Bogusław Górzyński „Sławek”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Bogusław Górzyński, urodzony w 1926 roku w Warszawie.

  • Proszę przedstawić swoje dzieciństwo do wybuchu wojny.

Do wybuchu wojny… To znaczy chodziło się do szkoły powszechnej. Szkoła zniszczona została w 1939 roku.

  • Gdzie mieściła się ta szkoła?

Na Złotej. Sosnowa, Zielna, Wielka, Pańska, Śliska… O! Tam Marszałkowska przecinała, szła, tak że Śródmieście…

  • Tam pan chodził do szkoły?

Do szkoły na Złotą, Złota 51.

  • Ile klas pan skończył?

Sześć klas.

  • Przed wybuchem wojny?

Przed, to znaczy została zniszczona bombą szkoła na Złotej i skończyła się moja edukacja szkolna przy szóstym oddziale.

  • Czym zajmowali się rodzice?

Ojciec mój umarł, kiedy miałem dziesięć miesięcy. Matka miała dwóch synów. Jeden Geniek był… Eugeniusz. To znaczy gestapo przyjechało, bo pewnie był w ZWZ…

  • Przepraszam, jeszcze przed wybuchem wojny?

Przed wybuchem wojny to on na Czerniakowskiej mieszkał. Był portierem w fabryce na Czerniakowskiej.

  • Już usamodzielnił się?

Usamodzielnił się, ożenił się.

  • A siostry pan też posiadał?

Tak jest, dwie siostry, Stasię i Henię.

  • Starsze?

Starsze, jedna była z 1920 roku, druga była z 1922 roku. Kaziek, który rozgonił natarcie tych Niemców, to miał dwadzieścia lat, jak rzucał tymi granatami.

  • Siostry już były samodzielne przed wojną? Mieszkały same?

Nie, razem na Siennej wszyscy na kupie żeśmy mieszkali.

  • Gdzie pan mieszkał?

Sienna 24, między Sosnową a Wielką.

  • Czym zajmowała się mama?

Gospodyni domowa. To ciężko było. Pranie, prasowanie i pięcioro dzieciaków.

  • I w ten sposób utrzymywała państwa?

Tak jest.

  • To znaczy jeszcze jednego miał pan brata?

Geńka, o którym mówiłem, był na Czerniakowskiej portierem. Nieźle mu się wiodło. To znaczy nie był żadnym fabrykantem, ale był dozorcą w fabryce.

  • Tak, a drugi brat?

A drugi, Kaziek. To był młodszy chłopak, miał dwadzieścia lat, on 1924 rocznik.

  • Razem z państwem mieszkał?

Tak jest.

  • Czy pan zetknął się z organizacją harcerską w szkole?

Tak.

  • I należał pan do harcerstwa?

Tak, bo cała młodzież należała. Najsampierw zuchy, później harcerz, lilijka, krzyżyk i koniec.

  • Czym się pan zajmował w harcerstwie? W jakich zajęciach pan uczestniczył?

Byłem… Zbiórki, półkolonie i tak dalej. Jak to przed wojną, przecież wiadomo, jak to było, że byliśmy Europą wysokokwalifikowaną przed wojną, Warszawa.

  • Jak pan zapamiętał wybuch II wojny światowej?

Jak zapamiętałem? Młody chłopak, nie można brać tego pod uwagę. Młody chłopak, to wszędzie mnie było pełno.

  • Czy pana ulica była zniszczona we wrześniu?

Tak.

  • Czy pana dom ocalał?

Nie, dom mój ocalał. Później jak Niemcy weszli, no to Żydów wzięli z ulicy Wroniej na Sienną do sutereny. A nas wzięli na Wronią przy Chłodnej i pięć rodzin mieszkało w pięciu pokojach, a kuchnia była wspólna.

  • Przy ulicy…

Na Wroniej przy Chłodnej, Wronia 47.

  • Czy pana rodzina poniosła jakieś straty w wyniku działań wojennych?

Tak, to znaczy Geniek został wywieziony przez gestapo na Pawiak i to były lata [wczesne] czterdzieste chyba, jak go wywieźli.

  • Czyli później…

Czyli to był pierwszy jeniec… No nie wiem… Pierwsi, którzy tam odbudowali ten koncentracyjny obóz, ten Oświęcim. A to kryli dachy, a to… Bo to stajnie były tych koni, bo to pułk jakiś tam był. Ja młody chłopak, to skąd mogę wszystko wiedzieć.

  • W którym miesiącu on dostał się do niewoli?

W którym go zatrzymali?

  • Tak.

Lipiec.

  • W lipcu 1940 roku?

W lipcu. To był środek lata.

  • Czy pan się orientuje, za co go zatrzymali?

Tak, bo oni przyjechali, gestapo przyjechało po Żyda, po fabrykanta. Dwóch gestapowców [było, jeden] poszedł po Żyda, tego fabrykanta, a jeden był na portierni i sobie przeglądał książki, to, tamto, owo. Siedział u niego w mieszkaniu. Wziął książkę do ręki i w tej książce była gazetka podziemna. On był chyba w ZWZ, bo to był kapral jeszcze, ułan. To był rocznik 1907. […]

  • Czyli prowadził jakąś działalność konspiracyjną w czasie wojny?

Tak, tylko że my nie wiedzieliśmy nic o tym, bo to konspiracja.

  • Pan nie był dopuszczany do tych wiadomości. Został aresztowany i potem…

Na Pawiak.
  • Był więziony na Pawiaku.

Na Pawiaku był krótko. Na Pawiaku od lipca do października czy do września był i później był obóz Oświęcim, to znaczy tam wywieźli.

  • Jak długo był w Oświęcimiu?

Dwa, trzy miesiące wszystkiego był w Oświęcimiu. Przyszło zawiadomienie, że trzeba pięć złotych zapłacić i Niemcy przyślą urnę z popiołami Geńka. No to pięć złotych [zapłaciliśmy]. Przysłali jego kieszonkowy zegarek, przysłali jego spodnie. Takie miał ułańskie spodnie, bo to kawalerzysta był. No i przysłali te jego rzeczy. Pięć złotych to kosztowało, no i koniec na tym. Geńka nie ma.

  • Co się działo z resztą pana rodziny? Z czego państwo żyli w czasie okupacji?

No tak jak mówię, matka na nas pracowała, matka. Pranie, prasowanie, tak że ciężko było.

  • Czy pan pracował, czy też uczył się w czasie okupacji?

To znaczy przed wojną to nigdzie nie pracowałem. Tylko poszedłem do pracy do fabryki firanek na ulicy Dzielnej 91, Szlenkier Wydżga Weyer. Tam jest fabryka firanek. I tam Niemcy zrobili już nie firanki, a osłonę na działa, na artylerię, by upodobnić do obszarów leśnych. Takie siatki robione były. Zamiast firanek to siatki z papieru, to znaczy ze sznurka papierowego było robione i to wagonami na front wschodni szło.

  • Gdzie się mieściła ta fabryka?

Na Dzielnej, Dzielna 91.

  • Kiedy pan zaczął pracować?

To były chyba lata czterdzieste, 1941 to góra.

  • Do Powstania?

Do Powstania, tak do Powstania.

  • Co pan robił w tej fabryce?

Co robiłem? A no takie przynieś, wynieś, pozamiataj, taki chłopak do wszystkiego. Byłem silny, no i… A to bele jakieś pomagałem ładować na furmankę i to się wywoziło na Dworzec Wschodni. Na Okęciu była stacja kolejowa i stamtąd zabierali te siatki ochronne na front wschodni, w ogóle na front.

  • W ten sposób pan pomagał mamie w utrzymaniu domu.

Tak, pomagałem w utrzymaniu.

  • Kto jeszcze z państwem mieszkał w domu oprócz pana?

No Kaziek był, Henia i Stasia.

  • Aha, czyli jeszcze trójka rodzeństwa.

Tak, ja byłem czwarty, a Geniek to już się usamodzielnił. To znaczy jego już nie było, bo on poszedł do Oświęcimia i tam został zamordowany, a napisali, że umarł na serce, tak jak oni zwykle pisali.

  • Czy w czasie okupacji zetknął się pan z jakąś organizacją konspiracyjną?

Nie, za młody byłem.

  • A może ktoś z rodziny, to znaczy ten jeden brat na pewno?

Ten jeden brat, Geniek, na pewno był… Bo tu jego fotografia jest z 1936 roku. Był podoficerem ułanów, to na pewno był.

  • Reszta rodzeństwa prawdopodobnie nie działała w jakichś tajnych organizacjach?

Nie, dziewuchy nie. Kaziek tak.

  • Czy zetknął się pan z prasą tajną, z gazetkami w czasie okupacji?

Nie, za młody byłem. Miałem ile? Czternaście, piętnaście lat. Znalazłem się z ulicy Wroniej, na Marszałkowskiej przy Hożej i już się do mieszkania na Wroniej nie mogłem dostać.

  • To znaczy wybuchło Powstanie?

Wybuchło Powstanie, tak.

  • Mówi pan o wybuchu Powstania, a rodzina pozostała na Wroniej?

Na Wroniej.

  • Jak wyglądały pierwsze dni Powstania? Co się z panem działo?

Pierwsze dni Powstania to byłem na Wiejskiej, przyleciał podchorąży i szedł Leski jako porucznik i zbierał ludzi.

  • Pan znał wcześniej kogoś, kto by pana wciągnął do tego oddziału?

Nie, to ochotniczo, wszystka młodzież szła ochotniczo.

  • I wtedy pan spotkał…

Tak jest, spotkałem Leskiego, który był wtedy podporucznikiem.

  • I pana zachęcił, żeby wstąpić?

Tak, żeby wstąpić i wstąpiłem do tego wojska, do Armii Krajowej przecież i byliśmy na Wiejskiej, tam żeśmy bronili do końca.

  • Jaki to był oddział, jak się nazywał?

To był Batalion „Miłosz”, a kompania „Bradla”, a pluton to był „Truka”. Austriak, ale bardzo dzielnie walczył, bardzo dzielnie walczył jako Powstaniec.

  • Kto był pana bezpośrednim dowódcą?

Bezpośrednim dowódcą to był podchorąży. Sekcja była, było nas dziewięciu czy dziesięciu i podchorąży „Andrzej”…

  • Pamięta pan nazwisko?

Nie, nazwisko to nie znam. Jego pseudo było „Andrzej”.

  • Czy dużo było żołnierzy w pana oddziale?

No dużo było, dużo było. Jeśli chodzi o oddział, to dużo było. Bo kompania liczyła zawsze ponad stu, a nawet w czas wojenny to było nawet i sto osiemdziesiąt ludzi. To nie były czasy pokojowe, tylko… Sto osiemdziesiąt ludzi, a nawet i dwieście, bo przecież ochotników nie owało, żeby Niemca lać. Tylko nie było czym.

  • Czyli którego mógł pan wstąpić do tego oddziału?

Na drugi dzień.

  • Drugiego sierpnia już pan jest w tym oddziale.

Tak.

  • I znajduje się pan na ulicy…

Hożej.

  • Przy ulicy Hożej. Potem jaki był rejon działania tego oddziału?

Ulica Wiejska, sejm, YMCA.

  • Później w rejonie budynku YMCA, ale to już później, nie w sierpniu.

Tak.

  • Jak pan wspomina dowódców?

Miło, w porządku.

  • To znaczy wszystkich? Który szczególnie utkwił panu?

To ja byłem szczawik. Ile miałem? Osiemnaście lat. To nie wiedziałem jeszcze, jak to wszystko się przedstawia. Dostałem parę granatów, no i postawili mnie na posterunku. „Jak będą Niemcy atakować, to weź sobie odlicz 121, 122, 123 i rzucaj. Zawleczkę wyciągasz i rzucaj”.

  • Gdzie pan miał ten posterunek, gdzie pana ustawili?

Ten posterunek wychodził na ulicę Senacką. To były piękne bloki za okupacji na Wiejskiej, Wiejska 18–16, piękne bloki na Wiejskiej.

  • I tam było pana stanowisko?

Tak, tam był „Truk”, tam był Leski, tam był adiutant pułkownika Cergowskiego, Roman. Władysław Roman, też nie żyje już.

  • Pana uzbrojenie ograniczało się do tych granatów?

Tak jest, a później po służbie obiadek, kolacja, no i służba jak to w wojsku.

  • No właśnie, może wróćmy do tego życia…

Wojskowego.

  • Jeszcze w oddziale może. Jak wyglądały noclegi, wyżywienie?

Wyżywienie kiepskie było, bo nie było co jeść. Trochę przynieśli tego zboża od Haberbuscha i na maszynce te sanitariuszki kręciły i zupę taką robiły. Krupnik czy inną jakąś zupę, łusek pełno, ale jak człowiek głodny, to konia z kopytami młody chłopak by jadł. Więcej się pluło, jak się zjadło. Nazywali to zupą „pluj”.

  • Czy był dostęp do wody?

Tak, był dostęp. Oni bali się bombardowań, bo to naprzeciwko siebie. To były metrowe, dwadzieścia, trzydzieści metrów jeden od drugiego był, Niemcy od nas. Izba Przemysłowo-Handlowa, podkop tam się zawalił, bo był źle robiony. Zawalił się, bo mieli zajść od tyłu ich w tym sejmie.

  • A noclegi jak wyglądały?

Dobrze, bardzo dobrze. Mieszkało się na pierwszym piętrze, kwiaty wszędzie. Niemcy pomidory wystawiali w budynku YMCA na oknach, żeby dojrzewały. Bo były ogrody głuchoniemych, plac Trzech Krzyży, to tam był obszar dość duży. I pomidory, i kartofle swoje, włoszczyznę swoją mieli. Tak że z jedzeniem było bardzo kiepsko.

  • Był czas na odpoczynek?

Tak.

  • Miał pan jakiś kontakt z rodziną w tym czasie czy nie?

Kontakt z rodziną… Dostałem przepustkę, to rodzina moja została stamtąd ewakuowana przez wojsko, przez polskie wojsko, akowców, bo nacierali i zajęli tereny, podpalili dom i oni musieli na Pańską uciekać do ludzi. Później zajęli Pańską Niemcy, to trzeba było na Złotą wiatrować. Na Złotej siedziała moja matka z dwoma córkami, Kaziek był u „Zaremby-Pioruna”, ja znowuż byłem u Leskiego w kompanii, no to dostałem przepustkę. Przyszedłem na Złotą…

  • Kiedy to mniej więcej było?

To było gdzieś… Ja wiem? Dwudziestego sierpnia… Pod koniec sierpnia to było. Dostałem przepustkę, matkę spotkałem, siostry spotkałem na Złotej u znajomych w suterenie, bo się nie siedziało na piętrach, tylko w piwnicy się siedziało.

  • Pan mówił o bracie. Gdzie brat walczył?

U „Zaremby-Pioruna”.
  • W jakim rejonie?

Tu są napisane przed dowódców wnioski odznaczeniowe Krzyżem Walecznych. „Kazimierz Górzyński wstrzymał na trasie plutonu nieprzyjaciela w sile około czterdziestu przez obrzucenie atakujących Niemców granatami, zabijając czterech Niemców, reszta wycofała się. Ranny w tej akcji, zmarł przed operacją, dzielny i odważny strzelec, dając przykład bohaterstwa innym. Zginął 27 sierpnia 1944 roku”.

  • Sierpnia?

Nie sierpnia tylko września, 5 września… 4 września, 5 września, nie wiem. Tyle lat minęło. […]

  • A siostry były razem z mamą?

Tak jest, na ulicy Złotej.

  • Przez cały czas Powstania przebywały razem z mamą?

Tak, cały czas.

  • Po tej przepustce pan wracał?

Musiałem wrócić do oddziału. Kiedy się dowiedziałem o śmierci brata, to matce nic nie mówiłem, bo to starsza kobieta. Nie można takich rzeczy mówić. Geńka nie ma, Kaźka nie ma, nie można powiedzieć.

  • Czyli dwaj bracia zginęli w czasie wojny?

Dwaj w czasie wojny. Nieopatrznie dowiedziała się po wysiedleniu dopiero w 1945 roku w zimie, bo myśmy wyszli… To znaczy ja jako młody chłopak to nie poszedłem do niewoli, nie poszedłem. Nikt nie był w niewoli z młodych chłopców. Dowództwo powiedziało: „Idźcie sobie, zwalniajcie się i idźcie, gdzie was nogi poniosą”.

  • Czy potem jeszcze pan miał jakiś kontakt z rodziną, po tym spotkaniu, gdy pan miał przepustkę, czy już nie było żadnego?

Nie, już nie było.

  • Już nie było, tylko wtedy udało się panu spotkać?

Tak.

  • Wraca pan z powrotem do oddziału, czyli na ulicę?

Wiejską, ulica Wiejska 16/18. Dwa eleganckie domy, do dzisiaj stoją.

  • Czy pan tam widział akcje bojowe swojego oddziału i na czym one polegały?

Na czym polegało? Że na przykład YMCA się broniła, bo byli dobrze uzbrojeni.

  • Ale czy wcześniej jeszcze jakieś były operacje?

Tak, z sejmu Niemcy wypady robili.

  • Na państwa pozycje?

Tak, granatniki były przecież tam. Dużo ten granatnik narobił. Obiad kucharz szykował, granatnik wpadł do mieszkania… Granaty były dość duże, bo to się wsadzało, to leciało. Wpadło przez okno do mieszkania, zupy nie było, wszystko zrujnowane, poranione ludzie i koniec. Ja byłem ranny.

  • Kiedy pan był ranny?

Na początku września… Pod koniec sierpnia w nogę. To był szpital dla lekko rannych, Aleje Ujazdowskie.

  • To po ataku na budynek YMCA czy jeszcze przed atakiem?

Po ataku.

  • Czyli prawdopodobnie we wrześniu.

Tak jest.

  • A w sierpniu znajdował się pan przy ulicy Wiejskiej, brał udział w odpieraniu ataków niemieckich, tak jak pan mówił?

No tak. To znaczy oni przychodzili, chcieli zdobyć to, ale nie udało się, bo zawsze odpierani byli ogniem. Bo żeśmy swoje pozycje utrzymali do kapitulacji, do 1 października. Żaden Niemiec nie wlazł nam na ulicę Wiejską. Owszem, siedzieli w sejmie, w budynku YMCA już nie, bo YMCA została zajęta i koniec.

  • Może teraz przejdźmy do ataku na budynek YMCA, bo to takie bardzo ważne wydarzenie. Czy pan może opowiedzieć o tym ataku? Czy był przygotowany ten atak?

Niemiec pomylił się, chciał zrzucić bombę na nas, ale że to były bliskie budynki, zrzucił pod budynek YMCA. Drzwi wywaliło w budynku YMCA i trzeba było krzyczeć… Każdy łapał co miał, karabin, pistolet, szmajsera i leciał tam, no leciał, bo przecież trzeba było zdobyć ten budynek YMCA.

  • Kto dowodził tym atakiem na budynek YMCA?

Kto dowodził? Tam byli podchorążowie, był podchorąży „Andrzej”, był podchorąży „Dewajtis”, porucznik „Reda” z Książęcej… Później Leski też przecież był. Niewyspany szedł, szedł, szedł, basen był i taki zaspany był, że wpadł do tego basenu. Tak mu się spać chciało, biedakowi.

  • Kiedy się zaczął ten atak, o której godzinie mniej więcej? Czy to było w nocy?

Nie, to nie było w nocy, to było w dzień. Po południu to było czy jak… Już nie pamiętam, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat prawie.

  • Którego dnia? Początek września.

Tak, początek września. To było chyba pierwszego czy drugiego… Nie wiem dokładnie, trochę minęło tego czasu.

  • Jaki był pana udział w tym ataku?

Mój udział… Miałem karabin, leciałem tak jak wszyscy. Zajęliśmy to.

  • Ale pan wcześniej jakąś broń otrzymał?

Tak, karabin.

  • Kto panu przekazał tą broń? Jaki to był karabin, czy pamięta pan?

Mauzer niemiecki.

  • Jak wyglądał atak?

Jak wyglądał? To nie był atak, tylko Niemcy już zobaczyli biegnących ludzi. Była słaba załoga w tym… Nie wiem, ilu ich tam było. Trochę „ukraińców” było, bo na przykład jeden z moich kolegów zderzył się z „ukraińcem”. Zapaliła się odzież, bo miał butelki z benzyną, właśnie ten kolega. Zapalił się „ukrainiec” i zapalił się Powstaniec. Ale że on był o rok młodszy ode mnie, to tak go ta skóra paliła, że on nie mógł po prostu płakać, bo to nieładnie płakać. Taki dzielny był, że ta sanitariuszka musiała pójść na Wiejską po lek jakiś, żeby ten ból uśmierzyć, bo przecież był strasznie poparzony ten człowiek przez tą benzynę. No zderzyli się, nie wiadomo jak, wybuchła, koniec.

  • Czy jeszcze pan o swoim udziale w tym ataku może powiedzieć?

Raczej już nie, bo zajęliśmy i dostaliśmy obiad, bo tam było pożywienia trochę. Niemcy zostawili, bo wiali jak diabli, wiali do sejmu.

  • Ile czasu mógł trwać ten atak, zajmowanie tego budynku?

To raz dwa. Jak przyleciał porucznik i mówi, że bombę zrzucił lotnik i drzwi wywaliły. Drzwi były zabarykadowane i drzwi stoją otworem, więc trzeba atakować i wtedy atak się udał. Ci Niemcy, co byli, to do góry pazury wzięli i [poszli] do niewoli.

  • I to nie była jakaś duża załoga?

Nie, to nie była duża załoga.

  • A siły powstańcze, czy było wielu było tych atakujących?

No bo ja wiem? Ze trzydziestu, czterdziestu.

  • Pan był w tej grupie, która wtedy atakowała?

[Może w sile] plutonu, nie wiem. Wszyscy lecieli, żeby tej broni trochę zdobyć, a tam figę. Tam nie było tej broni.

  • Co później się z panem działo? Czy pan wtedy był ranny? Pan wspominał.

Ranny.

  • W czasie tego ataku pan został ranny?

Tak jest, noga. Szkło okienne, granatnik. Bo się bronili, bo oni tam też mieli swoje granatniki.

  • To było poważne zranienie?

Nie, to był szpital dla lekko rannych. Byłem wszystkiego półtora tygodnia w tym szpitalu. Lekko ranny.

  • Potem pan wrócił do oddziału?

Tak jest.

  • To znaczy wrócił pan do gmachu YMCA?

Nie do gmachu YMCA, tylko na Wiejską pod numer 16/18, tam gdzie kwaterowaliśmy.

  • Później co się działo?

Później kapitulacja.

  • Ale we wrześniu jeszcze. Bo tutaj mówiliśmy o zdobyciu budynku YMCA, potem pan jest w szpitalu. A później jeszcze do końca…

Do końca, kapitulacja.
  • Ale do końca września…

Tak, do końca.

  • Pan był na ulicy Wiejskiej?

Tak, na Wiejskiej.

  • Cały czas przebywał pan na Wiejskiej?

Tak, do 1 października.

  • Czy jeszcze były jakieś akcje bojowe w tym czasie, czy tylko obrona?

Tak, oni próbowali z Izby Przemysłowo-Handlowej, atakowali. Tam był pluton podporucznika „Truka” (pseudo „Truk”) i tam bronili. Oczywiście mieli karabin maszynowy i ostrzeliwali okna w tej Izbie Przemysłowo-Handlowej. Tak że Niemcy też nie potrafili tak nosa wystawiać sobie, bo bali się, że zostaną ranni, zabici.

  • Pan nie uczestniczył już w tych akcjach, czy też?

Tak.

  • Do końca września?

Do końca.

  • Miał pan kontakt z ludnością cywilną w tym czasie, w tamtym rejonie?

Nie.

  • Tam nie było cywili?

Nie, bo to była dzielnica folksdojczy.

  • To była dzielnica niemiecka i nie było ludności cywilnej. Pan opowiadał o życiu oddziału. Czy spotkał pan jakieś przejawy życia religijnego, modlitwy?

Tak jest.

  • Czy kapelan może był, jak to wyglądało?

Tak, wieczorem modlitwa na rozkaz. Po modlitwie był…

  • Czy kapelan też był w tym oddziale?

Był.

  • Czy pan pamięta jego nazwisko?

Pseudo „Biblia”, tylko nie wiem nazwiska. Trudno mi powiedzieć, tylko „Biblia”. Nie wiem.

  • Pan na Wiejskiej był do końca września, już do kapitulacji?

Do kapitulacji, 1 września nastąpiła kapitulacja.

  • Co się dalej z panem działo? Ale nie 1 września, tylko jesteśmy do końca września?

Do końca.

  • Czyli kapitulacja to jest trochę później. Teraz co się z panem działo i z pana kolegami?

Normalnie żeśmy tam byli do… Kapitulacja nastąpiła i zdawanie broni, zaprzestanie walki.

  • Czyli 2 października?

Tak, zaprzestanie walki, no i oddział sobie wyszedł do niewoli. Rzucili broń do kosza pod Politechniką. Ja już nie byłem wtedy, byłem młody chłopak. Mnie puścili do domu. „Idź sobie, człowieku, do matki”.

  • A inni, starsi poszli?

A starsi poszli.

  • Razem z dowódcami?

Z dowódcami. Pułkownik i adiutant.

  • Kiedy pan już opuścił ten oddział i starał się przedostać?

No kiedy? Pierwszego października.

  • Pierwszego października pan odszedł?

Tak, w dniu kapitulacji.

  • W jaki sposób pan wydostał się z Warszawy?

Na Dworzec Zachodni nas pędzili ze Śródmieścia 5 października i na Dworcu Zachodnim warsztaty kolejowe były i tam tysiące ludzi było, tych warszawiaków na podłodze, bo tam remontowali…

  • Czyli pan wyszedł z ludnością cywilną?

Z tymi tysiącami ludzi… Później wagony podstawili, wagony odkryte. Węglarka na przykład została podstawiona, no i deszczyk sobie rosił. Szwagier, koledzy jego…

  • Kiedy pan spotkał szwagra, gdzie?

Szwagier też był w oddziale.

  • Razem z panem był?

Tak, też był w oddziale, tylko że…

  • Jak się nazywał szwagier?

Heniek Zaborowski.

  • Razem panowie byli od początku w tym oddziale?

Tak jest… Nie żyje.

  • Jakie były dalsze pana losy?

Wsadzili nas do pociągu, do towarowego. No i pociąg nie odchodzi, parowozy, tysiące ludzi. Niemcy już mieli tyle tego narodu warszawskiego w bród, że oni nie pilnowali zanadto nas i trzeba było wiać stamtąd, z tego pociągu. I żeśmy zwiali stamtąd. Matka, siostry, ja, Heniek, no i…

  • Ale przepraszam, to jeszcze były inne osoby z rodziny pana?

Heniek był.

  • No to tak, a jeszcze pana mama i siostry. Kiedy się dołączyły?

Jedna siostra później wyszła, a Henia była młodsza, to wyszła z Heńkiem.

  • Ale gdzie siostra przebywała, że mogła się z tym mężem spotkać i razem opuścić Warszawę?

No gdzie? Na Złotej.

  • Czyli się spotkali, ale się spotkali już…

Tak, w dniu kapitulacji, kiedy Warszawa konała.

  • Kiedy państwo uciekli z transportu?

Uciekliśmy zaraz, jednego dnia… To był dzień, godzina czwarta, trzecia po południu. Podstawili, tak jak mówiłem… Wartownika niemieckiego nie widziałem, nikt nie pilnował i trzeba było chodu…

  • W jakim rejonie pan uciekł?

