Spódnica „Rity” – historia sanitariuszki Haliny Wojtyś

Wielu gości Muzeum Powstania Warszawskiego robi zdjęcia trzem postaciom w strojach powstańczych – dwóm powstańcom i sanitariuszce. Ale nie wszyscy spojrzą bliżej, aby zobaczyć na spódnicy sanitariuszki ślady odłamków. Krótki opis informuje nas, że spódnica w czasie Powstania należała do sanitariuszki „Rity”, Haliny Wojtyś z 535 plutonu Słowaków.

Halina Wojtyś pochodziła z Dęblina. Kiedy wybuchła wojna miała czternaście lat. Jej ojciec, powołany do wojska, zginął w pierwszych dniach września 1939 roku. Matka dostała wsparcie od znajomej z Warszawy. I tak Halina z matką i młodszym bratem zamieszkała w Śródmieściu przy ulicy Twardej 55. Wraz ze znajomą matka otworzyła sklep z owocami. Handel szedł dobrze, a dodatkowo Halina też miała zatrudnienie. Jednego dnia, krótko przed godziną policyjną, sąsiad zaszedł do sklepu i poprosił Halinę o przechowanie do rana pewnej paczki. Zgodziła się, ale ciekawość nie pozwoliła jej czekać na wyjaśnienia. Dyskretnie odsunęła papier i zobaczyła tam pisma konspiracyjne: „Biuletyn Informacyjny” i „Jutro” organizacji Polska Niepodległa. Na drugi dzień, oddając paczkę, powiedziała sąsiadowi, że ona też chciałaby działać.

          

Od razu została skontaktowana z mieszkającą przy ulicy Ogrodowej Zofią Henclewską (inna pisownia nazwiska Chenclewska). Pani Zofia miała wówczas 36 lat. Przed wojną była lekkoatletką i tancerką, zawodniczką warszawskiego klubu sportowego „Sokół – Grażyna”. W roku 1925 była rekordzistką Polski w rzucie oszczepem. W czasie okupacji pod pseudonimem „Grażyna” działała w podziemiu, najpierw w Polsce Niepodległej, później w Armii Krajowej. Ze swojego mieszkania kierowała kolportażem tajnej prasy.

 

Halina po zaprzysiężeniu w AK przyjęła pseudonim „Ryta” (lub „Rita”). Teraz sama rozwoziła paczki po mieście. Czasem brała do pomocy młodszego brata, któremu wkładała do szkolnego tornistra gazetki i tak niezatrzymani przechodzili nawet przez niemieckie łapanki. Razem z dwiema koleżankami z konspiracji rozwoziły paczki z pomocą materialną dla rodzin uwięzionych. Tymi koleżankami były: „Śmiała” Maria Papaj i „Lilka” Alina Bogusz. Dziewczyny brały także udział w szkoleniach sanitarnych.

 
[List z Harcerskiej Poczty Polowej sanitariuszki Haliny Gąsior (z d. Wojtyś) „Rita” napisany do matki Anny Wotyś w sierpniu 1944 r., na odwrociu: stemple: AK na Barykadch 13.08.1944; Poczta Powstańcza Warszawa sierpień 1944]. Fot. ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

W końcu lipca 1944 roku Halina z matką odwiozły młodszego brata do rodziny w Dęblinie. Matka wiedziała, co będzie się działo. Starała się zrobić zaopatrzenie na trzy dni powstania, jak wówczas mówiono. 1 sierpnia po południu patrol sanitarny zebrał się w mieszkaniu „Grażyny”. W jego skład wchodziły cztery dziewiętnastoletnie sanitariuszki: „Rita”, „Śmiała”, „Lilka” i „Iwona”, oraz patrolowa „Grażyna”. Obładowane wypchanymi torbami sanitarnymi i noszami wsiadły w dorożkę. Najpierw odwiozły pięcioletnią córkę „Grażyny” do jej siostry, a potem ruszyły w kierunku Ochoty. Pierwsze strzały i pierwszego rannego żołnierza spotkały na placu Narutowicza, jeszcze przed dotarciem na koncentrację, na ulicę Wawelską.

 

Redutę Wawelską tworzył zamknięty czworobok kamienic przy ulicach Wawelskiej, Pługa, Mianowskiego i Uniwersyteckiej. Mieszkało tu ponad pięćset osób, głównie przedstawicieli inteligencji. Załoga powstańcza liczyła około stu pięćdziesięciu żołnierzy, dowodzonych przez ppor. Jerzego Gołembiewskiego „Stacha”. 4 sierpnia w Redutę uderzyły oddziały RONA i SS. Od 7 sierpnia trwał niemiecki ostrzał artyleryjski od strony Pola Mokotowskiego. Grube, twarde mury kamienic chroniły obrońców Reduty przez jedenaście dni.

