Juliusz Borzym „Luś”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Juliusz Borzym. [Walczyłem w Batalionie] „Zaremba-Piorun”, miałem pseudonim „Luś”.

  • W którym roku pan się urodził?

W 1925.

  • Co pan robił przed 1 września 1939 roku?

Chodziłem do szkoły.

  • Co to była za szkoła?

Przy Placu Trzech Krzyży, przy Instytucie Głuchoniemych.

  • Mieszkał pan wtedy w Warszawie?

Mieszkałem w Warszawie przy Moście Poniatowskiego.

  • Jaki wpływ wywarła na pana nauka w szkole?

Trudno powiedzieć. Normalnie, człowiek się uczył. Właściwie dobry wpływ, bo bardzo dobra szkoła była i w sumie dobrze wychowywali.

  • Czy zapamiętał pan wybuch wojny?

Pamiętam. Doskonale pamiętam.

  • Czy może pan o tym opowiedzieć? Jak pan się dowiedział o tym, że wybuchła wojna?

Już tego nie pamiętam. Wiem, że wybuchła i tylko tyle pamiętam.

  • Czy pamięta pan pierwszych Niemców w Warszawie?

Pamiętam, ale też już jak przez mgłę, dlatego że tyle lat minęło przecież.

  • Czym zajmował się pan w czasie okupacji?

Uczyłem się. Najpierw kończyłem gimnazjum a potem w Zgromadzeniu Kupców, w konserwatorium byłem, bo uczyłem się jako muzyk grać na fortepianie.

  • Czym się zajmowała się pana rodzina w czasie okupacji?

Ojciec był prezesem Stowarzyszenia Restauratorów i miał restaurację. Moja matka była w domu, też potem prowadziła jakąś restaurację na Hożej, taką niedużą.

  • Kiedy trafił pan do konspiracji?

W 1944 roku, chyba, pół roku przed Powstaniem mniej więcej.

  • Jak to wyglądało?

Sąsiad, a właściwie ksiądz, był przewodniczącym, zorganizował naszą drużynę i był dowódcą.

  • Czy pamięta pan jego nazwisko?

Nazwiska nie, ale pamiętam, [że] miał pseudonim „Auryga”.

  • Co się działo dalej z księdzem?

W czasie Powstania zginął. Był w innym oddziale, bo ja byłem w oddziale, który był zapasowy. Myśmy mieli być za Warszawą na wschodzie, ale jakoś żeśmy tam nie dotarli i zrobili z nas zapasową drużynę. Myśmy wspomagali najróżniejsze drużyny w Warszawie, tak że w różnych miejscach byłem. Na końcu dopiero byłem w Śródmieściu na Żulińskiego, a tak byłem na Placu Napoleona, Czerniakowskiej na południu, w najróżniejszych miejscach.

  • Pamięta pan wybuch Powstania?

Pamiętam!

  • Gdzie pana zastał wybuch Powstania?

Myśmy już wiedzieli o tym, że będzie o piątej wybuch Powstania, więc żeśmy jechali. Byłem wtedy w mieszkaniu na Poznańskiej, też jechałem wtedy rikszą. Pamiętam, że miałem plecak z różnymi rzeczami i Niemcy nas zatrzymywali. Nie zdążyli nas zatrzymać, bo rikszarz był taki mądry, że od razu skręcił w lewo i uciekliśmy. Też był taki moment niebezpieczny.

  • Gdzie walczył pan w czasie Powstania?

W różnych miejscach. Na końcu na Żulińskiego. Przedtem Emilii Plater, Czerniakowska, [Plac] Napoleona, Hoża – bardzo dużo na Hożej, bo żeśmy na Hożej mieli kwaterę właściwie.

  • Czy był pan uzbrojony?

Tak. Oczywiście, że jakiegoś Visa miałem. Tylko rewolwer.

  • Z dużym ryzykiem wiązała się pana służba?

Jak to wszyscy. Strzelali bez przerwy. Pamiętam, że miałem taką sytuację, że… W pierwszych dniach Powstania budowali barykadę na Poznańskiej przy Hożej i pilnowałem ludzi, którzy to robili, bo to robili cywile. I później, ponieważ Niemcy do nas strzelali, to [cywile] upuścili parę płyt trotuarowych, [które] spadły mi na nogę i zmiażdżyły mi duży palec. Tak że całe Powstanie biegałem w jednym bucie, w jednym kapciu. Tylko to mnie trochę ratowało, bo pamiętam, że mnie zastąpił w tym momencie jakiś młody chłopak i jego zabili od razu. Poleciał na jakąś akcję i dostał kulką w kręgosłup.

  • Co się działo dalej z panem po barykadzie na Poznańskiej?

Byłem w oddziale, który ciągle wspomagał, więc [był] w różnych miejscach. Między innymi pamiętam, jak właśnie na południu, na Czerniakowskiej, żeśmy wspomagali ludzi Berlinga, którzy z tamtej strony przez Wisłę przepłynęli i próbowali się do nas dostać. Żeśmy ich wtedy próbowali do Powstania przyjąć.

  • Czy zapamiętał pan żołnierzy nieprzyjaciela, którzy walczyli w czasie Powstania?

Owszem, w różnych momentach, pamiętam. Pamiętam, że kiedyś żeśmy z kolegą siedzieli na dachu i strzelali do Niemców, którzy – widać było – na dworcu przy Alejach Jerozolimskich, Marszałkowskiej, palili papierosa. Wychodził taki, ciemno było, tylko było widać ogniki i żeśmy strzelali. Ale czy go trafiliśmy, czy nie, to nie wiem.
Potem pamiętam, [że] na końcu Powstania spotkałem się z Niemcami, ale już jak było zawieszenie broni. Żeśmy rozmawiali. Nawet częstowali mnie papierosami. Było mnóstwo trupów naokoło nas. Żeśmy [byli] przy Marszałkowskiej, chyba Hożej czy Wspólnej, już nie pamiętam. Takie momenty pamiętam, jak odbieraliśmy zrzuty – chyba Rosjanie nam zrzucali broń i szereg paczek, skrzyń z bronią spadło do Niemców, a do nas ze trzy tylko. Na Marszałkowskiej wisiały na kamienicach, myśmy próbowali to zdjąć.

  • Czy pamięta pan, jak reagowali cywile na walki w czasie Powstania?

O, bardzo sympatycznie. Byliśmy na Żulińskiego, była kwatera, to nawet przyjmowali nas do swoich mieszkań i robili jedzenie, bo nie zawsze człowiek miał co jeść. Jakaś pani, która była żoną oficera, który też już chyba był w Murnau (czy gdzieś, w oficerskim obozie), dała mi jego czapkę wojskową i jakieś bluzki. Z dumą ubrałem się w tę czapkę i szedłem do rodziców, którzy byli na Wielkiej. Musiałem więc przejść barykadę przez Aleje Jerozolimskie i ponieważ nie chciałem się moczyć (bo woda była w barykadzie, w dole), to szedłem górą. Niemcy do mnie strzelili i czapkę mi zrzucili. Kula trafiła w daszek i poleciało gdzieś. Pamiętam, że żołnierz, który stał i pilnował barykady, z Armii Krajowej, mówi: „Te! Ułan! Zgubiłeś czapkę!”.

  • Wspomniał pan o rodzinie. Czy utrzymywał pan kontakt z rodziną?

Utrzymywałem. Byli w biurze u ojca na Wielkiej. Nawet raz tam byłem. Ale jak przyszedłem, wtedy było akurat bombardowanie, Niemcy rąbnęli w dom. Oni byli w piwnicach, a tam zabili parę osób. Tak, że w momencie kiedy przychodziłem to było mnóstwo nieprzyjemnych rzeczy.

  • Czy przed Powstaniem rodzina wiedziała o tym, że działa pan w konspiracji?

Tak. Musiałem powiedzieć, bo przecież wyjeżdżaliśmy z Warszawy w różnych momentach i na ćwiczenia najróżniejsze.

  • Jak rodzina reagowała na to?

Już nie pamiętam. Pewno byli zmartwieni.

  • Jak wyglądało życie codzienne w czasie Powstania? Czy może pan opowiedzieć, jak wyglądał przykładowy pana dzień w czasie Powstania?

Na początku byliśmy na Hożej, w mleczarni (nie pamiętam numeru... trzydzieści ileś). Myśmy czekali, bo stale żeśmy w mleczarni siedzieli i nas stamtąd gdzieś posyłali. Drużyna była właśnie zapasowa do pomocy. Różnie było. Dopiero potem miałem odpoczynek u sióstr na Hożej (siostry były na Hożej, przy Emilii Plater chyba, po lewej stronie, jak się idzie). Parę dni żeśmy byli na odpoczynku, a potem na Żulińskiego. Zdobywaliśmy drugą stronę Żulińskiego, chyba parzystą. Stamtąd żeśmy Niemców wypędzili i zajęliśmy [budynki], zrobiliśmy kwatery sobie. Tam też poznałem moją małżonkę. Nawet wcześniej trochę, bo jeszcze na Hożej ją poznałem.

  • Poznał ją pan w czasie Powstania?

Tak. Nawet żeśmy byli w dwóch czy w trzech, na pozycjach różnych… Kiedyś żeśmy we dwoje siedzieli między Żulińskiego a Nowogrodzką na podwórkach – pilnowaliśmy, żeby Niemcy nie wpadli.

  • Później spotkał pan żonę po Powstaniu?

Po Powstaniu, jak byłem w obozie. Właściwie ona przyjechała do mnie. Potem żeśmy wzięli ślub w Murnau. Zresztą spotkaliśmy matkę mojej żony, też była w jakimś obozie koncentracyjnym. Wzięliśmy ślub i pojechaliśmy do Andersa. U Andersa prowadziłem teatr Krukowskiego – byłem kierownikiem muzycznym. Potem wróciłem do Polski razem z żoną przez Anglię, bo tak się jechało.
  • Wróćmy może jeszcze do samego Powstania. Czy pamięta pan, jaka atmosfera panowała w pana oddziale?

Byliśmy wszyscy bardzo młodzi, więc właściwie nie bardzo żeśmy się przejmowali. Trzeba powiedzieć, że pamiętam, że sobie robiliśmy różne dowcipy, kawały. Więcej żeśmy się nawet śmieli niż żeśmy się martwili. Po prostu ludzie młodzi inaczej reagują. Nie uważaliśmy tego za coś nadzwyczajnego.

  • Czy zawiązały się jakieś szczególne przyjaźnie w tym czasie? Czy pamięta pan nazwiska kolegów, z którymi pan walczył w oddziale?

Nie pamiętam. Nawet pseudonimów niektórych nie pamiętam. Zastanawiałem się i nie mogę sobie niektórych przypomnieć. Kolega, który mieszkał koło mnie, nazywał się Wat, był Czarek, jaki miał pseudonim – nie pamiętam.

  • Walczyli razem z panem?

Nie. Walczyli też w Śródmieściu, ale w innym miejscu. Jeden z nich został zabity. „Auryga”, który prowadził oddział i Czarek został zabity.

  • Czy podczas Powstania pan i pana otoczenie uczestniczyło w życiu religijnym? Był pan świadkiem mszy? Wspomniał pan o księdzu.

Byli księża, ale nie mieliśmy za dużo czasu. Ciągle człowiek biegał gdzieś. Były msze, ale rzadko żeśmy uczestniczyli w nich.

  • Czy może pan opowiedzieć, skąd w czasie Powstania brali panowie żywność?

Częściowo nas karmili ludzie cywilni, a częściowo zdobywaliśmy. Nawet pamiętam taki moment, że jadłem kiedyś gulasz z jamnika, bo nie było co jeść i kobieta, która była właścicielką jamnika nie wiedziała, że to jest jej pies i też go jadła. Żeśmy się cieszyli wtedy bardzo.

  • Jak pan spędzał czas wolny, kiedy nie musiał pan być na barykadzie albo na posterunku?

Był akordeon. Bardzo często grałem, bo na różnych instrumentach grałem. Tak żeśmy spędzali czas. W rożny sposób.

  • Było więcej takich osób jak pan, które potrafiły grać na instrumentach?

Nie. Pamiętam tylko moment jak żeśmy na Wspólnej pięćdziesiąt parę zdobywali mieszkanie, jakiś dom zdobyliśmy i było piękne mieszkanie, właśnie z fortepianem. Pamiętam, że na tym fortepianie grałem wtedy „Etiudę Rewolucyjną”.

  • Czy podczas Powstania czytał pan prasę podziemną bądź słuchał radia?

Nie, chyba nie. Chyba nie było czasu na takie rzeczy.

  • Nie docierały gazety?

Raczej nie.

  • Jakie jest pana najlepsze wspomnienie z czasów Powstania?

Trudno powiedzieć. Tyle było najróżniejszych. Interesujące, właściwie ciekawe dla młodzieży, młodych ludzi, życie. To było zupełnie coś innego. Teraz młodzież na to inaczej reaguje. [Młodzież] nie brała tego tak jak… – teraz człowiek o tym myśli zupełnie inaczej. A wtedy żeśmy właściwie żyli z dnia na dzień, po prostu.

  • Czy ma pan jakieś najgorsze wspomnienie z tamtego czasu?

Jak zabijali naszych kolegów, przyjaciół, to były nieprzyjemne historie. No, ale tak musiało być.

  • Czy jest coś z czasów Powstania, co utkwiło panu szczególnie w pamięci? Jakaś historia, którą chciałby pan opowiedzieć?

Chyba nie... Moja żona nosiła jedzenie z Hożej, robili różne jedzenia i w kubłach, dwa kubły niosła. Poszła z drugiej strony barykady, gdzie Niemcy powinni strzelać. A tak zgłupieli Niemcy, że do niej nie strzelali. Dopiero zaczęli strzelać jak już była [po naszej stronie].

  • Pamięta pan koniec Powstania, jak dowiedział się pan o tym, że ogłoszono kapitulację?

Pamiętam. Żeśmy ze trzy dni chyba byli na swoich stanowiskach i żeśmy kontaktowali się już z Niemcami wtedy. Pamiętam nawet rozmowy z nimi. Papierosami, jak mówiłem, nas częstowali. Tylko to pamiętam. Potem pamiętam, jak nas prowadzili, jak żeśmy szli grupą olbrzymią, wszystkie karabiny, wszystko żeśmy składali na kupie i nas potem do Ożarowa wywieźli. Właściwie nie wywieźli, tylko żeśmy doszli piechotą do Ożarowa. To pamiętam.

  • Co się działo z panem później? Gdzie pan trafił z Ożarowa?

Potem pojechałem do obozu. Obóz wojskowy, ale żeśmy sprzątali baraki, bo były brudne, po jakichś Włochach czy po kimś. Żeśmy to sprzątali i tam żeśmy mieszkali. A potem wywieźli mnie do Memmingen, to była jakby filia Murnau, bo w Murnau byli oficerowie, a w Memmingen byli podoficerowie i żołnierze. Byłem w Memmingen. Potem, jak mówiłem, byliśmy w Murnau z żoną.

  • Kiedy odbyło się wyzwolenie? Jakie oddziały wyzwoliły pana obóz?

Amerykańskie.

  • Kiedy to było?

Już nie pamiętam. Na wiosnę w 1945 roku, chyba.

  • Później przyjechała po pana żona…

Tak, i żeśmy pojechali do Andersa, bo tam prowadziłem teatr, byłem kierownikiem muzycznym. [...]

  • I wrócił pan do Polski.

Tak.

  • Co się z panem działo po powrocie do Polski?

Pracowałem w konserwatorium. Czterdzieści pięć lat pracowałem. Najpierw była Wyższa Szkoła Muzyczna, potem Akademia Muzyczna, a jednocześnie byłem kierownikiem muzycznym Warszawskiej Opery Kameralnej, gdzie też pracowałem dwadzieścia pięć lat, tak że miałem dwie emerytury. Właściwie mam do tej pory, bo i z jednej strony i z drugiej. […]

  • Czy był pan w jakiś sposób represjonowany?

Byłem, dlatego że byłem czterdzieści pięć lat w szkole muzycznej i wszystkie moje papiery co chwila mi ginęły. Najpierw byłem asystentem swojej profesorki, potem starszym asystentem, przechodziłem wszystkie, różne [szczeble], potem chciałem zostać profesorem i nie mogłem dostać, bo papiery co chwila mi ginęły. Raz były na wierzchu, to były pod spodem. Potem zginęły mi trzykrotnie w ministerstwie. Tak że nie mogłem dostać [tytułu] profesora. I wreszcie z partii komunistycznej sekretarka mówi: „Dlaczego pan nie chce być profesorem?”. Mówię: „Nie to, że nie chcę, tylko nie mogę”. Mówi: „To ja panu to załatwię”. I zwrócili się do ministerstwa. Minister powiedział, że partii niewolno takich rzeczy załatwiać i wtedy mi rektor załatwił profesurę.

  • Czy chciałby pan powiedzieć na temat Powstania coś, co podsumuje wywiad? Czy chciałby pan przekazać nam coś, czego jeszcze nikt nie mówił o Powstaniu?

To się teraz już ciężko wspomina, bo to prawie siedemdziesiąt lat minęło, więc człowiek mało co pamięta. Tak że trudno w ogóle na ten temat mówić. Zawsze bardzo przyjemnie wspominam ten okres. Jakoś zawsze miło.




Warszawa, 8 czerwca 2007 roku
Rozmowę prowadził Dominik Cieszkowski
Juliusz Borzym Pseudonim: „Luś” Stopień: plutonowy podchorąży Formacja: Batalion „Zaremba-Piorun” Dzielnica: Śródmieście Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter