Powstańcze dni: 18 września

Tego dnia nadzieja mieszała się ze zwątpieniem… Sukcesy niemieckie postępowały osaczając i niszcząc siły powstańcze. Na Czerniakowie i Żoliborzu miały miejsce desanty żołnierzy 1. Armii Wojska Polskiego, tzw. „berlingowców”. Ramię przy ramieniu walczyli więc w mieście Powstańcy i polscy żołnierze, którzy przebyli krwawy szlak ze wschodu na zachód z Armią Czerwoną. Ogień bezpardonowej walki unicestwia Warszawę, tymczasem na niebie pojawia się ponad 100 amerykańskich bombowców…

Czterdziesty dziewiąty dzień Powstania Warszawskiego był pogodny. Chmurzyć zaczęło się dopiero wieczorem. Słońce wzeszło o godz. 6:31, a zaszło o 19:01. Odnotowano średnią temperaturę 12 stopni Celsjusza powyżej zera.

Przed świtem, kiedy panował jeszcze mrok, w godzinach 3.30 - 5.30  przeprowadzony został na Powiślu Czerniakowskim ostatni desant żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego. Żeby osłonić działania grupy ofensywnej przez półtorej godziny z 50 punktów na wybrzeżu wykonane zostało odymianie terenu. Pod silnym ogniem nieprzyjacielskim z 63 żołnierzami przeprawił się  szef sztabu 9 Pułku Piechoty, mjr Stanisław Łatyszonek (lata życia nie znane), który objął dowództwo nad żołnierzami 1 Armii Wojska Polskiego znajdującymi się już na przyczółku. Stanowisko dowodzenia zorganizowano w budynku przy ul. Solec 39.

Niemcy usiłowali z całą zapalczywością zmiażdżyć siły powstańcze i przybyłe z pomocą oddziały tzw. „berlingowców”. Lotnictwo nieprzyjaciela ciężkim bombardowaniem masakrowało ulice Okrąg i Wilanowską w północnej części powstańczego terenu.  Walki wręcz były niezwykle krwawe. Siły powstańcze cofnęły się pod naporem wroga w głąb ul. Wilanowskiej. Nieprzyjaciel opanował zabudowania na ul. Czerniakowskiej. Powstańcy zostali wyparci z wylotów ulic Okrąg i Wilanowskiej. W godzinach wieczornych kpt. Ryszard Białous „Jerzy” (1914-1992) dał rozkaz żołnierzom Brygady „Broda 53”, aby opuścili budynek przy ul. Wilanowskiej 22. Pod jego dowództwem Powstańcy przygotowywali stanowiska obronne w domu przy ul. Wilanowskiej 5. Dowodzenie wszystkimi polskimi oddziałami operującymi na ul. Wilanowskiej zostało poruczone doświadczonemu oficerowi, kpt. Zbigniewowi Ścibor-Rylskiemu „Motylowi” (1917-2018) weteranowi walk wrześniowych 1939 r. w szeregach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”, a w konspiracji dowódcy kompanii w 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. 

Żołnierze 1 Armii Wojska Polskiego na Solcu podczas walk we wrześniu, fot. NN, Zbiory MPW

Polegli w połowie września na Wybrzeżu Kościuszkowskim żołnierze 1 Armii Wojska Polskiego, fot. NN, Zbiory MPW

Pacyfikując Czerniaków, Niemcy – podobnie, jak na innych terenach Warszawy - mordowali cywilów i rannych Powstańców. U zbiegu ulic Czerniakowskiej i Idzikowskiego rozstrzeli ok. 40 rannych, zaś przy skrzyżowaniu ulic Bolesława Prusa i Solec od ich kul zginęło ok. 60 rannych.

Miasto ogarniają mordercze walki, huk strzałów artylerii i niszczonych domów. Kurz, płomienie, wszechobecna śmierć… trudne warunki bytowania cywilów… Tymczasem widok nieba nad Warszawą przed godz. 14 wprawia cywilów i powstańców w absolutne zdumienie wywołując początkowo uczucie euforii. Nad umęczoną blisko dwumiesięczną walką stolicę od strony północnej nadleciało 107 potężnych czterosilnikowych amerykańskich bombowców Boeingów B-17 „Latających Fortec” z 390 Grupy Bombowej z 8 Armii Powietrznej USAAF eskortowanych przez 56 jednosilnikowych myśliwców Mustangów P-51 z 355 Grupy Myśliwskiej 358 Dywizjonu Myśliwskiego USAAF.  

Boeing B-17 „Latająca Forteca”, fot. NN, Zbiory Muzeum Powstania Warszawskiego

Strzelec Rafał Kołłątaj-Srzednicki „Rafał” z Batalionu „Gozdawa” obserwował operację powietrzną: „To był widok imponujący. Niebo się zasnuło czterosilnikowymi samolotami lecącymi bardzo wysoko, potem się ukazały spadochrony z podłużnymi zasobnikami. Ludzie myśleli, że to jest desant, że to brygada spadochronowa z Anglii idzie, na którą cały czas czekaliśmy. Cały czas ludzie czekali, nie doczekaliśmy się. Ludzie wychodzili najwyżej, jak tylko mogli, żeby się przyglądać, a Niemcy oszaleli, strzelali ze wszystkiego, co tylko mogło strzelać w powietrze”.

Lecąc z baz brytyjskich nad Morzem Północnym i Bałtykiem Amerykanie pokonali 1360 km w 5 godzin. Samoloty z pułapu 4-5 km dokonały zrzutu zasobników nad Śródmieściem Żoliborzem i Mokotowem. Nie wszystkie fortece uwolniły ładunek. Według badań Kajetana Bienieckiego zrzut przeprowadziło 101 samolotów,  które zrzuciły w sumie 1 170 zasobników. Znajdowało się w nich 2 987 brytyjskich pistoletów maszynowych Sten, 390 ręcznych karabinów maszynowych, 102 sztuki brytyjskich granatników przeciwpancernych Piat (Projector Infantry Anti-Tank), 7 070 granatów, 10 min, 7,3 ton plastyku, 3,2 ton lontów. Ponadto w zasobnikach spakowana była żywność, medykamenty i amunicja. Była to gigantyczna pomoc, która mogła wyposażyć znaczne siły i – kto wie – może zmienić taktyczną sytuację Powstańców… Ale, było już za późno… Pod koniec trzeciego tygodnia września większość terytoriów Warszawy kontrolowali Niemcy. Blisko 3% spadochronów nie otworzyło się, czas spadania pozostałych, zanim dotarły do ziemi wynosił ok. 7 minut. W ciągu tego czasu wiele mogło się wydarzyć, np. działalność sił przyrody, głównie wiatru, który mógł zwiać jakąś część zasobników. Pewna ich liczba utopiła się w Wiśle, inne wylądowały na Pradze opanowanej przez Armię Czerwoną, ale większość ładunków dostała się w ręce Niemców.

Powstańcy operowali na zbyt szczupłym terenie by móc przejąć wykonany ze znacznej wysokości zrzut lotniczy. Udało się im pozyskać tylko 288 zasobników, co według kalkulacji Kajetana Bienieckiego stanowiło zaledwie 25% całego zrzuconego wówczas ładunku.

Strzelec Jerzy Zwierzchowski „Wilk” z walczącego na Żoliborzu plutonu 233 ze Zgrupowania „Żbik” wspominał: „Przyleciały samoloty, z takiej strasznej wysokości rzuciły spadochrony, żeśmy patrzyli z rozpaczą, że większość nas mija nad głowami, leci w kierunku Marymontu i Bielan, ale trochę nam spadło”.