 

Punkt sanitarny umiejscowiony był w piwnicy od strony ulicy Mianowskiego. Tam 4 sierpnia na podwórku zginęła „Grażyna”, ranna w brzuch. Pochowano ją w tym samym miejscu. „Rita” nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Ciągle chodziła, nosiła chłopakom posiłki, kawę na stanowiska. Wszędzie chciała zajrzeć. „Widziałam to wszystko ze wszystkich czterech stron, bo byłam na tyle ruchliwa, że chodziłam, patrzyłam z ciekawości. Dobrze, że nie dostałam, [bo] nawet „gołębiarz” do nas strzelał” wspomina w wywiadzie dla Archiwum Historii Mówionej.

Wiedziała, że jeden z mieszkających tam inżynierów podpowiedział Powstańcom, gdzie zrobić przekop, żeby się dostać do kanałów. 11 sierpnia ponad osiemdziesięciu żołnierzy zeszło przez przekop w piwnicy do kanału ściekowego, prowadzącego wzdłuż ulicy Wawelskiej do Śródmieścia. Była to pierwsza zorganizowana ewakuacja powstańców. „Rita” i „Lilka” przeszły kanałami, prowadząc lżej rannych. Ciężko rannych, którzy zostali w szpitaliku przy Mianowskiego, oddziały niemieckie wymordowały. „Śmiała” została na Ochocie. Wmieszała się w ludność cywilną i w ten sposób wyszła z miasta.

W Śródmieściu Południowym „Rita” znalazła się na ulicy Wilczej, skąd przez Pocztę Polową pisała do swojej matki najważniejsze słowa, jakie w tym czasie warszawiacy sobie przekazywali: „Kochana mamusiu, jestem zdrowa i czuję się dobrze”. List, przekazany przez panią Halinę, znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Powstania Warszawskiego. Po kilku dniach „Rita” zgłosiła się na ochotniczkę do nowo tworzonych patroli sanitarnych. Miały być one skierowane na Czerniaków, gdzie toczone były walki o utrzymanie dostępu do Wisły. „Rita” weszła w skład patrolu, który tworzyły: patrolowa „Tessa” Maria Sobczyńska i sanitariuszki „Ata” Danuta Kozłowska, „Aga” Danuta Pietraszek i „Kama” Józefa Kotowska. Dziewczyny zostały przydzielone do plutonu Słowaków.

Spis podopiecznych wraz z notatkami sporządzony przez sanitariuszkę Halinę Wojtyś „Rita”, po mężu Gąsior, datowany na maj–lipiec 1944 r.

 

Dowódca plutonu ppor. „Stanko” Mirosław Iringh przyjął je chłodno słowami: „A  po co nam tyle bab?”. „Stanko” miał trudne zadanie dowodzenia plutonem złożonym z żołnierzy różnych narodowości. Niektórzy mieszkali w Warszawie od dawna, inni znaleźli się tu w czasie wojny, nie wszyscy mówili po polsku. Trzon plutonu stanowiło 10 Słowaków – opaski plutonu miały trzy kolory flagi słowackiej, biały, niebieski i czerwony, oraz godło Słowacji. Drugie tyle było Polaków, do tego trzech Gruzinów, Ukrainiec i Czech. Trzydziestoletni „Stanko” był z nich najstarszy i mimo pewnego dystansu, starał się wszystkich otoczyć opieką.

 


Fotografia z Powstania Warszawskiego. Czerniaków. Powstańcy z plutonu 535 wraz z flagą słowacką. Stoją od lewej: Edward Długosz „Kaktus” (trzyma flagę), NN, kpr. Wacław Stefański „Waluś” (w jasnej koszuli), Zygmunt Materski „Siła”, Józef  Tomaradze (Gruzin), Zenon Dąbrowski „Żaba” (trzyma flagę), Rajmund Fiksiński „Szach”, Mirosław Iringh „Stanko” (trzyma flagę) i NN (Gruzin). Fot. ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Dziewczyny szybko przydały się w plutonie, nie tylko do pomocy sanitarnej, przenoszenia rannych i odgruzowania zasypanych. „Rita”, zawsze ruchliwa, pełniła także funkcję łączniczki. Ponadto dziewczyny prały i reperowały ubrania. Nocami z Wisły przynosiły wodę do picia, którą potem donosiły chłopcom na stanowiska. Tylko o jedzenie było najtrudniej. Danuta Kozłowska-Sobczyńska „Ata” opowiada: „Na pewno do takich wielkich uczt, to był koń zabity i koza, które żeśmy zdobyli wśród palących się zgliszczy. Była kasza. Na początku była namiastka chleba… [...]  jako główny środek żywnościowy to pamiętam cukier”.

Pluton Słowaków został zakwaterowany w zabudowaniach nie istniejącej dziś ulicy Mącznej. Ta niewielka ulica ta łączyła Czerniakowską i Solec w miejscu, gdzie obecnie przebiega wiadukt mostu Łazienkowskiego. Powstańcy do połowy września walczyli o utrzymanie tego terenu. Brakowało im broni. Liczyli na zrzuty, ale te zbyt często trafiały na stronę niemiecką. Zaś w liczniejszych tutaj zrzutach sowieckich zazwyczaj znajdowali pokruszone suchary.

