Pamiątki z kapitulacji Mokotowa

27 września mija 81 lat od ostatnich powstańczych walk na Mokotowie. Dzień ten był świadkiem bohaterstwa i tragedii. Muzeum Powstania Warszawskiego przechowuje kilka obiektów, które wspominają te wydarzenia.

Pieczęć 10 Dywizji Piechoty

Aby ujednolicić oddziały powstańcze, 21 września 1944 r. został z nich utworzony wyższy związek taktyczny Warszawski Korpus Armii Krajowej podzielony organizacyjnie na trzy dywizje piechoty. Jedna z nich, 10 DP objęła polskie siły walczące na Mokotowie, a dowodził nią ppłk Józef Rokicki „Karol” (1894-1976) weteran I wojny światowej (1914-1918), wojny polsko-bolszewickiej (1919-1921) i wojny obronnej 1939 r., zaangażowany w działalność konspiracyjną od października 1939 r. W Powstaniu Warszawskim był od 18 sierpnia 1944 r. komendantem V Obwodu AK Mokotów.

W połowie ostatniej dekady września napór oddziałów niemieckich na dowodzoną przez niego dzielnicę przybrał na sile, tak iż ppłk „Karol” meldował Komendantowi Okręgu Warszawa AK  gen. bryg. Antoniemu Chruścielowi „Monterowi” 26 września o godz. 16:40, że wróg naciera na polskie stanowiska wykorzystując artylerię, lotnictwo i zdalnie sterowane samobieżne miny Goliath będące transporterami blisko stukilogramowych ładunków wybuchowych sprawdzających się w walce w ruinach. Dowódca obrony Mokotowa ocenił polskie straty na 70 procent, stwierdzając jednocześnie, że kondycja psychiczna podległych mu żołnierzy jest katastrofalna. W innej depeszy poinformował Komendanta, że wobec beznadziejnej sytuacji planuje jeszcze tego samego dnia wieczorem przeprowadzić ewakuację swoich oddziałów do Śródmieścia drogą kanałową. „Monter” nie wyraził zgody na odwrót sił „Karola” nie rozumiejąc tragicznego położenia obrońców Mokotowa. O godz. 23:15 ppłk. „Karol” ze swoim sztabem wszedł do kanału przez właz przy ul. Szustra.

Dowódca 10 Dywizji Piechoty, ppłk Józef Rokicki „Karol”, Zbiory MPW

Dla żyjących współcześnie ludzi trudno wyobrazić sobie przebieg ewakuacji mokotowskiej. Przejście drogą kanałową odbywało się w potwornych uwarunkowaniach bojowych towarzyszyły temu ogromne emocje, stres, nastrój paniki przeradzający się w szaleństwo. Stale wybuchały histeryczne wrzaski. Brak organizacji potęgował dezorientację tłumów. W kanale utrzymywał się wysoki poziom nieczystości. Co pewien czas zwielokrotnionym echem rozlegały się detonacje granatów. Dla osób idących tunelem po omacku ślizgających się i potykających trudny do zniesienia był zapach amoniaku. Piekły oczy, pot oblewał całe ciało. Co chwilę wzniecane były stany histerii. Dochodziło do przejawów agresji wymierzanych w towarzyszy niedoli. Słychać było przekleństwa. Ludzie ulegali halucynacjom. Niektóre osoby umierały. Idący brnęli w cuchnących fekaliach, potykali się o ciała zmarłych bądź tych, którzy osłabli i czekali na śmierć.

Około godz. 6 dowódca 10 Dywizji Piechoty idący z towarzyszami pod ul. Górnośląską natknął się na blisko dwudziestoosobową grupę prowadzoną w przeciwną stronę na Mokotów przez mjr. Tadeusza Perdzyńskiego „Tomira”, który przekazał ppłk. „Karolowi” rozkaz gen. „Montera” powrotu do dzielnicy. Pod wpływem sprzecznych informacji grupa ludzi z idącej kolumny rozpoczęła gwałtowny zwrot w przeciwną stronę tratując tych, którzy znajdowali się w tyle. Podpułkownik „Karol” postanowił kontynuować marsz do Śródmieścia. W tym czasie nad ich głowami w pozostawionym z tyłu rejonie dopełniał się ostatni akt tragedii Mokotowa. Niemcy przypuścili gwałtowny szturm na polskie pozycje. Natarcie kontynuowano ze wzmożoną siłą mimo prowadzonych negocjacji kapitulacyjnych. Ostatnie polskie placówki broniły się na terenie dzielnicy do godz. 14. Byli to żołnierze Grupy Artyleryjskiej „Granat”. Powstańcy, którzy wyszli z kanałów przez właz przy ul. Dworkowej już po zakończeniu walk, zostali rozstrzelani przez niemieckich żandarmów. Inni byli pędzeni do niewoli jako „polnische Banditen”. Powstańcy z Mokotowa wychodzą włazem kanałowym w Al. Ujazdowskich przy ul. Wilczej. 27 września 1944 r. Fot. Sylwester Braun „Kris”, Zbiory MPW

Podpułkownik „Karol” dotarł do Śródmieścia przenosząc w bucie przez kanały pieczęć dowodzonej przez siebie 10 Dywizji Piechoty. Ocalona pamiątka w 2006 r. została przekazana MPW przez rodzinę dowódcy Mokotowa. Tragicznego dnia, ppłk „Karol”, kilkanaście godzin później,  o godz. 23 ponownie zszedł do kanału z zamiarem powrotu na Mokotów, towarzyszyły mu dwie łączniczki i czterech żołnierzy. Po kilku godzinach marszu grupa zawróciła na Śródmieście. W wyniku eksplozji niemieckich granatów wrzucanych do kanałów poległa jedna z łączniczek oraz jeden mężczyzna z obstawy dowódcy.