Żeśmy szli do Nowego Miasta, w stronę Nowego Miasta. Tam podobno była jakaś dalsza rodzina Heńka.

  • Tak, ale gdzie pan uciekł? W rejonie Pruszkowa z tego pociągu?

No to do Brwinowa. Najbliżej Brwinów i później z Brwinowa jeszcze dalej, jeszcze dalej, aż żeśmy zaszli do Nowego Miasta. W Nowym Mieście…

  • Czyli w Pruszkowie pan nie był?

W obozie nie.

  • Tylko wcześniej pan uciekł.

Tylko właśnie w tej hali takiej, gdzie wszystkich warszawiaków pędzili do tej hali. Tam pociągi podstawiali i wywozili do Częstochowy, do Krakowa.

  • Kiedy to było? W październiku?

Październik to był, piąty, szósty października, bo myśmy piątego wychodzili.

  • A później pan dotarł do Nowego Miasta.

Tak jest, i tam u chłopa żeśmy siedzieli.

  • To znaczy cała rodzina pana?

Cała rodzina to nie, tylko siostra Henia, Heniek, ja.

  • A druga siostra?

A Stacha to wyszła ze swoim, bo ona była tancerką, ona tańczyła i wyszła ze swoim partnerem. Bo ona miała dwadzieścia lat i miała prawo… Czy tam ile, dwadzieścia parę lat. Ona wyszła później i trafiła do obozu niemieckiego, do fabryki broni i tam wyzwolili ich Amerykanie. Ona [mieszkała] we Włoszech, Wielka Brytania i tak dalej. W 1947 roku wróciła dopiero.

  • Czyli była…

U Andersa.

  • Czym pan zajmował się w Nowym Mieście? Pracował pan?

Nie, tam nie było pracy, tam było tylko siedzenie i wszy.

  • W jaki sposób państwo się utrzymywali?

To chłop dawał trochę jedzenia, zsiadłego mleka, kartofli. Chłop.

  • Jak długo państwo tam przebywali?

Niedługo, to znaczy 17 stycznia była Warszawa zdobyta. Jak została ta Warszawa zdobyta, to myśmy 2 lutego już na Matki Boskiej Gromnicznej szli do Warszawy na piechotę.

  • Ile czasu trwała taka podróż?

Dwa dni żeśmy szli z Nowego Miasta, sto kilometrów. Trochę samochodem, trochę na piechtę, trochę tak, doszliśmy.

  • Czy spotkał pan Rosjan w czasie wyzwalania?

Tak.

  • Jakie pan ma wspomnienia?

Złe.

  • Dlaczego?

Złe, bo proszę sobie wyobrazić, że prowadzą jeńców niemieckich, było ich może ze stu. Prowadzą ich Sowieci, to znaczy kozacy, tą wioskową drogą. Wyjął nagan i piątego zastrzelił, widziałem z okna. W łeb mu strzelił. Później mi mówi, żebym tam poszedł i wpierw… Obrączkę ten Niemiec ma na palcu, żebym ją zdjął. No gdzie? Pojęcie miał ten człowiek, ten kacap.

  • Do Warszawy wracali państwo wszyscy, cała rodzina?

Rodzina to nie, bo Kazik został pochowany na Poznańskiej.
  • No tak, to wiemy. Ale ci, którzy ocaleli?

Na Poznańskiej… Wrócili tak: Henia, mama i ja… I Heniek oczywiście! Mąż jej.

  • Jaką zastał pan Warszawę i dokąd pan wrócił?

Na Świętokrzyską.

  • Nie do swojego domu?

Nie, nie było, mojego domu już nie było. Tylko tam [szliśmy], gdzie można było się zatrzymać, gdzie był jeszcze jakiś nocleg. To Świętokrzyska 12, przy Nowym Świecie. Dzisiaj tam jest bank jakiś, skarbu czy coś takiego. Nie wiem dokładnie, Świętokrzyska 12. Bardzo ładna dzielnica była.

  • Pan tam zamieszkał z rodziną?

Tak. Dobre powiedzenie – zamieszkał. Siedziało się, dykta w okna i koniec.

  • Jakie były dalsze pana losy?

Do roboty musiałem iść. Warszawa, odbudowywanie.

  • Gdzie się pan zatrudnił?

Arsenał na ulicy Długiej. Było takie przedsiębiorstwo: Boże Odbuduj Stolicę, to znaczy BOS. Nie wiem, czy słyszeliście o takim przedsiębiorstwie? Biuro Odbudowy Stolicy – i tam żeśmy pracowali przy odgruzowywaniu.

  • Pan się zajmował odgruzowywaniem?

