Zofia Siarek

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Zofia Siarek, w czasie Powstania nosiłam nazwisko Rejent, urodzona w 1921 roku, w czasie Powstania na Woli.

  • Proszę nam opowiedzieć, gdzie się pani urodziła?

Urodziłam się na wsi.

  • W jakiej miejscowości?

W okolicach Czerska mazowieckiego. Tam mieszkaliśmy, znaczy ja miałam dziewięć lat, jak wprowadziliśmy się do Warszawy.

  • Czyli to było w 1940 roku?

Tak. I tam cały czas mieszkaliśmy.

  • I w jakiej dzielnicy?

Na Woli przy ulicy Grzybowskiej 128.

  • Kim byli pani rodzice? Jakie zawody mieli?

Mama bez zawodu, po prostu gospodyni domowa. A ojciec pracował jako stolarz u Lilpopa. To była fabryka wagonów kolejowych.

  • Czy miała pani rodzeństwo?

Miałam siostrę i dwóch braci.

  • Jak przyjechała pani do Warszawy, to już miała pani dziewięć lat. Gdzie pani zaczęła chodzić w Warszawie do szkoły?

Na ulicę Brylowską, to była w prywatnym domu szkoła, a później wybudowali nowy budynek przy ulicy Laskowej i tam nas wszystkich… wszystkie dzieciaki tam poszły.

  • Jak pani te szkołę wspomina z okresu przedwojennego?

Dobrze.

  • Jak pani zapamiętała 1 września 1939 roku? Czy była pani tego dnia w Warszawie?

Byłam w Warszawie, ale tylko kilka dni, sześć dni. Szóstego wyjechaliśmy, ostatni pociąg był do babci, do Czerska, pod Czersk.

  • Cała rodzina wyjechała?

Ojciec został, ojciec został i jeszcze chodził do pracy.

  • Jak pani pierwsze sześć dni wojny zapamiętała?

To były dosyć spokojne, ale później zaczęło się bombardowanie naszej okolicy też i dlatego uciekliśmy. Mama nas zabrała do babci. I u babci byliśmy cały czas. Ale u babci już 8 września przyszli Niemcy i cała ta armia niemiecka zgromadziła się pod Warszawą, a obrońców Warszawy wzięli na bagna i tam obóz utworzyli.

  • Pod Czerskiem tak?

Pod Czerskiem w takich łąkach. Myśmy tam z kuzynką jeździły i jedzenie im zawoziłyśmy. Wujenka gotowała i owoc i wszystko tośmy im zawozili koszykami, wujek zawoził.

  • Pani miała wtedy osiemnaście lat, jak wybuchła wojna…

No niecałe.

  • Czy Niemcy pozwalali na dowożenie jedzenia dla jeńców?

Pozwalali im dawać jeść. Sami to chodzili, tylko bułkę z szynką jedli na widoku publicznym. A my woziliśmy, ale bezpłatnie. My nie chcieliśmy pieniędzy od nich. Wiadomo było, że są w niewoli i skąd będą brać pieniądze. Więc co można było, to im się zawoziło. Cieszyli się. A później to zlikwidowali i nie wiem, gdzie ich wywieźli.

  • Jak Niemcy traktowali jeńców w pierwszych dniach wojny?

To było takie wstrząsające dla nas.

  • Dlaczego? Dlatego że Polacy byli w niewoli, czy samo zachowanie Niemców było takie, że…

Na początku byli grzeczni, ale później już nie za bardzo.

  • Pamięta pani, kiedy ten obóz został zlikwidowany, kiedy Polacy zostali wywiezieni?

Jakieś około chyba trzech tygodni był.

  • Czyli to jeszcze było we wrześniu?

Tak. Jeszcze wrzesień był.

  • Co pani dalej robiła? Cały czas była pani w Czersku?

Dalej u babci byliśmy.

  • Jak długo?

Dokąd się nie zaczęła zima.

