Nazywam się Franciszek Bieńkowki, urodzony w 1923 roku.
Koło Warszawy.
Przeważnie na Paryskiej.
Osiemdziesiąt sześć.
No ja to tak tego [nie pamiętam], była tam ciotka, braci.
Ja sam tylko byłem.
Gospodarstwo.
Tam jak Pustelnik, Mińsk Mazowiecki, tam mniej więcej. Tak zwany Michałów.
Ja się przeważnie wychowywałem u babci na wsi. Matka była właśnie w Warszawie, sama.
Pracowała u kogoś, u państwa.
Tak.
No to jak miałem już osiemnaście lat, to już [przeprowadziłem się] do Warszawy, nawet wcześniej. Byłem na praktyce w Warszawie, na placu Zamkowym warsztat ślusarski był i tam pracowałem.
Na Tarczyńską w Warszawie chodziłem, później też, bo nie skończyłem. Bo chodziłem właśnie na wsi, ale nie skończyłem, to tutaj na Tarczyńskiej była szkoła i dokończyłem siedem klas.
W Warszawie tak.
No ślusarstwo. Tak że później właśnie pracowałem tam na przedsiębiorstwie.
W Warszawie.
Tak.
Wrzesień czy sierpień?
No wrzesień to zasadniczo już w Warszawie.
Tak.
Tak, tak.
No wrzesień to… Myślałem, że od sierpnia się zacznie.
No pod koniec to tak zasadniczo w Powstaniu nie było co jeść i zadymione, za tego… Nasz budynek zbombardowali, tył. Tak że później myśmy poszli dalej, na Złotą, że tam będzie lepiej...
Po prostu każdy chodził [w czasie Powstania] bezpańsko. Każdy gdzie chciał, to chodził. No i tam poszliśmy, Złota 25, do takiego pokoiku. I tak, ciotka i matka, i dzieci ciotki, i wujo. Dwoje [dzieci] było. Tadzio to umarł w Powstaniu już, zaraz na początku.
Po prostu, duchota była, czuć trupami, spalenizna, tak że jakoś nie wytrzymał ten dzieciak.
Dwa lata. A Rysio to starszy, miał pięć lat.
Tak, myśmy się razem trzymali.
No tak, bo od Towarowej powstańcy byli z jednej strony, a do kolei Niemcy. Na Dworcu Zachodnim mieli armaty. W Alejach [Jerozolimskich jeszcze] przed wojną był budynek wojskowy, wysoki. Tam była nawet na górze kopuła, […] okienka były, a ta kopuła to przeciwpancerna. Tak że na Złota 25 myśmy w pokoiku… Mama i ciotka z tym Rysiem na przedpokoju była, na schodach, a myśmy z wujem byli w pokoju. Wujo siedział na otomanie, a ja naprzeciwko okna. I takie mieli jakieś kamery, nie kamery, [lornetki], wyczucie… No i taka była armatka czy coś, że na razie zapiszczało tak. No i zapiszczało, wujo rzucił się na tę kanapę, a ja na niego. I rąbnęło akurat w te skrzyżowanie [okna]. [Bomba] nie wpadła do pokoju, tylko się rozerwała na powietrzu, a tu okno wyrwało, drzwi wyrwało i [niezrozumiałe] posypało.
A myśmy [byli schronieni] za tym, to tylko na uszy nie [słyszeliśmy] – pisk taki w uszach, głowa drętwa… Ale myśmy za tą ścianką się położyli.
No, specjalnie nie.
Ciotka z Rysiem i matka została, a my… Pod koniec września było zawieszenie broni i kto chciał, to wychodził. [Zbierano] na Towarowej, przez Towarową i do kościoła…
No, świętego Wojciecha właśnie. Tam trochę żeśmy pobyli i później Bema, na Zachodni nas pędzili. No i do obozu w Pruszkowie. Tam sześć dni byliśmy, no znajomi, bo to w pobliżu i z tego naszego budynku, tośmy się tak trzymali mniej więcej razem. Po sześciu dniach powiedzieli, że kto chce, na roboty do Niemiec. No, nie było wyjścia, trzeba było [decydować], bo dokąd będziemy [czekać].
No, specjalnie nie, no ale oni liczyli na to. Zapakowali nas po sześćdziesięciu do tego przewozu, [pociąg] towarowy, jak to mówią, krowiak.
Tak, tak, i znajomi. No i zapakowali i takśmy czekali, nie ruszał pociąg. Jeden, co nas pilnował (bo Niemiec pilnował, dużo było ich tam), to zostawił, zamknął, zadrutował, bo to takie haki się zamykały, ale szparkę puścił. No bo to jeden przy drugim, gorąco, a przedtem to tak… Właśnie wrzesień był ciepły, po prostu jak teraz. A drugi [Niemiec] sprawdzał, tam dwóch sprawdzało, no i [tego pierwszego] obrugali nawet, [więc] odplątał i zamknął [szczelnie]. No i jak słońce zaszło, to pociąg ruszył. A jak myśmy stali, przy parkanie akurat, w Oświęcimiu, ludzie mogli podejść i coś kupić czy dać.
Tak.
Tak, tak powiedzieli Niemcy, że kto chce… No bo nie było wyjścia.
No właśnie tym pociągiem nas wywiózł. Jak mówię, po sześćdziesięciu [ładowali] do wagonu. Tak że po drodze myśmy nawet jak… Chłopaczek, daliśmy mu parę złotych, to nie przyszedł. I kobietka przyszła. No i pół litra wódki kazaliśmy [jej kupić], kiełbaski, chleb. Bo nie było, nie dawali – na trzech [dawali tylko] bułkę chleba.
Niemcy, tak, do wagonu to bułka na trzech. Ale przyniosła ta [kobieta], popiliśmy, no i pociąg ruszył. I jedna stacja przed Żyrardowem – myśmy się w trzech umówili, że uciekamy. Wyrwaliśmy (pomogli) te kratkę, no i akurat był tak zwany brek, taka budka przy wagonie, tak że można było się wychylić, złapać za poręcz, no i na stopień i ze stopnia… Najpierw tam dwóch, on się nazywał Tadeusz Nalej, a drugi Szałasz, też Tadeusz, no i w trzech się umówiliśmy, że uciekamy.
Razem żeśmy mieszkali.
Nalej i [ja mieszkaliśmy] w jednym budynku. Szałasz tylko gdzie indziej, ale znowu pracowali na węglu obaj z Tadeuszem, bo to żona… Tak że Nalej pierwszy, ja za nim… A na samym końcu byli Niemcy z karabinem maszynowymi i już za nim puścili serię, ale nie trafili go akurat. A szli właśnie na peron, bo już były te perony wysokie i parkany. I tam taki lasek był.
Tak. Przeskoczyliśmy przez ten parkan i w las, bo tam zarośnięty las był. Weszliśmy w taką stertę, bo to już noc, i śmy przespali do rana. Później za jakiś czas… Myśmy [wcześniej] wyciągnęli snopki, żeśmy takie dziury zatkali. No i w nocy pies przyszedł. Hu, hu, hu, do nas. Mówię, może Niemcy już szukają nas. No ale nic nie było. Rano właśnieśmy się ubrali, otrząchnęli się, bo to w słomie. No ale ten Tadeusz, to tam [w tej okolicy] nawet żona była przed Powstaniem, bo rodzinę miał stamtąd, ojca. Ojciec to mieszkał jego tu, ale tam brat mieszkał.
Tak, tak. Folwark Strugi, Szymanów kościelny, koło Szymanowa.
Od Żyrardowa w bok.
Tylko akurat jechał na Żyrardów pociąg. O, Guzów i Strugi, tak zwany folwark. Ten brat tam pracował jako rządca taki. Tam właśnie była… Tam śmy poszli i byliśmy. Później, jak Baranów znowu, przechodziła partyzantka, jak Kampinos, [te okolice], tam przechodziła partyzantka, a Niemcy tam okopy kopali. Zauważyli i bojka tam powstała. A od Baranowa do Strug jakieś siedem, osiem kilometrów było. I na drugi dzień przyjechali tam, obtoczyli nas naokoło i [zapędzili nas] do stajni, pusta była, na słomę. I mieszkańców, i nas… Tam nas dwóch było, bo trzeci się nie znalazł. Później się znalazł ten Szałasz.
No bo on później wyskoczył [z pociągu], myśmy się nie spotkali. Ale też tam [jego] żona była, przed Powstaniem wyjechała. Później się dowiedzieliśmy, że żyje. No i obtoczyli nas, no i mieli podpalić [w stajni], czekali na rozkaz. Rozkaz [przyszedł], że o szóstej pospisywać wszystkich i wypuścić. No i tak zrobili. W tym czasie akurat takie starsze ludzie byli, ponad siedemdziesiąt lat, oboje, Amerykanin. Był kowalem, był w Polsce i wyjechał do Ameryki, no i tam dobrze zarabiał. Kupił tutaj włókę ziemi za to. Przyjechał znowuż z powrotem i trochę pogospodarował, ale mu nie wychodziło, w Ameryce miał lepiej jako kowal. Puścił to w dzierżawę kuzynowi, a kuzyn nie płacił podatku. Ale to wszystko przed Powstaniem, przed wojną nawet niemiecką. No i [kuzyn] nie płacił, no to się zdenerwował i przyjechał odbierać. Odbierał mu, zabrał, patrzeć i wojna się zaczęła. I tam dzieci dwoje zostało w Ameryce, a oni tu, staruszki, we dwoje. Akurat potrzeba do roboty, a to był koniec września, październik i trzeba było porobić. Buraki sadził, to te buraki do Guzowa żeśmy do cukrowni wozili. Miał parę koni, takich karych, ładnych, taki półtorak wóz. I tam mu pomagałem. I przyszło [zawiadomienie] z żandarmerii, z Sochaczewa, że kto zameldowany przed majem, to może się nie zgłaszać, a jak po maju, to musi się na żandarmerię zgłosić. A [gospodarz] po niemiecku dobrze się znał z wójtem, Niemcem, w Szymanowie, no i porozmawiał. Ja tam nawet wskazany, żebym poszedł, zgłosił się. Oni mnie zapisali, sekretarka zapisała, że już przed majem byłem zameldowany u tego gospodarza. No i nie potrzebowałem się zgłaszać, tak ocalałem. Tamtemu też pomógł, Tadeuszowi. Tak że to jakoś się udało wszystko.
No do wyzwolenia. Jak ruskie przyszły. No i Polacy też pod ruskim dowództwem byli, w styczniu przyszli.
No niezupełnie. Prosił mnie, żeby jeszcze pobyć. Później matka wróciła.
Była pod Krakowem, wywieźli ją.
Byli pod Krakowem, Pleszów czy coś takiego, nie wiem. [Była] ciotka, wujo jakoś też uciekł i tam się spotkali. No i ja też przyszedłem. Później znowu byliśmy na Pańskiej. Było puste, był magazyn metalowy i biura. Tam ten Nalej zajął [jeden pokój] i matka też zajęła drugi mały pokoik. Pańska osiemdziesiąt trzy.
No i tam mieszkałem.
Nie żył.
No myśmy tak właśnie się umówili we trzech, że uciekamy.
Nie, tam już nie dojechał.
Tak.
Trzydziesty dziewiąty, to byłem na wsi. Jak wojna zaczęła się, to właśnie tam byłem. No i tam przyszła taka czołówka z [wojsk] Niemców. Nic [specjalnego] nie robili, tylko chcieli się napić. Akurat tam [było] mleko, bo krówki były, no to trzeba było się napić jako pierwszy i jemu dopiero [dać], to wypili to mleko. Pochodzili, po tego. Akurat było dwóch polskich oficerów u wuja, bo wuju tam też był, gospodarzył. Babcia właśnie oddała [gospodarstwo], bo wyszła znowu matki siostra trzecia tam za gospodarza, razem gospodarowali i ja tam trochę byłem. I dwóch oficerów było i akurat zauważyli wcześniej, że [Niemcy] chodzą, no i bokiem jakoś tam uciekli. Lasek niedaleko był i uciekli. Ci Niemcy właśnie przyszli, pooglądali, no i wrócili.
No i później to okupacja była. A w okupację to na razie też spokój, ale zrobiła się partyzantka, to i Niemców wyłapywali. Komendanta Warszawy [zabili], Kutschera się nazywał, też mścił się na Polakach. […]
Za okupacji trudno było, na kartki dawali żywność. Myśmy z mamą właśnie do wuja na wieś poszli, ostatniego lipca było, no i trochę zapasu żeśmy wzięli od nich, bo tam można było i świniaczka zabić. I tak zapakowana [zapełniona] była kolej właśnie ostatniego…
Tak, tak. Koleje nie chodziły już. Wszystko Niemcy zajęli, wycofywali się. Bo już jak myśmy byli, to taka rzeczka była i tam bój powstał. To, ile tam? Do Mińska jakieś osiemnaście kilometrów, a [walka] może pięć kilometrów od nas, to już słychać było strzały.
Michałów tak zwany, przed Pustelnikiem. Pustelnik [miński] to tam bliżej Miłosnej, do Miłosnej jest siedem kilometrów stamtąd. No i ta bójka [się rozpoczęła] i musieliśmy [wracać] na piechtę. Czołgami zapakowana rembertowska szosa, pociągi [zapakowane], trupów wieźli, a myśmy szli na piechtę. Jak myśmy szli, już pod wieczór tak, Aleje Jerozolimskie i Żelazna, to [widzieliśmy] trzech [mężczyzn] w płaszczach, a pod płaszczami widać było, karabiny mieli – zbiórka była.
No bo na drugi dzień już wieczorem [wybuchło] Powstanie. No i myśmy zaszli, no i patrzyć, a już na drugi dzień Powstanie. No i zaczęło się. Tłukli, jak powiedziałem, od Prostej to budynek od razu zburzony. Trzeba było wykopać [przejście]. Miedziana i plac Kazimierza, na rogu, to po [jednej] stronie wysokie, trzypiętrowe budynki, a po drugiej stronie taki mały budynek był, parterowy. Niemcy wypatrzyli z tego budynku w Alejach i dokładnie wymierzyli… A myśmy kopali rów przeciwczołgowy, pięć metrów szeroki, od budynku do budynku, a głęboki też, głęboki dwa metry. Tak wymierzyli odległość, że [bomba] upadła w ten budynek. I rozerwało. Cegły poleciały, to mnie, o, tutaj pęknięte mam, dołek taki, pękła mi cegła. Ale jakoś mózgu nie uszkodziło.
Nie byłem w szpitalu, bo gdzie, Powstanie.
Samo się zrosło, tak. Nie byłem.
No tam jeszcze przebijaliśmy z domu do domu, w piwnicy, żeby przejście było. Też pomagałem.
To wszystko Żelazna, Pańska.
No, miałem kontakt, tak. No co dalej… Aha. No i jak to [się zaczęło], to takie wszystko „bezpaństwo”, a jedzenia specjalnie nie było. To poszliśmy we dwóch do Haberbuscha na Grzybowską i tam [chcieliśmy wziąć] cukru, ciemny taki cukier, żeśmy worek wzięli. Bez państwa, było wolne wszędzie. I beczkę piwa śmy na Pańską przytoczyli. Było co pić, jeść i było cukru. Przy kościele Wszystkich Świętych były takie magazyny zbożowe, no i tam też poszedłem, worek jęczmienia wziąłem. Na Siennej młynek zdobyli i można było zemdlić, [zrobić] taką, jak to mówią, śrutę, [mieszać] to z cukrem. A wodę to też – doły powyrywały bomby, to woda leciała tam na Żelaznej.
No tak. A w Hali Mirowskiej to znowu bombę puścili przed wejściem i [wyrwało dziurę] do wody i woda się lała. Też tam chodziłem. A tam magazyny konserw były, a też w „bezpaństwie”. Jak wchodziłem do piwnicy, to byłem po kolanach w wodzie, a wychodziłem, to już po pas. Tak że trochę w skrzynkę wziąłem konserw i idę na Pańską, powstańcy [mnie zobaczyli], musiałem się podzielić z nimi, ale trochę mnie zostawili.
Bombardowali tam też i śmy tak chodzili przeważnie.
Nie, chodziło się. Nie wiadomo, gdzie się podziać. Myśmy byli razem z rodziną. Później koniec Pańskiej… A na Zachodnim, tak jak wspomniałem, [była] berta tak zwana i bombardowali wieżowiec przedwojenny. Po prostu taki kawał blachy, gruby jak palec, gzyms upadł – akurat na podwórku żeśmy stali – mnie po ramieniu [przejechał] i mi marynarkę tylko…
Kawałeczek oderwał i upadł. Miałem szczęście jeszcze.
No niedobrze.
No tak, tak. Każdy się… No ale nie wiadomo co, kiedy i tego. Tak że to wszystko jakoś trzeba było przeżyć.
No wiedzieliśmy, no bo łapanki były, były nawet za okupacji. No jak tego Kutscherę zabili, no to później zaostrzyli, to „budy” podjeżdżały i do „bud”, jak to mówią, jak piesków po prostu [zbierali].
Tak jak powiedziałem, przed wojną jeszcze przyjechałem.
Tak, tak. I później już byłem.
Tylko do rodziny wyjeżdżałem. […].
Tak jak powiedziałem, u tego dziadka na placu Zamkowym 3/5.
No bo on taki starszy był już, starszy, już po siedemdziesiątce. [Miał] warsztat i tam byłem na praktyce.
Tak, tak ślusarz. Wodociągi, ślusarstwo.
No nie tak cały, bo tam łapanki były, tak jak powiedziałem, tak że trudno było i przeniosłem się. Takie było kolejowe przedsiębiorstwo i tam poszedłem, bo ausweis dostałem. Uciekałem parę razy. Przy Królewskiej, przy Ogrodzie Saskim to też zasadniczo tramwaje zatrzymali, jeden, drugi, a ja w trzecim. I też uciekałem, to strzelali za mną, ale jakoś tam [się udało], bo drzewo od razu [było], jakoś tam przeskoczyłem i nie trafili. Bo puścili serie za mną.
No byłem, widziałem, jak na Lesznie przy sądzie powieszonych trzech było, na pokaz Niemcy zrobili.
Na Śródmieściu był taki warsztat kolejowy, tam pracowałem do końca.
Tak.
Tak. Chmielna.
Jeździli, matka też pojechała, na wschód jeździli, tam mięso można było kupić. No ale zabierali Niemcy. Gdzieś trochę schowała, to przywiozła, a co miała na wierzchu, to zabrali. Dawali na kartki trochę… Każdy jakoś kombinował.
Pracowała u Haberbuscha właśnie, na Grzybowskiej.
To było… Zasadniczo to pani powiem, że matka z kim innym [była], mieli się pobrać i nie pobrali się.
Znałem go, ale…
Nie, nie.
A to słyszałem, co wieźli tutaj, tak, słyszałem. Odebrali milion złotych.
Nie, słyszałem tylko.
Mieli Pańską właśnie do getta włączyć, ale później odmowa, że nie. Tak że mieliśmy się wyprowadzać już, ale darowali. Sienna była.
A tak. Pół Żelaznej, przy chodniku, była ogrodzona i w tamtą stronę Pańska czy Prosta. Ale Żelazna była płotem ogrodzona. No to widziałem ,jak tam się dzieje. „Żydziaki” zakładali takie fartuchy, kieszenie i dziurę zrobili przy Żelaznej, niedaleko Pańskiej (bo to po drugiej stronie, pół ulicy Żelaznej było w stronę Pańskiej, gdzie myśmy mieszkali), dziurę wykopali i przełazili. No i szli na Halę, bo tam na Kazimierza była hala i żywność. No to „żydziaki” wychodzili i tam [chodzili].
No po osiem lat, po dziesięć lat nawet, bo starszego nie [widziałem]. Niemiec chodził, pilnował i jak on poszedł dalej, to oni, myk, myk, wyszli i tam… A niedaleko przecież Hala była. No i trochę dawali im ludzie, handlarze. No i szli napakowane takie i znowu jak Niemiec poszedł w drugą stronę, to oni w tą dziurę. To jeszcze jakoś ci Niemcy tym dzieciakom bardzo nie przeszkadzali.
Tak, to widziałem. Widziałem, jak chodził, jak tego, no bo tam przebywałem.
A powstanie, o, tak, to też było. No wybili, wytłukli Żydów. Byłem tam nawet, patrzyłem. Wybili, później spalili to wszystko, zbombardowali. Tak że też niedobrze było.
No, dym, trudno było wytrzymać. Żydzi się tam niby zebrali i tego, no ale co zrobić.
A tak, no to tak zwane miotacze ognia.
Tak, miotacze ognia. Akurat na Pańskiej myśmy stali, ciotka i oni szli.
Powstańcy i chcieli, żebym ja… [Tam była] tak zwana PAST-a na Zielnej i tam Niemcy byli uzbrojeni, w tym budynku, a naokoło powstańcy. No i tam właśnie z tymi miotaczami ognia chcieli, [żebym pomógł]. Ja bym podniósł, ale ciotka przyleciała i zabrała mnie.
Nie zgodziła się, żebym tam poszedł. No i wtedy zdobyli, z tym miotaczem [atakowali] od dołu i tę PAST-ę zdobyli, Niemców aresztowali. Nie wiem, co tam dalej robili z nimi.
No niby docierały, tak.
Tak, tak. Przeważnie to oni bili bertą. Byłem na Sosnowej, blisko tego budynku, to zauważyłem, jak ta bomba leciała […].
A, widziałem, tak.
Dla powstańców. Tak, tak. Zrzucali i tak leciały, ale dużo i Niemcy wyłapali, bo przeleciały dalej. No ale trochę dotarło do Polaków. To to widziałem też. [Była tam] żywność przeważnie, broń.
Pod koniec.
Do Towarowej każdy mógł wyjść.
Nie, mama i ciotka zostali.
Wcześniej, tak.
Tak, tak.
Tak, no tam obtoczyli i jak powiedziałem, na Zachodni nas pędzili.
To każdy [sobie]. To tylko otoczone Niemcami i każdy stał, czekał.
Nie, nie.
Nie było. Później dopiero, jak do tego obozu nas zawieźli. Bo na Zachodnim podchodziły pociągi osobowe i do Oświęcimia.
No nie wiedziałem, no została.
Na miejscu.
Po wyzwoleniu. To już zasadniczo w maju, bo oni byli pod Krakowem, to przyjechali do Warszawy. Oni wcześniej trochę przyjechali, ciotka [też]. No i ja później, tak jak wspomniałem już, u tych dwóch gospodarzy byłem, no to mnie jeszcze prosili, żeby zostać. No ale później do Warszawy przyjechałem.
No trudno, trzeba było przeżyć jakoś. […]
No od kul to raczej nie. Te dzieciaki [nie przeżyły], bo Rysio to znowu pod Krakowem zmarł.
Ten ciotki, pięcioletni, mój chrześniak.
Docierało do uszu trochę.
No nie.
W rodzinie… No tak się rozmawiało.
Każdy czekał na to. Ale jak ruskie przyszli, to też nie za bardzo było.
Tak, tak. A mróz był wtedy w styczniu dwadzieścia pięć stopni, tak że Wisła była zamarznięta. No i zaraz jak wyzwolili koło wsi, co byliśmy u gospodarza, to nawet przyjechałem do Warszawy, nawet byłem w Warszawie.
Gruzy, gruzy. Nasz budynek to w ogóle był rozbity.
Na Pańskiej. Na Złotej to tylko tak przejściowo było. Jedna sąsiadka [była], nawet [miała mieszkanie] na tym samym korytarzu, oni powrócili też (to taki krawiec był). Po drugiej stronie [sąsiad] Szymanowski też wrócił i razem znowuż my się tam na Pańskiej po drugiej stronie złączyli.
Tak. No i ta krawcowa… Bo jak wychodzili, to każdy łachy pochował do piwnicy i myśmy zamurowali, że jak się wróci, [to będą].
Ale to pozabierali, rozebrali. Ale doniczki stały, bo to tej krawcowej właśnie piwnica była, duża piwnica, i tam można było dużo załadować i drzwi zamurować, że to koniec. I doniczka stała, ona schowała złoto w doniczce. No i tam taka Jadzia była, rówieśnica moja, z tego samego domu, [krawcowa] mówi: „Chodź, Jadziu, to wejdziem do tej piwnicy”, bo tam piwnica była, dziura. Weszła, patrzy: „Ojeju, uratowana jestem!”. I zadowolona. A ja tam byłem wcześniej, w styczniu. Taki mróz był, Szymanowscy byli już w styczniu, to na górze, na pierwszym piętrze, bo to taki piętrowy [budynek], tam taki pokój był, szyby żeśmy skombinowali, zastawili. No i był piecyk. No i tam właśnie poszedłem do tej piwnicy, bo węgiel był. Przyniosłem węgiel, napaliliśmy, to szadź [była taka, że] cała ściana była biała, ta szadź tak wyszła.
Osiemdziesiąt trzy.
Po drugiej stronie, tak.
Tam były, tak jak powiedziałem, biura i Niemcy mieli materiał szlachetny, miedź, blachy, nie blachy, i tam biura były właśnie.
Były takie szopki, robili.
Tak, tak. Uczestniczyliśmy, były takie.
Po gruzach. Ten Tadziu był na Siennej w gruzach pochowany. A Rysio umarł pod Krakowem, to myśmy z ciotką później… Tutaj myśmy najpierw [Tadzia] zabrali i na Bródnie go pochowali, a Rysio pochowany był pod Krakowem, to znowuż myśmy z ciotką pojechali, po prostu śmy go wykopali, pociągi szły i po kryjomu go przewieźliśmy. Na Bródnie jest grób rodzinny ciotki, wuja i dwoje [dzieci].
No było tego, ale to też trudno było tak chodzić. Jakoś sobie trzeba było dawać radę.
Miałem te szczęście, że szedłem Żelazną w stronę Alei i tu, jak Złota, Twarda, „buda” wyjechała. Dwóch [ludzi] szło, a ja też blisko byłem.
W czasie okupacji. I tych dwóch [zabrano] do „budy”, a mnie, blisko byłem – odjechali, tych dwóch tylko zabrali. A ja niedaleko byłem, tak gdzieś dwadzieścia metrów.
Miałem szczęście, naprawdę miałem.
Specjalnie nie. Jak to mówią, dla wszystkich wszystkiego najlepszego, zdrówka.
Warszawa, 13 września 2021 roku
Rozmowę prowadziła Hanna Dziarska