministerstwo, Minc rządził, to nazywali to „mincówka”, bloki, co stoją. Byłem dzieciakiem, tłukłem cegłę. Przyszedł taki facet starszy z wąsami, tłukę cegły, a on tak do mnie podchodzi: „Ty dzieciaku wyglądasz na inteligentnego, ty nie możesz tej cegły tłuc”. Zabrał mnie, umieścił mnie jako gońca i byłem gońcem.

  • Po wojnie z powrotem wrócił pan do szkoły, a co się stało z wojennymi świadectwami szkolnymi?

Z wojennych to wszystko się spaliło. Szkołę ukończyłem do czwartej klasy w czasie wojny, później dopiero po wojnie się kończyło.

  • Świadectwa nie były potrzebne, można było pójść do szkoły bez świadectwa.

Miałem cztery klasy, chodziłem wieczorami, zrobiłem mistrza. Mogę pokazać nawet mistrzowskie papiery, u „Kasprzaka” robiłem, jako kontroler byłem, pracowałem u „Kasprzaka” od 16 listopada 1951 roku do końca 1990 roku. Mam wypracowane wszystkiego w Polsce ludowej czterdzieści sześć lat i jeden miesiąc dokładnie, tak mam obliczone z ZUS-u, tyle pracowałem.

  • Czy jest jakieś wspomnienie, które się najbardziej panu wryło w pamięć z czasów Powstania.

Z czasów Powstania, to jak szpital bombardowali, wybuchy najgorzej przeżywałem, jak bomby uderzyły, to najwięcej to przeżywałem.

  • Biegał pan zobaczyć, co się dzieje, czy raczej się nie podchodziło blisko?

Na ulicy tak, chodziłem po bombardowaniu. Na przykład, jak bomby trafiły, był jeden człowiek z EKD, pracował na kolejce EKD, przy szpitalu były skład z deskami, jak był szpital, był plac z deskami, była ubikacja, poszedł się załatwić do ubikacji. Jak samolot nadleciał, to prosto w tę ubikację bombę, ślad po nim zaginął, znikł, nic z niego nie pozostało. Pracował na kolejce EKD, go chyba zastało Powstanie na Śliskiej, tak mi się wydaje, bo on nie mieszkał w ogóle, to był człowiek przypadkowy tak samo.

  • Życie wtedy było bardzo ulotne, wychodziło się, nie wiadomo było, czy wróci.

Tak, nie wiadomo było, czy dożyje się jutra. Tak było.

  • Był pan małym dzieckiem, czy pan myślał o tym, że pan może zginąć, że pan może nie dożyć jutra?

Jasne, to w każdej chwili człowieka czekało, wybuchy, to wszystko. Tylko że miałem takie intuicje, że umiałem się chować jak szczur. To mnie właśnie ocaliło – żyję. Benzyny nie rzuciłem na czołg, jak mnie dał, bo jak bym rzucił, to bym na pewno nie żył. Byłem sprytny, nie byłem idiotą jako dzieciak; przewidziałem, co może być, nie robiłem tego, co jest niemożliwe, dlatego żyję. Jakbym był naiwny tak jak ta młodzież, to bym nie żył na pewno, ile młodzieży zginęło, bo byli naiwni, taka jest prawda. Nie zastanawiał się, że z pistoletem idzie na czołg, że tam armata jest, działa, co on może z pistoletem zrobić na czołg albo benzynę rzucić na czołg, to [czołg] otworzy ogień, zginie. Taka jest prawda.
Chciałem jeszcze takie rozmaite rzeczy dopowiedzieć. Mnie chodziło o tego faceta, który wykorzystywał mnie w czasie wojny, ślad po nim zaginął, nazywał się Wojciechowski Zdzisław. Mieszkał na Iwickiej, dzieci zostawił, dzieci po wojnie trafiły do babci na Żoliborz, po nim ślad zaginął. On właściwie dla mnie był najważniejszy, należał do organizacji, był wojskowym politykiem, można powiedzieć, polskim szpiegiem był. Fotografował lotniska, inne rzeczy, wiem o tym, nawet brat jego policjant w czasie wojny [z nim] nie rozmawiał. Później od wujka się chciałem dowiedzieć, od tego policjanta, co z tym Zdzichem jest, nie chciał za dużo za komuny mówić, nie powiedział, musiał wiedzieć o nim tak samo, ale nie chciał w ogóle na ten temat rozmawiać.

  • Skąd pan wiedział, że on był szpiegiem?

Robił zdjęcia, widziałem, jak robił, to przecież po co zdjęcia robił, lotniska, obiekty wojskowe, to musiał być agentem polskim. Dzieciakiem byłem, ale nie byłem taki głupi, naiwny, nie poszedłem robić, bo mnie to było niepotrzebne, a on robił, to znaczy, że był agentem polskim. Dlatego wiem, że zginął bez wieści, nie wiadomo, co się z nim stało, sprawdzam. Gdzieś powinno to być umieszczone, jak należał, to powinien gdzieś istnieć chyba, nazwisko, przecież na własną rękę chyba nie robił, gdzieś musiał należeć, a był wojskowym, w wojsku był. Nawet wiem, że w wojsku był plutonowym, to podejrzewam, że był polskim agentem wojskowym na pewno.

  • Czy coś jeszcze chce nam pan opowiedzieć?

O tych Niemcach, o tym Kochu, że policjant chciał Kocha zabić (on miał knajpę przy Podchorążych) jeszcze chciałem opowiedzieć. Ojciec na Czerniakowskiej był urodzony, byli Żydzi, Niemcy, rozmaici, wszystko się wyrównywało. Raz było tak, że hitlerowiec zaprosił ojca do siebie do domu. Skład, kiosk z węglem miał, nazywał się Schweitzer, był hitlerowcem. Zaprosił ojca do siebie, a ojciec wziął mnie znów do mieszkania, jak ojca zaprosił, to ojca wziął do pokoju, a mnie zostawił w kuchni, do ojca mówi: „Syn niech w kuchni zostanie”. Później od ojca wyciągnąłem, co on mówił, bo ojciec mnie wszędzie brał, żebym cośkolwiek pamiętał, jak w tym mieszkaniu. Niemiec poszedł z ojcem do innego mieszkania, rozmowy zakończyli, rozeszli się. Ojciec mi później to powtórzył, [Schweitzer] mówił: „Wiesz co, my razem się chowaliśmy, byliśmy przyjaciółmi, ale teraz już nie jesteśmy przyjaciółmi, bo jestem Niemcem, a ty jesteś Polakiem”. Na tym się skończyło, on był hitlerowcem tak samo.
Leibrandt na przykład miał sklepik, miał też dwóch synów, syn jeden zginął pod Kurskiem w czołgach, wiem, że zginął. Jego brat znów był w kartoflach, jak ruscy bombardowali, też był Niemcem, ale był po cywilnemu, jak bombardowali, to w nocy wchodziłem w kartofle, brat jego też był w kartoflach. On opowiadał, że brat jego pod Kurskiem zginął, po polsku mówił.
Moja mama [była] w alei Szucha. Została aresztowana, jak robili rewizję na Kaszubskiej. Przyszli Niemcy, rewizję robili, nic nie znaleźli, mamę zwolnili, ale mama dostała gryps. Mama sama nie poszła, zanosiłem gryps na Nowy Świat, był sklep z porcelaną, kryształy, gryps do tego sklepu dostarczyłem w czasie okupacji.





Warszawa, 6 sierpnia 2010 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska-Dubek
Roman Chrzanowski Stopień: cywil Dzielnica: Śródmieście Północne

Zobacz także

Nasz newsletter