  • Czyli jeszcze w trzydziestym dziewiątym roku wróciła pani do Warszawy z rodziną?

Tak.

  • Miała pani osiemnaście lat. Co pani robiła dalej? Jest okupacja.

Zaczęłam uczyć się zawodu, bo ja zaczęłam się uczyć przedtem kuśnierstwa, ale później ten pan zlikwidował swój sklep, to poszłam na naukę krawiectwa męskiego. Znaczy tak zwanego ciężkiego.

  • Gdzie pani się uczyła?

U krawca pracowałam.

  • I to była pani oficjalna praca?

Tak. I tak szła cała okupacja.

  • Proszę panią, co pani zapamiętała z tego okresu okupacji? Co było najtrudniejsze dla pani?

Był taki jeden dzień, bo ja tramwajem jeździłam do pracowni.

  • A ta pracownia gdzie była? W jakiej dzielnicy?

Słucham?

  • W jakiej dzielnicy ta pracownia była?

W Śródmieściu. Tak że jeździłam tramwajem. Był taki jeden dzień, gdzie starsza pani… Niemcy weszli do wagonu i taka starsza pani wzięła mnie na ławkę do siebie i posadziła i mówi: „Siedź tutaj cicho”.

  • Ta starsza pani była Polką?

Polką była. I tak przesiedziałem ten swój odcinek, Niemcy wyszli później, ale nie zabrali nikogo, tylko przeszli przez wagon, popatrzyli po ludziach i nie zabrali nikogo. A tak to normalnie jak się wychodziło, to nie było wiadomo, czy się wróci, bo były tak zwane łapanki.

  • Była pani świadkiem łapanek? Widziała je pani?

Raz byłam świadkiem, jak na Woli przy ulicy Młynarskiej zatrzymali samochód, tak zwana buda, zatrzymał się ten samochód i zaczęli wyłapywać ludzi z ulicy. Kto mógł, to gdzieś się schował, ale sporo tych ludzi zabrali.

  • Pani się gdzie schowała?

Ja przeszłam. Jakoś wyjątkowo przeszłam.

  • Przeszła pani obok tych Niemców?

Przeszłam obok Niemców. Nie zatrzymali mnie. Jeden za warkocz mnie złapał, bo miałam takie ładne warkocze, to za warkocz mnie złapał, że takie ładne włosy mam. A ja przeszłam dalej i już nie zwracałam uwagi na nich.

  • Czy w czasie tej łapanki były jakieś sceny drastyczne, do kogoś Niemcy strzelali czy nie?

Nie, nie byłam świadkiem. Tylko byłam świadkiem już po. Jeszcze krew się lała.

  • Aha, że widziała pani miejsce, gdzie Niemcy rozstrzelali?

Widziałam to miejsce.

  • Gdzie to było?

To było między Młynarską a Karolkową.

  • A pamięta pani, kiedy to było? Który to rok był?

To mi trudno pamiętać.

  • Wiosna, jesień, zima?

To była chyba wiosna.

  • Czy to był okres, kiedy te łapanki się nasiliły i rozstrzeliwania, czy to był ten okres wcześniejszy?

Wcześniejszy.

  • Czyli to były dopiero początki. Co jeszcze pani zapamiętała z okupacji, jakie sceny?

Co jeszcze. Nic takiego. Ja chodziłam rano do nauki, do pracy i jak wychodziłam wieczorem, to nic się specjalnie nie działo.

  • Czy do tego zakładu przychodzili Niemcy?

Też przychodzili.

  • Jak się zachowywali?

Grzecznie. Przyprowadzali przeważnie jakąś panienkę, żeby jej coś uszyć. Tak że grzeczni byli.

  • Mówiła pani, że miała pani rodzeństwo.

Tak.

  • Co pani rodzeństwo robiło w czasie okupacji?

Brat starszy pracował na Obozowej w jakimś warsztacie.

  • Jak miał na imię?

Władysław.

  • Władysław Rejent.

Rejent. Siostra pracowała w takiej pracowni, co rękawiczki się szyło. Siostra miała na imię Wanda. I brat młodszy, ojciec tego, który tutaj jest, to Czesław był. On był razem ze mną w tej grupie, co nas mieli rozstrzelać.

  • O tym będziemy jeszcze rozmawiali. Czy pani rodzeństwo brało udział w konspiracji? Wiedziała pani coś na ten temat?

Nie.
  • A ktoś z rodziny?

Wiem, że starszy brat należał gdzieś tam, ale nie wydał się.

  • Nie rozmawiało się o tym?

Nie rozmawiało się o tym. Ja nie należałam nigdzie. Siostra też nie. To był taki kawałek uliczki Grzybowskiej między Skierniewicką a Młynarską. I on był od ulicy Młynarskiej zamknięty parkanem, a to była zajezdnia tramwajowa i szpital Świętego Stanisława, szpital zakaźny tak zwany od ulicy Wolskiej. I Franaszek był od ulicy Wolskiej. Tam błony filmowe wytwarzali i papiery różne, tak że od ulicy Wolskiej było wejście. A tam dalej między nami, co mieszkaliśmy na tej Grzybowskiej, to były puste pola. Zagrodzone było, ale puste pole.

  • Proszę powiedzieć, jak było z żywnością w czasie okupacji? Czy były problemy z jedzeniem?

Trzeba było jakoś się starać.

  • Bo u pani w rodzinie wszyscy pracowali w czasie okupacji. Mama też pracowała?

Nie, mama nie pracowała. Mama tylko w domu jako gospodyni domowa.

  • Kiedy się pani dowiedziała, jak się pani dowiedziała o tym, że 1 sierpnia 1944 roku jest Powstanie.

Nie wiedziałam o tym.

  • Pierwszego sierpnia szła pani do pracy?

Poszłam. Jeszcze pamiętam, że powiedzieli, że wojna się zaczęła.

  • Tego 1 sierpnia tak?

Tego 1 sierpnia.

  • Co pani widziała na ulicach właśnie tego 1 sierpnia?

Tego 1 sierpnia jeszcze normalnie było, spokojnie. Przyszłam do domu, jeszcze pamiętam, że na piechotę szłam. To był kawałek drogi, ale przeszłam.

  • A dlaczego szła pani na piechotę?

Bo tramwaje nie chodziły. Część nie chodziła już, a ja [musiałam chodzić] aż na Wolę, do Młynarskiej i do Skierniewickiej. Od Skierniewickiej było wejście na tą naszą uliczkę. A później drugiego już nie poszłam do pracy. Już byłam w domu. Mama mnie nie puściła.

  • Rodzeństwo też zostało w domu?

Rodzeństwo chyba nie.

  • Czyli tak jakby poszli do Powstania?

Tak.

  • I siostra i dwóch braci poszli do Powstania?

Nie. Brat pojechał jeszcze na wieś, bo to było tak, że w czasie okupacji handlowali przeważnie ludzie i akurat był sezon owocowy, czereśnie, truskawki i mama i ten starszy brat jeździli na wieś i skupywali trochę tego owocu, ile mogli udźwignąć, i tu mieli swoje sklepiki, gdzie wstawiali ten owoc. A tata jeszcze chodził do pracy i brat młodszy też, bo utworzyli przy tej fabryce szkołę zawodową i młodzież męska tam chodziła i różne zawody – stolarz, ślusarz. I ojciec zapisał brata i brat tam chodził. Brat miał wtedy siedemnaście lat, to tam pracował i uczył się. A trzeciego, czwartego już się zaczęło…

  • Znaczy mówi pani o sierpniu 1944?

Już wtedy nie poszli trzeciego, bo już zaczęły się i naloty, i strzelanina po ulicach. Już nie wychodziło się z domu. A piątego bardzo dużo osób z ulicy Wolskiej do nas przyszło, niby że się schowali, bo na Wolskiej brali na barykady mieszkańców.

  • Znaczy Niemcy brali na barykady?

Niemcy brali na barykady ludzi, lokatorów z tych pobliskich domów.

  • Czy pani to widziała?

Do nas nie przyszli. Dopiero przyszli piątego. Był nalot, godzina koło osiemnastej i był nalot na naszą dzielnicę też. My uciekaliśmy, bo obok był czteropiętrowy dom i dwa wejścia. I myśmy się tam chowali do piwnic przed nalotem.

  • Proszę powiedzieć, czy ludność cywilna w pierwszych dniach Powstania cieszyła się, czy była przerażona?

Przerażona. I wtedy jak oni wpadli do nas, Niemcy, usłyszeliśmy w piwnicy rozmowy niemieckie i każą wychodzić z piwnicy. Więc wychodzimy, a oni szpaler ustawili swoich żołnierzy, żeby nikt na bok nie uciekł. Podprowadzili nas pod dom zajezdni tramwajowej. Tam były biura w tych blokach. Dwa czy trzy bloki biurowe. I pod jeden z tych bloków nas podprowadzili.

  • Ile osób mogło być w tej grupie, którą wyprowadzili?

W tej grupie było około trzystu osób, bo było dużo osób. To czteropiętrowa kamienica, lokatorzy, u nas to nie było bardzo dużo, dwunastu lokatorów tylko i…

  • Jak się Niemcy zachowywali, jak was prowadzili tam?

Niemcy nic nie mówili, tylko cały czas: „Ręce do góry”. Koleżanka się zapytała po niemiecku, czy długo będziemy z tymi rękami w górze stać. Zmęczeni już jesteśmy. A on odburknął, że oni bardziej zmęczeni są.

  • Czyli staliście pod tym murem.

„Chyba trzysta kulek na was wystarczy, polscy bandyci” – w ten sposób powiedział po polsku.

  • Po polsku powiedział.

Tak że zaczęły dzieci płakać, bo takie małe były. Jedno dziecko trzy tygodnie miało, naszego gospodarza wnuczka miała cztery lata, druga miała siedem. Cieszyła się, że do szkoły pójdzie od września.

  • I wszyscy razem staliście z tymi dziećmi, tak?

Tak, tak, wszyscy. Taka gromada. Oni się ustawili koło nas i zaczęli strzelać. Jak już powiedział, że trzysta kulek na nas wystarczy i padła komenda, i zaczęli strzelać.

  • Jak długo staliście pod tym murem, zanim Niemcy zaczęli strzelać. Czy długo was trzymali z tymi podniesionymi rękami?

Wtedy jak już zaczęli strzelać, to każdy ręce opuścił, bo zaczęli ludzie padać. Niektórzy od razu, niektórzy ranni krzyczeli, strasznie, bo byli ranni i dzieci płakały. Ja później trochę zaczęłam nie słyszeć, bo taka strzelanina, krzyki tych ludzi, straszne to było.

  • Czy pani stała w środku tej grupy?

Mniej więcej w jednej trzeciej. Siostra obok mnie, ojciec trochę dalej i brat stał najbliżej budynku.

  • A mama? A gdzie pani mama była?

Mama pojechała akurat na wieś po maliny do cioci, do siostry swojej. Tak że na ten czas jej nie było i całe szczęście.

  • O której godzinie zaczęli was Niemcy wyprowadzać z budynku? To było rano?

Po południu. Nalot był koło osiemnastej i po kilku minutach od tego nalotu samoloty odleciały i oni zaczęli nas wyprowadzać z tych piwnic. A trwało to, ja wiem… Ja już później nie słyszałam, tylko straszny szum i krzyki, i płacz dzieci, i płacz matek, które te dzieci potraciły. Straszne to było.

  • To znaczy takie serie szły po tych ludziach?

Tak, tak. Jak troszeczkę się uciszyło, to ja patrzę, gdzie siostra. Patrzę, że leży koło mnie i nie rusza się, patrzę, ojciec też, zobaczyłam brata, jak się poderwał, i mówi: „Jak możesz uciekać, to uciekaj” i on uciekł stamtąd. Znaczy wpadł do piwnicy, a tam była woda. Z powrotem wyszedł i jeszcze zaprowadził dwie koleżanki z sąsiedniego domu do szpitala żydowskiego, teraz tak zwany na Kasprzaka.

  • Czyli jemu udało się uciec?

Udało mu się uciec. A ja zobaczyłam, że jakiś mężczyzna też się poderwał i uciekł, a ja za nim do budynku, na drugą stronę przeskoczyliśmy i w stronę Laskowej. Tam nasza szkoła była i ogrodnik tam mieszkał. Miał duży ogród i tam szopa stała i do tej szopy się schowałam.

  • Nie strzelali Niemcy do tych, którzy uciekali?

Nie, nie, bo oni już odeszli w głąb Karolkowej. I tam na Karolkowej jeszcze podobno zabili kilkudziesięciu zakonników redemptorystów i szli dalej w stronę Śródmieścia, w stronę Chłodnej.

  • Czyli pani zaczęła uciekać, jak już Niemcy odeszli i ludzie zaczęli…

Przestali strzelać. Otworzyłam oczy i patrzę, że ten mężczyzna poderwał się i uciekł, a ja za nim. Tak żeśmy się…

  • A pani się przewróciła, leżała pani, czy pani stała?

Ja leżałam, nogi miałam przewalone trupami. Ledwo te nogi wyciągnęłam, ale jakoś się wydostałam z tego. I później całą noc przesiedziałam w tej szopie.

  • Ile osób w tej szopie było?

W tej szopie nie było nikogo oprócz mnie.

  • Tylko pani sama jedna.

Tylko ja sama jedna, bo ten mężczyzna gdzieś w drugim miejscu się schował. Mówił, żeby do budynku nie wchodzić, bo znowu każą wychodzić i będą strzelać do nas. Tak więc żeśmy się po dziurach pochowali. Do rana przesiedziałam i on przyszedł do mnie i powiedział, że rodziców ma w Milanówku na letnisku. „To pójdziesz ze mną, odpoczniesz dwa, trzy dni i do rodziny pójdziesz”. Ominęliśmy Pruszków. Z Pruszkowa zabierali albo do Oświęcimia, albo do Niemiec na roboty. Tam bardzo dużo osób do Pruszkowa zgromadzili.

  • Czyli pani, wychodząc z tej szopy, nie poszła zobaczyć, co się z tymi osobami stało?

Nie poszłam, bo się bałam, że tam mogą być Niemcy, bo oni tam Powstańców szukali. I tak właśnie do tego Milanówka doszliśmy, omijając Pruszków.

  • A pamięta pani, jak się nazywał ten mężczyzna, który panią się zaopiekował?

Wiem, że niemieckie nazwisko miał i oni mieli jakąś tam fabryczkę. Ja go trochę znałam z widzenia. To był mężczyzna… Miał ze trzydzieści lat może.

  • Pani wtedy miała dwadzieścia trzy lata w czasie Powstania?

Tak. I powiedział, że do rodziców i tam sobie odpoczniesz, ale okazało się, że tam nie za bardzo można było odpocząć, bo już na drugi dzień zaczęło się wyszukiwanie po różnych lokalach, pensjonatach warszawiaków. Bo warszawiacy uciekają do tych pensjonatów i trzeba ich wybrać.

  • W związku z tym co pani zrobiła?

Późnej dostałam bochenek chleba na drogę i do rodziny.

  • Do Czerska tak?

Bo tutaj mówi: „Już niebezpiecznie zaczyna być”. Ja mówię, że też muszę poszukać jakiegoś schronienia, bo też mogą mnie cupnąć. I okazało się, że moją rodzinę i nie tylko moją, całe wsie znad Wisły wysiedlili Niemcy, bo tam szykował się front, tak że nie spotkałam mamy ani cioci. Dopiero na drugi dzień. Musiałam zawrócić i dowiedziałam się od sąsiadów, gdzie oni są.

  • Znaczy wróciła pani do Czerska czy do Milanówka?

To jeszcze nie było w Czersku, to było jak Jeziorna. Bo ciocia mieszkała jak Jeziorna, a druga rodzina, wujkowie mieszkali pod Czerskiem.
  • Tam się pani dowiedziała, gdzie jest rodzina?

Dowiedziałam się właśnie od sąsiadów, gdzie jest rodzina, i wróciłam z powrotem pod Piaseczno. Tutaj oni się zatrzymali u starszego gospodarza i tam w stodole żeśmy przezimowali. Śnieg na nas padał, bo dziury były w deskach, ale jakoś się przetrzymało.

  • Czy okoliczna ludność pomagała warszawiakom przetrwać?

Tak, ale nie wszyscy. Kto mógł, to zabrał, co mógł, z rodzinnej wsi, ale co można było zabrać.

  • Pani rodzina składała się teraz z ilu osób po wyjściu z Warszawy, po tej ucieczce z Warszawy? To była mama, pani i kto jeszcze?

I brat młodszy.

  • Czesław tak?

A tak to więcej nie było. Brat starszy został w Górze Kalwarii. Tam miał znajomych i rodziny trochę było. Nie chciał wracać na wieś, tylko tu w mieście był.

  • Więc w czasie tego rozstrzeliwania zginęła pani siostra i ojciec?

Tak. Siostra zginęła i ojciec zginął, a my z bratem nie byliśmy ranni. Z naszego domu gospodarza rodzina to zginęło dziewięć osób. Tak że straszne to było. Potem już dokąd było ciepło, to byłam u cioci.

  • Czterdziestego czwartego roku prawda?

Tak, tak. To już był czterdziesty piąty, wiosna.

  • Wiosna czterdziestego piątego.

Już Powstanie upadło. Dokąd ciepło było, to chodziłam na pole razem z kuzynkami, kartofle się sadziło na wiosnę. I pielenie, pomagałam im. Ale w końcu zaczęła jesień nadchodzić, to trzeba było pomyśleć, co dalej z sobą robić. Brat dostał papierek, że może się starać o mieszkanie.

  • To zaraz. Bo pani mówi, że wiosną czterdziestego piątego roku była pani jeszcze pod Warszawą u rodziny, gdzie panią zastało zakończenie wojny, czyli maj czterdziestego piątego cały czas była pani u tej rodziny?

U cioci.

  • Co działo się po wyzwoleniu.

To już po wyzwoleniu było. W styczniu weszli do Warszawy, 17 stycznia.

  • Czy pani do Warszawy po wyzwoleniu przyszła sprawdzić, co się dzieje, czy nie wchodziła pani?

Poszłam. To była kupka popiołu, bo nasz dom się już palił, jak nas Niemcy wyprowadzali z piwnicy.

  • Aha, podpalili dom.

Podpalili i jak zapałka się palił, bo to był drewniany piętrowy dom.

  • Co pani jeszcze, jak pani tą Warszawę widziała?

Wydawało się, że z pięćdziesiąt lat trzeba, żeby ją odbudować. Jeszcze w okolicach Piaseczna było czuć spaleniznę. Straszne rzeczy.

  • Mówiła pani, że brat otrzymał zaświadczenie?

Tak zwane z kwaterunku. Trzeba było się starać szukać mieszkania. Jak się znalazło, to oni wtedy przydzielili te mieszkanie. To było cztery osoby na pokój. Myśmy dostali mieszkanie w dwupokojowym na Ochocie i to był jeden pokój dla nas, a drugi dla właścicielki. I tam mieszkaliśmy kilka lat, nim to trochę doszło do porządku. Później brat starszy się ożenił, później za jakiś czas drugi poszedł do szkoły, coś tam skończył.

  • A pani?

Tak że już każdy w swoją stronę. A ja zostałam w tym mieszkaniu na Ochocie. Później ja wyszłam za mąż i poszłam do męża na Żoliborz.

  • Kim był pani mąż? Zdaje się, że w Powstaniu był, tak?

Powstanie.

  • A gdzie pani mąż był w czasie Powstania?

Kto, mąż?

  • Tak.

W Powstaniu walczył.

  • Tak, ale w jakiej dzielnicy.

Na Starówce. Najpierw… Bo on mieszkał na Okopowej i tam był ranny. Musieli go na Starówkę do szpitala. Tam o mało, że się nie spalił, bo podpalili szpital. Ale jakoś się wydostał i poszedł kanałami do Śródmieścia, jeszcze w Śródmieściu walczył z ranną nogą.

  • A w jakim był ugrupowaniu, w jakim oddziale?

„Radosława”, „Czata 49”. Walczył u „Radosława”.

  • Proszę przypomnieć, jak mąż miał na imię.

Mąż Ryszard.

  • Ryszard Siarek tak?

Ryszard Siarek.

  • Gdzie się spotkaliście państwo po wojnie, poznaliście się?

Po wojnie tak przypadkowo, już nie pamiętam gdzie. Poznaliśmy się i wyszłam za mąż za niego.

  • Czy uczyła się pani po wojnie, czy nie, czy już zawód pani miała swój, gdzie pani pracowała?

Ja pracowałam… Po wojnie zaczęłam pracować w Modzie Polskiej. Była taka firma. A później poszłam na wcześniejszą emeryturę i tak już dobiłam do dziewięćdziesiątki, przeszło dziewięćdziesiąt jeden.

  • Proszę panią, co pani jeszcze chciałaby o tych swoich wspomnieniach z czasu Powstania opowiedzieć. Czy jeszcze chciałaby pani o czymś opowiedzieć?

Ja długo nie byłam w tym Powstaniu, bo tylko pięć dni, ale te dni były straszne. Znaczy końcówka to było straszne.

  • Nie była pani ranna w czasie tej strzelaniny?

Nie.

  • Z perspektywy czasu jak pani dzisiaj widzi Powstanie? Jakie refleksje ma pani na ten temat?

Tak jak ludzie mówili, to jedni mówili, że niepotrzebnie, drudzy, że za wcześnie.

  • A pani zdaniem?

A moje zdanie jest takie, że jakby nie wybuchło Powstanie, to Niemcy tak jak się wzięli za Żydów, to by się wzięli za nas po prostu.

  • Czyli to Powstanie jednak powstrzymało.

Trochę powstrzymało.

  • Jak Powstanie upadło, jak Warszawa została wyzwolona, czy widziała pani Niemców wyjeżdżających z Polski, uciekających?

Niemców?

  • Tak.

Widziałam.

  • Jak się zachowywali w stosunku do Polaków?

Szybko uciekali. Ulicą Wolską jak szli, to na takich wózkach zgrzewnych, że tak powiem. Jeżeli wózek znaleźli, to na niego wsiadali, tak że szybko uciekali.

  • Czy widziała pani wojska, które szły ze wschodu, wyzwalające Polskę, mam na myśli wojska sowieckie, czy miała pani kontakt z tymi żołnierzami, Polakami?

Nie.



Warszawa, 15 stycznia 2013 roku
Rozmowę prowadziła Barbara Pieniężna
Zofia Siarek Stopień: cywil Dzielnica: Wola

Zobacz także

Nasz newsletter