Odgruzowywaniem. Później…

  • I długo pan pracował? W jakich rejonach pan odgruzowywał Warszawę?

To znaczy Warszawę to dość długo się robiło. Wyrobiłem sobie prawo jazdy, zostałem kierowcą, no i gruz się wywoziło z tych ulic warszawskich na Stadion Dziesięciolecia. Tam się ten gruz wywoziło i na gruzach ten cały stadion stał. Tylko to już dalszy [etap].

  • Długo pan pracował tam?

Długo.

  • To znaczy ile lat?

Około dwudziestu lat i zachorowałem, wylew krwi do mózgu miałem. Wracałem samochodem, już byłem blisko Warszawy, niedobrze mi się zrobiło w Miłośnie. Wyszedłem z tego wozu wymiotować, tak jak to przy tym wylewie. Później wszedłem do tego samochodu, bo to był dość duży samochód, dwudziestotonowy. Łóżko było, położyłem się. Byłem zdrowy, przetrzymałem. Milicja jechała, pytają się: „Szofer, dlaczego nie jedziesz nigdzie? Dlaczego stoisz?”. – „Ano chory [jestem]”. Milicjanci zadzwonili po pogotowie, przyjechało pogotowie, na Grenadierów mnie do szpitala. „Wykapać się i do łóżka”. Punkcja, leżałem w szpitalu około miesiąca. Wyszedłem z tego szpitala, dostałem drugą grupę. Żadnych samochodów, nic nie można było…

  • Musiał pan zmienić zawód?

Tak, musiałem zawód zmienić.

  • Gdzie później pan pracował?

W Uniwersum, to jest taka firma, która pilnuje obiektów, wszystkiego.

  • Jeszcze chciałam zapytać, czy po wojnie był pan prześladowany za swoją działalność akowską w czasie Powstania?

Nie miałem, nie byłem aresztowany. Ale dużo kolegów zastało na Sybir wywiezionych. Ale mnie moja siostra, żeby nie było żadnych dokumentów, to do ubikacji wrzuciła, podarła, wyrzuciła.

  • I zostały zniszczone.

[Siostra chciała], żeby moja legitymacja akowska została zniszczona, żeby mnie, broń Boże, nie wzięli na ten Sybir. Ja wiem, dokąd oni brali? Na rozstrzał? Nie wiem.

  • Czy utrzymuje pan jakieś kontakty z kolegami z oddziału, czy jeszcze żyją?

Tak, na Długiej mamy takie pomieszczenie, Długa 20. Ale już rok czasu, przeszło rok czasu nie mogę chodzić i nie mogę kontaktów mieć z nimi. Występowałem zawsze w tym oddziale z chorągwią jako najmłodszy, dobrze wyglądający człowiek, no i z dowódcą i tak dalej, który z naszych towarzyszy uzbierał… To znaczy poczet sztandarowy. Ryszard Zieliński, na przykład był taki. Później był Stefan Włodarczyk. Ryszard Zieliński może coś mówi, on dostał nominację z Muzeum Powstania Warszawskiego, z porucznika na kapitana dostał. Później umarł. Wzięli go do przytułku, można powiedzieć, czy coś takiego i tam wykończył się. Na Bródnie pochowany. Byłem na tym pogrzebie jako sztandarowy.

  • Dowódcy jeszcze żyją?

Już nie. Leski nie żyje. Władysław nie żyje, ten Roman.

  • Jak pan wspomina dowódców, Leskiego na przykład?

Dobrze. Leski bardzo inteligentny człowiek. Książka… Oficer, generał niemiecki potrafił… Nie wiem, czy czytaliście tę książkę. Bo o Kaziu Leskim to można by było film nakręcić. To był taki bohater, że on wał atlantycki jechał kontrolować, a był w wywiadzie akowskim porucznikiem. Złodzieje warszawscy dokumenty wzięli generała, ukradli temu generałowi. No i jak to wywiad polski, tak się stało. Tak że film o nim niesamowity byłby. Bohater narodowy.

  • A inni dowódcy?

Tego nie mogę powiedzieć o pułkowniku „Sławborze”, bo to był dowódca, który całym Śródmieściem Południe dysponował. Tylko mogę powiedzieć o Leskim, mogę powiedzieć o „Truku”, mogę powiedzieć o takim na przykład od telefonów… On się nazywał… Trudno mi powiedzieć… Dowódca. Trudno mi powiedzieć, już teraz zapomniałem…





Warszawa, 2 lipca 2012 roku
Rozmowę prowadziła Elżbieta Trętowska
Bogusław Górzyński Pseudonim: „Sławek” Stopień: strzelec Formacja: Batalion „Miłosz”, kompania „Bradla” Dzielnica: Śródmieście Południowe

Zobacz także

Nasz newsletter