Krystyna Bielewicz „Kryśka”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Krystyna Bielewicz, pseudonim „Kryśka”, [urodziłam się] 6 lipca 1928 roku, „Kiliński”.

  • Czy miała pani jakiś stopień w Powstaniu?

Nie.

  • Proszę opowiedzieć co robiła pani przed 1 wrześnie 1939 roku?



  • Gdzie pani mieszkała?

Na Bugaju, na Starym Mieście przy Zamku.

  • Gdzie chodziła pani do gimnazjum?

Na Hożą.

  • Jak wyglądał pani dom rodzinny? Kto stanowił pani rodzinę?

Rodziców miałam. Mieszkałam na parterze.

  • Co pani robiła w czasie okupacji?

Chodziłam do gimnazjum, a później z gimnazjum wstąpiłam do Powstania.

  • Jak pani trafiła do konspiracji?

Zapoznałam się ze swoim mężem i mąż mnie troszkę wciągnął.

  • Na czym polegała pani konspiracja?

Na tym, że byłam cały czas w Wytwórni Papierów Wartościowych, bo mieszkałam na Starówce to tam znałam każdy krok i dostałam się do Wytwórni. Tam akurat cieszyli się bo wiedzieli że jak, gdzie się poruszyć, a ja im mówiłam do dowódcy naszego.

  • Ale to już było w trakcie Powstania, a w samej konspiracji, jeszcze przed wybuchem Powstania, to jakieś szkolenia były?

Nie, nie miałam nic.

  • Coś robiła pani w trakcie okupacji, takiego konspiracyjnego?

Tylko takie spotkania, ale to…

  • Jak pani trafiła do Powstania, jak pani się dowiedziała o Powstaniu i gdzie panią skierowano?

Mój mąż należał więcej i [on] mnie do reszty wciągnął w Powstanie.

  • Jak się nazywał mąż i pseudonim, jeśli pani pamięta?

„Cygan”, Zbigniew Bielewicz.

  • Kiedy pani trafiła do Powstania? Pierwszego sierpnia?

Pierwszego.

  • Gdzie panią skierowano?

Do Wytwórni Papierów Wartościowych.

  • Na czy polegał pani udział w Powstaniu?

Byłam w piwnicach, przy rannych.

  • Od pierwszego dnia?

Od pierwszego dnia do wyjścia do kanału.

  • Proszę opowiedzieć jakiś dzień powstańczy, jak przebiegał. ?

Normalnie. Koledzy znosili rannych, robiłam opatrunki i siedziałam z nimi w piwnicy.

  • To było tylko zgrupowanie „Kilińskiego” czy jeszcze jakieś?

Jeszcze jakieś było zgrupowanie, ale już nie pamiętam, bo myśmy później już wychodzili z Wytwórni [Papierów Wartościowych] a to zgrupowanie się tam zostało i oni wszyscy zginęli.

  • Jak przebiegały walki w okolicach Wytwórni?

Było bardzo ciężko, Niemcy strasznie nachodzili, bo to od Wisły to mieli dobre dojście do Wytwórni, tak, że oni nachodzili nas bardzo, ale chłopaki dawali sobie z nimi radę.

  • Jak pani weszła do Powstania, czy pani była jakoś uzbrojona?

Nie.

  • A jak była pani ubrana?

Normalnie, marynarkę miałam na sobie i opaskę i tak wyszłam.

  • Czy jakaś historia utkwiła pani w pamięci w trakcie pracy w zajmowaniu się chorymi w Wytwórni?

Nie.

  • A jak było z żywnością?

Koledzy donosili w kieszeniach, co mogli zdobyć, czy owoc, czy jakiś chleb, to starali się donieść dla rannych i dla nas, co tam przebywaliśmy w Wytwórni. Był głód. Jadło się raz dziennie i cośkolwiek.

  • Czy w tym czasie było jakieś życie towarzyskie?

Nie. Mój mąż był moim chłopakiem.

  • Kontaktowaliście się przez cały czas, tak?

Tak, bo on też był w Wytwórni i potem razem żeśmy wyszli do kanału. Później jego Niemcy zabrali, a ja się zdążyłam uratować.

  • Czyli, do kiedy pani była w Wytwórni?

Tydzień czasu. Byłam do końca. Dokąd nas Niemcy nie zabrali. Około tygodnia czasu.

  • I później kanałami?

Kanałami na Plac Wilsona.

  • Jak wyglądało to przejście kanałami?

Z Placu Krasińskich żeśmy wchodzili (tam gdzie teraz jest pomnik), z rannymi, a że to było blisko Wytwórni, to parę razy się brało rannych i chłopaki czekali nad kanałem, zabierali i wchodzili do kanału z rannymi i na Plac Wilsona i tam nas koledzy z Żywiciela odbierali.

  • Czy to przejście było bez problemu?

Z dużym problemem. Burzowiec był straszny, jakby się nie przytrzymało porządnie poręczy to wpadało się w burzowiec i [on] wyrzucał do Wisły.

  • Co jeszcze było w kanałach? Czy Niemcy czegos próbowali…

Chcieli. Usłyszeli, bo przecież myśmy szli akowcy i jeszcze weszli z nami do kanału AL-owcy. To kłócili się między sobą, ten się pchał, to rannego nam poruszał, żeśmy się denerwowali. Niemcy usłyszeli hałas. Dowódca nas cofnął na prawo, do przodu do tyłu i to się udało, Niemiec się zsunął prawie do końca, ale nie widział nic, bo przecież ciemno w kanale było i zostawili nas i żeśmy spokojnie wyszli na Plac Wilsona.

  • Co się dalej z panią działo?

Jak wyszłam na Plac Wilsona, już chłopaki z „Żywiciela” nas wyciągali do góry, bo ja już nie miałam siły wyjść. I później te kobiety co mnie uratowały…

  • Dostała się pani na Plac Wilsona i co dalej?

Byłam trzy dni u „Żywiciela”, później „Żywiciel” się wycofał. Siedziałam w piwnicy [było nas] kilka, około trzydziestu osób.

  • Tylko powstańców, bez ludności cywilnej?

Bez. Dlatego było później ciężko się wydostać do Niemców…

  • Wmieszać się w tłum ?

Tak. I później jak mi się udało, te kobiety mnie uratowały.

  • Wyszła pani z tej piwnicy i co?

Wyszłam z piwnicy, kobiety mnie okryły chustką, pomogły mi i później do Pruszkowa się dostałam. W Pruszkowie już mnie rozłączyli od męża, bo to był mój narzeczony już później, rozłączyli nas. Chłopaków też, którzy wsiadali do transportu i to było wszystko. Mnie się jeszcze udało, bo też już miałam tego dosyć i też do transportu doszłam, a że ja niska [jestem], stopnie były wysokie co nogę zadarłam do góry to nie mogłam [wejść]. Niemiec zobaczył, doszedł do mnie, wziął mnie za ramię i ja się żachłam. On palcem mnie pogroził i pomógł mi wsiąść do wagonu. Wsiadłam. Dojechaliśmy do Końskich. W międzyczasie to on jeszcze powiedział, żebym ja daleko nie odchodziła. Ja niemiecki znałam, bo chodziłam do gimnazjum. Powiedział żebym ja daleko nie odchodziła tylko stała przy drzwiach, a w Końskie się drzwi troszkę uchyliły, bo ten transport się troszkę zatrzymał, nie na długi czas ale uchyliły się drzwi i on mnie złapał za rękę i zaczął mnie wyciągać z wagonu, więc ludzie jedni „zostań się! To młoda dziewczyna!, Boże! Tu jest obok las! Co on robi! Co on z nią robi!” Drudzy – „wyjdź, bo nas tutaj zamorduje!”. Ja wyskoczyłam, a za mną stała kobieta z pięcioletnią dziewczynką. Ona wypchnęła za mną tę młodą dziewczynkę. Ja ją złapałam, [jej] później się też udało wyskoczyć i on kazał nam wejść, jak te rowy takie były, i myśmy weszły w te rowy, pokładłyśmy się w tych rowach cichutko i za jakieś parę minut zrobił się szum, ja się wystraszyłam, a to już chłopaki z lasu nas widzieli i zabrali nas do lasu.

  • I co się dalej z panią działo? Była pani w tym lesie?

Byłam w lesie. Szła jedna kobieta, taka fajna baka, mieszkała tam niedaleko, wzięła nas do siebie, ale tam też była nędza, tyle żeśmy się umyły bo wszy nas przecież jadły, i w ubraniu i w głowie. Bałam się żebym ich nie zawszyła, a z tą kobietą się za bardzo też nie znałam. Długo tam nie byłam też u tej pani i od tej pani udało mi się później znów wyjść. Już nie wróciłam do chłopaków do lasu tylko wycofałam się i zaczęłam szukać rodziny.

  • Chciała pani wrócić do Warszawy?

Do Warszawy nie było mowy. Miałam dziadków w Grójcu i tam dobiłam i już zostałam do wyzwolenia.

  • A czy wiedziała pani, co się dzieje z rodziną w tym czasie?

Nie, nic.

  • Ani z narzeczonym?

Nic, bo jego zabrali, wywieźli, ten transport do Niemiec. On podał się, że pracował na kolejach, to jego zabrali do Niemiec. Później z Niemiec on przedostał się do Szwajcarii i był tam dłuższy czas, później dostał się do Anglii i z Anglii wrócił do Polski i też już nie zastał rodziców, nikogo.

  • A co pani robiła po wyzwoleniu?

Pracowałam w „Ruchu”.

  • Ale wróciła pani do Warszawy?

Wróciłam, tak! Zaraz wróciłam.

  • Jaki był obraz Warszawy?

Ach, okropnie! Wróciłam. Jeszcze u dziadków spotkałam się ze swoją matką. [Do Warszawy wróciłam z matką]. Żeśmy przyszły na Starówkę, już tyle lat się mieszkało, to jedno drugiego znało, i kobieta nas jedna, sąsiadka wzięła. Mówi: „Chodźcie tutaj, przenocujcie, może jakieś mieszkanie znajdziecie?”. Na pierwszym piętrze było jedno mieszkanie. Panowie nam założyli drzwi, okna i to taki kącik był [malutki] i tam myśmy już pozostały.

  • Czy później po wojnie była pani jakoś represjonowana?

Nie.

  • A czy ujawniała się pani, że brała udział w Powstaniu?

Nie, bo zaczęłam pracować w „Ruchu” w biurze, i dowiedzieli się, że w Armii Krajowej byłam, kazali mi się wycofać, żebym się zwolniła. Miałam tam znajomego dyrektora, który mieszkał [też] na Starówce, powiedział: „Nie odchodź, te papiery się wycofa, ja cię dam na inny oddział.”. I pracowałam w „Ruchu” i nie ujawniałam się nigdzie. Bo gdzie zaczęłam pracować to za mną szło, że ja byłam w Armii Krajowej i natychmiast musiałam odejść.

  • Jakie jest pani najgorsze wspomnienie z Powstania?

Najgorsze, to że przeżyłam to strasznie. Miałam dosyć, i rannych kolegów, i… To z innych zgrupowań też znosili [rannych] do Wytwórni, bo to Wytwórnia duża, piwnice były duże. Przeżyłam to strasznie. Miałam dość. Jak wyszłam z Powstania to byłam jakaś obłąkana. Nie wiedziałam, w którym kierunku później iść. Ledwo dotarłam do Grójca, do dziadków.

  • A czy ma pani jakieś dobre wspomnienia z Powstania?

Nic.Mam takie wspomnienie, że z mężem chcieliśmy wziąć ślub. Naciskali na nas chłopaki żebyśmy się pobrali i do kościoła żeśmy się wybrali, koledzy z nami [szli]. Żeśmy nie doszli, bo Niemcy wyskoczyli.

  • I ślub się nie udał?

Nie udał się. Dopiero się udał później, jak już mąż wrócił zza granicy.

  • Jak z perspektywy czasu ocenia pani Powstanie?

Już nie umiem powiedzieć.

  • Ale poszłaby pani do Powstania jeszcze raz, jakby pani stanęła przed wyborem?

Nie. Już nie.

  • Dlaczego?

Bo już miałam dość tego wszystkiego. Przeszłam swoje, miałam dość.
Warszawa, 10 kwietnia 2006 roku
Rozmowę prowadziła Kinga Piotrowska
Krystyna Bielewicz Pseudonim: „Kryśka” Stopień: sanitariuszka Formacja: batalion „Kiliński” Dzielnica: Wola, Starówka Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter