Pomnik Matki – niezwykłe świadectwo zwycięstwa miłości nad nienawiścią

„Patrząc na historię, widzę dzieje przemijania i zastępowanie starego nowym. Przemijają ludzie – przychodzą nowi; przemijają cywilizacje – zastępowane nowymi, silniejszymi; przemijają bogowie z ich religiami. Czas płynie jak woda, obracając w proch to, co nietrwałe, pozostają relikty przeszłości, ślady minionych kultur – obiekty i słowa trwalsze niż kamień. Patrzę z respektem na kolumnę ze skały, na ten ślad moich »zapasów«. Widziała ona tyle epok przede mną; czy zobaczy następne? Czy ten ślad ludzkiej myśli zaklęty w kamieniu odczyta człowiek przyszłości, czy przeniesie w przyszłość wartości trwalsze niż ona sama?” – Łukasz Krupski, autor pomnika Matki w Parku Powstańców Warszawy.

W ostatnich latach w Parku Powstańców Warszawy odsłonięto pomnik Matki. Jego wymowa wykracza poza ramy historii, mimo że jest ściśle związany z dramatem II wojny światowej. Dedykowany matkom, przemawia z niezwykłą mocą w miejscu, w którym dziś – po ziemi dziesiątki lat temu zalanej krwią w Powstaniu Warszawskim – spacerują matki z dziećmi. Jest niezwykłym świadectwem zwycięstwa miłości nad nienawiścią. O pomniku rozmawiamy z jego twórcą, Łukaszem Krupskim.


Fot. z archiwum Łukasza Krupskiego 

Muzeum Powstania Warszawskiego: Jakie miejsce zajmuje w Pana twórczości pomnik Matki?

Łukasz Krupski: Przede wszystkim jest dla mnie symbolem nadziei. Powstał nie na zamówienie, lecz z potrzeby serca. Rzeźba znalazła swoje miejsce w szczególnym otoczeniu – w Parku Powstańców Warszawy będącym nie tylko miejscem wypoczynku, ale także – czy przede wszystkim – pamięci. To miejsce, jak cała Warszawa, miało zostać starte z powierzchni ziemi, myśmy mieli zostać narodem niewolników; obrazy i wspomnienia świadków tamtych dni są przerażające, a tutaj matki spacerujące po parku z dziećmi – czy można sobie w tej perspektywie wymyślić bardziej wymowny symbol życia i odrodzenia? Ta rzeźba stawia dramatyczne pytania o sens śmierci i cierpienia, na które sam w trakcie pracy nie potrafiłem znaleźć jednoznacznych pozytywnych odpowiedzi. Jeśli powiedziałem, że ten pomnik jest dla mnie symbolem nadziei, to dlatego, że nie ja sam wymyśliłem w ramach rzeźby odpowiedź, że ten sens istnieje, ale dlatego, że odpowiedź pojawiła się dopiero po ustawieniu pomnika – i to w miejscu o tak dramatycznej wymowie. Tę pozytywną odpowiedź stanowi również samo miasto Warszawa, które jest dla mnie żywym znakiem zmartwychwstania. To nasze miasto zostało zabite, a znów żyje!

MPW: W Pańskim zamyśle rzeźba stawia trudne pytania. Co to za pytania? Kogo przedstawia figura matki? Czy jest to konkretna osoba?

ŁK: W jakimś sensie jest konkretna, ponieważ rzeźbiłem ją jako „pustą Pietę”, to znaczy Maryję u Grobu Pańskiego, która trzyma pusty całun. Pieta w tradycyjnych przedstawieniach przywołuje postać Matki z Synem, a tutaj pustka całunu przywołuje dramat pytań najtrudniejszych, na które często nie potrafimy odpowiedzieć; ta pustka jest pustką śmierci. Każdy, kto przeżył śmierć najbliższej osoby wie, co to za pustka. Oczywiście Maryja jest w tym wypadku archetypem matki, wykracza znacznie poza religijny charakter przedstawienia. Ta rzeźba miała mieć charakter otwarty, miała od początku stanowić pytanie; to znaczy każdy sam musi odpowiedzieć sobie na to, co pustka tego całunu, tego grobu dla niego oznacza. Powstanie Warszawskie jest taką przestrzenią dramatycznych pytań.

MPW: Na cokole wyrył Pan jedno słowo: „Matka” po polsku, hebrajsku, rosyjsku i niemiecku. Dlaczego?

ŁK: To nie był wyłącznie mój pomysł; zastanawialiśmy się w gronie inicjatorów postawienia tego pomnika, jak go podpisać, i wszystko, co wydawało się naturalne, jak „Matka Powstańca”, zawężało jego znaczenie. Dodam, że największy wkład miał tutaj ks. rektor Aleksander Seniuk; bez niego oraz bez inicjatywy pani Wandy Traczyk-Stawskiej nie byłoby w ogóle tego pomnika.

Najlepsze rozwiązanie okazało się uderzającym niemym wołaniem tego miejsca o pokój. Te cztery języki odnoszą się do narodów, których synowie ginęli na tej ziemi; odnoszą się i do katów, i do ofiar. To najprostsze i najpiękniejsze słowo – Matka – mówi o wojnie syna z synem, a więc o tym, że jest ona bratobójcza. Czy możemy sobie wyobrazić większy dramat niż dramat matki, która musi pochować własne dziecko? Albo dramat matki, która patrzy, jak brat zabija brata?

MPW: Historyczne wydarzenie, jakim było Powstanie Warszawskie, coraz bardziej się od nas oddala w czasie. Jakie to ma dla Pana znaczenie w kontekście tej rzeźby?

ŁK: Myślę, że świadkowie tamtych wydarzeń, kombatanci, nie będą mieli mi za złe, jeśli powiem, że to nie oni, ale młodsze pokolenia, są najważniejszym adresatem tego znaku pamięci. Niezwykle ważne jest to, aby hekatomba Powstania Warszawskiego, której rozmiar jest trudny do opisania i zrozumienia, była pamiętana, ale jeszcze ważniejsze jest to, aby nigdy więcej do podobnych erupcji nienawiści nie dochodziło – a to jest wyzwanie dla nowego pokolenia. Istotna jest pamięć o wielkiej miłości, jaką Warszawiacy darzyli swoje miasto, ale jeszcze ważniejsze – by dziś i jutro nowe pokolenia kochały to miasto. Oczywiście nie chodzi o bruki i mury, ale o drugiego człowieka. Ta Matka z parku wolskiego jest wykutym w granicie niemym wołaniem o to, aby przykład miłości oraz skala zniszczenia w przypadku nienawiści motywowały nas i przestrzegały w czasach pokoju.

Więcej w naszym materiale video:

Zobacz także

Nasz newsletter