Kukiełki zagrały w muzeum

Po raz pierwszy od 63 lat wystawiono przedstawienie lalkarskie grane w piwnicach warszawskich kamienic podczas Powstania.

Po raz pierwszy od 63 lat wystawiono przedstawienie lalkarskie grane w piwnicach warszawskich kamienic podczas Powstania. .
Premiera „Kukiełek pod Barykadą" odbyła się w 16. dniu Powstania w kamienicy przy ul. Tamka 38. W krzywym zwierciadle ukazano powstańczą rzeczywistość – obok bohaterskich postaci pułkownika Szarego i młodego powstańca Antka pojawili się także Mięczak „tchórz oczywista, najczarniejszy pesymista'' czy pani Schronowa, „co zawsze w schronie się chowa". Artyści absurdem i groteską chcieli rozbawić warszawiaków, by choć na kilka chwil odciągnąć ich od powstańczej zawieruchy. W 1944 r. spektakl grano wielokrotnie, czasem nawet cztery razy dziennie. Barykady oraz bramy Śródmieścia i Powiśla przemieniały się w sale teatralne. Sceną była deska i koc.
Wczoraj w Muzeum Powstania „Kukiełki..." wystawiono po raz pierwszy od 63 lat. Współczesną wersję przygotowali członkowie Grupy Teatralnej Bez Ziemi. - Pomysł pojawił się już trzy lata temu, kiedy odkryliśmy tekst tego przedstawienia - mówi Paweł Stankiewicz, który kieruje grupą. - Nie zmieniliśmy dialogów, które doskonale oddają atmosferę walczącej Warszawy. Dodaliśmy tylko kilka powstańczych piosenek. Ostatnie słowo należało do Krystyny Brewińskiej - Gogolewskiej, współautorki pierwotnej wersji spektaklu, oraz Zofii Rendzner - Czerwosz, która w 1944 r. uszyła lalki. - Moja mama mimo podeszłego wieku służyła radą. Ma fantastyczną pamięć - mówi Magdalena Czerwosz, córka pani Zofii.
Pacynki udało się odtworzyć na podstawie jednego zdjęcia i trwającego kilkadziesiąt sekund filmu ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego. - Użyliśmy tych samych materiałów: strzępów szmat i ubrań - zapewnia Paweł Stankiewicz.
Laleczki wyglądały niczym wycięte z fotografii z 1944 r. Porucznik Szary wystąpił w mundurze AK, panna Strojnicka w seledynowej sukni i futerku. Widzowie stłoczeni wokół drewnianej skrzyni służącej za scenę mogli poczuć się jak mieszkańcy Warszawy, którzy oglądali to przedstawienie 63 lata temu w ciasnym schronie. Przyszły całe rodziny. - To dobra lekcja historii. Dzieci wolą to niż nudne pogadanki - twierdzi Anna Wróblewska, która na spektakl zabrała córki.
Pan Zygmunt podczas Powstania był w Warszawie. - Słyszałem wtedy o tym teatrzyku, ale dopiero teraz udało mi się to obejrzeć - mówi.
We wrześniu aktorzy planują kolejny spektakl. - Tym razem może zagramy w jakiejś starej bramie na Powiślu - planuje Paweł Stankiewicz.

Gazeta Wyborcza Stołeczna (20-08-2007)

Zobacz także

Nasz newsletter