Barbara Mula „Mała”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Barbara Mula.

  • Ile pani miała lat w czasie Powstania?


W czasie Powstania [miałam] siedemnaście lat.

  • Gdzie pani walczyła?


Śródmieście, przy końcu, na ulicy Grzybowskiej. U Jarnuszkiewicza myśmy stacjonowali, w fabryce.

  • Jak pani zapamiętała swoje przedwojenne życie? Gdzie pani mieszkała przed wojną?


Zielna 32.

  • Chodziła pani do szkoły przed wojną? Ile klas pani ukończyła?


No, chodziłam do szkoły, ale potem w czasie okupacji moja edukacja była przerwana.

  • Rozumiem. Ale gdzie do wybuchu wojny pani chodziła do szkoły?


Na Czerniakowskiej.

  • To była szkoła podstawowa?


Podstawowa.

  • Jak pani zapamiętała wybuch II wojny światowej? Czy pani pamięta dokładnie 1 września?


Tak, ogromne wrażenie to zrobiło na mnie, no, na wszystkich zresztą. Od razu bombardowanie było w Warszawie. Bo ja jestem urodzona i wychowana w Warszawie. No, tak jak wojna – to były momenty okropne. A potem…

  • Czy ten dom, w którym pani mieszkała, ucierpiał we wrześniu trzydziestego dziewiątego roku?


Nie, ten dom do dziś chyba stoi.

  • Czy pani pamięta chowanie się w piwnicach? Jak to było? Gdzie pani przebywała?


W piwnicach. Jak był alarm, bo nadlatywały samoloty, to wszyscy schodzili do schronów, do piwnicy.

  • Cała pani rodzina była wtedy w domu?


Tak, tak, rodzice, cała rodzina. Ja byłam najmłodszym dzieckiem.

  • Z czego pani rodzina utrzymywała się przed wojną?


Mój ojciec miał biznes duży i z tego się utrzymywaliśmy.

  • Czy w czasie wojny też mógł to prowadzić?


Nie, nie. Mój ojciec nie mógł brać udziału w żadnych wojskowych… Bo mój ojciec był kaleką, kulawy był, o kuli chodził, dlatego on nie brał nigdy udziału w żadnych walkach. W przeciwnym razie byłby na pewno tak jak ja. A reszta rodziny – pogubiliśmy się bardzo dużo w czasie wojny. No ale ja…

  • Czy ma pani jakieś szczególne wspomnienie z września trzydziestego dziewiątego roku?


Wiecznie się bałam, ciągle do schronów się biegało, bo ciągle były alarmy, ciągle… No to był koszmarny czas rzeczywiście, dla wszystkich.

  • Czy pani zapamiętała pierwszego niemieckiego żołnierza, jakiego pani zobaczyła?


Żołnierza jednego nie pamiętam, ale cała armia Niemców szła na Warszawę. Oni się spokojnie zachowywali. Dużo ludzi wybiegało, żeby zobaczyć, jak oni idą. Ja nie chodziłam ich oglądać, ale takie jedynie wrażenie ja…

  • Czy na początku okupacji był lęk, czy panią rodzice przestrzegali, że pani się jakoś ma zachowywać na ulicy w stosunku do Niemców?


Więc jak najmniej się chodziło po ulicach, bo były te tak zwane łapanki, Niemcy łapali… Zatrzymywały się lory, wybiegali Niemcy i łapali ludzi na ulicy. Nie, żeby im coś specjalnie to… Po prostu wozili ich do Niemiec, do pracy. Tam w fabrykach, w fabrykach broni… Ja nie wiem dokładnie, bo ja nie byłam jedną z tych, ja byłam po Powstaniu.

  • Czy pani podjęła edukację w czasie okupacji? Czy pani chodziła do szkoły?


Nie, nie chodziłam, dopiero edukację zaczęłam od nowa na początku samym w Niemczech, po odbiciu już…

  • Po upadku Powstania.


Ale potem do Włoch nas przewieźli i tam w Porto San Giorgio była szkoła dla nas dziewcząt i tam chodziłam.

  • Czyli podczas okupacji była pani w domu?


Tak.

  • Czy pani pamięta jakieś zdarzenia z okresu okupacji: łapanki czy jakieś rozstrzeliwanie na ulicy?


Tak, w Aninie rozstrzelali wtedy sto…

  • Ale czy pani była świadkiem?


Nie, nie, ja tylko wiem, bo wszyscyśmy wiedzieli o tym. Tam jednego Niemca zastrzelili Polacy i Niemcy, chyba nie mylę się, sto młodych ludzi rozstrzelali za karę.

  • Ale nas interesują te rzeczy, których pani była świadkiem.


Nie, ja świadkiem nie byłam tego, nie. Ja tylko wiem, że tak było.

  • Jak w czasie okupacji zmieniło się pani życie w porównaniu do życia przedwojennego?


Bardzo się zmieniło, bo było ciężko ze wszystkim, trudno było o jedzenie, wszystko na kartki było racjonowane. Oczywiście to nie było w dostatecznych ilościach, więc trzeba było jakieś środki inne znajdować, gdzie czasami coś trzeba kupić do jedzenia. To były trudne czasy dla wszystkich. Niewątpliwie zawsze byli tacy, którzy sobie radzili lepiej albo gorzej.

  • Czy pani pomagała rodzicom w zaopatrywaniu domu, czy pani była jeszcze za młoda?


Nie, ja byłam jeszcze za młoda, tym bardziej że byłam ostatnie dziecko, to wychowana zupełnie na takiego dzidziusia, tak było.

  • Zetknęła się pani z jakimiś gazetkami albo ze świadectwami, że jakaś konspiracja się gdzieś toczy? Czy pani widziała napisy na murach?


Tak, tak. Ja już dokładnie w tej chwili nie pamiętam, jakie to były napisy, ale były.

  • A gazetki? Czy pani miała w ręku taką gazetkę?


Tak, tak, gazetki potajemne, trzeba było nawet czasami… Mnie to się nie zdarzyło… Mieli przy sobie gazetkę jakąś i jakaś kontrola była Niemców, i zjadali po prostu, żeby nie mieć przy sobie. Takie też były wydarzenia. Mnie to nie spotkało, ale wiem, że tak było.

  • Pani mieszkała na Zielnej, niedaleko getta. Czy pani zapamiętała getto? Czy pani zdawała sobie wtedy sprawę z tego, co się dzieje?


Świetnie sobie zdawałam sprawę. Te dzieci z tego getta, niektóre małe dzieci wychodziły na naszą stronę. Niemcy jak zobaczyli, to oczywiście zastrzelili od razu, ale… Ja tylko widziałam jedno dziecko żydowskie, w okropnym stanie: chude, same kości po prostu. I szedł sobie. Ale to było wszystko, co widziałam.

  • Po aryjskiej stronie, tak?


Tak.

  • To był chłopak?


Tak.

  • Czy coś się mówiło na temat tych ludzi, którzy tam byli zamknięci, na temat warunków, jakie tam panują?


No, oczywiście, że się mówiło, bardzo dużo. To było coś, czego… Myśmy na to nie mogli pomóc im, poradzić. Były może jakieś gdzieś wydarzenia, że coś tam im przerzucili, ale dobrze nie wiem o tym. Nie mogę powiedzieć, ale słyszałam o tym, że… Przypuszczam, że na pewno jedzenie jakieś było przerzucane, ale to są rzeczy, które słyszałam, a nie widziałam.

  • A powstanie w getcie? Czy z pani domu było widać te dymy, to, co się tam dzieje?


Nie, nie.

  • Czy ktoś z pani otoczenia był w konspiracji? Czy pani słyszała o tym, że jest konspiracja, że ludzie się zbierają…


Ja słyszałam. Moja siostra jedna była w Szarych Szeregach, była ranna w Powstaniu i miała kulę w głowie, której nie można było usunąć. Zmarła, jak miała siedemdziesiąt lat, z tą kulą w głowie.

  • Ale czy to była taka konspiracja, że ona pani coś mówiła, czy nie?


Nie, nie, to była święta zasada: nie mówić o tym z nikim.

  • I pani przed wybuchem Powstania nie wiedziała, że ona robi coś nielegalnego?


Nie, nie, przed… Na samym końcu to już wiedziałam, ale na… To była, jak to mówię, święta zasada: nic nie mówić o tym, nigdzie.

  • A pani się zorientowała, bo co? Ona coś powiedziała czy coś pani zauważyła?


Później, później, jak była ranna…

  • Nie no, to już Powstanie, a ja mówię jeszcze o okresie przed Powstaniem.


A nie, przed Powstaniem nie.

  • Przedtem pani nie wiedziała?


Nie, nie, nic, nie. Tego byli nauczeni, żeby o niczym nie mówić, bo nigdy się nie wiedziało, do kogo się mówi.

  • Jak to się stało, że pani przyłączyła się do Powstania?


Ano właśnie. Ja mieszkałam Zielna 32 i w naszej… Znaczy bramy były pozamykane już, dozorcy pozamykali, bo takie mieli instrukcje, i porucznik młody miał wartę przy bramie, ale wewnątrz naszego domu, nie na zewnątrz. I drzwi były zamknięte. W pewnym momencie doszedł do mnie i mówi, czy ja mogę chwilę pilnować tego jego miejsca, bo on musi wyjść. I tak się stało, ja pilnowałam tego, jak on przyszedł, to – już nawet trudno mi jest dokładnie pamiętać – mówi, że dlaczego ja… Ja też mogę być jedna z nich. I tak to się zaczęło. Potem byłam… Złota 7 była komenda tej mojej jednostki i tam zgłosiłam się, była przysięga i tak jak to wszyscy. Bo dużo ludzi nie było w konspiracji, a w Powstaniu brało udział. Ja byłam jedną z nich.

  • Dużo ludzi było podczas tej przysięgi?


Nie, wtedy nie było dużo ludzi, nie.

  • Czy pani pytała, co to jest za organizacja?


Nie, to ja byłam świadoma tego, nie musiałam się nikogo pytać. Po cichu wszystko, ale się wiele rzeczy wiedziało. Ale ja nie… Moi rodzice bardzo… że bardzo młoda i tego… Ale jak już Powstanie wybuchło, to ja właśnie wtedy od razu… To było pierwszego albo drugiego dnia Powstania, też się włączyłam, na skutek [tego, że] spotkałam tego porucznika. Potem go już nigdy nie zobaczyłam nawet, ale – nie wiem, jak to powiedzieć – skłonił mnie czy uważał, że powinnam brać udział. Już nie pamiętam dokładnie…

  • A pani się bardzo łatwo dała przekonać.


No, w takim momencie jak było Powstanie już, to nie było trudne, jak mi się zdaje.

  • Jaka atmosfera panowała w tym domu, gdzie pani mieszkała?


Ach, ten dom potem w czasie Powstania to wszyscy spali, jedli w moim domu, mama była bardzo zajęta tym, bardzo tak…

  • Ale jaki był nastrój 1 sierpnia? Pani się tak łatwo zgodziła, bo wydawało się, że…


Że powinnam. I nawet moja najstarsza siostra mówiła do mnie przerażona, że ja chcę wstąpić do, jeżeli tak można powiedzieć, do Armii Krajowej. I ojciec mój zgodził się, że ja pójdę.

  • Pani spytała rodziców, tak?


Tak. I moja siostra najstarsza mówi: „Tatusiu, ale ty jej pozwalasz? Przecież to… Dlaczego? Ona taka młoda”. A ojciec mówi… nigdy nie zapomnę, jak powiedział: „Żebym ja jej mógł zaofiarować bezpieczeństwo tutaj, to bym ją zatrzymał, ale ja tego nie mogę przyrzec”. Bo nie było bezpiecznie nigdzie. I takie były początki właśnie, jak ja wstąpiłam do Armii Krajowej.

  • A pani siostra, ta, która była harcerką? Czy ona wtedy 1 sierpnia poszła gdzieś na zbiórkę?


Ona gdzieś miała zbiórkę poza Warszawą, ale ona nam nie powiedziała gdzie. Ale ona była drugiego czy trzeciego dnia Powstania ranna i kulę miała w głowie tylko dlatego, że to był rykoszet, gdyby ta kula [poszła] prosto, to by ją zabiło, ale o ścianę się kula odbiła. I ta kula tutaj tkwiła. Nie można jej było usunąć, bo lekarze potem mówili, że można uszkodzić jakiś nerw, że może nie widzieć, może nie słyszeć, że lepiej niech ona sobie jest, gdzie jest. I tak było, umarła z tą kulą. Miała siedemdziesiąt lat, jak zmarła. [Jak się nazywała? – red.]

  • Czy pani miała jakiś kontakt w czasie Powstania ze swoją siostrą? Czy pani wiedziała, że ona jest ranna?


Nie, wtedy nie miałam w czasie Powstania, nie, dopiero później. Bo jak do niewoli potem… Wszyscy się orientują, że był podpisany agreement z Niemcami. Powstania nikt nie wygrał i nikt nie przegrał, ani Niemcy, ani my. Było podpisanie zawieszenia broni. Kto mógł, kto miał blisko rodzinę, to pozwolili nam się pożegnać, pójść do domu, a potem wszyscy szliśmy do niewoli, ci którzy brali udział. Byli niektórzy, którzy uciekli.

  • Wróćmy jeszcze do początku Powstania. Pani złożyła przysięgę i została przyjęta do Batalionu „Kiliński”.


Tak.

  • Jakie były pani pierwsze obowiązki?


Ja byłam łączniczką, więc nosiłam meldunki między jedną jednostką a drugą. Jak miała być akcja, to musiało być porozumienie między różnymi [jednostkami]. Jak atakowało kilka jednostek, to musiały się [kontaktować], wszystko zgodnie wiedzieć, o której godzinie, jak, co. Ja byłam łączniczką i moja funkcja była tam… Nie było telefonów, Niemcy wszystko pozamykali, tak że trzeba było donieść to, pójść i donieść. Kobiety miały dwie funkcje: były łączniczki, tak jak ja, i sanitariuszki, które jakie takie miały przeszkolenie, takie no, może nienajlepsze, ale takie na jakie… Wszystko było… Musiałam… To wszystko działo się po kryjomu. Nie można było ich szkolić świetnie, tylko wszystko, tak jak cała armia podziemna, jak sama nazwa mówiła, wszystko było po kryjomu robione.

  • Czy pani zadania wiązały się z niebezpieczeństwem? Czy pani się wtedy bała?


Ja się zawsze bałam i myślę, że jak ktoś mówi, że się nie bał, to nie bardzo w to wierzę, ale to mi nie przeszkadzało, czy ja się… Bo mnie się nikt nie pytał, czy ja się boję. Byłam tam, mam wypełniać wszystkie swoje obowiązki. Ja bałam się bardzo, no nie zawsze, ale były momenty bardzo takie trudne.

  • Gdzie pani mieszkała, stacjonowała? Czy pani mieszkała w domu podczas Powstania?


Na początku, a potem nie, potem już do oddziału musiałam być.

  • Gdzie pani oddział miał swoją bazę?


Na Próżnej, a później na Grzybowskiej.

  • Jakie warunki panowały w tych mieszkaniach?


No warunki takie: Nie wolno było nam się kłaść spać, bo tam łóżka były w takich domach zajętych, gdzie myśmy byli. Nie można się było rozbierać na noc, musieliśmy zawsze być gotowi do akcji.

  • Panie nocowały w prywatnych mieszkaniach?


Tak. Ja nie byłam w moim własnym mieszkaniu, ale w mieszkaniu jakimś.

  • Była woda, było jedzenie? Jak to wyglądało?


Nie no, woda to… Jedzenie to przychodziło w wiadrach, takie gotowane… Kasza to się nazywało kasza „pluj”, ponieważ te ziarna były jakoś… Taką maszynkę mieli, gdzie te ziarna były na drobniejsze rozbite, nie były czyste zupełnie i ciągle coś było, i ciągle się pluło. I to się nazywała kasza [„pluj”]. To było jedyne jedzenie, jakie myśmy właściwie mieli. To przychodziło z Głównej Komendy, ugotowane, w wiadrach przynosił, każdy oddział dla siebie przynosił. Z wodą też było trudno, ale to był… Pani chyba słyszała, że w Warszawie pełno było takich studzienek prowizorycznych, gdzieś tam z rurą. I każdy z wiadrem chodził do wody, żeby nabrać sobie tej wody. To były trudne bardzo…

  • A czy była woda do mycia? Czy pani pamięta właśnie takie czynności higieniczne, jak to się załatwiało?


To nie było najlepiej, ale woda, nieraz cała wanna była nalana wody i myło się w tej wodzie albo brało się trochę tej wody, żeby się wymyć. No, to były warunki nie do pomyślenia po prostu nawet. No, ale to nie był czas na komfort, prawda?

  • Czy to był czas na zawieranie przyjaźni? Czy pani się zaprzyjaźniła z ludźmi, których pani przedtem nie znała?


Tak, tak. Tylko potem właściwie jeszcze więcej ta przyjaźń się rozwijała, jak siedzieliśmy w niewoli jako jeńcy wojenni. To wtedy myśmy się bardziej do siebie [zbliżyli]. A w czasie Powstania to każdy miał swoje rozkazy, każdy był zajęty, każdy… To były trudne momenty, trudne, o przyjaźni specjalnie to… Nie było na to czasu, jeżeli tak można powiedzieć. Ale ci, którzy razem na kwaterze wszyscy byliśmy, oczywiście żeśmy… Ludzie byli serdeczni dla siebie. Fakt – to się czuło i widziało się, że tak było.

  • A ludność cywilna? Jak oni się zachowywali?


Aaa… Miałam bardzo taki przykry moment. Pamiętam, jak myśmy szli [piwnicami], bo się chodziło piwnicami. Były nawet rozbite między domem jednym a drugim, żeby można było przejść ulicą całą nie na wierzchu, bo tam było niebezpiecznie. Ja spotkałam się [z tym], jak bardzo na nas narzekali: „Co wyście zrobili? Teraz nasz wszystkich zabiją Niemcy. Będzie okropnie. Dlaczego wyście to zrobili?”. Z tym się raz zetknęłam.

  • Czy pani coś odpowiadała na takie…


Nie, ja nic nie [mówiłam]. Uważałam, że to… O czym można było mówić?

  • Pamięta pani, czy to było na początku Powstania, w środku czy raczej pod koniec?


No to było czas.

  • Pani widziała tych cywilów, jak oni tam…


Siedzieli w piwnicy cały czas… I dzieci maleńkie, i tam jedzenie sobie znieśli, i każdy sobie radził, jak mógł. To jest coś, co trudno mnie było przez długi czas zapomnieć.

  • Czy pani odwiedzała swoich rodziców?


Raz, bo nam nie wolno było sobie wychodzić [o dowolnej porze] z oddziału do rodziny, ale pozwolenie miałam, przepustkę, i byłam. To było moje ostatnie pożegnanie właściwie z rodziną. Dopiero się spotkałam prawie po dwudziestu latach. Nie tylko ja zresztą, ale… Bo potem w Niemczech, jak wojna się skończyła, obozy były otwarte, a myśmy ciągle były w Armii Krajowej, więc myśmy… Ciągle była komendantka, która nas prowadziła, że tak powiem. Nie byłyśmy wolne, tak jak cywile mogli iść tam, gdzie chcieli, czy wyjechać. Szukali rodzin we Francji, no każdy chciał kogoś znaleźć. Ale nam, jeżeli ktoś chciał opuścić nasz obóz, to był… Pozwolone mu było, ale myśmy ciągle były w armii i jednak…

  • Podlegałyście panie rozkazom. Czy pani pamięta jakieś szczególne wydarzenia z czasów Powstania? Czy pani pamięta atak na PAST-ę na przykład?


Ooo, ten atak to pamiętam, brałam w nim udział.

  • Proszę o tym opowiedzieć.


Więc to było prawie że nie do zdobycia. Tam na samej górze, potem jak wzięli do niewoli Powstańcy – było sześćdziesięciu Niemców, czego myśmy nie byli świadomi, że tam tak dużo ich jest.

  • A czy z tej PAST-y pani się zdarzyło uciekać przed ostrzałem? Oni stamtąd strzelali.


Nie, moja funkcja… Ja akurat byłam… Myśmy, łączniczki… Była zapalana… Każde piętro z poprzedniej… znaczy z ulicy, z drugiej strony miotacze płomieni mieli.

  • To już w czasie ataku. Ale ja pytam, czy jak pani wykonywała rozkazy, nosiła meldunki, czy pani się zdarzyło przebiegać koło PAST-y, czy pani musiała uciekać?


Na PAST-ę musiałam dojść, bo tam były stanowiska. Oni palili piętro, Polacy znaczy, i do następnego piętra, i znowu palili, i znowu do następnego piętra – aż doszli dość wysoko i zdobyli tę PAST-ę. Ale to nie była łatwa akcja, nie. Ja akurat w tej akcji brałam udział jako łączniczka.

  • Czy była pani w momencie, kiedy z PAST-y wychodzili jeńcy?

 

Byłam, bo oni wszyscy przyszli tam, znaczy przyprowadzili ich nasi chłopcy – sześćdziesięciu było tych Niemców – na to podwórko, gdzie myśmy stacjonowali. I oni tam czekali, bo musieli ich tam przewieźć gdzieś. Nie wiem, gdzie oni ich tam przewozili, ale tam byli. Nawet było nieprzyjemne wydarzenie, że jeden z tych Niemców miał broń przy sobie i zastrzelił jednego z naszych chłopców. To straszne poruszenie było i tam jego zastrzelili, tego chłopaka, ale nikogo więcej nie… Po prostu tego jednego zastrzelili za to, że zastrzelił Polaka. To było wydarzenie, które nas bardzo poruszyło. Nawet dziś ciągle to pamiętam.

  • Jak Powstańcy odnosili się do tych jeńców?


Nie, właśnie zadziwiające, że ja sama zauważyłam to, że jakoś litowali się nad nimi. Potrafił chłopak, który… Papierosy mieli wydzielane, ci, którzy palili, to jeden Niemiec tam siedział taki (on był ranny trochę, nie wiem, jego potem gdzieś zabrali), [a Powstaniec] papierosa mu dał, mówi: „On na pewno chce zapalić”. Ja byłam bardzo zdziwiona, chociaż ja… Nie chcę z siebie robić anioła, ale ja nie umiem nienawidzić ludzi, nigdy tego nie potrafiłam. Ja się Niemców bałam, ale takiej nienawiści potwornej to ja…

 

  • Żeby zabić, żeby chcieć zabić – nie.


Ja na szczęście zabijać nie musiałam.

  • Ja wiem, ale sama taka chęć.


Myśmy miały parę granatów tam, czasami któraś rzuciła, ale broni… Co piąty chłopak tylko miał broń, bo nie było więcej.

  • W pani oddziale też nie mieli broni.


Nie, nie, było z tym trudno bardzo. Miała być pomoc, miało być to, miało być tamto – nic nie było.

  • Czekaliście ciągle na pomoc?


Bardzo. Myśmy wierzyli bardzo, że przyjdzie, ale potem już się zorientowała nasza komenda, że to nic nie przyjdzie, żadna pomoc.

  • Czy pani wiedziała, że są na Warszawę zrzuty alianckie?


Tak.

  • Widziała je pani?


Musieli zapalać ogniska takie małe, żeby oni wiedzieli, gdzie zrzucić. Rosjanie zrzucali nam zrzuty: worek z kaszą jaglaną, bez spadochronu i to wszystko się… To tylko ptaki mogły wydziobać, bo to dla nas się nie [nadawało], nie można było nawet tego pozbierać.

  • Rozbił się ten worek, rozsypało się.


Tak. No ale to poważnie myśmy tego nie traktowali.

  • Czy mówiło się o Rosjanach? Oni byli po drugiej stronie Wisły. Czy się mówiło, że oni też mogliby przyjść z pomocą?


No tak, tak. Myśmy święcie w to wierzyli, a potem się zorientowała nasza Komenda, że oni czekają, aż nas wykończą, wyprowadzą z Polski. Dopiero wtedy weszli. Ja tego nigdy nie zapomnę. Uważam, że to było bardzo okrutne z ich strony.

  • Pani na co dzień obcowała ze śmiercią. Czy pani myślała o tym?


Nie, nie. Ciekawe, że młody człowiek jakoś myśli, że mu się to nie wydarzy, że przetrwa, że… Ja nie wiem, ja nawet nie wiem, czy ja tak wiele myślałam o tym. Był rozkaz, trzeba było go wypełnić. Nikt się nie pytał nikogo, czy się boi, czy się nie boi – miał wypełnić rozkaz i koniec. Przypuszczam, że z tym nie było żadnych problemów w Powstaniu. Chłopcy ci tak bardzo chcieli walczyć o tę Warszawę i…

  • Nie słyszała pani o dezercjach, o odmówieniu wykonania rozkazu?


Nie, tego nigdy nie słyszałam. Nie wiem, czy nigdy nie było, i myślę, że raczej nie, na pewno chyba nie, ale…

  • Raczej widziała pani entuzjazm i chęć do walki, tak?


Tak.

  • Kto był pani bezpośrednim dowódcą?


Ja byłam zgrupowanie „Kilińskiego”, 15 pułk piechoty szturmowej. Moim dowódcą, takim głównym w tym odcinku, był porucznik „Karol”, to znaczy to był pseudonim Karol, dowódca tego całego odcinka. A mój dowódca był porucznik „Czerny”, taki miał pseudonim. Ja byłam jego łączniczką i te wszystkie sprawy… To tak wyglądało mniej więcej.

  • Jak dowódca odnosił się do swoich żołnierzy, do swoich podwładnych, do tych dziewczyn, które służyły w łączności?


Nie, ja nie myślę, że były jakieś problemy. Ja w każdym razie o tym nie wiem.

  • Czy pani wiedziała, co się dzieje w innych dzielnicach Warszawy? Czy pani czytała jakieś gazetki, słuchaliście radia?


Nie no, wiedzieliśmy, że w całej Warszawie jest piekło i walka, ale specjalnie… Ja nie wiem, jakoś nie było czasu na takie rozmyślania.

  • Czy czytała pani gazetki podczas Powstania?


Nie.

  • Czy wiedziała pani o tym, co się działo na Woli, o ludobójstwie na Woli, jakie Niemcy urządzili?


Nie, nie. W czasie Powstania to nie dochodziło do nas nic. W czasie okupacji to były, ale to trzeba było bardzo uważać, bo to były radia, po kryjomu ludzie słuchali. W mojej rodzinie nie było radia, ale ludzie słuchali radia i mieli… wiedzieli o armii Andersa. Przypuszczam, że jednak dochodziły jakieś…

  • Czy w czasie Powstania pani w szczegółach nie wiedziała, co się gdzie indziej dzieje, jaka jest sytuacja na froncie?


Nie, nie.

  • Czy można było się zorientować, że Powstańcy przegrywają, czy ciągle mieliście ten sam entuzjazm?


Nie, długo była nadzieja, ale potem…

  • Widać było…


Tak. Że żadna pomoc nie przyjdzie na pewno, że byliśmy zdani na samych siebie. Brak było amunicji, broń miał co piąty chłopak, a Niemcy mieli wszystko.

  • Czy po tym ataku na PAST-ę pani jeszcze brała udział w jakichś atakach?


Nie, nie. Już w atakach nie. Poza tym ja byłam łączniczką, to znaczy ja tylko nosiłam te raporty wszędzie, ale… Ja nawet już nie pamiętam teraz, kiedy ta akcja na PAST-ę była, czy to było w środku Powstania.

  • 20 sierpnia.


To była bardzo trudna akcja, tam zginęło jednak…

  • Ale to była zwycięska akcja.


Tak, tak. Sześćdziesięciu Niemców wzięli do niewoli stamtąd, byli tam na samej górze.

  • Pani mówiła, że cały czas było coś do roboty. Ale czy były jakieś wolne chwile? Czy pani pamięta jakieś przedstawienia, koncerty?


Nie, nie. Ja nie pamiętam nic takiego. Wiem, że były msze święte i zawsze śpiewało się, żołnierze. Myśmy [śpiewali] „Bogurodzicę”, tę pieśń. W prywatnych mieszkaniach gdzieś ksiądz jakiś się znalazł i… Tak było, ale nie było na to czasu. To się regularnie nie odbywały te msze, ale jak przychodziła wiadomość, że tutaj niedaleko, to każdy kto mógł, to szedł.

  • Ale nie pamięta pani jakiejś takiej mszy, na przykład z okazji Święta Żołnierza?


Nie wtedy, nie w czasie Powstania, nie. 15 sierpnia.

  • Tak, 15 sierpnia była taka msza w Śródmieściu, ale w okolicach placu Powstańców Warszawy, a pani się tam nie przemieszczała, tak?


Nie, ja byłam w Śródmieściu i myśmy nie… Próżna, tu Ogród Saski niedaleko był, tak mniej więcej w tej [okolicy]. A później nas przenieśli na Grzybowską, właściwie już przy końcu Powstania, ale jeszcze ciągle Powstanie trwało.

  • Czy pani wiedziała, że w kinie Palladium wyświetlane są kroniki filmowe?


Nie.

  • Brała pani udział w jakichś pogrzebach, może ślubach powstańczych?


Jeden pogrzeb. Znaczy jeden z naszych chłopców zginął i myśmy go chowali, bo tam był sklep, trumny tam sprzedawali przed… To był pusty sklep, znaczy już ludzi nie było, ale trumny były, i wiem, że jak któryś z naszych chłopców zginął, to myśmy stamtąd, [to znaczy] nasi chłopcy, trumnę brali i chowali ich jeszcze. Bo nie zawsze tak było, ale myśmy… I pamiętam, tak pięknie ten pogrzeb oni urządzili, Niemcy oczywiście zobaczyli to i byliśmy pod obstrzałem. Bardzo, bardzo dużo nawet zginęło wtedy chłopców. Takie rzeczy, które nie powinny się dziać. Żołnierz nie powinien takich rzeczy [robić], tak narażać siebie samego, prawda? No ale myśmy… Wszystko to była młodzież, która chciała walczyć o tę Warszawę, ale wszyscy byli młodzi, niedoświadczeni, racjonalnie nie rozumowali jednak – trzeba tak powiedzieć. Taki entuzjazm wielki był, a nic poza tym: ani broni dosyć, ani amunicji dosyć. Niczego nie było dosyć.

  • Pani była kapralem. Za co pani dostała taki stopień wojskowy?


No nie wiem, na Komendę Główną… Złota 7 była nasza komenda. Wezwali mnie i dostałam nominację taką na kaprala, a potem…

  • Nie powiedzieli za co?


Nie, tak to nie było za co – nominacje przychodziły i…

  • Pamięta pani, kiedy to było?


Naprawdę nie, ale mniej więcej w połowie Powstania chyba to się działo.

  • Czy to się odbyło jakoś uroczyście?


Nie no, znaczy to nie było ani czasu, ani moment na uroczystości. Ale wszyscy byli w Głównej Komendzie, czytali rozkaz i tak to wyglądało. To jednak nie był moment na takie specjalne uroczystości – przynajmniej ja tak to widziałam.

  • Musiała się pani jednak czymś wykazać. Była pani osobą niezwiązaną z konspiracją, nieprzeszkoloną, a dostała pani stopień kaprala.


Widocznie moi dowódcy uważali, że zasłużyłam na to. Ja nawet nigdy za wiele nie myślałam na ten temat.

  • Czy zmieniły się warunki pani oddziału, jak przenieśliście się do tej fabryki Jarnuszkiewicza na Grzybowskiej?


No, wtedy już było trochę spokojniej w ogóle. I tam, tam właściwie już dość spokojnie było. No bo to już prawie koniec był niedługo. Ja już, wie pani, jak pani w tej chwili mnie pyta, już mnie się zatarło w pamięci wiele rzeczy, ja już tak… Ja dziewięćdziesiąt lat skończyłam już, więc jakoś widzę, że trudno mi jest… Niektóre momenty jakoś mi umykają z pamięci.

  • Ale może pani pamięta, bo to była fabryka, czy mieszkaliście w tych halach fabrycznych? Jak to wyglądało?


No, tam to była fabryka, która była pusta, nie funkcjonowała. Tam było pełno szkła. Pamiętam, myśmy musieli wszyscy oczyścić trochę to, no ale to było puste, pomieszczeń pełno, można było nawet na podłodze spać, tam było stosunkowo czysto. Bo w Powstaniu pełno kurzu, pełno tego, no okropnie to wszystko [wyglądało], a tam było tak… No i już wtedy było trochę spokojniej. No a potem niedługo już zakończyło się wszystko i myśmy szli czwórkami. Złożenie broni było na Starym Mieście, na tym placu. Kto miał broń przy sobie, to Niemcy tak stali z karabinami nastawionymi na nas, ale spokojnie się zachowywali. Myśmy mieli od dowódców instrukcje, że ma być spokój, że dosyć nas zginęło, trzeba iść. Kto ma broń, to ma zostawić. I taka góra już tej broni była, pamiętam. Bardzo spokojnie się to wszystko odbyło, muszę powiedzieć.

  • W co była pani ubrana? Bo pani wyszła z domu w cywilnym ubraniu. Czy potem dostała pani jakiś mundur?


Tam była jakaś fabryka, gdzie szyli takie robocze ubranie, bluza i spodnie. Chłopcy rozbili ten magazyn i myśmy w tym chodzili. Rzeczywiście to był problem, bo to wszystko było brudne, mokre nieraz, a nie można było uprać, wyprasować sobie pięknie, tylko trzeba było zmienić czyste. No i wiem, że myśmy w tym chodziły. To takie szare i takie czarne mieli te „naszyjniki”, takie naramienniki.

  • I w tym pani wychodziła do niewoli?


Tak.

  • Czy przed tym wyjściem jakoś się przygotowywaliście, myliście, czyściliście, żeby wyglądać lepiej, czy niekoniecznie?


Znaczy, myśmy szli piechotą wiele, wiele kilometrów, byliśmy zmęczeni. Wiem, że Niemcy bardzo się obawiali chorób, oni przeciw tyfusowi wszyscy musieli być szczepieni. To było widoczne, że oni się [boją]. I pamiętam, taka była komisja, badali nas (kobiety to były nawet). Wiem, że powiedzieli do naszej komendantki, że wiele grup kobiecych oni przeglądali, ale takich czystych jak te dziewczęta to nigdy nie było. Tak o nas powiedzieli. Tak że robiłyśmy wszystko, co można, żeby jakoś przetrwać. Tak to chyba należy powiedzieć.
A do głodu to muszę powiedzieć, że można się przyzwyczaić. Bo z jedzeniem było bardzo źle. Nawet już po Powstaniu, w Niemczech, te baraki były, tam gdzie myśmy były, ale oni nas nie mieli czym karmić już prawie nawet, tak że ziemniaki, takie w mundurkach, jeden dziennie, i jakąś taką… To miała być zupa, ale to była woda i jakiś niby smak miała, i na tym przetrwałyśmy. Ale gdyby niewola ciągnęła się kilka miesięcy dłużej, to my byśmy nie wytrzymały chyba tego, bo bardzo mało było jedzenia.

  • Jeszcze wrócę do tego końca Powstania. Jak pani przyjęła decyzję o zawieszeniu broni, upadku Powstania?


No więc… Znaczy ja to spokojnie, bo ja nie miałam broni, ale chłopcy… Pamiętam takie wydarzenie: „Panie poruczniku! My nie oddamy tej broni! Ja nie oddam nigdy!”. Porucznik mówi: „Uspokój się, wszyscy oddamy i bądź spokojny, nie ma żadnych tutaj opowiadań, że nie oddacie”. I nic się nie odbyło, nic. Żadnych nie było incydentów. Mnie się wydaje, że po dwóch miesiącach takiej walki oni uważali, że… Zresztą żadnych szans byśmy nie mieli, no to po co.

  • A jak się zachowywali Niemcy, którzy was konwojowali?


Bardzo spokojnie, bardzo… Jak myśmy wychodzili z Warszawy, bardzo spokojnie, ale broń maszynową mieli nastawioną tak na nas. Jak myśmy tu szli, to oni… Gdyby coś się wydarzyło, to by… Ale myśmy byli nauczeni przez naszych dowódców, żeby żadnych incydentów nie było, że dosyć nas zginęło. No tak ja pamiętam, tak nam…

  • Do Ożarowa pani doszła na piechotę?


Tak, do Ożarowa.

  • I potem…


Na pociągi, takie bydlęce, po pięćdziesiąt dwie w każdy taki ten. Tam nie było ani ławek, ani nic, tylko podłoga. I myśmy na podłodze tak układałyśmy się do spania.

  • Czy pamięta pani, ile dni jechaliście?


Mniej więcej jeździliśmy po Niemczech około dwóch miesięcy, bo oni zatrzymywali się… Jakiś lasek gdzieś był… Z przyczyn naturalnych musieli nas wypuścić przynajmniej raz na dzień, więc się zatrzymywali, gdzie był jakiś lasek. W miejscach, gdzie domów nie było, nic nie było, wypuszczali nas na pół godziny i potem wracałyśmy, ale ucieczek już nie było wtedy. Myśmy były pouczeni przez naszą komendę, żeby… że to już nie moment na to teraz. Oni strzelali od razu, jak ktoś uciekał, a uciec nie było [gdzie], bo oni się nie zatrzymywali w takich miejscach, gdzie można łatwo uciec, gdzie jakieś domy są, tylko w miejscach zupełnie pustych. Oni też mieli instrukcje, jak działać.

  • Do jakiego obozu się pani dostała?

 

Najpierw byłam w Altenburgu, to jeszcze było w Niemczech też, a potem w Burgu. Burg, tak się nazywała miejscowość. I Mühlberg też jeszcze. Bo to trzy razy nam zmieniali obozy. Nie wiem dlaczego, ale tak, żeby nas, przypuszczam, umęczyć, tak przenosić te gratki, iść kilometry całe. To była zima wtedy, zimno było. To trudne były czasy.

  • Jak pani zapamiętała warunki w obozach?


Ja bym tylko narzekała na głód. Bo Niemcy bardzo się poprawnie zachowywali, muszę powiedzieć. Poza tym niedaleko, właściwie za parkanem takim drucianym, był obóz, gdzie byli Amerykanie, Francuzi i było trochę Polaków. I oni, Amerykanie, mieli kucharza swojego. To nie do pomyślenia. Świetnie ich karmili, świetnie… Piłkę sobie kopali całe dnie, zupełnie inne warunki. A my tylko ten jeden ziemniak dziennie i taką zupę, myśmy nazywali ją „łapsza”, nie wiem dlaczego, i miętę nam na wieczór do picia dawali. Dostawaliśmy taką grubą kromkę, z tego trzy kromki można było chleba ukroić…

  • Na cały dzień?


Nie, na trzy dni dawali. I taką kosteczkę, maciupeńką taką, centymetr sześcienny, margaryny. I to było… I tę zupę właśnie.

  • A co panie całymi dniami tam robiłyście?


No myśmy tak: myśmy chór sobie stworzyły, śpiewałyśmy, wiersze… Jakoś w ten sposób. I czytałyśmy. Tam jedna książkę jakąś miała przy sobie, to głośno się czytało w baraku. Jakoś starałyśmy się… A to śpiewałyśmy sobie czasami… No chodziło się, bo to był teren… Tam klimat był dobry w Niemczech w tym miejscu, w Saksonii i w Bawarii myśmy byli. Trochę trzeba było prać. Myśmy piaskiem prały naszą bieliznę, a potem z Genewy przyszło mydło do nas przysłane z Czerwonego Krzyża i myśmy się już mogły porządnie wymyć wtedy. No takie to były…

  • Czy pani pamięta Wigilię w tamtym obozie?


Nie było Wigilii, nie było czego robić w Wigilię, ale śpiewałyśmy kolędy.

  • Jaki nastrój panował wśród tych zamkniętych dziewcząt?


Myśmy wierzyły bardzo, że Niemcy przegrają wojnę i że my się wydostaniemy z tej niewoli. Byłyśmy przekonane o tym, tylko nie umiałyśmy… nie wiedziałyśmy, kiedy to się stanie.

  • Czy miała pani jakiś kontakt z rodziną podczas pobytu w obozie?


W niewoli? Tak, takie listy specjalne, taki format. Potem się to tak zalepiało i jeden [raz] na miesiąc dostawałyśmy taki [list].

  • Na jaki adres pani pisała do swoich rodziców? Do Warszawy?


Tak, ja do Warszawy, no bo już wtedy oni byli w Warszawie.

  • Na przykład w październiku albo w listopadzie, w grudniu?


Nie, to na wiosnę myśmy te listy, pamiętam, jakoś [wysyłali]. Ale już w tej chwili trudno mi jest tak dokładnie powiedzieć czas.

  • Kto wyzwolił pani obóz, jakie wojska?


Amerykanie. Amerykanie nas oswobodzili.

  • Dostałyście do wyboru: powrót do Polski albo zostanie w armii? Jak to wyglądało?


Byłyśmy w obozie i nagle słyszymy, że jakieś wojsko maszeruje. Wychodzimy, a to Amerykanie byli. Oni nie wiedzieli, kto my jesteśmy, bardzo się zdziwili.

  • Kobiety…


Tak. No ale u nas, znaczy komendantka znów… Była jedna u nas dziewczynka, ona była córką dyplomaty w Berlinie przed wojną i ona znała dobrze angielski i niemiecki. Angielski znała i dowiedzieliśmy się, kto oni są, i oni się dowiedzieli, kto my jesteśmy. Tak że to było trochę takie… No ale to była już radość, już wiedzieliśmy, że swoboda, że jeść będzie zaraz więcej. No tak bardzo po ludzku myśleliśmy. To był miły… To było w kwietniu chyba.

 

  • W jakim obozie wtedy pani była?


Chyba w Altenburgu, ale nie jestem pewna. Albo w Burgu, albo w Altenburgu. Ja już teraz czuję te moje dziewięćdziesiąt lat jednak.

  • Co dalej się z panią stało? W jaki sposób pani się dostała do 2 Korpusu?


Nie no, myśmy ciągle były w armii, jako armia wyszliśmy z tej niewoli i w Niemczech, właśnie jak to było, zaraz… Aha, w Niemczech przewieźli nas do Włoch, tam gdzie był Korpus generała Andersa, stacjonował wtedy we Włoszech. I myśmy byli wcieleni w armii generała Andersa.

  • Jak tam wyglądało pani życie?


Zachłystywaliśmy się wolnością i tym, że można nie być głodnym. Cudny był klimat tam we Włoszech, akurat ten okres roku i… No, jak inaczej można… Byliśmy zadowoleni, były różne imprezy, różne spotkania. Ludzie się szukali, rodziny, między wojskiem tak. To właściwie wszystko, co mogę o tym powiedzieć.

  • Pani poszła tam do szkoły?


Nawet jeszcze w Niemczech tam parę tygodni zaczęłyśmy gimnazjum, a potem we Włoszech.

  • To było zorganizowane?


Tak, zorganizowane przez generała… Generał Anders bardzo się martwił o młodych ludzi, którzy mieli przerwaną edukację, i bardzo to było bardzo dobrze zorganizowane. Myśmy były w Porto San Giorgio, była szkoła nasza, dziewcząt, a chłopcy mieli w Sarnano, to takie górskie okolice, góry, w górach więcej, we Włoszech. Potem matura była i potem chłopcy nasi już do Anglii jak przyjechali, musieli trochę wypolerować swój angielski język i na uniwersytety angielskie dużo się dostało.

  • Do którego roku była pani we Włoszech?


No właśnie, którego roku? Czterdziesty siódmy chyba, bo w czterdziestym ósmym wyszłam za mąż, dlatego tak mi się zdaje, że…

  • Gdzie pani pojechała z Włoch?


We Włoszech byliśmy cały rok.

  • I potem z Włoch?


Do Anglii nas przewozili.

  • I ciągle była pani w armii, w Anglii też?


Ciągle w armii, ciągle jeszcze w armii.

  • Na czym polegały pani obowiązki wojskowe?


Myśmy mieli musztrę. Chcieli z nas zrobić jakichś żołnierzy, bo Armia Krajowa nie zajmowała się ćwiczeniami, tylko inne przeznaczenie miała, a tam nas musztrę, dokładnie wszystko, tak jak normalni żołnierze. Chcieli z nas zrobić żołnierzy, jak należeliśmy do tej armii, to… Ale to nie było trudne, nie, tak że to był miły okres.

  • Czy pani miała kontakt ze swoimi rodzicami. Czy rodzice nie namawiali, żeby pani wracała do Polski?


Wręcz przeciwnie. Dostałam list kiedyś, zdziwiłam się, bo często listy były cenzurowane i wykreślane były te… Ale tego jakoś… Nie mogli każdego listu na pewno przeglądać. Było napisane: „Córeczko, żebyś nie wracała do kraju”. Potem, jak się spotkałam z rodzicami, pytam się, czemu mi tak powiedzieli. Powiedzieli, że po mnie dwa razy przychodziły jakieś służby w Polsce – policja czy wojsko, ja nie wiem – i pytali się, gdzie ja jestem, a mama mówiła ciągle, że ona nie wie, gdzie ja jestem. Tyle tylko wiem.

  • Czy pani wyszła za mąż za jakiegoś wojskowego?


No tak, tak. Rok ode mnie starszy.

  • Też Powstaniec?


Nie, nie, on był w armii generała Andersa. Jego rodzina była do Rosji wywieziona, dwa lata siedzieli tam. […] Milion Polaków siedziało tam, masę zmarło. Dzieci… Żadne młode pokolenie nie przetrwało tego. Tam dwa lata był na zesłaniu, jak to oni mówili. Jak się wojna skończyła, to zaczęli ich przewozić do… Ja nie wiem, w Teheranie zdaje się, byli najpierw. Mojego męża dwie siostry były w Nazarecie w gimnazjum w czasie wojny. Tak że to różnie, Polacy wszędzie byli. No a my, w Porto San Giorgio była otwarta szkoła nasza i tam żeśmy chodziły do szkoły, tam maturę zrobiłyśmy. Ja dalej się nie kształciłam, wyszłam za mąż.

  • Kiedy pani wróciła do Polski?


Chyba siedemnaście lat temu, jak nam tutaj dopiero…

  • Ale wcześniej pani przyjeżdżała do Polski w odwiedziny?


Tak. Jak się wyłoniła sytuacja taka, że można było pojechać, to od razu pojechałam, ale to jednak nie było tak szybko, nie. Ja już nie pamiętam tak dokładnie daty, ale wiem, że jak ja… Mama napisała mi, że jakiś list muszę napisać czy oni mieli zapraszający list do mnie napisać, że będę mogła przyjechać, to mój mąż powiedział: „Słuchaj, twoja mama na pewno ma jakieś złe informacje, bo nikt tutaj z Polski nie przyjechał jeszcze”. A jednak tak się stało, że zaczęli… Pozwolenia dawali. Trzeba było mieć pozwolenie, list i wtedy już można było przyjechać. Ale to było już… Trudno mi było powiedzieć, jakie to lata były.

  • Na pewno po pięćdziesiątym szóstym.


No na pewno.

  • Jak Anglicy się odnosili do tych Polaków, którzy zostali w Anglii?


Oni nas musieli przyjąć. Ja nie myślę, że byli zachwyceni tym pomysłem.

  • Czy pani się spotkała z takimi reakcjami Anglików?


Nie, nie, oni nie… Anglicy to są ludzie o trochę innej mentalności od Polaków, tak że… Nie mogli nas nie przyjąć, bo Polacy na wszystkich frontach się o nich bili. Wszystkie Monte Cassina i inne, to po co to było? Przecież woleli Polaków posłać niż swoich tam posłać.

  • No tak, tym niemniej w pierwszej paradzie zwycięstwa Polaków nie było w Wielkiej Brytanii. Czy pani się zetknęła z jakimiś niechętnymi opiniami o Polakach, o sobie osobiście, ze strony Anglików?


Anglicy, ich stosunek do nas?

  • Tak, czy panią coś przykrego spotkało?


Nie, nie. Muszę powiedzieć, że Anglicy to są flegmatycy z natury, taki dość spokojny naród. Oni raczej starali się nas nie obrazić i swoich opinii na nasz temat nie [wyrażać]. Ale zdarzały się momenty, że złościło ich, że mówili, że pracę odbierają, bo Polacy chętnie pracowali za mniejszą opłatą, na początku tak było. Ale to nie było poważne, to nie był problem.

  • Czy pani była jakoś związana ze środowiskiem polonijnym w Anglii?


Tak, jak najbardziej. Nam to Anglicy nawet zarzucali, że zamiast my być jednymi z nich, to myśmy się zupełnie osobno jakoś tak trzymali. Tak oni uważali. W pewnym sensie oni mieli rację, bo tak było, każdy chciał między swoimi być. Na przykład największe skupisko Polaków było w Londynie. Ja też mieszkałam w Londynie przez jedenaście lat, ale później… Mąż pracował blisko lotniska, tak że przenieśliśmy się bliżej, koło Heathrow, tam mieszkaliśmy.

  • Czy pani dom nie został zniszczony w czasie Powstania?


Nie, nie.

  • Rodzice mogli pozostać w tym mieszkaniu po wojnie?


Oni tam już nie wrócili do tego mieszkania, ale mieli prawo wrócić do Warszawy. Bo podobno na początku dużo ludzi chciało do Warszawy jechać i mieszkać, a były jakieś problemy z tym. Ja niedokładnie wiem, jakie, ale moi rodzice jako warszawiacy z dziada pradziada mieli prawo i zaraz wrócili do Warszawy. Bo musieli wszyscy opuścić Warszawę podobno.

  • Tak, tak.


Mnie już nie było tam, tak że ja nie…

  • Czy pani rodzina ucierpiała w czasie Powstania?


Straciliśmy jedynego brata.

  • W czasie Powstania właśnie?


Tak.

  • W jakich okolicznościach zginął? To był pani starszy brat?


Tak, tak.

  • Był żołnierzem też?


No był… Tak, tak.

  • Co teraz, po latach, pani sądzi o Powstaniu Warszawskim? Czy to była dobra decyzja?


mualmm Ja osobiście uważam, że to było, nie powiem „niepotrzebne”, ale za dużą cenę się za to zapłaciło według mojej opinii, za dużo ludzi zginęło. Ale może ja nie mam racji. Mój syn na przykład uważał, że to było bardzo potrzebne, to Powstanie. Ja się z tym niezupełnie zgadzam. Nic żeśmy nie osiągnęli.

Konstancin-Jeziorna, 14 grudnia 2015 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska

Barbara Mula Pseudonim: „Mała” Stopień: kapral Formacja: Batalion „Kiliński” Dzielnica: Śródmieście Północne Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter