Barbara Teresa Księżopolska

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Barbara Księżopolska, urodziłam się w Warszawie, w trzydziestym szóstym roku. Powstanie zaskoczyło mnie na Marymoncie.

  • Jakie jest pani najwcześniejsze wspomnienie z okresu II wojny światowej? Czy pani pamięta wybuch wojny, wrzesień w Warszawie w trzydziestym dziewiątym roku?


Miałam trzy latka, trudno mi powiedzieć, który to był, jaki to był okres, ale na pewno był okres jesienny jeszcze, to pierwsze miesiące. Pamiętam o tyle tylko bombardowania Warszawy, właśnie te samoloty spadające, bomby świecące, no i wtedy kiedy mama mnie w nocy budziła, ubierała, zakładała mi buciki na szyję i do schronu schodziliśmy.

  • Gdzie pani wtedy mieszkała?


Na Muranowskiej [44].

  • Czym zajmowali się pani rodzice?


Ojciec był na wojnie, bo poszedł do wojska i został.

  • Czy pani pamięta moment pożegnania z ojcem?


Nie. A mama była krawcową.

  • W czasie wojny, w trzydziestym dziewiątym roku mieszkanie ocalało, dalej tam panie mieszkały?


Nie, ponieważ Niemcy wybudowali getto w tych okolicach, to przenieśli nas. Najpierw na Stawki, a później na Marymont. W trakcie Powstania Warszawskiego mieszkałam właśnie na Marymoncie, [na ulicy Rajszewskiej 49].

  • Czy pamięta pani z okresu okupacji jakieś sceny, jakieś wspomnienia? Jak zmieniło się życie pani rodziny w porównaniu do okresu przedwojennego?


Pamiętam wybuch Powstania, oczywiście…

  • Ale Powstania Warszawskiego czy na przykład w getcie?


W getcie nie, w getcie nie, [pamiętam wybuch Powstania] Warszawskiego.

  • Czy ma pani jakieś wspomnienia z okresu okupacji? Chodziła pani do przedszkola czy co pani robiła?


Nie.

  • Była pani w domu.


Byłam w domu.

  • Czy pamięta pani, co się jadło?


Nie bardzo.

  • Przejdźmy do wybuchu Powstania Warszawskiego.


Znaczy jeszcze taki moment mogę wspomnieć, kiedy właśnie mama jeździła gdzieś na wieś po zakupy, no bo tak jak wszyscy warszawiacy, szukali gdzieś pożywienia.

  • Z panią?


Ja byłam raz jedyny… Ze mną mamie się udało przewieźć [szmugiel], mnie niestety Niemcy za rączkę odstawili i później musiałam mamy szukać z płaczem. I zabrali mi – miałam malutką paczuszkę mąki bodajże, zabrali mi.

  • I takie małe dziecko odłączyli od rodziców…


Takie małe dziecko, tak.

  • Od mamy…


Tak, no pięć lat może miałam wówczas.

  • Powstanie. Proszę opisać, gdzie pani mieszkała tam na Marymoncie.


Mieszkałam na Rajszewskiej [49], tuż przed Laskiem Bielańskim, pierwszy dom od Lasku Bielańskiego.

  • Na piętrze, na parterze?


Na parterze. No i ten dzień wybuchu Powstania najbardziej pamiętam, bo wszędzie, cały Żoliborz przede wszystkim… To się chyba na Żoliborzu zaczęło, tak że cały Żoliborz płonął, to tylko było łunę widać, no i koło mnie też niektóre domy paliły się.

  • Czy pani sobie zdawała sprawę, że to jest coś innego niż poprzednie dni?


O tyle zdawałam sobie sprawę, że jest wojna i że to Powstanie wybuchło, no to wszyscy mówili, więc o tyle wiedziałam. Poza tym mój wujek, siedemnastoletni wówczas chłopak, zginął nam po prostu, bo poszedł do Powstania, nie mówiąc nic w domu babci.

  • Bo pani mieszkała nie tylko z mamą…


I z mamą mamy. Z matki mamą i jeszcze dwojgiem mamy rodzeństwa.

  • A ona tam mieszkała wtedy czy…


Nie, nie.

  • Wszystkich przesiedlili.


Wszystkich, wszystkich razem, tak. Jeszcze nie tylko nas, ale i ojca rodzinę, [czyli dziadków, którzy mieszkali na ulicy Miłej]. Razem mieszkaliśmy w [jednym pokoju z kuchnią].