Pieczęć 10 Dywizji Piechoty wyniesiona z Mokotowa drogą kanałową w bucie dowódcy, fot. Michał Zajączkowski, Zbiory MPW

Rękopis z piwnicy

27 września 1944 r. tkwiąca w piwnicy Ewa Skrzyńska-Paszkiewicz dwudziestopięcioletnia matka półtorarocznego Kazia napisała odręcznie na dwóch kartkach notatkę opisującą tragizm położenia cywilów i Powstańców na Mokotowie. Jest to jakby kadr potwornego lęku i niepewności, niewypowiedzianego zaszczucia bezbronnych ludzi przez rozkiełznaną, nieprzewidywalną machinę zagłady zaciskającą tlące się jeszcze życie w żelaznej pięści. Autorka zauważa beznadziejne położenie polityczne Powstańców, brak pomocy ze strony Armii Czerwonej. Opisuje zmasowany niemiecki ostrzał artyleryjski kierowany w bloki mieszkalne, a także bombardowania lotnicze. Widać tu bezsilność i beznadzieję, permanentny lęk przed zbombardowaniem i zdruzgotaniem budynku, w którym znalazła schronienie. Młoda matka pokłada nadzieję w Bogu, któremu zawierza swój los, ratuje się modlitwą, stara się uspokoić, uporządkować myśli, zająć codziennymi obowiązkami: „Jesteśmy skazani na śmierć. […] Atak na Mokotów – ciężka artyleria, ogień huraganowy, kilkadziesiąt bombowców, czołgi, piechota. […] W nasz blok już były trzy pociski. Ciągle walą – przebije piwnicę czy nie przebije. […] Co nam jest sądzone. Bomba, pocisk, „tygrys”, rozstrzał, obóz, pożar, zawalenie, uduszenie. Cała Warszawa na zagładę, cała na wymarcie. Czekam na los, ale się modlę. Do ostatniej chwili wypełniać trzeba obowiązki cicho, pogodnie, spokojnie”. W tekście uderza chaos uczuć i stanów emocjonalnych. Początkowy opis szturmów i paniki kontrastuje z ostatnimi słowami. Warto dodać, że opisywane przez Ewę bombardowania odbywały się w trakcie rozmów strony powstańczej z Niemcami w sprawie zakończenia działań zbrojnych.

Zapiski Ewy Skrzyńskiej-Paszkiewicz, 27 września 1944 r., Zbiory MPW

Losy Powstańców

Interesującą pamiątką tamtych czasów są buty należące do Aleksandry Malinowskiej „Oleńki” (1915-2008), sanitariuszki i łączniczki walczącej na Mokotowie w szeregach Grupy Artyleryjskiej „Granat”. Buty służyły dziewczynie całe Powstanie. Od połowy września „Oleńka” prowadziła kuchnię powstańczą, a po upadku dzielnicy razem z koleżanką osiemnastoletnią bliżej nie znaną „Marysią” uciekły z konwoju niemieckiego prowadzone do miejsca osadzenia.

 

Powstańcze buty Aleksandry Malinowskiej „Oleńki”, Zbiory MPW

Część Powstańców wziętych do niewoli po upadku Mokotowa trafiła do centralnego obozu dla ewakuowanych z Warszawy cywilów w Pruszkowie (Dulag 121) gdzie czekali na decyzję w sprawie dalszego kierowania do obozów jenieckich. Ich lista jest przechowywana w zasobie Muzeum Powstania Warszawskiego. Sporządziła ją pod koniec września 1944 r. Władysława Krajewska pracownica Rady Głównej Opiekuńczej w Pruszkowie. Została przekazana MPW przez Bronisława Krajewskiego 26 lipca 2007 r. Liczy 18 stron delikatnej bibuły i odnotowuje 1183 nazwiska żołnierzy z Pułku AK „Baszta (Bataliony: Bałtyk, Olza, Karpaty), Wojskowej Służby Ochrony Powstania, Grupy Artyleryjskiej „Granat”, Batalionu „Oaza”, 1 Pułku Szwoleżerów, V rejonu. W ujęciu tabelarycznym sporządzonym maszynowo uwzględniono następujące dane: stopień wojskowy, pseudonim, imię i nazwisko, data urodzenia, miejsce urodzenia. Lista jest ważnym źródłem biograficznym.

Żołnierze Pułku „Baszta”, którzy trafili do Dulagu 121 w Pruszkowie. Zdjęcie zostało wykonane przez nieznanego Niemca, prawdopodobnie funkcjonariusza Sicherheitspolizei. Warto zwrócić na odręczny napis w języku niemieckim przy dolnej krawędzi fotografii, fot. autor nieznany, koniec września 1944 r., Zbiory MPW

Wielu Powstańców, którzy przeszli przez Dulag 121 w Pruszkowie było rannych, fot. autor nieznany, koniec września 1944 r., Zbiory MPW

Lista Powstańców z Mokotowa, którzy trafili do Dulagu 121 w Pruszkowie, koniec września 1944 r., Zbiory MPW

Rozstanie

Przykładem tragicznych losów warszawiaków z Mokotowa są dzieje rodziny Michalkiewiczów mieszkających w bloku przy ul. Puławskiej pod numerem 130/34. Osiemdziesiąt jeden lat temu, 27 września 1944 r. na Polu Mokotowskim 25 dni po swoich 38 urodzinach został zatrzymany absolwent Politechniki Warszawskiej, mechanik inż. Tomasz Michalkiewicz z żoną Stanisławą z domu Rościszewską (36 lat) i synem Jasiem (4,5 roku). Przed wojną Tomasz pracował w Państwowych Zakładach Inżynierii w Warszawie w dziale broni pancernej, a Stanisława przed 1939 r. była naczelnikiem wydziału w Głównym Urzędzie Statystycznym.

Niemieccy żołnierze przetransportowali rodzinę do Dulagu 121 w Pruszkowie, gdzie początkowo umieszczono ich w hali nr 5, a następnie nr 6. Po przeprowadzonej selekcji, funkcjonariusze Sicherheitspolizei (Policji Bezpieczeństwa) oddzielili Tomasza od rodziny zabierając go w nieznanym kierunku. W pamięci małego Jasia na zawsze pozostał obraz odchodzącego ojca, z którym już nigdy się nie spotkał, a za którym bardzo tęsknił.

Tomasz Michalkiewicz w roku uzyskania dyplomu magistra inżyniera mechanika na Politechnice Warszawskiej, wrzesień 1934, fot. autor nieznany, Prywatne zbiory rodziny Michalkiewiczów

Szczęśliwi Stanisława i Tomasz Michalkiewiczowie na warszawskiej ulicy, fot. autor nieznany, Prywatne zbiory rodziny Michalkiewiczów

 Jak się później okazało Tomasz został 29 września 1944 r. w transporcie z innymi warszawiakami przywieziony do obozu koncentracyjnego w Sztutowie (KL Stutthof). Transportu domagał się komendant obozu. Na miejscu odczłowieczano więźniów. Nadano Tomaszowi numer: 93266. Przymuszony do katorżniczej pracy był zatrudniony do końca marca 1945 r. w Stoczni Gdańskiej (podobóz KL Stutthof „Danziger Werft”) przy budowie niemieckich łodzi podwodnych. O swoim losie i miejscu przebywania poinformował swojego brata Jana i jego żonę Wandę mieszkających w Grodzisku Wielkopolskim, którym nadawał listy pisane w języku niemieckim, ale podpisywał fałszywymi personaliami jako Andrzej Dolski. Pisał także do kuzynki żony, Zofii Ruszczyńskiej mieszkającej w Ludwikowie koło Radomia. Dzięki informacjom zdobytym przez rodzinę i znajomych poznał miejsce przebywania żony i do niej także pisał.

Stanisława razem z synkiem Jasiem z Pruszkowa została skierowana przez Niemców do osiedlenia w głębi Generalnego Gubernatorstwa. Jeszcze na początku stycznia 1945 r. mieszkała z synkiem w Kazimierzy Wielkiej (okręg miechowski), a następnie znaleźli się w Rabie Wyżnej. Później losy rzuciły ich do Jeleniej Góry i do Łodzi. W końcu powrócili do odbudowującej się Stolicy, ale nie wrócili już na Mokotów osiedlając się na stałe na Żoliborzu.

Tomasz ostatni list do żony napisał 8 stycznia 1945 r. Nie dane mu było doczekać końca wojny i ujrzeć najbliższych. Zaraził się tyfusem. Był jedną z ponad tysiąca ofiar ewakuowanych z obozu przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Przegoniony przez Niemców pieszo z Gdańska do Sztutowa, gdzie 27 kwietnia 1945 r. został załadowany na barkę „Ruth” i dotransportowany na Hel, a następnie do duńskiego Klintholm Havn na południowym wybrzeżu wyspy Møn w południowo-wschodniej Danii. Tu doczekał wyzwolenia ze strony Duńczyków. Ciężko chory, zmarł 23 maja 1945 r. Jego doczesne szczątki zostały złożone na cmentarzu rzymskokatolickim w Kopenhadze. Materiały źródłowe pozwalające zrekonstruować losy Michalkiewiczów przekazał wnuk Stanisławy i Tomasza, potomek ich jedynego syna, Marek Michalkiewicz od kilkunastu lat wolontariusz w Muzeum Powstania Warszawskiego starający się zgłębić dzieje swojej rodziny i zrozumieć tragedię, której doświadczyli jego najbliżsi.

Zobacz także