Zasobnik zrzutowy był prawdziwym skarbem. Powstańcy z nieskrywaną radością niosą go ul. Górskiego, fot. Sylwester Braun „Kris”, Zbiory MPW

Doznanego zawodu jednak nikt nie ukrywał. Jedyna dzienna operacja lotnicza nad powstańczą Warszawą (i jedyna amerykańska) przygotowywana z ogromnym rozmachem pozostawiła po sobie jedynie gorzki smak niespełnienia. Trudno było odpędzić wrażenie, że gigantyczna operacja nie przeprowadzona została niestety za późno. Gdyby miała ona miejsce w pierwszych dniach walki (na początku sierpnia), kiedy Polacy kontrolowali dwie trzecie warszawskiego terytorium, mogłaby odegrać większą rolę.

Amerykańskie siły wspierające Powstanie miały straty. Pod Dziekanowem Leśnym została zestrzelona forteca dowodzona przez porucznika (First Lieutenant) Francisa E. Akinsa (23 lata) z dziesięcioosobową załogą. Bohaterską śmiercią w obcym kraju razem z dowódcą zginęło siedmiu młodych lotników w wieku od 19 do 27 lat (Staff Sergeant/st. sierż. Frank P. de Cillis – 19 lat, Staff Sergeant/sierż. Walter P. Shimshock – 19 lat, Flying Officer/ppor. Ely Berenson – 20 lat, Staff Sergeant/st. sierż. George A. Mc Phee – 21 lat, Second Lieutenant /ppor. Myron S. Merrill – 23 lata, sierż. Paul F. Haney – 25 lat, Second Lieutenant /ppor. Forrest D. Shaw – 27 lat). Ocalało dwóch lotników: Technical Sergeant/ sierż. techn. Marcus L. Shook – 24 lata, który zmarł w 1995 r. natomiast pięć lat po katastrofie zmarł  Staff Sergeant/st. sierż. James D. Christy. Niemcy w potyczce powietrznej zniszczyli także dwa  myśliwce Mustang P 51 uczestniczące w operacji powietrznej. Jeden z nich spadł na pole we wsi Stara Wrona, a drugi kilka kilometrów na północ od Nasielska w rejonie wsi Kątne. Pilotem pierwszego z nich był Kalifornijczyk dwudziestoczteroletni First Lieutenant /por. Joseph Vigna, a dugą maszynę prowadził, mający 21 lat First Lieutenant /por. Robert Peters, który w rodzinnym Ohio zostawił poślubioną rok wcześniej żonę z dwumiesięczną córeczką.

Dwóch lotników uczestniczących w operacji zginęło poza terytorium polskim. Nad miastem Schleswig (północne Niemcy) został zestrzelony myśliwiec pilotowany przez podporucznika (Second Lieutenant)  Clyde’a Alisona Arrantsa (ur. 1915). Natomiast z powodu ran otrzymanych nad Warszawą zmarł porucznik (First Lieutenant) Paul W. Hibbard pilot Boeinga, którym wracając znad Warszawy udało się wylądować na kontrolowanym przez Armię Czerwoną lotnisku w Mirgorodzie (Ukraina).

Na Żoliborzu, dowodzący siłami powstańczymi ppłk. Mieczysław Niedzielski „Żywiciel” (1897-1980) nie przyjął przybyłego 18 września parlamentariusza przysłanego przez SS-Obergruppenführera Ericha von dem Bacha (1899-1972) z propozycją kapitulacji. Kazał odprawić go kpt. Władysławowi Nowakowskiemu „Żubrowi” (1898-1964), który przesyłał stronie niemieckiej dokumentację popełnionych przez nich zbrodni ludobójstwa, wyraził dezaprobatę wobec niemieckich metod walki oraz dwulicowości i zaproponował im… kapitulację.

Komendant II Obwodu Żoliborz płk Mieczysław Niedzielski „Żywiciel” (1897-1980)

Von dem Bach powiedział później o Niedzielskim: „Z nim w ogóle nie mogłem rozpocząć negocjacji. Każda jego odpowiedź była dla mnie obraźliwa. To był bohater. Ten człowiek był fanatykiem”.

Nocą na brzeg Żoliborza desantowało się 370 żołnierzy z 6 Pułku Piechoty 1. Armii Wojska Polskiego. Walka trwała…

Zobacz także

Nasz newsletter