Filip Trzaska „Siedlecki”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Filip Trzaska, urodziłem się faktycznie 16 grudnia 1919 roku, ale w dokumentach mam niestety skrzywione daty, bo wykazali w dokumentach, że się urodziłem 26 grudnia 1919 roku.

  • Gdzie się pan urodził?

Urodziłem się we wsi Łęczna.

  • Pan miał jakiś stopień w czasie Powstania Warszawskiego?

Nie musiałem, bo byłem cywilnym działaczem.

  • Wojskowy stopień.

Podporucznik.

  • Proszę powiedzieć o latach przedwojennych, o swojej rodzinie.

Rodzina mieszkała najpierw na terenie wsi Łęczna, potem się z tego zrobiła Nowołęczna w Nowym Dworze Mazowieckim. Ojciec był z zawodu szewcem, ale potem zrobił z siebie handlarza i zajmował się handlem wędlinami. Nowy Dwór był zagłębiem wędliniarskim i oboje rodzice wozili wędliny do Warszawy, rozwozili je po tak zwanych gospodach, to znaczy po sklepach spożywczych. Jako chłopak do szkoły powszechnej chodziłem w Nowym Dworze Mazowieckim, bo tak się wtedy szkoły nazywały, nie było podstawowej szkoły, tylko była powszechna.

  • Miał pan rodzeństwo?

Owszem, siostrę Krystynę, która jest w wieku mojej żony, to znaczy w 1924 roku się urodziła, tylko moja żona urodziła się w grudniu, a siostra Krystyna urodziła się w marcu.

  • Jak pan pamięta Nowy Dwór przed wojną, jakie to było miasto?

Wspaniałe, dlatego że był w jednym miejscu nasz kościół parafialny, gdzie służyłem do mszy. Miałem różne przygody, bo byłem mały. Jak niosłem trybularz, to węgle mi się wysypały na dywan, ale to już inna sprawa. Natomiast sam Nowy Dwór to było dla mnie piękne miasto, bo był kościół z jednej strony, potem był piękny park i po drugiej stronie był zbór ewangelicki. Szkoła była dla mnie ważna, dlatego że pierwsze szlify języka niemieckiego dostałem w Nowym Dworze Mazowieckim. Był taki Niemiec, Rase nazywał się, wdrażał nam język niemiecki dosłownie ołówkiem w głowę, Komm – w głowie mi to wykręcał. To była doskonała szkoła i bardzo sobie mile Nowy Dwór Mazowiecki wspominam. Co prawda były niewygody, bo potem rodzice przenieśli się do Legionowa. Hrabia Potocki parcelował swoje grunty i w ramach parcelacji ojciec wykupił, ale już z drugiej ręki, działkę budowlaną w Legionowie. Potem już jesteśmy związani z Legionowem, bo to była nasza jakby druga ojczyzna, ale pierwszy okres jeździłem z Nowego Dworu pociągiem na Pragę do depo kolejowego, czyli parowozowni, i stamtąd piechotą, wzdłuż muru, szło się do naszej szkoły, do ulicy Jagiellońskiej. Szkoła moja to jest Władek IV, to znaczy ulica Zygmuntowska róg Jagiellońskiej. Przed wojną to była ulica Zygmuntowska, teraz to jest nie wiadomo jaka, Świerczewskiego, potem po Świerczewskim…

  • Do liceum pan chodził?

Nie znam słowa liceum, nigdy do liceum nie chodziłem, chodziłem do normalnego, ośmioklasowego gimnazjum. Nie znam słowa liceum i nie chce znać, kocham gimnazjum.

  • To było gimnazjum Władysława IV?

U Władysława IV na Pradze, vis á vis cerkwi, ogromny carski gmach to było moje gimnazjum.

  • Jak pan pamięta wybuch wojny, wrzesień 1939 roku?

Byłem chyba w podchorążówce, wojna zaskoczyła mnie w wojsku.

  • Pan po maturze poszedł do podchorążówki?

Do podchorążówki, wszyscy po maturze szli do podchorążówki.

  • To był jakiś obowiązek?

Kto chciał się dalej kształcić, to musiał odbyć podchorążówkę, bo na wyższe studia można było [iść] tylko po zakończeniu gimnazjum. Wybuch wojny zastał mnie w wojsku, bo byłem w czynnej służbie wojskowej. Mój macierzysty oddział to był III Batalion Strzelców w Rembertowie. Stamtąd pomaszerowaliśmy na wojnę z Niemcami na Prusy Wschodnie, na odcinku Mszana Dolna – Maków Podhalański.

  • Jak pan wspomina kampanię wrześniową?

Podle, dlatego że przegrywaliśmy wojnę, Niemcy nam dawali łupnia, chociaż były bardzo silne ruchy oporu. Myśmy po prostu walczyli metodą odskoku, myśmy przez cały czas w dzień trzymali stanowiska i walczyli z Niemcami, a jak przyszła noc, tośmy robili odskok, przenosiliśmy się trochę bliżej pierścienia Warszawy. W rezultacie wylądowałem w Warszawie na Pradze, w linii obrony Pragi, czyli byłem w czasie obrony Warszawy w Warszawie, potem się w ogóle przeniosłem do Warszawy z Legionowa.

  • Proszę powiedzieć o działaniach w obronie Warszawy na Pradze. Czy ma pan jakieś wspomnienia z tego okresu?

Mam wspomnienia nie bardzo sympatyczne, dlatego że na przykład ciągle żeśmy słyszeli, że Afrika Korps Rommla [ale Africa Korps powstał w lutym 1941 roku – red.] działał w Afryce – wielki wódz niemiecki, bardzo zdolny taktyk, lis pustyni Rommel w Afryce. Ciągle nam się zdawało, że on ma jakieś macki do nas czy jakieś możliwości. Na przykład gdzieś po drodze, jak myśmy się wycofywali, to był wybuch i ludzie wyszli okopceni prochem, a nam się zdawało, że to są oddziały Rommla, jacyś Murzyni, że jacyś czarni ludzie. Bardzo dziwne odczucia. Zdawało mi się nieprawdopodobne, że czarni Murzyni przyjechali do nas. Myśmy się bali Murzynów. Byli okopceni prochem, nam się zdawało, że Rommel ma macki. Takie dziwaczne były nasze mniemania. Myśmy się bali Murzynów, że nas atakują czarni, a oni byli po prostu prochem spaleni.

  • Pamięta pan przemówienia Stefana Starzyńskiego?

Mało, bo byłem wtedy w wojsku, nie byłem w obronie Warszawy. Stefan Starzyński to była dla mnie na razie mityczna postać, bo byłem w czynnej armii Wojska Polskiego.

  • Jak doszło do kapitulacji w Warszawie, co się z panem stało?

Już nie pamiętam.

  • Wrócił pan do domu?

Mój dom to było Legionowo.

  • Musiał pan wrócić z Pragi do Legionowa.

Tak, ale byłem więcej w Warszawie niż w domu. Do domu przyjeżdżałem zawsze w sobotę, mama mi dawała wałówkę jedzeniową, jechałem do Warszawy, tak że moje życie było związane całkowicie z Warszawą.

  • Nie poszedł pan w takim razie do niewoli?

Absolutnie nie, uciekłem. Przede wszystkim do żadnej niewoli nie poszedłem, bo byłem w Warszawie. Zrzuciłem mundur, byłem już po cywilnemu i niepotrzebna mi była żadna niewola. W żadnej niewoli nie byłem.

  • Mieszkał pan w Warszawie całą okupację?

Całą okupację w Warszawie.

  • Gdzie pan mieszkał?

Na stancjach różnych i tak dalej. Ale zawsze przyjeżdżałem do Legionowa po jedzenie do mamy – to było w sobotę – na niedzielę.

  • Jak pan związał się z konspiracją?

Zawdzięczam to profesorowi Zygmuntowi Usarkowi. Usarek to była wielka postać na tle naszego gimnazjum Władysława IV. Zygmunt Leon – dwojga imion – Usarek, historyk z wykształcenia, wspaniały człowiek, konspirator, prowadził tajne szkolenia u Władysława IV cały czas. Niestety zgnoili go, dlatego że na zjeździe połączeniowym partii jego wytknęli, że jest faszysta, robili straszną krzywdę Usarkowi. Jego wyrzucili z posady, w partii nigdy nie był, wyrzucili go z Związku Nauczycielstwa Polskiego, tak że jeśli chodzi o profesora Usarka, rozprawili się z nim okrutnie.

  • Profesor Usarek wciągnął pana do konspiracji?

Tak. Pyta się: „Filip, gdzie ty pracujesz?”. – „Na Siedleckiej”. – „To będziesz »Siedleckim«”. Bo na Pradze, przy bazylice, jest ulica Siedlecka. Miałem pseudonim „Siedlecki” dzięki Usarkowi. Wciągnął mnie do konspiracji, zaprzysiągł mnie.

  • Co pan robił na Siedleckiej?

U Niemców pracowałem w fabryce zbrojeniowej, to była przedwojenna fabryka „Avia”, ale oni się przekształcili w czasie okupacji i robili kopfsztyki, to znaczy pociski zapaleniowe. Czyli byłem ciągle w „Czacie” u Usarka, bo to był wspaniały człowiek, Polak, konspirator urodzony, prowadził wszystkie oddziały Władysława IV tak zgrane, że nie było wsypy. Zdradzili go w czasie zjazdu partii PPR, PPS i wtedy strasznie skrzywdzili Usarka.

  • Co pan robił w czasie konspiracji, jakie pan miał zadania?

Uczyłem się w tajnej szkole Lipieńskiego. Była konspiracja, dzięki Usarkowi byłem konspiratorem razem z innymi. Krzywda się stała, że Usarka zupełnie wykluczyli ze Związku Nauczycielstwa.

  • Co pan robił w konspiracji, bo mówił pan, że brał pan udział w akcji „N”?

To była zasługa Haliny Auderskiej, ona była doskonała, znała języki. Stara panna, która kochała się w moim stryju, patronie firmy „Trzaska-Michalski”. To był Trzaska, a ona taka hrabianka z Odessy. Halina Auderska to był doskonały konspirator, poetka, pisarka, była przecież potem na miejsce Jarosława Iwaszkiewicza. Poszła na współpracę, bo była miękkiego charakteru politycznego, ale doskonała literatka i z nią się bardzo dobrze pracowało. Z nią przeżyłem taki mały dramat, bo jak byliśmy w gmachu PKO, to spadł pocisk z działa kolejowego, przebił wszystkie stropy, ale zatrzymał się na pierwszym piętrze, nie wybuchł. Myśmy wtedy z Haliną byli w PKO, potem żeśmy rozbrajali wielki pocisk kolejowy, wydobywało się proch z niego, ale to już inne ekipy techniczne to robiły.
Pracowałem w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Nie były ważne stopnie, były ważne funkcje, a ja miałem stopień, bo byłem przedwojenny oficer, podporucznik, o dalsze gwiazdki nie [dbałem], bo mnie to jako propagandystę nie interesowało. Byłem w propagandzie.
  • Jaką pan funkcję pełnił w propagandzie w BIP-ie, w PKO?

Byłem razem z Auderską, tak jak nasza akcja tego wymagała, Biuro Informacji i Propagandy, to była agenda Komendy Głównej Armii Krajowej. Nie trzeba było nic robić w sensie… Trzeba było działać, bo przecież BIP to było Ministerstwo Kultury i Sztuki, w pewnym sensie. Były teatry, kina, sztuki, tak że sama działalność. Byłem w gmachu PKO, jak bomba wybuchła, potem ją rozbrajaliśmy. Nie musiałem dbać o jakiekolwiek funkcje, sam fakt bycia w Komendzie Głównej już mnie starczy za pozostałe czynności.

  • Spotkał się pan z profesorem Bartoszewskim?

Nie.

  • Może z „Borem” Komorowskim, z „Monterem”?

Też nie, dlatego że to był taki odcinek [cywilny]. Byłem w BIP-ie, w Biurze i Propagandy i byłem w pionie. Dla mnie szefem był profesor Kazimierz Kumaniecki, to była wielka postać konspiratora i wspaniałego człowieka. Kumaniecki był moim szefem bezpośrednim, dalej działał na tym odcinku. Kumaniecki to był wspaniały humanista znający grekę, łacinę, byłem w jego pionie. Wybuch Powstania Warszawskiego zastał mnie pod komendą „Kozakiewicza”, bo pseudonim Kumanieckiego to „Kozakiewicz”. Pod jego komendą byłem na ulicy… PKO mieściło się na Jasnej. Myśmy rozpoczęli Powstanie w pokoju pastora Burschego na ulicy Królewskiej. Czyli na pierwszym piętrze w lokalu pastora Bursche zaczynaliśmy Powstanie. Byłem z Kazikiem Kumanieckim razem, bo myśmy stanowili ekipę naszego członu. Mnie niepotrzebne były stopnie wojskowe, miałem stopień wojska, bo byłem w czynnej armii Wojska Polskiego, jak wybuchła wojna. Potem w Powstanie to już nie miałem już dalszych awansów, bo nie potrzebowałem, nie byłem w wojsku, liczyły się nie gwiazdki, tylko liczyła się praca i udział w Biurze Informacji i Propagandy, w akcji „N”.

  • Co to za akcja „N”?

Na Niemców, przeciwko Niemcom, po niemiecku. Myśmy wydawali czasopisma „Der Klabeutermann” i inne, które były jakby pismami… Niemcy sami dla siebie wydawali takie pisma, tylko myśmy im pomagali. Myśmy wydawali pisma niemieckie, niby że to robili Niemcy, czyli to była propaganda niemiecka przeciwko Niemcom, w języku niemieckim. To robiłem z Kumanieckim, jeszcze był Sobociński, był Teska, bardzo dzielny facet, który niemiecki znał, bo pochodził z tamtych kresów. Byłem w ekipie „enowskiej”, w licznej grupie, która działała przeciwko Niemcom, w języku niemieckim, tak jakby to było pisane przez Niemców. Taka to była działalność. Nam się to udawało.

  • Pisaliście artykuły po niemiecku?

Pisaliśmy, ale przede wszystkim myśmy je wygłaszali. Owszem pisaliśmy, gazetki żeśmy wydawali po niemiecku, które szły na front. Niemcy czytali. Tak że drukowaliśmy te rzeczy po niemiecku.

  • Były też rysunki satyryczne na Niemców?

Były rysunki satyryczne, to robił „Miedza”. „Miedza” był nasz grafik i on w tych rzeczach się specjalizował. Przecież BIP to była ogromna komórka, wielobranżowa, to całe Ministerstwo Kultury i Sztuki, jak byśmy dzisiaj powiedzieli. Z tym że to teraz się nazywa Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale przedtem to była kultura i sztuka.

  • Pan bliżej znał „Miedzę”?

„Miedzę” znałem, bo z nim współpracowaliśmy, razem z Kłodakiewiczem. Tylko z tym tak bardzo blisko nie, bo grafika to nie była nasza domena. Myśmy drukowali teksty i te teksty włączało się do korespondencji niemieckiej. Były komórki, które zajmowały się kolportażem tych druków, Niemcy dostawali na front, pociągi szły i doładowywało się bibułę antyniemiecką, że walczycie na froncie, a wasze żony puszczają się z hitlerowcami i innymi. Tak że robiło się ferment między małżeństwami, między rodzinami. To była dywersja, myśmy robili dywersyjną robotę antyniemiecką w języku niemieckim. Specjaliści to robili ze świetną specjalnością języka niemieckiego i to wszystko chwytało, bo Niemcy to brali za dobrą monetę. Ferment robił się na froncie, bo była dywersja ideologiczna. […]

  • Chciałam wrócić do rysunków, grafik. Same rysunki były wysyłane, czy były dołączane do tekstów?

Szczegółowo kolportażem się nie zajmowałem, bo to nie moja działka. Mogłem się trochę domyślić.

  • Niektóre rysunki były bardzo śmieszne.

To była zasługa „Miedzy” Tomaszewskiego, który dobrze rysował. Potem to już były inne rysunki. Sawka to już powojenna sprawa. Ale wtedy to był Tomaszewski. Znałem „Miedzę” dobrze.

  • Robił kolorowe rysunki czy czarno-białe?

Czarno-białe. Raczej na kolory nie było miejsca i czasu. To jest niemożliwe, żeby w kolorach to drukować, bo druk wymaga, że każdy kolor drukuje się oddzielnie. Teraz się drukuje, ale dawniej technika druku polegała [na tym], że każdy kolor drukuje się oddzielnie. Kolorowo nie robiliśmy, nie było na to czasu ani środków, żeby dawać druki kolorowe.

  • Musiały być czarno-białe.

Absolutnie czarno-białe.

  • W czasie Powstania Warszawskiego cały czas pisaliście po niemiecku artykuły?

Akcja „N” trwała cały czas, to nie jest tak, że myśmy się od razu włączyli. Przecież ten ferment trzeba było toczyć cały czas i to się udawało bardzo dobrze, Niemcy pisali, dopowiadali, a przecież nie było…

Głos z boku: Mówiłeś też w radiu.

A tak, w radiu „Błyskawica”. Byłem spikerem w radiostacji „Błyskawica”, w redakcji niemieckich tekstów. Odczytywałem teksty niemieckie. Byłem spikerem audycji niemieckojęzycznych w radiostacji „Błyskawica”.

  • Jak często dawał pan audycje?

Za często nie mogło być, bo sytuacja się rozwijała na froncie, ostrzał i tak dalej, ale kilkakrotnie to robiłem. Takie były sprawy, że jak płyta się zacięła, to ręcznie się kręciło. Tacy majstrowie. Wspaniały był Olgierd Straszyński, wspaniały muzykolog. Był majstrem od audycji muzycznych w „Błyskawicy”. Pamięć zawodna, wszystko zawodne, ale pewne rzeczy mam utrwalone.

  • Audycje nadawał pan tylko w czasie Powstania Warszawskiego?

Tylko, potem nie było potrzeby, bo gdzie, do kogo? Jak się Powstanie skończyło, to już dalej konspiracja rozwinęła się inaczej.

  • Gdzie było miejsce „Błyskawicy”?

Radiostacja „Błyskawica” była w PKO.

  • Pan w określonych godzinach czytał komunikaty?

Czytałem komunikaty w radiostacji „Błyskawica”, ale „Błyskawicą” to też ciążyli inni ludzie [?]. Myśmy się z „Kozakiewiczem”, z Kazimierzem Kumanieckim zajmowali się tekstami niemieckimi po niemiecku. [W zależności] od potrzeby było [nadawane], jak była cykliczność, bo gdyby było regularnie, to łatwo Niemcy by wykryli, gdyby był dokładnie o tej samej godzinie sygnał. Takich sygnałów nie było.

  • Dostawał pan rozkaz i trzeba było iść nadać audycję?

Nie. Rozkaz to jest wielkie słowo i to jest dobre słowo w wojsku czynnym, jak się maszeruje w szeregu, defilada i tak dalej. Natomiast tutaj jest porozumienie z bezpośrednim dowódcą. Moim dowódcą był „Kozakiewicz”, czyli profesor Kazimierz Kumaniecki. Byłem jego cieniem w pewnym sensie. Trochę był fizycznie niezgrabny, jak się przechodziło przez druty kolczaste, on się zaplątał w druty, nie mógł wyjść. Musiałem mu pomóc, bo byłem zręczniejszy, sprawniejszy fizycznie, a on był naukowcem, miał kłopot, w druty kolczaste się zaplątał, nie mógł się wydostać. Ale to był wspaniały człowiek.

  • Pamięta pan może Niemców wziętych do niewoli?

Pamiętam. Braliśmy do niewoli Niemców i były przesłuchania tych Niemców. Na rogu Rysiej byli Niemcy przesłuchiwani. Jest plac Dąbrowskiego, jest ulica Jasna i narożnik, to tam byli przesłuchiwani niemieccy jeńcy.

  • Pan też brał udział w przesłuchaniu?

Już nie musiałem, bo byli specjaliści znowu od wywiadu, od wymuszeń. Taką robotą się nie zajmowałem.

  • Teksty, które pan czytał, ktoś panu pisał?

Przede wszystkim pisał Teska „Kozakiewicz”. Teksty pisali wysokiej klasy specjaliści, bo trzeba było pisać gwarą, trzeba było pisać ze znajomością slangu językowego, to nie mogło być byle jakie tłumaczenie, to musiało być bardzo zgodne z niemieckim autentycznym żargonem. To robili specjaliści, to robili tacy, którzy w Niemczech się urodzili, tam byli.

  • Jeszcze były listy wysyłane do żołnierzy niemieckich.

To nie były listy, to ulotki były, przecież myśmy to pakowali razem z jakąś korespondencją żołnierską. To nie mogły być prawdziwe listy, tylko to były przesyłki szmuglowane razem z wojskową [pocztą]. Szły razem na front, oni to dostawali jakby od swoich rodzin. To była bardzo misterna robota i odnosiła wielki skutek, zwłaszcza to, jak się na froncie mówiło: „Patrzcie, wy tutaj giniecie, a wasze żony z tymi bonzami niemieckimi, esesowcami flirtują. To była dla nich strasznie ważna korespondencja, trzeba wiedzieć, że to odnosiło wielkie wrażenie. Kolorów nie mogło być, nie mogło być za wielkich tekstów ani listów w sensie dosłownym, to mogły być rzeczy doładowane do transportu, jakoś szmuglowane dalej jako ich korespondencja.

  • Jak przyszła kapitulacja Powstania, co się z panem działo?

W czasie Powstania Warszawskiego tego bardzo nie odczuwałem, dlatego że miałem dom w Legionowie, mieszkałem w Warszawie.

  • Wszyscy szli do niewoli.

Nie poszedłem do żadnej niewoli.

  • Wyszedł pan z cywilami po Powstaniu Warszawskim?

Też nie wyszedłem. Mieszkałem w Warszawie, byłem na miejscu ciągle, kroku nie robiłem, bo do Legionowa jeździłem raz, w niedzielę. Nie było momentu takiego. Zdjąłem marynarkę – już jestem cywil.

  • Mówi Pan o wrześniu 1939, a mówimy teraz o Powstaniu Warszawskim, kiedy wszyscy musieli opuścić Warszawę.

Też opuściłem Warszawę i dostałem się do obozu w Pruszkowie. Przemycili mnie, wyszedłem bocznym wyjściem i poszedłem razem z ludnością cywilną, bez obozu. To mi Kazimierz Kalinowski załatwił, bo był w tym czasie w RGO.

  • Gdzie pana zastał koniec wojny?

A kiedy się wojna skończyła?

  • W maju 1945.


Głos z boku: Mówiłeś, że byłeś w Koluszkach.

Tak. Miałem przygodę. Miałem gotową walizkę, jechaliśmy odkrytym wagonem kolejowym do Rzeszy. W nocy wyskoczyłem z pociągu na stacji w Koluszkach, prosiłem kolegów, żeby za mną wyrzucili moją walizkę. Nikt się nie odważył, tylko walizkę zabrali. Wyskoczyłem tak, jak stałem. Wyskoczyłem w objęcia jakiegoś faceta, który mnie zaraz zabrał. O rany, wpadłem! Co się okazało: przyprowadził mnie do jakiejś szopy, rzucił na słomę i sam wyszedł. [Byłem] przerażony, że nas schwytali, że już koniec z nami. Co się okazało: że w Koluszkach działała Rada Główna Opiekuńcza, RGO. Rada Opiekuńcza opiekowała się wyrzutkami z Warszawy. Przygarnęli mnie, bo w Koluszkach była nasza rodzina. Był doktor Lipiński, kolejowy lekarz, i jego żona, kolejowa dentystka. Cała rodzina Lipińskich była z kolejarzami w kontakcie. U rodziny Lipińskich przetrwałem, przebrnąłem, oni się mną zaopiekowali. To by było na tyle.

  • Ma pan nietypowe imię: Filip. To raczej nie było często spotykane imię.

Byłem Filip. […]


Warszawa, 27 lipca 2011 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama
Filip Trzaska Pseudonim: „Siedlecki” Stopień: podporucznik, spiker radia „Błyskawica” Formacja: Komenda Główna Armii Krajowej, Oddział VI – Biuro Informacji i Propagandy Dzielnica: Śródmieście Północne

Zobacz także

Nasz newsletter