Irena Suryn „Stefania”

Archiwum Historii Mówionej
Irena Suryn, z domu Muszyńska, urodzona 13 marca 1922 roku w Aleksandrowie Kujawskim.

  • Gdzie pani była w czasie Powstania Warszawskiego?

W Obwodzie IV przy placu Narutowicza.

  • Miała pani pseudonim?

„Stefania”.

  • Jak pani zapamiętała 1 sierpnia 1944 roku, moment wybuchu Powstania? Czy dostała pani jakiś meldunek, gdzie ma pani się stawić?

Cały czas byłam już zorganizowana. Pracowałam w Ośrodku Sztuki Ludowej na Barskiej 3. Wszystkie, które tam pracowałyśmy, już należałyśmy, byłyśmy łączniczkami cały czas, kolporterkami. Najpierw było tak, że nawet Powstanie miało być wcześniej. Pierwsze takie zgromadzenie, znaczy zwołanie nas, było wcześniej. Potem było odwołane. Dopiero następnym razem, 1 sierpnia. Byłyśmy we dwie z siostrą. Tylko że ona gdzie indziej była przydzielona i ja gdzie indziej, ale w tym samym Obwodzie IV.

  • Gdzie pani się zgłosiła?

Na plac Narutowicza.

  • Dostała pani zadanie. Była pani sanitariuszką, łączniczką?

Sanitariuszką i łączniczką. Przedtem przeszłam kurs sanitarny i też właściwie kurs taki, jak cały czas byłam kolporterką. Przez cały okres okupacji.

  • Jak pani zapamiętała Powstanie na Ochocie?

Najpierw wszyscy byliśmy pełni entuzjazmu. Wydawało nam się, że to będzie kilka dni i wszystko cudownie się skończy. Niestety po dwunastu dniach grupy RONA i Własowa zgarnęli nas, chłopców, dziewczęta razem z ludnością cywilną na „Zieleniak”. Na tym „Zieleniaku” to się odbywały w ogóle dantejskie sceny. Stamtąd grupka nas wydostała się i przez Kolonię Staszica wracaliśmy do Śródmieścia. Z siostrą swoją już się nie spotkałam, bo już była gdzie indziej. Żadnego kontaktu z matką nie miałam. Ponieważ byłam ranna w nogę, źle się czułam, więc byłam w grupie peżetek. Już właściwie do końca cały czas brałam udział jako kolporterka, sanitariuszka, wspomagająca.
Ze swoją siostrą już się nie spotkałam, bo była gdzie indziej. Z matką też nie, bo nie miałam możliwości kontaktu. Stamtąd 2 października, już po skończeniu Powstania [trafiłam] do obozu, do Pruszkowa.

  • Jak była pani na Ochocie, na placu Narutowicza, to tam miała pani rannych czy jakichś na kwaterze przez te dwanaście dni?

To było nie dwanaście, dłużej na pewno, gdzieś szesnaście dni – nie pamiętam dokładnie.[...] Z Ochoty po czternastu dniach nas zgarnęli razem z ludnością cywilną na „Zieleniak”. Na tym „Zieleniaku” były właściwie grupy RONA. Strasznie. Dziewczyny były gwałcone, bite. Po tym jakoś udało się stamtąd w pięć osób wydostać.

  • Z kim pani się stamtąd wydostała?

Z jakimiś kolegami.


  • Pamięta pani, kto to był? Którędy przeszliście do Śródmieścia?

Przeszliśmy do Śródmieścia. W Śródmieściu spotkałam się… Już nie pamiętam nazwisk dokładnie.

  • Przemykaliście się nocą?

Nie. Kolonia Staszica była już właściwie spalona. Nie było tak… Można było i w dzień. Szliśmy tą grupą naszą kanałami do Srebrnej. Nie szłam [kanałami], dlatego że miałam nogę ranną. W pięć osób przeszliśmy ulicami.

  • To byli jacyś pani koledzy?

Nie, dziewczyny były, mężczyźni byli. Było dwóch mężczyzn. Nas trzy było dziewczyny. W pięć osób żeśmy szli.

  • Ale w tym momencie, jak oddziały RONA wpadły na Ochotę, to oni nie wiedzieli, że jesteście powstańcami, oni wzięli was za ludność cywilną.

Razem z ludnością cywilną byliśmy.

  • Długo byliście na „Zieleniaku”?

Koło dwunastu dni chyba. Niecałe dwa tygodnie. Bo potem jak wyprowadzali z „Zieleniaka”, to można było właśnie wykorzystać jakiś moment, żeby odejść na bok. Dlatego grupa nas odeszła na bok. Była tam tak samo ludność cywilna. Były dzieci, kobiety, mężczyźni.

  • Ci wszyscy ronowcy byli pijani? To była taka dzicz wielka?

Pijani i w ogóle zachowanie straszne.

  • Niemcy też w tym uczestniczyli czy tylko patrzyli?

Niemcy uczestniczyli w tym po kilku dniach czy po kilkunastu dniach nawet. Wystąpili z tym, że oni o tym wcale nie wiedzą, że tamci będą ukarani. Takie było nawet zachowanie kilku Niemców. Dużo osób z ludności cywilnej właściwie zmarło na miejscu. Bo nie było ani wody, ani jedzenia. Starsi ludzie właściwie oparci o mury czy coś, trudno nawet było powiedzieć, czy ten żyje, czy już nie żyje. Stamtąd nas wyprowadzali. Jakoś nam się właśnie udało skryć. Jakoś przejść w pięć osób potem do Śródmieścia.

  • Tam już było spokojniej?

Było po prostu inaczej. Spokojnie może też, ale inaczej. Tam już było dużo więcej swobody.

  • Gdzie pani była w Śródmieściu, w którym miejscu?

Przy Wilczej.

  • Jako peżetka?

Tak. Tam potem było pomieszane, bo z innych też przychodzili. Tylko najbardziej, najbliżej byłam właśnie peżetek. Było też różnie. Bo to właściwie już było pod koniec sierpnia. Zanim doszło to wszystko pod koniec sierpnia już.
  • Na tym „Zieleniaku” bała się pani, że mogą przyjść ronowcy, że zabiją, zgwałcą?

Gwałcili. Przecież nie musiałam się bać, bo przez to wszystkie dziewczyny musiały przejść. Tam nie było, nikogo nie ominęli.

  • Ile lat pani miała wtedy?

To był 1944 rok, a ja jestem 1922 rok urodzenia.

  • Dwadzieścia dwa lata.

Dwadzieścia dwa lata. Siedemnaście miałam, jak się wojna rozpoczęła.

  • Czy byli jacyś chłopcy, którzy próbowali bronić?

Byli chłopcy. Bardzo nas wspomagający, ale to nie było mowy o obronie w ogóle. Oni nie byli w stanie w ogóle bronić. Nawet miałam bardzo bliskiego kolegę jednego i drugiego. Chłopcy byli bardzo uczynni. Byli bezsilni wobec tego.

  • To musiało być dla was straszne. Wy dziewczyny byłyście w ogóle bezbronne.

Naturalnie, że tak. Nie ma mowy o jakimś…

  • Zdarzało się tak, że oni na przykład zabijali te dziewczyny? Czy puszczali was wolno?

Nie zabijali. Tylko najpierw uderzył porządnie. Dopiero rzucał na ziemię…

  • W Śródmieściu spotkała się pani z siostrą?

Nie. Już się nie spotkałam z siostrą. Już czułam się też trochę poszkodowana. Ani z matką już się nie spotkałam.

  • Dlaczego się pani czuła poszkodowana?

Po takich przeżyciach – to jakoś zdecydowanie inaczej w wyobraźni naszej miało wyglądać Powstanie, a inaczej było. Zanim żeśmy doszły, to też długo trwało, to już przecież było, miesiąc przeszło minęło, zanim żeśmy doszli, przechodząc całą tą Kolonią Staszica. Też wszystkie domy były puste. Nic nie było. Puste i spalone.

  • Później w Śródmieściu, jak upadło Powstanie, to pani wyszła z ludnością cywilną?

Z ludnością cywilną do Pruszkowa. W Pruszkowie, z Pruszkowa, ponieważ właśnie byłam bardzo poszkodowana i źle się czułam bardzo. Z nogą miałam problemy. […] Przeszłam przez Pruszków. Zostałam jakoś przez lekarzy, przez pielęgniarki przeprowadzona. Nie! Wysłana. Ale z siostrą się już nie spotkałam, nie widziałyśmy się. Dopiero się spotkałyśmy 17 stycznia, jak była wyzwolona Warszawa. Byłam w Skierniewicach, ona była pod Warszawą, w takiej małej miejscowości.

  • Pani została ranna w nogę jeszcze na początku Powstania, na Ochocie?

Na Ochocie. Tak.

  • Ale mogła pani chodzić?

Tak. Tylko tutaj z wewnętrznej strony. […] Opatrunek miałam. To było tam, gdzie była lekarka i pielęgniarka. Tak że był opatrunek dany. Właściwie [noga] była przestrzelona przez mięsień. Kość nie była uszkodzona. Tak że mogłam [chodzić]. To się wygoiło. Nawet zupełnie możliwie mogłam iść.

  • Jak nazywała się siostra?

Siostra miała na imię Maria, a pseudonim „Helena”.

  • Ona jeszcze żyje?

Nie.

  • Nie wie pani, gdzie walczyła, w jakim zgrupowaniu?

Ona w Śródmieściu. W peżetkach.

  • Mama też przeżyła Powstanie? Spotkała się pani z mamą?

W czasie Powstania nie. Po Powstaniu mama dopiero potem była wywieziona do obozu. Mama była w Oberlangen. Siostra moja była nawet blisko Warszawy. Warszawa była wyzwolona 17 stycznia, a myśmy się spotkały 3 stycznia, już po Bożym Narodzeniu.

  • Jak wyglądała ta Warszawa, taka zrujnowana.

Jak już była wyzwolona Warszawa, to myśmy prędko, w ogóle nie mając jeszcze w co się ubrać, absolutnie nic, spieszyli się, żeby jak najprędzej wyjść stąd. Myśmy szli trochę razem z wojskiem. Potem w drodze, znaczy cały czas idąc pieszo, ale [zakładaliśmy] jakieś tam walonki na nogi. W każdym razie wojsko bardzo wspierało.

  • Nasze. Polskie.

Polskie przede wszystkim.

  • Nie zamieszkała pani w Warszawie po wojnie.

Nie. Byliśmy wysiedleni. Mieszkałam w Aleksandrowie Kujawskim, blisko Ciechocinka.

  • Pani Ireno, dlaczego przyjęła pani taki pseudonim „Stefania”?.

Miałam siostrę Stefanię, która była jeszcze ode mnie młodsza, ale wywieziona do Niemiec. A młodsza sporo ode mnie, o trzy lata. Taka jakaś tęsknota za tą siostrą, gdzie miało się częsty kontakt. Dlatego miałam pseudonim „Stefania”. Ona została wywieziona od razu na samym początku wojny. Jeszcze nie z Warszawy, tylko z Aleksandrowa Kujawskiego. Na ulicy zabrana i wywieziona do Niemiec.

  • Czy ktoś z tej piątki, która przechodziła do Śródmieścia, jeszcze żyje?

Już nikogo nie ma.

  • Jest pani ostatnią osobą.

Tak. Już nikogo nie ma.

  • To rzadko powstańcom się udawało, żeby przejść. Miała pani dużo szczęścia, że udało się pani z tego „Zieleniaka” jednak później uciec.

Było dwóch mężczyzn i nas trzy. Nie udawało się. Właściwie to było tak trochę wypracowane. Chłopcy robili jakiś wywiad trochę, jak to zrobić. Tak że w każdym bądź razie udało się.

  • Pani Ireno, po tym wszystkim, co pani przeszła, jakby znowu pani miała dwadzieścia dwa lata, czy poszłaby pani do Powstania walczyć?

Gdyby była taka sytuacja, jak była, to na pewno bym poszła. Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama Sopot, 28 października 2008 roku
Irena Suryn Pseudonim: „Stefania” Stopień: łączniczka, sanitariuszka Formacja: IV Obwód Dzielnica: Ochota

Zobacz także

Nasz newsletter