Antoni Roszkowski "Tolek"

Archiwum Historii Mówionej

  • Na początku chciałabym, aby pan się pan powiedział swoje imię i nazwisko.

Roszkowski Antoni.

  • Kiedy pan się urodził?

Czternastego sierpnia dwudziestego czwartego roku w Kucharach, powiat Płocki.

  • Jaki był pana pseudonim?

Tolek.

  • Jaki pan posiadał pan stopień i do jakiego oddziału pan przynależał?

Batalion Kiliński, Dziewiąta Kompania

  • Jaki miał pan stopień?

Starszy strzelec.

  • Gdzie i kiedy walczył pan w Powstaniu Warszawskim?

Na Kilińskim, od początku, tam gdzie Powstanie napisane, że się zaczyna, Kilińskiego stoi tam, na dawnym placu Napoleona a obecnie plac Powstańców w Warszawie, to tam jest nasz .. Tam to z początku, a później Królewska szesnaście to było jedyny budynek do końca z tamtej strony, który był w rękach powstańców. I potem Pasta, ja wyjąłem [..] , tam są te.. Jaką broń pan posiadał?

  • Jakiego typu?

Ruski, rosyjski. tekst

  • A gdzie zastał pana właśnie wybuch Powstania?

Tośmy mieli zgrupowania. To było wtedy przy ulicy Widok. Tam kilkunastu nas było.

  • Jak zapamiętał pan żołnierzy strony nieprzyjacielskiej Niemców albo innych z formacji pomocniczych?

Jakiego, no gdzie ja miałem ich zapamiętać?Czy spotkał się pan z nimi?

  • Tak. Jak oni się wtedy zachowywali?

Pokornie. Pokornie bo do niewoli szli. Tam kilkudziesięciu ich tam było. To było centrum. Atak się zaczął. W nocy na [tandem?] , a oni tam do niewoli. Kilkudziesięciu ich poszło, to gdzieś koło południa było, to się poddali wtedy.

  • A czy spotkał się pan z morderstwami niemieckimi, popełnianymi przez żołnierzy niemieckich?

To znaczy bezpośrednio to nie widziałem. Normalnie strzelali ale o taki mordach jak pani mówi, jak to było na Woli, to nie - ja byłem cały czas tutaj Śródmieście. Bo jest Królewska, potem Próżna, jak ten plac się nazywa - przy placu, dochodzi do placu Grzybowskiej.

  • W jaki sposób ludność cywilna przyjmowała walkę pańskiego oddziału?

W pierwszych te chwile to wszyscy byli zachwyceni. Witali mnie, ściskaliśmy się. Później to głód się zaczął, ludzi ginęło masę, bombardowali bez przerwy. tekst

  • Jakie warunki, jaka atmosfera panowała w pana oddziale?

Pozytywna była cały czas, prawie do końca.

  • Co pan robił w wolnych chwilach, kiedy był rzeczywiście czas, żeby odpocząć od walki.

Ja wiem co się robiło.. jak było wolne, trochę się z dziewczynami się rozmawiało, odwiedzało się rannych, różne takie..

  • Jak wyglądała sytuacja żywnościowa?

Pierwszy miesiąc niezła, zupełnie możliwa. Drugi miesiąc tośmy jedli kaszę jęczmienną, bo to niedaleko browar był- Haberbusz i Schiller i stamtąd przynosili i mięli to, jęczmień..

  • W workach do kawy?

Tak. I w tym kaszę gotowali. A czym to krasili to, zdaje się, że pokostem.. Trochę oleju, trochę tego.

  • A czy kontaktował się pan z najbliższymi z rodziną?

O dziwno tak. Bo myśmy mieszkali - dziadkowie - na Złotej. A pani zna Warszawę?

  • Tak.

A to było na Królewskiej. To Złotą - przechodziło się tam między domami, piwnicami aż tam do tej Próżnej bo mieliśmy swoje noclegownie, to Próżna była czternaście. A do tego Królewska szesnaście trzeba było przejść przez takiej jakby ogródki działkowe, na drugą stronę, to było ze sto pięćdziesiąt metrów. I przez Królewską i po drugiej stronie Królewskie to była tak zwana budynek giełdy przedwojennej.

  • Z kim się pan przyjaźnił w trakcie Powstania?

Miałem znajomych. Nie żyją. Było nas kilku ze Złotej, tam gdzieśmy mieszkali, nie z tego samego budynku. Ale z jednego Szablewski, Mundzio, Mond, tam mieszkali, z reguły jednej kompanii, w tym co z nim mieliśmy..

  • O czym dyskutowaliście państwo w waszym oddziale ?

Przeważnie o sytuacje gdzie Niemcy, gdzie ten, to przecież tam wychodzili ze Starego miasta to wychodzili koło nas, to było na rogu Ogrodu Saskiego tylko nie z tamtej strony od Grzybowskiej z tej strony, od placu Grzybowskiego, za placem Grzybowskiego. To był jedyny budynek, który do końca został w tamtej okolicy w rękach powstańców.

  • Czy czytał pan gazety?

Były ale to tak nie codziennie, przynosili..

  • Jakie były to tytuły?

Nie pamiętam, musiałbym zajrzeć..

  • Czy była możliwość usłyszenia radia?

Mogło. Myśmy słuchali bo mieliśmy radio na tamtej placówce, ale na ogół to Niemcy radia zabierali. Nie wolno było mieć, takie ukryte gdzieniegdzie.

  • Jakie jest najwspanialsze wspomnienie z Powstania?

Najwspanialsze? Czy najbardziej szczęśliwe?

  • Jedno i drugie.

Szedłem z kolegą z Próżnej czternaście na Królewską, to ile tam, dwieście metrów - dwieście pięćdziesiąt. Przechodziło się przez Królewską - tam było czternaście, dwanaście, dziesięć - nie pamiętam czy dziesięć - leciały te pociski z tych kolejowych - takie straszne - wielkie, pół tony ważyły i zawsze je było słychać. Myśmy wskoczyli do bramy i ta cholera wpadła przez cały budynek i wbiła się w podłogę, to znaczy w bramie i nie wybuchła. Bo to on jest nasz a nie z tego zonu. I nic nie było. Jeszcze tylko pamiętam taki stary jak ten albo starszy, że jak portal oglądaliśmy to było widać, ze stropy były drewniane bo tak były te - wychodziły te drzazgi [...] i wbiło się w ziemię ja wiem - na metr pewno i tak stało, nie wybuchło. Dopiero za dwa, trzy dni, przyszli ci saperzy i to rozebrali.

  • Czy był pan ranny w sierpniu, we wrześniu?

Prawie nie. Na Próżnej czternaście to to był budynek, który dochodził do placu Grzybowskiego i tam działki strzelały. Ja pamiętam stałem na podwórzu z dwoma dziewczynami. Jedna była pielęgniarka taka, a druga była - nie pamiętam tej dziewczyny.. Jedna miała na imię Dorota, a druga miała Barbara. Ta Barbara bardzo ładna była. Wpadł pocisk, przez tamten budynek, przy którym staliśmy, a myśmy tak koło ściany stali i uderzył i wybuch.. A myśmy byli tu na takim... Tej jednej obcięło tu kawał głowy i widziałem ona jeszcze żyła jak się mózg ruszał, a drugiej przebiło nogę na wylot, odłamek, ale nie uszkodził jej kości o dziwo i ona po tygodniu już chodziła. Tamta to umarła. A ja od ściany takie tam - kawałki, opłatki małe, to mnie całe plecy [zaropiały?] ale a potem to na [wyciągnięciu]. Dopiero jak na wieczór koszulę zdjąłem to cała koszula była, w takie krwawe kropki, ale to takimi malutkimi tymi.. Potem jak nas do niewoli wzięli. I [ żardameszanie?] przyszli to nas zaczęli badać. Ja mówię, że ja tu byłem ranny. Prześwietlenia zrobili, ze to takie małe kawałeczki żeby głowy sobie tym nie zawracać. Jak schudnę to czuje się tam takie małe te, a jak jestem przy tym to nie.. To mnie już nic bolało. Jeszcze raz miałem szczęście, że koło mnie nie wybuchło. Tam ciągle strzelali, bo to przez nas było robione [..]. Koło mnie upadł granatnik, akurat raz deszcz padał, taka kałuża była, ja przechodziłem przez to jak on w to wpadł i nie wybuchło. Tak samo, no tam było, tych dużych to często nie wybuchały. Oni zatrudniali, w Niemczech oczywiście, wielu cudzoziemców to oni tak robili, że nie wybuchały. W jakich obozach jenieckich pan przebywał?

  • Do Pruszkowa.

Ma pani rację do Pruszkowa. A nas do Ożarowa. W Ożarowie dali cos jeść, prawie nic. Następnego dnia rano zabrali nas, cały batalion i jeszcze inny, cały pociąg i wywieźli nas do.. to się nazywa po niemiecku Lamsdorf. A u nas to do Polski teraz należy - Łambinowice, to rozmawiała pani, to pewnie mówili, niejeden. I przez te Łambinowce, w tym Łambinowiczu siedzieliśmy to było tam masę ludzi, bo to był, było nasz - piętnaście tysięcy. Tam byli i Francuzi i Anglicy i amerykanie i Rosjan bardzo dużo. Oddzielnie siedzieli. W oddzielnym obozie, ale właśnie jak ich strasznie traktowali. Przecież październik był, oni nawet nie mieli baraków, bo tak wszyscy inni w barakach byli. Codziennie rano, pamiętam, jak bo myśmy akurat przez płot byliśmy z nimi. Rano przyjeżdżały dwie, trzy ciężarówki i tych trupów tam kładli. Straszne tam były te... Myśmy mieli jeszcze względne, z tym, ze człowiek głodny był. Potem stamtąd wywieźli nas do tego..., to cholera wie gdzie, sześć i pół dnia i nie dali nam nic jeść. Z tych Łambinowic obecnych, to wieźli nad do Norymbergi przez Pragę czeską, Wiedeń, potem przez Turyngię, najpierw Tyrol potem Turyngię i na północ w prostej linii to było dwieście kilometrów a nad wieźli półtora tysiąca. Przez sześć i pół dnia i przez to nam nic jeść nie dali. Tylko tyle, że śnieg tam był już w górach, to puszczali nas czasem i śnieg można było zjeść. A tak nic ale zawsze jest [..]. Nas dowieźli, to tam było posłane i przygotowane i jeść nam dali zaległe całe, tylko nikt nie mógł zjeść. Jak się tydzień nie je , to nie można nic napić, a tak chociaż kawałek chleba i było zapchane. Później stamtąd to nas zawieźli do Schwanndorf, tam to było Norymberga Langwasser - przedmieścia Norymbergii. Stąd przeżyliśmy jak tą Norymbergę Anglicy zbombardowali w nocy, ale tam był też duży i wiedzieli, rzucali takie światła - to w nocy i na tym terenie nie bombardowali. A tak stłukli pięknie tą Norymbergę, tylko stare miasto ocalało. A tak to potłukli.

  • Na zakończenie chciałabym zapytać czy ..

Jeszcze nie koniec. Stamtąd to nas zawieźli do fabryki aluminium. Zaliczani byliśmy do najciężej pracujących. Nie ze względu na uciążliwość pracy tylko ze względu na choroby, bo to aluminium cały czas było w powietrzu. Tam nas karmili nawet możliwie. Tam byliśmy do połowy marca i w połowie marca znów przewieźli nas tutaj... ale tam już było, a za dwa tygodnie czy za trzy przyszli nas wyzwalać.. tylko, ze tam jeść już nie było nic.

  • Kiedy pan wrócił do Polski?

Do Polski to wróciłem dopiero pod koniec czterdziestego szóstego roku. Namówili nas i byliśmy w kompaniach wartowniczych przy armii amerykańskich, tam nas dobrze żywili, płacili nam, mieliśmy przydziały, więc tam to już dobrze się żyło i ten.

  • Czy w kraju spotkały pana represje ze strony władzy?

Represje - nie. Ale trochę kłopotów to miałem. Bo jak to głupi, napisałem wracając - myśmy mieli te karty repatriacyjne i tam był opis - gdzie się było, co się robiło. Ja napisałem, że miałem Krzyż Walecznych i zaczęli się potem do mnie czepiać. To pewno oficer, dziewiętnaście lat jeszcze nie był, a już oficer.... Ale jakoś dotarłem do tego pięćdziesiątego szóstego roku a po pięćdziesiątym szóstym to już pracowałem w Komisji Planowania przy Radzie Ministerstwie a potem w Najwyższej Izbie Kontroli, to już tam nikt się nikt nie czepiał, to już się nie czepiali.

  • Za co dostał pan Krzyż Walecznych?

Muszę zacząć od Montera. To był dowódca Powstania. Ja byłem na tej Królewskiej i już parę dni przed odejściem, znaczy przed kapitulacją, przyszedł tam Monter z adiutantem. Ja nawet nie wiedziałem kto, miałem służbę na dole. On przyszedł: „Gdzie tu jest tam-ten” Chciał porozmawiać z dowódcą. Ja mówię: „Zaraz ale kto.” On powiedział: ”Monter dowódca Powstania” - to wiedziałem kto. On poszedł tam do tego, rozmawiał. Powiedzieli, że ci wszyscy, którzy byli od początku na tej placówce i brali udział w zdobywaniu Pasty to dostaną Krzyże Walecznych. To nam powiedział ten nasz komendant, że on to powiedział i że był to Monter. Jak wróciłem do kraju, to napisałem o tym jak to głupi o tym Krzyżu. A Krzyż przysłali dopiero w osiemdziesiątym czwartym roku z Londynu, przysłali, ale one były nadane wcześniej. "Ministerstwo Obrony Narodowej" - to jest legitymacja Krzyża Walecznych . Widzi pani datę? Trzydziestego grudnia czterdziestego dziewiątego roku. To w Londynie wszystko. A dostałem go w sierpniu sześćdziesiątego czwartego jak leżałem w [..], w lecznicy, na Emilii Plater jak leżałem.

  • Chciałabym wrócić na moment sprzed Powstania - pana uczestnictwo w konspiracji. Kiedy zetknął się pan z Podziemiem?

Myśmy - tak jak żona mówiła - rodzice mieli majątek, w płockim. Potem Niemcy z tym majątków wysiedlali, to nie była Gubernia - to była Rzesza. To włączyli do Prus Wschodnich. Myśmy tam byli stamtąd, rodzice tu, do Warszawy mieliśmy jechać. Ale mówią to wojna, nas w marcu wysiedlili i myśmy tam u taki w gospodarstwie rolnym, kilkadziesiąt kilometrów od nas siedzieli, ale matki siostra miała majątek na Pomorzu. Ponieważ wyszła za mąż w czasie pierwszej wojny światowej za Szwajcara to mieli obywatelstwo szwajcarskie, im Niemcy nie zabrali. Myśmy tam pojechali i tam siedzieliśmy do końca, do mniej więcej chyba grudnia czterdzieści jeden. W grudniu zaczęła się wojna z Amerykanami i przyjechaliśmy do Warszawy, tam się to w jakiś sposób załatwiło. A w Warszawie to rodzice mieli mieszkanie na ulicy Złotej i tam babka mieszkała, bo myśmy mieszkali na tym. Kiedy ja się zetknąłem? Poprzez wuja który był jednym z dowódców na Żoliborzu i oni mnie skontaktowali, a potem ja się zmieniłem, zbliżyłem do Kilińskiego a tamto jak się nazywało, nie pamiętam, ja tam byłem tam gdzieś byłem do końca czterdziestego drugiego roku, a na początku czterdziestego trzeciego byłem tu.

  • Na czym polegały pana zadania?

Jakie?

  • W trakcie konspiracji?

Mieliśmy szkolenia różne, wojskowe, tyle tam... Uczyli jak się z bronią obchodzić. Przecież ile ja wtedy miałem lat - osiemnaście lat, tak? szesnaście, siedemnaście.

  • To było w Szarych Szeregach? Dobrze rozumiem tak?

W Szarych Szeregach to była tam młodzież. Mój brat był w Szarych Szeregach - o cztery lata młodszy.

  • Jeszcze powracając do Powstania Warszawskiego czy chciałby pan coś dodać czego zdawałoby się nikt dotychczas nie powiedział. Czy chciałby pan jakoś poszerzyć tą wiedzę innych o Powstaniu?

Cały czas byłem w Powstaniu, od pierwszego do ostatniego dnia. Piątego wychodziliśmy z Warszawy jako jeden z ostatnich oddziałów.
Warszawa, 15 lutego 2005 roku
Rozmowę prowadziła Iwona Kędzior
Antoni Roszkowski Pseudonim: "Tolek" Stopień: starszy strzelec Formacja: Batalion „Kiliński” Dzielnica: Śródmieście Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter