Pseudonim:
"Grzmot"
Data urodzenia:
1908-10-07
Data śmierci:
1980-01-08
Funkcja:
kapelan
Stopień:
porucznik duszpasterstwa Wojska Polskiego
Miejsce urodzenia:
Essen (Niemcy)
Imiona rodziców:
Andrzej - Jadwiga
Udział w konspiracji 1939-1944:
V Obwód (Mokotów) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej - 5. Rejon - batalion "Oaza"
Oddział:
V Obwód (Mokotów) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej - 5. Rejon - batalion "Oaza" - kapelan w szpitalu powstańczym
Szlak bojowy:
Mokotów - Sadyba
Losy po Powstaniu:
Przeszedł przez obóz przejściowy w Pruszkowie (Dulag 121). Zwolniony z wywiezienia do Niemiec z powodu ran na nogach. Leczony w Warszawie.
Awanse:
Awansowany do stopnia majora.
Miejsce śmierci:
Gdańsk
wspomnienia z Powstania:
    ks. mgr Edmund Przybyła, Zmar­twych­wsta­niec WSPOMNIENIA Z POWSTANIA
      Zaprzy­się­żony zosta­łem na kape­lana zgru­po­wa­nia powstań­czego AK Oaza V Obwodu Moko­tów, przez dowódcę por. Cze­sława Szczu­bełka ps. Jasz­czur, dnia 25 II 1944 r. Otrzy­ma­łem nr rej. 222, ps. Grzmot. Od tego czasu odbie­ra­łem przy­sięgi żoł­nie­rzy AK Akcję cha­ry­ta­tywną pod­ją­łem przed powsta­niem i peł­ni­łem też w jego cza­sie, zbie­ra­jąc żyw­ność, sprzęt i środki lecz­ni­cze na potrzeby szpi­tala. Bra­łem udział w odpra­wach. W powsta­niu peł­ni­łem posługę kape­lana na Sady­bie, na przy­czół­kach koło Sie­kie­rek i przed Wilanowem. Asy­sto­wa­łem przy ope­ra­cjach jako kape­lan i pomoc­nik leka­rzy dr. Sosnow­skiego, dr. Uli­szew­skiego, dr. Zie­liń­skiego, dr. Kro­to­skiego, dr. Rusz­kow­skiego. Codzien­nie odwie­dza­łem cho­rych. Pole­głych żoł­nie­rzy AK i AL cho­wa­łem nie­raz póź­nym wie­czo­rem z powodu nalo­tów nie­przy­ja­ciela. W cza­sie powsta­nia zosta­łem na odpra­wie mia­no­wany majo­rem. Po pacy­fi­ka­cji Sadyby zbie­ra­li­śmy z leka­rzami ran­nych. Spo­tkany patrol zamie­rzał nas roz­strze­lać na polu przed fortem. Z upad­kiem Sadyby, po kosz­mar­nej nocy z 2 na 3 wrze­śnia 1944, na polu przed for­tem, wywie­ziono nas ran­kiem do obozu w Pruszkowie.
        Godzina W
      Po odpra­wie 1 VIII 1944 o godz. 11 u komen­danta Jasz­czura – dr. Szczu­bełka – otrzy­ma­łem jako kape­lan AK roz­kaz sta­wie­nia się o godz. 17 w Zakła­dzie sióstr Maria­nek przy ul. Chełm­skiej. Mimo ostrzału dotar­łem na wyzna­czone miej­sce. Wszy­scy byli już obecni, z dowódcą Jasz­czu­rem na czele. Byli też leka­rze dr Sosnow­ski, dr Uli­szew­ski i dr Zie­liń­ski; przy­by­wali też coraz to inni leka­rze z instru­men­tami medycz­nymi w wali­zecz­kach. Dwie sale z łóż­kami były już przy­go­to­wane na szpi­tal, jak i sala ope­ra­cyjna z dużym sto­łem kuchen­nym wyszo­ro­wa­nym do bia­ło­ści. Ste­ry­li­za­tory do goto­wa­nia narzę­dzi chi­rur­gicz­nych na stole obok. Duże puszki ste­rylne z wyja­ło­wioną gazą do opa­trun­ków, ban­daże i narzę­dzia chirurgiczne Jedne grupy AK wycho­dziły do akcji, inne wra­cały pro­wa­dząc lub nio­sąc ran­nych. Co chwila od nowych ochot­ni­ków, który zgła­szali się do akcji, odbie­ra­łem przy­sięgę żoł­nier­ską na wier­ność Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej. Ran­nych było coraz wię­cej. Sani­ta­riuszki zano­siły ich na noszach wprost na salę ope­ra­cyjną. Był cią­gły ruch, stale goto­wano narzę­dzia chi­rur­giczne, zaczęły się ope­ra­cje, trwa­jące bez prze­rwy do pół­nocy. W prze­rwie, w zaciem­nio­nej sali, z całą grupą leka­rzy oma­wia­li­śmy przy papie­ro­sie wypadki dnia. W nocy woj­sko wyco­fało się ze szta­bem na Sadybę. Wcze­snym ran­kiem wró­ci­łem bez zaczepki ze strony wroga na ple­ba­nię Kościoła św. Boni­fa­cego przy Placu Bernardyńskim. Następ­nego dnia, zabraw­szy potrzebne przy­bory litur­giczne, uda­łem się na Sadybę. Z zapa­łem przy­stą­piono do utwo­rze­nia szpi­tala, który urzą­dzono w baraku daw­nej szkoły powszech­nej na Powsiń­skiej. Barak wyszo­ro­wano, okna umyto, usta­wiano łóżka, zno­szono pościel, bie­li­znę, koce, stołki, stoły, krze­sła. Szło to bły­ska­wicz­nie i panie dopro­wa­dziły barak do użytku jako szpi­tal już wieczorem. Komen­dan­tem szpi­tala został dr Mie­czy­sław Sosnow­ski. Sio­strą prze­ło­żoną – Zofia Bier­nacka. Komen­dan­tem Woj­sko­wej Służby Kobiet – Ligia Sopoćko, a zacny i życz­liwy mgr Tumi­ło­wicz – apte­ka­rzem. Kuch­nię pro­wa­dziły na zmianę ofiarne panie z Sadyby. Sani­ta­riusz­kami były Zofia Sosnow­ska, Irena Kubicka – Isia, dzi­siej­sza Zmar­twych­wstanka i inne. Łącz­niczki – Kry­styna Gdyk, obec­nie Pałucka, Nesto­ro­wicz i inne. Doszła nas wia­do­mość o wysie­dle­niu Szpi­tala Ujaz­dow­skiego przy ul. Ksią­żę­cej wraz z całym per­so­ne­lem. Dyrek­tor szpi­tala, prof. dr Kuchar­ski, doc. dr Kro­to­ski i inni leka­rze, sani­ta­riuszki, wszy­scy w bia­łych okry­ciach, ze swoim kape­la­nem ks. ppłk. Fran­cisz­kiem Jusz­czy­kiem, szli na czele pochodu. Sani­ta­riu­sze nie­śli na noszach ran­nych. Koniec pochodu zamy­kały wozy ze służbą gospo­dar­czą. Cały ten prze­dziwny orszak jak żywa zjawa wędro­wał ul. Ksią­żęcą, Roz­brat, Łazien­kow­ską i Czer­nia­kow­ską i nie otrzy­mu­jąc pozwo­le­nia na osie­dle­nie się, szu­kał dalej miej­sca dla szpi­tala. Przy­byli wresz­cie na ul. Chełm­ską do Zakładu sióstr Maria­nek. Dom ten był obszerny i nada­wał się na szpi­tal. Wszy­scy ranni i cały per­so­nel sani­tarny i gospo­dar­czy zna­lazł tam życz­liwe przy­ję­cie. Żywot Szpi­tala Ujaz­dow­skiego na Chełm­skiej trwał około 12 dni. Po zbom­bar­do­wa­niu tego szpi­tala było wielu zabi­tych i ran­nych, a ktoś został zasy­pany zie­mią w leju od bomby. Po odgrze­ba­niu go, odra­to­wa­nym oka­zał się kape­lan sióstr – ks. Zyg­munt Strzał­kow­ski. Zaczęto ewa­ku­ować szpi­tal. Część szpi­tala z ran­nymi prze­nie­siono na Sadybę, prze­szli tam także leka­rze chi­rur­dzy doc. dr Jan Kro­to­ski, dr Wal­ter Rusz­kow­ski i ks. ppłk. Fran­ci­szek Jusz­czyk – kape­lan Szpi­tala Ujaz­dow­skiego. Druga część prze­nio­sła się praw­do­po­dob­nie do Szpi­tala sióstr Elż­bie­ta­nek na Moko­to­wie. Po trzech mie­sią­cach spo­tka­łem się z już całym Szpi­ta­lem Ujaz­dow­skim ewa­ku­owa­nym z Mila­nówka, w Kra­ko­wie, przy ul. Koper­nika, w domu księży Jezu­itów, już jako pacjent. Mniej wię­cej w tym samym cza­sie co szpi­tal na Chełm­skiej, został zbom­bar­do­wany i spa­lony nasz szpi­tal na Sady­bie. Sądzi­li­śmy, że znak Czer­wo­nego Krzyża na dachu uchroni go od ataku nie­przy­ja­ciela. Wro­go­wie jed­nak nie usza­no­wali tego mię­dzy­na­ro­do­wego prawa. Spe­cjal­nie celo­wali w szpi­tale i rzu­cali bomby zapa­la­jące. Wyno­szono ran­nych, lecz nie było gdzie ich ulo­ko­wać. Ofiar­nie, na prośbę inż. Gdyki i moją, inż. archi­tekt Siciń­ski oddał swoją piękną willę przy ul. Godeb­skiego do dys­po­zy­cji szpi­tala. Wspa­niały dom. Ran­nych umiesz­czono w dużej sali jadal­nej, mają­cej wygląd sali zam­ko­wej, z drew­nia­nym stro­pem kase­to­no­wym; ściany wyło­żone były rzeź­bioną boaze­rią. Rzę­dem po jed­nej i dru­giej stro­nie sali usta­wiona łóżka. Dal­sze pokoje rów­nież prze­zna­czono dla ran­nych i per­so­nelu. Na nie­szczę­ście ktoś znowu wywie­sił flagę Czer­wo­nego Krzyża. Nowy szpi­tal wkrótce, po dwóch czy trzech dniach, spo­tkał ten sam los co poprzedni. Lecz już nie bomba z samo­lotu, a pocisk, tzw. „krowa rycząca” uszko­dził znacz­nie ten budy­nek. Wyno­szono ran­nych, któ­rych ulo­ko­wano w opróż­nio­nym bloku przy ul. Mor­szyń­skiej 7 na par­te­rze i na pierw­szym pię­trze. Mały pokój po lewej stro­nie na par­te­rze prze­zna­czono na dyżurkę i salę opa­trun­kową. Na pierw­szym pię­trze była sala ope­ra­cyjna. Tu został cały szpi­tal aż do upadku Sadyby. Odpra­wia­łem każ­dego dnia mszę św. Począt­kowo przy Godeb­skiego 16, następ­nie na Okręż­nej 8, tuż przy dowódz­twie, potem raz na Pod­ha­lań­skiej i wresz­cie w szpi­talu przy Mor­szyń­skiej 7 na pół­pię­trze klatki scho­do­wej. Codzien­nie wzmac­nia­li­śmy duchowo wszyst­kich bez wyjątku. W szpi­talu i na całej Sady­bie nie było już dawno prądu. Wie­czo­rem przy ope­ra­cjach palono świece i lampy naf­towe. Oświe­tle­nie to było bar­dzo nie­do­sta­teczne. Z tru­dem ope­ro­wano i dwie osoby musiały tuż przy leka­rzu i ran­nym trzy­mać świecę czy lampę naf­tową. Szu­ka­łem i udało mi się zna­leźć aż dwie lampy kar­bi­dowe i dużą puszkę kar­bidu. Co za róż­nica w oświe­tle­niu! Bez trud­no­ści prze­pro­wa­dzano odtąd ope­ra­cje wie­czo­rami przy zasło­nię­tym oknie. Bar­dzo czę­sto asy­sto­wa­łem przy ope­ra­cjach. Zawsze zaopa­try­wa­łem ran­nych, moją posługą kapłań­ską udzie­la­jąc Sakra­men­tów świę­tych. Gdy zabra­kło już środ­ków znie­czu­la­ją­cych, trzy­ma­łem głowę cho­rych w cza­sie ope­ra­cji i doda­wa­łem otuchy. W cza­sie jed­nego z nalo­tów sani­ta­riuszki Zofia Sosnow­ska i Irena Kubicka, łącz­niczka Kry­styna Gdyk, Nesto­ro­wicz i inne, któ­rych nazwisk nie pamię­tam, wybie­gły z noszami po ran­nych. Wyszedł rów­nież ze mną dr Hertz. Tuż przy szpi­talu padł pocisk i dr Hertz został ranny w górną część uda. Zanie­śli­śmy go do sali ope­ra­cyj­nej. Twier­dził, że to mała ranka, nie­stety było to bar­dzo poważne zra­nie­nie. Bez znie­czu­le­nia zro­biono ope­ra­cję, którą dr Hertz zniósł bez wyda­nia jęku. Rów­nież żoł­nie­rze oraz lud­ność cywilna zno­siła cier­pli­wie operacje. Któ­re­goś dnia pro­sił mnie o inter­wen­cję nie­znany męż­czy­zna – chciał dostać się do szpi­tala. Wydał mi się podej­rzany. Kaza­łem mu zacze­kać. Zwró­ci­łem się do dr. Sosnow­skiego i prze­ka­za­łem mu swoje zastrze­że­nia co do owego petenta. Dok­to­rowi rów­nież pod­padł. Po bada­niach lekar­skich i dal­szych inda­ga­cjach ofi­ce­rów z dowódz­twa oka­zało się, że to nie był wcale chory, lecz szpieg. Wysłano go pod eskortą na Mokotów. W szpi­talu było rów­nież kilku ran­nych żoł­nie­rzy nie­miec­kich. Wśród nich jeden ofi­cer. Żoł­nie­rze korzy­stali z mojej pomocy dusz­pa­ster­skiej. Ofi­cer nato­miast, a mówi­łem dobrze po nie­miecku, odmó­wił, twier­dząc, że jest protestantem. Po upadku Sadyby ran­nych z doc. dr. Kro­to­skim, dr. Rusz­kow­skim, sani­ta­riusz­kami, ewa­ku­owano do Mila­nówka. Innych wywie­ziono cię­ża­rów­kami, furami, względ­nie pie­szo wypro­wa­dzono pod eskortą do Pruszkowa. Gdańsk, dnia 27 I 1973
    Posiadasz jakiekolwiek dane lub materiały o mieszkańcach stolicy, którzy zginęli lub zaginęli w trakcie Powstania Warszawskiego? Chcesz poprawić biogram lub dodać nowe informacje o ofiarach cywilnych? Zaproponuj zmiany w formularzu. Wszystkie uwagi będą weryfikowanie przez grono historyków Muzeum Powstania Warszawskiego i po weryfikacji uzupełniane w bazie.

    Pomóż uzupełnić bazę biogramów

    Kapelan Edmund Przybyła ps. "Grzmot". Fot. AR MPW

    Kapelan Edmund Przybyła ps. "Grzmot". Fot. AR MPW

    Nasz newsletter