Prostytucja w okupowanej Warszawie

Podczas okupacji niemieckiej warszawskie prostytutki zostały podporządkowane surowemu reżimowi kontrolnemu w ramach systemowej prostytucji na potrzeby Wehrmachtu i SS. Władze nigdy jednak nie zdołały objąć ich wszystkich swoim nadzorem, czego świadectwem była praca wywiadowcza na rzecz AK niektórych z nich.

„Prostytucja” to termin wywodzący się od łacińskiego słowa „prostitutio”, co w języku polskim oznacza uprawianie nierządu dla zysku pieniężnego. W przedwojennej Polsce prostytucja była legalna, lecz wszystkie prostytutki podlegały rejestracji i nadzorowi ze strony powstałego w 1922 r. Urzędu Sanitarno-Obyczajowego. Kobiety owe zobowiązano do posiadania „czarnych książeczek”, czyli kart zdrowia świadczących o regularnych badaniach medycznych. Stwierdzenie choroby wenerycznej całkowicie wykluczało możliwość uprawiania nierządu, aż do momentu udokumentowanego wyzdrowienia. Według Pawła Rzewuskiego, autora książki „Grzechy Paryża Północy. Mroczne życie przedwojennej Warszawy” (Kraków 2019), nie da się ustalić, ile było prostytutek w Warszawie przed 1939 r., ponieważ szacunki wahają się od pięciu do nawet trzydziestu tysięcy. W stolicy II Rzeczpospolitej prostytutki były obecne, lecz niezbyt widoczne na ulicach, w przeciwieństwie m.in. do Berlina okresu Republiki Weimarskiej. Można było je spotkać głównie po zmroku. Obowiązywała niepisana hierarchia: prostytucją zajmowały się kobiety ze skrajnej biedoty, dziewczyny z uboższych dzielnic – i wreszcie: bywalczynie eleganckich lokali działające w środowiskach zamożniejszych klientów. Znaczne zyski czerpali zatrudniający prostytutki sutenerzy.

 
Dwie prostytutki; ul. Marszałkowska, Warszawa, 1925 r. Fot. Autor nieznany/ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

W Niemczech hitlerowskich w 1933 r. podjęto zdecydowane działania celem oficjalnej likwidacji tego zjawiska, w istocie zaś jego skutecznego ukrycia i poddania kontroli. Taką też politykę od września 1939 r. w imieniu władz III Rzeszy w podbitej Polsce prowadzić miały najpierw władze wojskowe, potem zaś administracja Generalnego Gubernatorstwa. Niemieckie władze wojskowe – kierując się doświadczeniem I wojny światowej – przewidywały, że dojdzie tu do kontaktów seksualnych żołnierzy Wehrmachtu z miejscowymi kobietami, dobrowolnych i wymuszonych.

 
Fotografia z niemieckiego serwisu prasowego z okresu II wojny światowej. Niemcy. Berlin. Grupa żołnierzy Wehrmachtu i pielęgniarka przed wejściem do nocnego klubu Atlantis, w którym działał kabaret. Fot. Autor nieznany/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Bazując na stereotypach rasowych, przystąpiono do organizacji systemu prostytucji kontrolowanej, motywując to wielką obawą przed chorobami wenerycznymi, a zarazem uważając dostęp do niej za niezwykle ważny dla podtrzymania morale niemieckich żołnierzy.

 Według niemieckiej historyczki Maren Röger, autorki książki „Wojenne związki. Polki i Niemcy podczas okupacji” (Warszawa 2016, tłum. Tomasz Dominiak), chodziło również o to, by uniknąć niepożądanych objawów fraternizacji z Polkami, co mogło poskutkować zdradą tajemnic służbowych. Aby spodziewane choroby nie rozprzestrzeniały się, należało pouczyć żołnierzy, poinstruować lekarzy oraz zarejestrować prostytutki i kobiety za nie uważane. Od kiedy władzę nad Warszawą z rąk wojskowych przejęły instancje Generalnego Gubernatorstwa, zaostrzono kontrole: policja kryminalna (Kripo) między październikiem 1939 r. a marcem 1940 r. przystąpiła do łapanek na ulicach, w hotelach i lokalach, szukając prostytutek.

Po rozpoczęciu okupacji w sytuacji dramatycznego bezrobocia do prostytucji wróciła część kobiet, które przed 1939 r. z tą profesją zerwały i podjęły pracę m.in. jako pomoc domowa. Inne w czasie wojny podjęły się prostytucji pierwszy raz w życiu, nierzadko z głodu bądź w celu wyrwania się z bezdomności.

Warszawiacy ze zdumieniem przyglądali się licznym niemieckim żołnierzom, którzy już jesienią 1939 r. ostentacyjnie przechadzali się ulicami stolicy w towarzystwie prostytutek. W oczach Polaków niebezpieczny wróg okazał się zdemoralizowany, co osłabiało grozę, jaką chciał budzić.

 
Ulotka „Warszawskimi ulicami chodzą szkopy ze… świniami!!!”, Warszawa 1942 r. Fot. ze zbiorów Biblioteki Narodowej/za: Polona

Przyczyną uprawiania prostytucji w pokonanym wojną i zrujnowanym kraju mogła być zastraszająca bieda; dlatego też zajmujące się tym procederem kobiety wiązały się z Niemcami w zamian za towary pierwszej potrzeby. Rejestrując polskie prostytutki, władze niemieckie działały, bazując na systemach nadzoru państwa polskiego. Nie dowierzając dokumentacji polskiej, Niemcy przystąpili do tworzenia własnej rejestracji prostytutek zarówno w Warszawie, jak i w całej okupowanej Polsce. Powstawała również kontrolowana przez Niemców sieć domów publicznych, obejmująca istniejące już przybytki. Tam, gdzie ich nie było, Niemcy zakładali nowe. Zadaniem niemieckich lekarzy wojskowych było rekrutowanie do nich kobiet przy wymuszonej „pomocy” ich polskich kolegów. Oficerowie sanitarni mieli obowiązek wysyłać do Berlina raporty w sprawie nowo zakładanych lupanarów, potrzebnych licznym jednostkom wojskowym, których liczba musiała wkrótce wzrosnąć. Ich otwierania domagał się sam Reichsführer SS Heinrich Himmler, dbały o stworzenie naszym żołnierzom godnych warunków do płciowego obcowania z kobietami. Władze cywilne, szukając lokali, interesowały się ich statusem prawnym. Maren Röger zwraca uwagę na to, że w pierwszej kolejności poszukiwano budynków żydowskich, m.in. byłych seminariów czy internatów studenckich, łącząc pragmatyzm (skonfiskowane mienie żydowskie) z kolejną okazją do symbolicznego wyrażenia swojej pogardy w stosunku do Żydów.

 


Brest we Francji; dom publiczny dla niemieckich żołnierzy, 1940 r. Fot. Bundesarchiv, Bild 101II-MW-1019-12 / Dietrich / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 DE, via Wikimedia Commons

 Pierwszy dom publiczny dla Wehrmachtu w Warszawie otwarto w czerwcu 1940 r. Według niemieckiego historyka i badacza okupacji niemieckiej w Warszawie Stephana Lehnstaedta w sumie powstały trzy domy: w Grand Hotelu przy ul. Chmielnej oraz w byłych hotelach Astoria i Mazur. Mogli tam uczęszczać wyłącznie szeregowi żołnierze, oficerowie mogli natomiast „zamawiać” sobie prostytutki na godziny do pokojów w hotelu Bristol.

 
Fotografia z okresu okupacji niemieckiej. Hotel Bristol widziany z wylotu ulicy
Ossolińskich na Krakowskie Przedmieście. Fot. Autor nieznany/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Na początku 1941 r. swój dom publiczny na ul. Nowogrodzkiej otworzyło SS. Niemcy zaczęli zachowywać się inaczej, skrępowani nowym „kodeksem moralnym” okupantów; od tej pory nie pokazywali się już na ulicach z kobietami podejrzanej profesji, by nie obniżać prestiżu „rasy Panów”. Wystarczyło jednak po zmroku pójść do pasażu, do którego schodzono na dół od strony Al. Jerozolimskich, zaś wychodzono na Chmielnej (nie przetrwał wojny), by zobaczyć scenkę, jaką wspominał Franz Blättler (Mawick), Szwajcar zatrudniony jako szofer misji Czerwonego Krzyża w Warszawie w 1942 r.: Umundurowani Niemcy w różnym wieku przechadzają się w tym przejściu i krytycznymi spojrzeniami lustrują kobiety i dziewczęta (...) Jeden z wojaków wyciąga latarkę kieszonkową i świeci nią zuchwale jednej z kobiet prosto w oczy (...) W pasażu poszukują kobiet podoficerowie i żołnierze. Oficerowie tu nie przychodzą, oni szukają swojego 'towaru' jak to się tutaj nazywa gdzie indziej (tłum. Tomasz Szarota).

 
Fotografia z okresu okupacji niemieckiej w Warszawie. Grupa niemieckich żołnierzy na skrzyżowaniu ul. Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich. Fot. Autor nieznany/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

W domach publicznych Niemcy przymusowo zatrudniali polskich zarządców, których obarczali obowiązkiem medycznej kontroli osób odwiedzających te miejsca. Niemcom zależało głównie na kontrolowaniu seksualności swoich funkcjonariuszy, dbali też jednak o zyski z domów publicznych. Niemieckie władze ściśle określiły, jak ma wyglądać wizyta żołnierza w domu publicznym. Po stosunku płciowym winien on jak najszybciej opuścić ten przybytek; wykluczano dłuższe pozostawanie w domu, a już całkowicie nocowanie. Temu też służył surowy wystrój wnętrz. Im krótszy był czas przebywania, tym mniejsze było prawdopodobieństwo, iż żołnierz nawiąże z prostytutką rozmowę na jakieś niebezpieczne tematy służbowe. Nie wolno było spożywać alkoholu. Obowiązkiem „klienta” było zapamiętanie numeru kontrolnego prostytutki; jeśli zostałby zarażony chorobą weneryczną, łatwo było ją zidentyfikować. Prostytutki były głównie Polkami, ale zatrudniano też Ukrainki, Niemki, volksdeutschki, wykluczano zaś Żydówki. Liczne kobiety, uznawane za prostytutki, wciągano do ewidencji, nadawano numery i przymusowo werbowano do pracy w domach publicznych, w przypadku odmowy grożąc im wywózką do obozu koncentracyjnego. Przymusowa prostytucja, prowadząca do zniewolenia kobiet, zdaniem Maren Röger stanowiła istotny element rasistowskiej polityki okupacyjnej w tzw. Kraju Warty. W Generalnym Gubernatorstwie sytuacja była nieco odmienna, lecz według historyczki mogło dochodzić do uprowadzeń kobiet z okolic Warszawy z zamiarem zmuszenia ich do prostytucji w tamtym rejonie. O licznych przypadkach porwań dziewcząt i kobiet w tym celu pisał „Biuletyn Informacyjny”, najważniejszy organ prasowy polskiego Podziemia. Z braku źródeł nie sposób jednak dziś te informacje zweryfikować.

Praca prostytutki w niemieckim domu publicznym mogła narazić ją na utratę zdrowia i życia. Kobiety poddawano nierzadko skrajnemu wykorzystaniu seksualnemu; według Maren Röger w Generalnym Gubernatorstwie niekiedy jedna kobieta musiała dziennie przyjąć od 20 do 30 mężczyzn. Skutkowało to ciężkim obciążeniem fizycznym i psychicznym. Z drugiej strony tylko w oficjalnych placówkach kobiety były chronione przed przemocą agresywnych klientów przez strażników. Zdarzało się, że do domu publicznego niemieccy żołnierze udawali się grupą, po wspólnym spożywaniu alkoholu. Przed przybytkami wystawiano wartę wojskową, która uspokajała pijanych, wszczynających burdy żołdaków. Dochodziło do sytuacji, kiedy w ferworze bijatyki uszkadzano drzwi i okna budynku. W codziennym bytowaniu w każdym z domów publicznych obowiązywała surowa dyscyplina. Zatrudniane tam kobiety zamykano na noc niczym w koszarach, wyjazd z Warszawy możliwy był nie dłużej niż na trzy dni, ze względu na dużą częstotliwość kontroli zdrowotnych pod nadzorem niemieckiej policji bezpieczeństwa. Na urlopy rzadko zezwalano, ponieważ powrót wiązał się z obowiązkową wielotygodniową kwarantanną, na wypadek ewentualności zarażenia się chorobą weneryczną.

Każdy dzień był starannie uregulowany; obowiązkowa była cotygodniowa kąpiel i zakazywano spożywania alkoholu. Nietrzeźwość skutkowała więzieniem, podobnie jak poważniejsze naruszenia dyscypliny domu publicznego. Nakazany porządek w domach, co wynika z raportów lekarskich, już wkrótce okazał się nie do utrzymania. Główny cel systemu, czyli zredukowanie do minimum liczby zarażeń chorobami wenerycznymi w Wehrmachcie, nie został osiągnięty, choć zapewne udało się zmniejszyć liczbę przypadków. Jedną z przyczyn były kontakty Niemców z prostytutkami poza domami publicznymi, m.in. w prywatnych mieszkaniach, który to proces tylko częściowo był kontrolowany. Chore wenerycznie prostytutki warszawskie Niemcy zamykali w specjalistycznych oddziałach Kliniki Uniwersyteckiej i w Szpitalu św. Łazarza, nie informując o niczym ich rodzin, które poszukiwały kobiet jako „zaginionych”. W Warszawie władze okupacyjne werbowały również (być może także  przymusowo) prostytutki do wyjazdu do domów publicznych Wehrmachtu na tyłach frontu w ZSRS; proces ten nadzorowała policja kryminalna. Tylko w kwietniu 1942 r. z Warszawy wysłano tam 90 kobiet, w czerwcu 1943 r. 200–300 kobiet, zaś w lutym 1944 r. do Odessy wysłano 40 kobiet. Od instytucji okupacyjnych nadzorujące prostytucję władze wyższe oczekiwały dostarczania wymaganej liczby kobiet, co oznaczało, że dobrowolną rekrutację zastąpił przymus.

Według historyka okupacji Jana Grabowskiego w warszawskiej aglomeracji stosunek z prostytutką kosztował 20 zł, podczas gdy za kilogram razowego chleba trzeba było zapłacić 12 zł. Zarobki prostytutek były wyższe niż godzinne wynagrodzenie robotnic, które mogło wynosić 46 gr. Wśród okupacyjnych prostytutek, w myśl wytycznych niemieckich, dominowały kobiety w młodym wieku (25–35 lat), nieliczne były nieletnie. Według niemieckich kartotek oprócz zawodowych prostytutek zajęciem tym trudniły się m.in. krawcowe, kucharki, sprzedawczynie, tancerki i księgowe.

Prostytutki w społeczeństwie polskim okresu okupacji były podejrzewane o wydawanie Niemcom Polaków i Żydów. Takie kobiety chłostano, golono im głowy, w ostateczności karano śmiercią. Niektóre prostytutki uczestniczyły jednak w działalności konspiracyjnej. Są udokumentowane przypadki ukrywania się u nich zbiegłych z getta Żydów. Inne prowadziły działalność wywiadowczą na rzecz AK, przekazując informacje zasłyszane od Niemców; władzom niemieckim obawiającym się takiej ewentualności nie udało się temu zapobiec. Taką funkcję pełnił w Warszawie klub nocny Siódme Niebo dla oficerów Wehrmachtu, którego pracownice zdobywały dla AK istotne dane, m.in. o przemieszczaniu się niemieckich jednostek. Niewiele wiadomo o prostytutkach podczas Powstania Warszawskiego. Tymczasem w słynnej powieści Romana Bratnego „Kolumbowie. Rocznik 20” (Warszawa 1957) pojawia się postać prostytutki „Kryśki”, która walczy w szeregach AK.

 

 

Zobacz także

Nasz newsletter