  • Pamięta pani, czy można było na przykład z tego starego mieszkania zabierać rzeczy do nowego? Czy mieliście tam meble?


Tak, częściowo. Wiem, że częściowo rzeczy były zabierane, dlatego że wieźli nas jakimś takim wozem konnym i te rzeczy tam na tym wozie, tak że na pewno.

  • Dobrze. Czyli łuna pożaru. Czy pani się bała, czy pani pamięta?


Nie, nie bałam się. Mama moja zmarła rok przed wybuchem Powstania, nawet pół roku, bo w grudniu zmarła, miałam siedem i pół roku.

  • Pani była z babcią?


Byłam, zostałam z babcią.

  • Czy pani widziała Powstańców?


No, kiedy prowadzono nas przez ulice Warszawy później, do Pruszkowa, no więc pamiętam te sceny, tragiczne niektóre.

  • Ale tam wcześniej nie widziała pani?


Wcześniej nie, bo zaraz po wybuchu Powstania nas eksmitowano stamtąd.

  • To znaczy kiedy?


Wywieziono nas. Zaraz na drugi czy na trzeci dzień po wybuchu Powstania.

  • Jak się odbywało to wyrzucanie was z domu?


Ogłoszenie i spęd w parku bielańskim, z tobołkami, co kto mógł tylko wziąć, no to najpotrzebniejsze rzeczy. To pamiętam, że [były] pudła po marmoladzie, to babcia tam nakładła mąki i budzik na wierzchu.

  • Czy pani zabrała ze sobą jakieś pamiątkowe rzeczy, zabawki?


Ja nie, nie. Ja nie miałam zabawek w zasadzie, nie było możliwości.

  • I wtedy na początku Powstania szliście przez Warszawę?


Tak, i tu w lasku u nas, tam zapędzili, że tak powiem, bo to był taki spęd jak bydła… [Później] do AWF-u, tam przenocowaliśmy, no to tam tragedie były rzeczywiście, te dziewczyny się musiały przebierać za chłopców jakoś tam, no tak wygląd zmieniać, bo wyłapywali i na noc…

  • To byli Niemcy czy inne jednostki? Czy pani pamięta?


Więc w tym parku, w Lasku Bielańskim, to wiem, że byli „ukraińcy”. Nie pamiętam dokładnie, tylko pamiętam słowa, że „ukraińcy” byli gorsi od Niemców. Takie było wtedy określenie. A już tam w samym tym AWF-ie, to Niemcy dziewczynki właśnie, takie młode dziewczyny, kobiety wyłapywali i na noc tam, na zabawy [zabierali].

  • A kiedy ten pani wujek zniknął?


No, to było jeszcze przed wybuchem Powstania.

  • Aha, przed wybuchem.


Tak.

  • I wiedziałyście panie, że on poszedł do Powstania?


Tak, on był na ulicy Suzina ranny, w czasie wybuchu Powstania, dostał się do szpitala i jakoś później przetrwał, nie wiem.

  • A jakieś wiadomości o tym, że on jest ranny, do was dotarły?


Nie.

  • Dopiero po Powstaniu.


Dopiero po Powstaniu.

  • Jakby pani sobie przypomniała tę drogę, którędy szliście z AWF-u później?


Z AWF-u… Nie pamiętam, wiem, że ulicami Warszawy, bo to były tragiczne wspomnienia. I tak jak mniej więcej na filmie, w tym pierwszym powojennym filmie „Zakazane piosenki”, tak to się odbywało właśnie, takim całym szeregiem. Nie wolno było się wychylić w lewo czy w prawo, tylko trzeba było iść przed siebie; obstawieni byliśmy Niemcami pilotującymi nas aż do Pruszkowa. No i ten Pruszków też nieciekawie.

  • Ale do samego Pruszkowa szliście na piechotę czy pociągiem?


Nie, pociągiem nie. [Pieszo].

  • Jaka pogoda była?


Było ładnie, ciepło.

  • I od razu na początku pani do tego Pruszkowa trafiła?


To znaczy może był taki odcinek, że jechaliśmy pociągami takimi towarowymi, [ale dopiero z Pruszkowa, kiedy rozwozili nas po wsiach].

  • Jak wyglądał obóz w Pruszkowie?


Oj, zajezdnia tramwajowa.

  • Dużo ludzi tam było?


