Izabela Maria Bąk-Dołowa

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Izabela Maria Bąk-Dołowa, urodzona w 1938 roku w Warszawie.

  • Proszę opowiedzieć o swojej rodzinie przed wybuchem II wojny światowej. Gdzie państwo mieszkali?

Mieszkaliśmy w Wawrze. Mama byłą tylko gospodynią domową, ojciec pracował, [ale] nie umiem odpowiedzieć dokładnie, [gdzie].

  • Czy pani miała rodzeństwo?

Nie, rodzeństwa nie miałam, byłam jedynaczką. Potem w czasie okupacji, już mi mama mówiła, ojca aresztowano. Nie umiem odpowiedzieć, ale prawdopodobnie [w związku z wpadką] w organizacji, do której należał, ponieważ rodzeństwo ojca też było w organizacji, został wywieziony do Oświęcimia, w którym był cztery lata, potem był rok w Buchenwaldzie. Tak że okres międzywojenny przed Powstaniem moja mama wychowywała mnie sama, ponieważ ojca nie było. Wrócił dopiero w czterdziestym piątym roku, po wyzwoleniu obozu w Buchenwaldzie.

  • Czy orientuje się pani, do jakiej organizacji należał pani tata i rodzina?

Nie umiem odpowiedzieć, nie, nie. Rodzeństwo ojca, które zresztą szybko zmarło, nigdy po wojnie, po Powstaniu nie mówiło na ten temat.

  • Kiedy pani zamieszkała w Warszawie?

W czasie okupacji. To jest jakiś czterdziesty trzeci, czwarty rok. Moja mama zaczęła wtedy pracować w zakładzie chyba krawieckim, zaczęła uczyć się zawodu, ponieważ byłyśmy obydwie tylko, nie było możliwości innej pomocy. Zamieszkałyśmy na ulicy Żelaznej, róg Siennej, to była kamienica. Okna, pamiętam, z pokoju wychodziły na ulicę Sienną. I tu zastało nas Powstanie.

  • Czy pani zaczęła naukę w szkole w okresie okupacji?

Nie, nie. Natomiast pamiętam, tuż przez Powstaniem takie rzeczy: pamiętam, że chodziłam z moją mamą na bazar, to był chyba Kercelak, którego [imieniem] tu został nazwany [plac]. Chodziłam do kościoła na Chłodną, mam nawet tutaj przy sobie zdjęcie, i chodziłyśmy do ogródka jordanowskiego w wolnych chwilach, na plac Starynkiewicza. I tu pamiętam, kiedy były, próbne prawdopodobnie, nie naloty, tylko ostrzeżenia przed nalotami. Kiedy zawyły syreny, matki z dziećmi, tam była toaleta miejska na placu Starynkiewicza, wszyscy chowaliśmy się do tej toalety. To pamiętam doskonale.

  • To było w okresie okupacji?

To było prawdopodobnie tuż przed Powstaniem. To był czterdziesty czwarty rok, to mnie się kojarzy. No i potem już wybuchło Powstanie.
Co pamiętam z Powstania? Podwórko tej kamienicy było taką studnią. Nie pamiętam, czy tam była jakaś kapliczka, ale chyba była, bo tam zbierały się panie, całe te rodziny, które siedziały w piwnicach i robiły jakieś nabożeństwa, odmawiały różańce. Ale to tak trochę przez mgłę pamiętam. Natomiast pamiętam, że ciągle trzeba było siedzieć w piwnicy. Niedaleko, na ulicy Żelaznej była taka barykada potężna, no i tam rozgrywały się walki. I kiedy zapadał zmierzch, to i powstańcy i mężczyźni z tej kamienicy albo przynosili rannych, albo przynosili zabitych Powstańców. I pamiętam ten czas, kiedy zdjęto asfalt z podwórka i odbywały się pogrzeby. I to była właściwie jedyna możliwość wyjścia z piwnicy na podwórko. No, jakiś inny był rodzaj zajęcia.

  • W którym miejscu znajdowała się ta barykada?

Mnie się wydaje, że tu przy [byłej] Krajowej Rady Narodowej, obecnej [Twardej]. Chyba za ulicą Sienną, w stronę Alei Jerozolimskich. Tam były i meble, łóżka, no wszystko wynosili z domów, żeby ta barykada była jak największa. Więc jeszcze pamiętam te pogrzeby.
Co jeszcze pamiętam? Pamiętam, że nie wolno nam było wychodzić na podwórko, tak że ciągle zapach piwnicy, taki bardzo specyficzny, to do dziś pamiętam. Kiedy... no, ale to już potem powiem... Kiedy chodziłam z wizytami, bo pracowałam w Śródmieściu jako lekarz, i wchodziłam do tych kamienic na Wilczej – Wilcza, Poznańska te jeszcze pozostałości – to ciągle wracał do mnie ten zapach jakiegoś takiego skondensowanego powietrza i przypominał mi się ten fragment Powstania.

  • Czy pamięta pani wyżywienie? Co państwo jedli w tym czasie?

O... Mama gotowała jakieś zupy, była młoda i w ogóle nieprzygotowana na okres Powstania. No i mówiła, że no niestety upominałam się o jedzenie, a tego jedzenia nie było. Kiedyś podobno nocą jeszcze z innymi paniami czy panami wybrała się do... Ponieważ fabryka Fuchsa na dole była rozbita na Powiślu, wybrała się, żeby przynieść jakiejś melasy, przygotowanych rzeczy do produkcji cukierków czy jakichś słodyczy. No i to było takie słodzenie i zatykanie głodnemu dziecku trochę ust.

  • Czy cały czas był dostęp do wody?

Czy był dostęp do wody? Wydaje mi się, że tak, że chyba w piwnicy były pompy albo jakieś urządzenia, że woda była. Ponieważ było tak, że czasem bomby zapalały dach i wszyscy rzucali się do gaszenia, więc prawdopodobnie była woda. Natomiast, co jeszcze pamiętam. Pamiętam płonącą kamienicę na Siennej, naprzeciwko okien. Ona zaczęła palić się, nie wiem dlaczego, od dołu i pamiętam skaczących ludzi z czwartego piętra czy z wyższych pięter na… No ale wtedy, jako dziecko, nie bardzo zdawałam sobie sprawę z nieszczęść i z takich jakichś bólów innych rodzin.

  • Czy pamięta pani nastroje, jakie panowały wtedy w tej kamienicy?

Wydaje mi się, że wszyscy się czegoś bali. Ale ja się nie bałam, była mama, no… Nie miałam, nie odczuwałam żadnego strachu ani jakiegoś niepokoju. Po prostu była obok i to było ważne.

  • Czy miała pani kontakty z rówieśnikami?

No w piwnicy to niewiele można było. Nie, nie pamiętam takich kontaktów.

  • Jak długo pani przebywała w tym miejscu w czasie Powstania?

Całe Powstanie, aż w październiku (szóstego, zdaje się, jak podają daty) rano przyszli podobno Niemcy, powiedzieli, że o dziesiątej ma już nikogo nie być, i zaczęliśmy iść w stronę Pruszkowa, chyba Wolską, a może Alejami Jerozolimskimi, nie umiem odpowiedzieć. I ponieważ na tym samym piętrze mieszkało małżeństwo, podobno ten pan był oryginalnym Niemcem (nie pamiętam nazwiska, mieli dwóch synów), [więc] moja mama jakoś tak bardzo blisko, że tak powiem, przylepiła się do nich i zaczęliśmy iść w stronę Pruszkowa. I podobno, tak jak moja mama rozmawiała, że ponieważ świetnie znał niemiecki, porozmawiał z wachmanem, żeby nas odłączyli, jak się zmierzch zrobi, od konwoju. No i myśmy nie dotarli do Pruszkowa jako ci uciekinierzy. Ci państwo mieli dwóch synów i zaczęliśmy wędrować w stronę Białobrzegów Radomskich, do moich dziadków. I tam dotarliśmy i już przesiedzieliśmy ten okres do wyzwolenia [Warszawy].

  • Kiedy to było?

To było pewno październik, listopad, grudzień, styczeń. A dowiedzieliśmy się dlatego, że dziadek mój, Jan Ostrowski, miał taki aparat z kryształkiem na słuchawki i oczywiście nasłuchiwał, co się w Warszawie dzieje, i powiedział, że Warszawa została wyzwolona i można wracać. I wtedy ci państwo zostawili tych synów i ja zostałam u dziadków, a oni pieszo wrócili do Warszawy. No tu już nie było nic, kamienica była zrównana z ziemią. Moja mama zatrzymała się u swojej siostry rodzonej w Wawrze. Po jakimś czasie, już pewno w połowie roku, zostałam ja tutaj, do Wawra, przypisana i tu zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej, potem średniej, no a potem już studia.
Co jeszcze po wojnie? Wrócił ojciec z Buchenwaldu, jak obóz w Buchenwaldzie został wyzwolony, i w stosunkowo krótkim czasie zmarł. A moja mama zaczęła pracować już trochę w tym swoim zawodzie krawiecko tam… No i tak dotrwała właściwie do śmierci. Bardzo szybko zresztą zmarła, mając czterdzieści dziewięć lat, na serce. Ja skończyłam studia medyczne, zrobiłam specjalizację, no i cały czas już pozostałam w Warszawie. Tu wyszłam za mąż, tu urodziłam syna, tak że te losy całe zupełnie dobrze się ułożyły. No ale bez rodziców.

  • Co jest najgorszym wspomnieniem z Powstania dla pani?

Śmierć rodziców. Nagła śmierć mojej mamy, kiedy wyszłam uczyć się do jakiegoś egzaminu i wróciłam i nie żyła. No ale była sekcja i nic nie stwierdzono, ani zawału. No ale być może był to bardzo świeży zawał, który jeszcze nie wyjdzie. Tak że to było chyba najgorsze moje przeżycie. Nie Powstanie, nie po Powstaniu. Po Powstaniu było biednie, skromnie, ale wszyscy tacy byli. Nie było jakichś ubiorów dla dzieci specjalnych, wymagań, w szkole były fartuchy z kołnierzykami. Nie było takich [rzeczy], jak w tej chwili widzę młodzież wystrojoną. Takich rzeczy nie było. Rozrywek tyle nie było, ale było radio, tak że nie było tak źle.




Warszawa, 25 października 2013 roku
Rozmowę prowadziła Elżbieta Trętowska
Izabela Maria Bąk-Dołowa Stopień: cywil Dzielnica: Śródmieście Północne

Zobacz także

Nasz newsletter