ROZMOWA Z MARCINEM BOCHENKIEM, HISTORYKIEM, KIEROWNIKIEM DZIAŁU PR I WEWNĘTRZNEJ KOMUNIKACJI TVP SA
ROZMOWA Z MARCINEM BOCHENKIEM, HISTORYKIEM, KIEROWNIKIEM DZIAŁU PR I WEWNĘTRZNEJ KOMUNIKACJI TVP SA .
Marek Mikos: TVP w tym roku poświęci Powstaniu niespotykaną ilość audycji - we wszystkie rocznicowe dni, we wszystkich czterech programach. Nie obawiacie się Państwo zmęczenia widzów, nawet tak godnym tematem?
Marcin Bochenek: Mija 60 lat od 1944 roku, więc było już wiele okazji - także w wolnej Polsce - żeby mówić o Powstaniu. Jednak upływ czasu jest nieubłagany - po 60 latach osoby, które brały udział w Powstaniu i przeżyły, powoli odchodzą. Trzeba rejestrować ich wspomnienia, pokazywać tych ludzi w telewizji. Należy się to im - w hołdzie - i nam, by zachować zbiorową pamięć. Ocalić, co jeszcze jest do ocalenia, to obowiązek telewizji publicznej. A pokazywane na wszystkich antenach, skoordynowane ze sobą programy o Powstaniu pokazują też, że telewizja publiczna nie składa się z odrębnych księstw i że mimo różnic profilu jest to jeden organizm.
Oprócz tego, że ma być dużo o Powstaniu, jest w tej ofercie TVP jakiś dodatkowy zamysł?
Do tej pory w telewizji mniej było programów o Powstaniu pokazujących zwykłych ludzi, codzienność Warszawy w tamtym czasie. Chcemy to zmienić, wzbogacić ten obraz, bo żeby żył w nas, musi być wielowymiarowy. Szczególnie cieszy mnie dokument "Powstanie zwykłych ludzi" i spektakl Teatru Telewizji "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" według wspomnień Mirona Białoszewskiego.
Czyli w tym roku hasłem jest "Powstanie zwykłych ludzi"?
Nie tylko. Nie chcemy, żeby obraz tak ważnego wydarzenia przechylił się w drugą - "prywatną" - stronę. Będą też programy takie jak emitowany powtórnie serial "Dowódcy AK" czy pokazany przed 1 sierpnia dokument historyczny "Powstanie Warszawskie". Zakładamy też, że każdy może obejrzeć Powstanie z własnej perspektywy: jest więc miejsce na odprawę wart, powtórki słynnych filmów ("Kanał" Andrzeja Wajdy, "Urodziny młodego warszawiaka" Ewy i Czesława Petelskich), spektakle teatralne, relację z koncertu, telewizyjną dyskusję czy program o zapomnianych żołnierzach. Liczba transmisji też jest spora, ale ani przez moment nie myśleliśmy, żeby od tego uciekać. Ich ładunek emocjonalny będzie niezwykły. Pokażemy relacje z różnych miejsc - nie wyobrażaliśmy sobie, żebyśmy mogli dzielić je na te ciekawsze, ważniejsze, bardziej atrakcyjne i te gorsze, niegodne kamery.
A interpretacje Powstania? Też ich nie dzieliliście na lepsze i gorsze?
Nie. Oczywiście zadbaliśmy, żeby były rzetelne. Wiele miejsca poświęciliśmy na refleksje, dyskusje, pytania. Aby nie zamknąć się w naszym widzeniu Powstania, pokazujemy film dokumentalny CNN na ten temat, wielokrotnie też skorzystaliśmy z udziału w programach profesora Normana Daviesa z Oksfordu, autora monografii Powstania ("Powstanie '44"), która znajdzie się w polskich księgarniach 1 sierpnia.
Czy to wszystko trzeba było rozciągać na ponad dwa miesiące?
Chodziło nam o to, żeby każdy zainteresowany mógł przeżyć historię powstańczą dzień po dniu - temu m.in. służy składający się z 63 króciutkich odcinków serial dokumentalny (każda część to opowieść jednego powstańca).
Telewizja chce pokazać, ale i uczestniczyć. Zaangażowaliśmy się w - szersze niż zazwyczaj - działania wykraczające poza produkcję i emisję programów. Patronujemy wspomnianej książce Normana Daviesa, śledzimy i komentujemy - również jako patron - budowę Muzeum Powstania Warszawskiego, które częściowo zostanie otwarte 1 sierpnia. Tworzymy też stronę internetową poświęconą tematyce Powstania. Będą tam informacje o naszych programach, archiwalne zdjęcia, urządzimy czaty ze specjalistami, może również z uczestnikami Powstania.
Misją naszą jest pokazać, ocalić. Ale pamiętamy też jako spółka, że musimy to zrobić możliwie najatrakcyjniej.
Rozmawiał Marek Mikos
TV