Dużo, bardzo dużo ludzi, na tych takich wiórowo-cementowych płytach żeśmy nocowali, tam się rozlokowywali i spali, jak kto mógł, na siedząco najczęściej. Pamiętam, że tam babcia stała w kolejce po zupę dla mnie, bo to tylko dla dzieci i chorych ludzi było gorące danie jakieś, jakaś gorąca zupa. No i pamiętam, bo to najbardziej się u dzieci chyba uwidoczniło, jak Niemcy rozstrzeliwali zwierzęta. Psy brali za nogi, przystawiali pistolet…

  • W tym obozie.


Tak, w Pruszkowie, w Pruszkowie… No po kolei, po drodze też to było. W Warszawie – właśnie też to zapamiętałam –płonące, te zniszczone już domy, ruiny i na balkonach wisielcy.

  • Co w Pruszkowie mówili ludzie, którzy byli w pani otoczeniu? Babcia, sąsiedzi?


Wszyscy byli przerażeni raczej, nie wiedzieli, co nas czeka. Później w Pruszkowie była ta selekcja, że młodych ludzi do Niemiec odstawiali na jedną stronę, a ja niestety z babcią byłam, więc nas wywieźli do rodzin chłopskich, którzy mieli obowiązek nas tam przechowywać przez jakiś czas i karmić.

  • Gdzie pani się znalazła?


Znalazłam się w okolicach Częstochowy, w Ochotniku, takiej wiosce Ochotnik.

  • Kto was przyjął do domu?


Sołtys musiał tam te sprawy załatwiać.

  • Ale do jakiej rodziny pani trafiła?


Ja już dokładnie tego nie pamiętam. Wiem, że w takiej wiejskiej chałupie, z glinianą podłogą, spałam z babcią przy piecu chlebowym na ławkach, na sienniku ze słomy.

  • Jak długo pani tam była?


No, do zakończenia wojny. Dopiero po ogłoszeniu wyzwolenia wróciliśmy do Warszawy.

  • Jak ci ludzie odnosili się do wygnańców z Warszawy?


Nie mogę narzekać właściwie. Nauczyłam się tam robótek na drutach. Jako dziecko małe to ja już tam zaczęłam pracować i robić sobie [na drutach] różne skarpetki, rękawiczki, no to mi na dobre wyszło. No i cóż, było ciężko, z jedzeniem było ciężko. Placki takie, z buraków albo z marchwi, podmarznięte, na blasze smażyliśmy.

  • Wszyscy jedliście razem?


Wszyscy jedliśmy razem, przynajmniej tak, to, co widzieliśmy.

  • Czy pani poszła tam do szkoły? Bo pani już miała siedem lat.


Tak, ja… Ale ja już pierwszą klasę miałam skończoną i tam poszłam właśnie do drugiej klasy, ale w tej drugiej klasie to przerabiane było to, co ja już w pierwszej przerobiłam, tak że właściwie zrezygnowałam i… Bo tam zamiast nauki to musieliśmy kierownikowi kartofle przebierać w piwnicy i takie różne robótki, tak że właściwie uznałam, że nie mam potrzeby chodzić [do szkoły].

  • Czy miała pani kontakt na tej wsi z Niemcami?


Kontakt o tyle, to, co pamiętam, kiedy Niemcy napadli na stodołę, w której ukryli się… Nie, to już Rosjanie, przepraszam, Rosjanie już weszli i Niemców schowanych w stodole [wyszukiwali] bagnetami. I pamiętam, słyszeliśmy strzały tylko i później widziałam, jak Niemców prowadzili, pędzili też gdzieś w samej bieliźnie, rannych.

  • Czy pani miała jakiś stosunek emocjonalny do Rosjan, do Niemców? Czy pani się orientowała w tych żołnierskich sprawach?


Więc Niemców o tyle, że wypowiedzieli nam wojnę, że to był najeźdźca, że te łapanki oczywiście też. Może nie widziałam, ale słyszałam dużo na ten temat. No i te przemarsze wojsk niemieckich, śpiewających te swoje pieśni [wojskowe].

  • Ale potem, jak pani widziała ich w bieliźnie, prowadzonych przez Rosjan…


To po prostu żal mi było jako ludzi, mimo że wrogowie, ale serce mi jednak, jako człowiek…

  • A jak zachowywali się Rosjanie? Czy stacjonowali w tej wsi, czy miała pani z nimi jakiś kontakt?


Nie, ja nie pamiętam tam Rosjan. Nie, tylko z opowiadania więcej, że zabierali rowery, zegarki zabierali, [gwałcili dziewczęta].

  • Ale nie widziała pani?


Nie. W każdym razie na początku Polacy bali się Rosjan.

  • Czy pani pamięta tę pierwszą Wigilię poza Warszawą?


Nie, myśmy Wigilię chyba mieli taką wspólną dla uchodźców.

  • Czy był ktoś, kto się wami zajmował?


Z gminy… Znaczy sołtys, sołtys to wszystko organizował tam. Jakieś podarunki były minimalne, coś takiego pamiętam, ale niewiele.

  • Czy utrzymywałyście panie kontakty z tymi wypędzonymi z Warszawy?


Raczej nie. Ja to właściwie musiałabym mieć koleżanki tylko, ale to było trudno.

  • Czyli przy takiej okazji jak Wigilia można było spotkać również tych wypędzonych z Warszawy?


Tak, bo każda osoba niemalże była u innej rodziny.

  • Czy miałyście panie jakieś informacje na temat tego, co dzieje się w Warszawie?


Chyba nie.

  • Czy pani wiedziała, co się dzieje z rodziną? Czy doszły jakieś listy, jakaś korespondencja, jakieś informacje?


Nie. Mamy siostra była wywieziona właśnie do Niemiec. W Pruszkowie rozstaliśmy się, a ja zostałam z babcią.

  • Czyli żadnych informacji nie było?


Nie, żadnych informacji. Nawet od ojca nie miałam żadnych informacji, czy żyje, czy nie żyje. Uchodziłam po wojnie za pełną sierotę.

  • Potem nastąpiło wyzwolenie Warszawy. Kiedy dowiedziałyście się panie, że Warszawa jest już wolna?


No chyba szybko, dlatego że bardzo szybko wróciliśmy do Warszawy.

  • Kiedy?


W marcu chyba to było czy… Zaraz po wyzwoleniu krótko, zaraz po wyzwoleniu wyruszyliśmy w drogę.

  • Czy pani pamięta tę drogę, jak to wyglądało?


No właśnie, trochę, trochę … Być może właśnie ci wisielcy i ta Warszawa taka zniszczona, bardzo zniszczona wtedy była, to być może, że ci wisielcy byli w tym okresie, kiedy ja wracałam do Warszawy nawet. To trudno mi też jest określić, już tak niezupełnie pamiętam.

  • Była zima, skąd miała pani ciepłe ubranie?


Oj, to ja tam sobie robiłam właśnie na drutach jakieś pończochy, rękawiczki, czapki z takich resztek wełny od gospodarzy, tak że troszeczkę tego… No, jakoś byłam zabezpieczona, nie wiem.

  • Czy pani pamięta, jak wyglądała droga powrotna?


Nie bardzo właśnie to pamiętam.

  • Pociągiem? Pieszo? Jak to było?


Nie bardzo to pamiętam. W każdym razie było bardzo zimno, duży mróz.

  • Gdzie panie przyszłyście?


Na Marymont, tam, skąd żeśmy [wyszły] przed wybuchem [Powstania].

  • Dom stał w całości?


Tak, z tym że to był prywatny dom. Gospodyni miała dom w Warszawie, ten dom był zburzony i ona się tam osiedliła, wcześniej była w Warszawie, przed nami. Nie chciała nas wpuścić. Babcia gdzieś poszła na ten posterunek policyjny wówczas, przyszli i niestety musiała… Noc spędziliśmy na schodach, tę zimną noc taką.

  • Ale wróciła pani do swojego mieszkania?


Wróciłam do tego mieszkania, z którego wywędrowaliśmy w czasie wybuchu Powstania.

  • I jakie były pani dalsze losy? Zaczęła pani chodzić do szkoły?


Tak, zaczęłam chodzić do szkoły, później dostaliśmy…

  • Gdzie ta szkoła była?


Na Podleśnej, [na Bielanach].

  • Czy to była ta sama szkoła, w której ukończyła pani pierwszą klasę?


Nie, pierwszą klasę kończyłam na Marymoncie, na Marii Kazimiery. A później chodziłam właśnie na Podleśną, to była szkoła, [którą] siostry zakonne prowadziły przed wojną i chyba później jeszcze te pierwsze lata. Tam do komunii przystępowałam jeszcze też, w pierwszym roku po…

  • Kiedy dotarły do pani informacje o reszcie rodziny?


W różnym czasie. Chyba najpierw to wrócił ten mój wujek. Później dostałam rok po wojnie wiadomość od ojca… Ale przepraszam, ojciec mój był na pogrzebie mamy, jeszcze przed wybuchem Powstania, dostał zwolnienie, bo był w obozie… Pracował tam u tych bauerów i przyjechał…

  • Ale z panią się nie kontaktował?


Kontaktował się ze mną, tak, znaczy był, przyjechał, ale już na pogrzeb nie dostał [zwolnienia], nie zdążył, tylko po pogrzebie przyjechał. To jeszcze było przed wybuchem Powstania, to ojca poznałam wtedy, kilka dni był. Musiał wrócić [do Niemiec] i dopiero wrócił w czterdziestym szóstym roku, w ostatnich dniach szkoły. W trzeciej klasie byłam, dziesięć lat wtedy [miałam].

  • Czy wtedy dzieci opowiadały sobie, co się działo z nimi w czasie wojny, w czasie Powstania?


Tak, oczywiście. Miałam koleżankę z pierwszej klasy, która była z matką i była w obozie, przeżyły obóz, tam w Niemczech. Moja ciotka też była w obozie.

  • Pani zamieszkała z ojcem?


Później tak. Ojciec wrócił już z drugą żoną. Niestety dostała gruźlicy tam w obozie i rok czy półtora tylko była w Warszawie. Była Rosjanką, zmarła.

  • Pani przez pewien czas była uznana sierotą. Czy dostawała pani jakąś pomoc finansową czy inną?


Finansową nie, ale dostawaliśmy paczki z Ameryki.

  • Za to, że pani była sierotą, tak?


Tak.

  • Pamięta pani, co było w paczkach?


Pamiętam troszkę ubrania – takie śmieszne kombinezony z klapą z tyłu odpinaną, to najbardziej chyba zapamiętane było. No i żywnościowe paczki, żółtka jajek, [mleko] w proszku, masło orzechowe. No, takie podstawowe rzeczy.

  • Jak długo pani dostawała te paczki?


Do powrotu ojca bodajże, no to rok czy dwa. Nie tak często, ale…

  • Czy Marymont, tam dookoła, pani sąsiedztwo, czy ta dzielnica była zniszczona w czasie Powstania?


Częściowo tak, może nie tak tragicznie, ale…

  • Pani jeździła do centrum Warszawy? Oglądała pani, jak Warszawa wygląda?


Oczywiście. Myśmy całą Warszawę przeszli na piechotę, wracając do Warszawy.

  • Uczestniczyła pani w jakichś czynach społecznych?


W odgruzowaniu, oczywiście wszyscy, tak.

  • Takie małe dzieciaki też uczestniczyły?


To znaczy małe… Już może nie takie małe, ale już później nawet jako nastolatka też, jednak to trwało parę lat ładnych, to odgruzowanie. Ja już jako szesnastolatka to poszłam do pracy i też z pracy braliśmy udział w odgruzowaniu. Musiałam pójść do pracy, bo ojciec też zachorował na gruźlicę, ożenił się po raz trzeci, bo ta druga żona mu umarła, no i było kilkoro małych dzieci, tak że ja byłam… No w ogóle raczej nie chcę wspominać swojego dzieciństwa, bo…

  • Czy pani uważa, że Powstanie jakoś zaważyło na pani dalszym życiu?


Samo Powstanie może nie. W moim przypadku śmierć mamy. Na pewno, bo była bieda po wojnie, w czasie wojny i po wojnie, to wszyscy odczuli to.

  • Co teraz, po latach, sądzi pani, czy Powstanie Warszawskie było potrzebnym zrywem?


Z punktu widzenia honoru Polaków to na pewno tak. No, nie przypuszczali, że takie fiasko poniosą. No tak jak wujek opowiadał, niewiele właściwie też uczestniczył, bo zaraz w pierwszych dniach był ranny, tak że nie miał takich bliskich osób, którzy żyli prawie całe Powstanie w Warszawie.

  • Czy jak była pani na tej wsi, to dochodziły jakieś informacje z Warszawy, co się dzieje, czy Powstanie dalej trwa?


Być może tak, ale ja nie uczestniczyłam w tym wówczas.

Warszawa, 16 grudnia 2015 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska

Barbara Teresa Księżopolska Stopień: cywil Dzielnica: Marymont

Zobacz także

Nasz newsletter