Wyparci przez wroga, wycofali się najpierw na ulicę Zagórną i dalej nad samą Wisłę na wysokości ulicy Wilanowskiej. Przez łącznika umówiono ewakuację rannych pontonami na drugi brzeg, na Saską Kępę, gdzie już stacjonowała Armia Czerwona. Nocą 17 września sanitariuszki zaniosły na brzeg rannych na noszach i ułożyły w pobliżu zniszczonego statku wycieczkowego „Bajka”. Gdy tak leżeli w ciemności oczekując na ratunek, od mostu Poniatowskiego posypały się niemieckie strzały z granatników. „Rita” dostała odłamkami najpierw w lewą rękę, potem w prawe biodro, głowę i nogę. W tym czasie podpłynęły pontony i kto mógł, starał się na nie dostać. Ranny 16 września „Stanko” i dwie sanitariuszki „Ata” i „Aga” przedostali się przez Wisłę. Ale „Rita” nie mogła się ruszyć.

Ranna odłamkami została również „Kama”. Razem przeczołgały się przez wał nad Wisłą i dalej przez ulicę Solec. Tam znaleźli je koledzy z oddziału i zanieśli do piwnicy. Ranna dziewczyna leżała tam bez pomocy. Koledzy pożegnali się z nią, mówiąc: „Rita, musimy cię zostawić, bo nie przeniesiemy cię przez przekopy”. Sama z piwnicy wyczołgała się do bramy kamienicy, gdzie położyła się na ławce. Wokół niej leżały trupy zabitych mieszkańców.


Spódnica Haliny Gąsior „Rity” - sanitariuszki z 535 Plutonu Słowaków ze Zgrupowania „Kryska”. Spódnica została uszyta dla patrolu sanitarnego na ul. Czerniakowskiej. W spódnicy Halina Gąsior została ranna w czasie przeprawy przez Wisłę 19 lub 20 września 1944 r., przy ulicy Wilanowskiej na Czerniakowie.
Spódnica koloru ciemnoszarego, z boku 5 otwory po pociskach. Z tyłu 1 nap, ślady po rdzy, wewnątrz tasiemka z płótna. Fot. ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego


Nazajutrz znalazł ją niemiecki patrol. W kolumnie ludności cywilnej została zaniesiona do kościoła św. Wojciecha przy ulicy Wolskiej. Tam otrzymała pierwszą pomoc – opatrunek, posiłek i wodę do picia. Dalej transportem kolejowym trafiła do obozu przejściowego w Pruszkowie. Cały czas miała na sobie podziurawioną spódnicę, letnią bluzkę z krótkim rękawem i niemiecką bluzę wojskową. Do tej pory przewożoną ją z cywilami, jednak ten strój mógł wzbudzić podejrzenia niemieckiego personelu obozu. Naczelna lekarka obozu Jadwiga Kiełbasińska od razu się nią zainteresowała i przebrała w cywilną suknię. Z Pruszkowa skierowała ją do prowadzonego przez siebie szpitala w Milanówku w willi „Perełka”.

 

W „Perełce” „Rita” przeleżała do lutego, niemal do końca działalności szpitala. O kulach, ze sztywną nogą, powróciła do Warszawy. Front kamienicy przy ulicy Twardej 55 został całkowicie zburzony podczas bombardowania. Jej matka, przysypana gruzami w piwnicy, przeżyła. Udało się też naprawić ich mieszkanie w ocalałej oficynie.

Po wojnie „Rita” szukała kontaktów z byłymi powstańcami, ale także angażowała się w działalność polityczną. Wstąpiła do PSL-u i z jego ramienia miała brać udział w referendum w roku 1946. Została aresztowana przed referendum. Kilka dni trzymano ją w więzieniu i przesłuchiwano. Po wyjeździe z kraju w roku 1947 prezesa PSL-u, Stanisława Mikołajczyka, zrezygnowała z aktywności publicznej. Wyszła za mąż. Przez lata pracowała w Handlowej Spółdzielni Inwalidów. Należała do ZBOWiD-u i uczestniczyła w spotkaniach kombatanckich.

Nie tylko jej spódnica trafiła do zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego. Na ekspozycji można też zobaczyć jej opaskę biało-niebiesko-czerwoną z plutonu Słowaków. Wisi obok opaski dowódcy, Mirosława Iringha „Stanko”.

Opaska powstańcza z 535 Plutonu „Słowaków” należąca do sanitariuszki strz. Haliny Wojtyś „Rity” z IV Obwodu „Grzymała” (Ochota) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej, następnie w Zgrupowaniu „Kryska” 1 kompania pluton 535. Opaska zszyta białymi nićmi z trzech pasków materiału: białego, granatowego i czerwonego, symbolizujących flagę Słowacji. Opaska zaobrębiona. Fot. ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego



 

Zobacz także

Nasz newsletter