Jan Ozimek „Olek Śruba”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Jan Ozimek. Urodziłem się 7 sierpnia 1926 roku. Należałem do Związku Powstańców Warszawy w Zgrupowaniu „Żyrafa”, pluton 227, kompania 2. albo 3., nie pamiętam.

  • Jaki pseudonim pan nosił?

Mój pseudonim był „Olek Śruba”.

  • Zacznijmy od czasów przed 1 września 1939 roku.

Jeszcze byłem małolat. W 1939 roku miałem siedem lat. Pierwszego września 1939 chodziłem do siódmej klasy.

  • Gdzie pan wtedy mieszkał?

W Rudce. To jest za Mińskiem Mazowieckim. Wieś Rudka, powiat Mińsk Mazowiecki, województwo warszawskie.

  • Jaki wpływ wywarła na pana wychowanie rodzina, szkoła?

Taki wpływ wywarła na mnie rodzina, szkoła, że musiałem uciekać ze wsi ze względu na koleżeńskie bandy, do których nie chciałem dołączyć. To były bandy rabunkowe napadające na UNR-y, gdzie przychodziły wtedy dodatki z UNRRA, dostawali zapomogi, konie, czy coś takiego. Siostra mnie zabrała do Warszawy, gdzie mieszkałem na ulicy Raduńskiej 6 mieszkania 1.

  • Kiedy pan przybył do Warszawy?

Tego dokładnie nie pamiętam, nie powiem, ale to był chyba 1942 albo początek 1943 roku. Dokładnie nie pamiętam.

  • Jakie było wtedy pana źródło utrzymania, życie się toczyło, trzeba było coś jeść.

Gońcem byłem w redakcji „Szpilki” i „Mucha”. Gońcem byłem, ale popadłem na panią Larysę Zajączkowską, która mówi: „Panie Janku, pana szkoda, niech pan idzie do szkoły poligraficznej, wystosujemy pismo do prezesa Borejszy, żeby pana przyjęli do »Czytelnika«, żeby się pan nauczył zawodu”. I tak się stało. Chyba ze trzy lata pracowałem i chodziłem do szkoły poligraficznej i zdobyłem zawód drukarza jako chemigraf kopista. Pracowałem trzydzieści dwa lata jako kopista chemigraf. Ojca nie miałem. Ojciec umarł w szpitalu [praskim]. [Został pochowany] [na cmentarzu Bródnowskim], [szpital] św. Ducha się nazywał. Miałem wtedy dwanaście lat. Jak matka miała utrzymać takiego chłopaka, którego koledzy ciągnęli tu i tam. Udało mi się, udało mi się uniknąć kłopotów. Kolegów moich… Już nie żyją, połapali, porozbijali, bo się potworzyły bandy.

  • W jaki sposób pan po raz pierwszy zetknął się z konspiracją?

Dzięki kolegom. To były spotkania koleżeńskie. Przeważnie spotykaliśmy się na rogu ulicy Marii Kazimiery i ulicy Potockiej. To były sobotnie, niedzielne spotkania, a konspiracyjne spotkania odbywały się na ulicy Mickiewicza, a numeru dokładnie nie pamiętam, 27 czy ileś. W tych piwnicach mieliśmy spotkanie konspiracyjne. Prowadzący z wyższych oficerów – nazwiska nie pamiętam, nie znałem i nie pytałem – prowadził szkolenia konspiracyjne.

  • Jakie były pana zadania w trakcie konspiracji?

Przenosiłem broń i amunicję na Stare Miasto pod dowództwem drużyny kaprala Jana Malinowskiego, pseudonim „Błyskawica” [Już nie żyje 7 lat], z którym następnie przeszliśmy na Czerniaków. Tam zostaliśmy obaj ranni leżąc w szpitalu na ulicy Zagórnej 6.

  • Ale to już w trakcie Powstania.

Tak.

  • A w trakcie okupacji jeszcze przed Powstaniem?

Przed Powstaniem już mieszkałem na ulicy Dygasińskiego 21, a 22 u pana Dochy mieszkał (wtedy był podpułkownikiem, potem generałem) generał „Monter”, a ja o tym wcale nie wiedziałem.

  • Widywał pan go na ulicy?

On miał wejście od tyłu. Przychodził i wychodził i nikt nie widział. Nie wychodził na ulicę, tylko przez ogród, przez działkę do ulicy działkowej...

  • Czy w trakcie okupacji pana zadania polegały między innymi na transporcie broni?

Jak najbardziej. Przenosiłem… Byłem kolporterem do przenoszenia prasy i szyfrów tajnych. Szefem moim była Ludmiła Jemotówna, pseudo „Irena”, łączniczka sztabu pułkownika „Montera”, która zapoznała mnie z przejściem kanałami na Wolę, Stare Miasto, Śródmieście i Czerniaków. Na Wolę dostarczałem szyfry i prasę dla „Kołczana”, Eugeniusz Kocher, poległ na Karmelickiej, na cmentarz ewangelicki, gdzie się z nim spotykałem. Na Stare Miasto dostarczałem na ulicę Barokową, gdzie mieścił się sztab „Radosława” i „Wachnowskiego” w pałacu hrabiów Tyszkiewiczów, do Śródmieścia na ulicę Jasną do sztabu „Montera”, na Czerniaków, ulica Wilanowska róg Zagórnej, gdzie zginął dowódca Andrzej „Morro” Romocki, a ja zostałem ranny 22 sierpnia 1944 roku w lewe podudzie, rana szarpana, i znalazłem się w szpitalu przy ulicy Zagórnej 9 pod opieką doktora Jana Kubika. Po kapitulacji Powstania w dniu 20 września 1944 roku przeniesiono mnie do szpitala PCK, ulica Jaworzyńska 1/3, skąd zostałem wywieziony w dniu 13 października 1944 roku do Piastowa. Stamtąd w dniu 17 listopada 1944 roku przy pomocy kolejarzy uciekłem do rodzinnych stron, gdzie się urodziłem. Odzyskałem wolność we wsi Rudka, powiat Mińsk Mazowiecki, województwo warszawskie przez wojska radzieckie i polskie, które wyzwoliły wtedy tą miejscowość. W lipcu 1944 roku do października 1944 roku [byłem] w Powstaniu Warszawskim. Po wyzwoleniu zacząłem pracować w sanatorium Rudce jako pomoc buchaltera od 23 sierpnia 1945 do 27 czerwca 1947. Po przyjeździe do Warszawy objąłem pracę do dnia 1 maja 1947 roku, na co mam dokumenty, do chwili obecnej, w Robotniczej Spółdzielni RSW Prasa Książka Ruch „Ekspres Wieczorny” Prasowe Zakłady Graficzne, Warszawa ulica Nowogrodzka 84 [34 lata do emerytury!].

  • Panie Janie, wspomniał pan, że przechodził pan kanałami.

To są wspomnienia. Głowa i noga, żeby nie hełm, to może już by trawa rosła. Jeszcze nie rośnie, ale niedługo, już niewiele zostało.

  • Wspomniał pan, że przechodził pan kanałami. Czy już przed wybuchem Powstania zapoznawał pan się z możliwościami przejścia?

Z [przejściami] podziemnymi wcześniej nie miałem do czynienia. Wyłącznie nadziemnymi, a podziemnymi nie wiedziałem, nie byłam nawet informowany. Tylko działałem na powierzchni.

  • Dopiero w trakcie Powstania…

Tak.

  • Gdzie pana zastał wybuch Powstania?

Gdzie mnie zastał wybuch Powstania? Na ulicy Mickiewicza w Warszawie. Nie wiedziałem wtedy, co się dzieje. Zanim dołączyliśmy do zgrupowania, to trwało… A potem to nie wiadomo gdzie, w którą stronę uciekać, z kim się łączyć.

  • Nie dostał pan wcześniej informacji?

To było za późno, informacja doszła, ale już było za późno. Było wyznaczone na godzinę siedemnastą, a to się rozpoczęło o godzinie trzynastej czy czternastej na Placu Krasińskich, jak lotników zaatakowali.

  • Gdzie pan się udał?

Gdzie się udałem? Do kolegów, z którymi czekaliśmy, to będzie dalej w piwnicy na ulicy Mickiewicza 27.

  • Długo tam byliście?

Czekaliśmy na dalsze rozkazy. Jak potem wybuchły pierwsze strzały, to trzeba było dołączyć do kompanii, do batalionu, i ciągnęliśmy dalej. Przecież to się zaczęło na Żoliborzu na ulicy Krasińskich, obok ulicy Suzina. Nie pamiętam, jak to kino się już nazywało [„TĘCZA”]. … Potem szpital Zmartwychwstanek.

  • Kiedy pan się zgłosił do swojego oddziału, jakie pan otrzymał zadania?

Zadanie pomocnicze i obsługa sztabu, obsługa dowództwa. Czekać na rozkazy i roznosić.

  • Czyli był pan łącznikiem.

Łącznikiem byłem, tak jest, tak jest napisane.

  • Wspomniał pan, że przechodził pan kanałami.

A to już jak Powstanie upadało, jak nie było już czym walczyć, nie wiadomo gdzie uciekać, w którą stronę, to tylko jedyne wyjście to było kanałami. Przedarliśmy się z ulicy Wareckiej bodajże na Czerniaków…

  • Może jeszcze się zatrzymajmy. Jak pan z Żoliborza trafił najpierw do Śródmieścia?

Myśmy szli przez Dworzec Gdański. Przecież tam poginęła połowa narodu. Ile tam poginęło, mój Boże kochany! Wytłukli tam. „Krowa”, pociąg pancerny stał, niech Bóg broni, co się tam działo. Już wypłakałem się wtedy, ale już nie było potem za kilka miesięcy czy tygodni czym płakać.

  • Pamięta pan ciężkie ataki na Dworzec Gdański? Uczestniczył pan w nich?

Pamiętam, pamiętam zasieki, druty kolczaste, pociągi, które stały z żywnością, z umundurowaniem, chcieli Powstańcy to zdobyć, nie dało rady, za silny obstawiony ogień był.

  • Uczestniczył pan w tych atakach?

Nie brałem udziału. Nie byłem wyznaczony, nie brałem udziału.

  • Pamięta pan okres, w którym już przeszedł do Śródmieścia?

Tak... To są wspomnienia własne z wędrówki przeżytych lat i wszystko to, co życie późniejsze przysypało pyłem rozczarowań i rozgoryczenia. Byłem żołnierzem Szarych Szeregów, Armii Krajowej obwodu „Żywiciel”, Zgrupowania „Żyrafa”, pluton 227. Dowódcą moim był Kazimierz [Woyda], pseudonim „Sioka”, mieszkał na Krasińskiego. Odwiedzałem go kilka lat, rozmawialiśmy, potem został operowany na gardło. Już potem nie było rozmowy z nim. Odwiedziłem go, on już nie żyje.

  • Z Żoliborza przeszedł pan kanałami do Śródmieścia, tak?

Tak.

  • Ze swoim oddziałem?

Ze swoim oddziałem.
  • Jak długo byliście w Śródmieściu?

Śródmieście nie brało [na początku] udziału w Powstaniu, tam wszystkie budynki stały całe, było czyściutko, ludzie chodzili ubrani. Lecz jednak Niemcy następowali i musieliśmy się wycofać. Nie wiem, kto wtedy prowadził, albo „Morro” prowadził, albo „Radosław” prowadził, nie wiem kto, ale cała grupa wchodziła do kanałów za przepustkami. Cywile byli odsunięci.

  • Udaliście się na Czerniaków.

Tak.

  • Jak długo był pan na Czerniakowie? Do 22 sierpnia, tak?

Do 22 sierpnia 1944 roku. [Byłem ranny] w lewe podudzie rana szarpana i głowa.

  • Przez cały okres, kiedy pan mógł uczestniczyć w Powstaniu, pełnił pan funkcję łącznika?

Jak najbardziej.

  • Jako łącznik poruszał się pan po Warszawie, po dzielnicach…

Jeszcze jak Niemcy urzędowali, to przecież miałem kontakty na całą Warszawę.

  • Ale w trakcie Powstania jak pan zapamiętał jak ludność przyjmowała walkę Powstańców?

I dobrze, i źle.

  • Spotykał pan się z opiniami pozytywnymi i negatywnymi?

Tak, ale nie zwracałem na to uwagi, bo byłem na to za młody. Przeżywałem, uważałem, że to zaszczyt, że to jest bohaterstwo. Dzisiaj jestem dumny, że byłem Powstańcem Warszawy. Cud, że jeszcze żyję, Pan Bóg przedłużył życie. […]

  • Pomówmy jeszcze troszeczkę o Powstaniu. Jak wyglądało życie codzienne w trakcie Powstania?

Bardzo źle, bardzo źle. Żywiliśmy się, czym się dało, co się znalazło, czy po piwnicach, czy gdzieś coś rozbili, albo jak.

  • Ludność cywilna karmiła Powstańców?

Nie za bardzo. Oni sami walczyli o swój byt, o swoje życie, bo to nie wiadomo, co się dzieje, co się stanie za chwilkę, za moment. Tu walą, tu strzelają, tutaj wybucha, tu ciemno, tu nic nie widać. To się działy rzeczy nie do opowiedzenia.

  • Jak wyglądała sprawa zaopatrzenia w wodę?

Nocami docierali niektórzy do Wisły.

  • I udawało się zdobyć tyle wody…?

Nie zawsze, ale udawało się.

  • Jak wyglądały noclegi?

Nieraz się spało na stojąco i na leżąco, i na siedząco, jak się dało, bo nie było dni odpoczynku czy snu, tylko ciągła walka. To z miejsca na miejsce przemieszczanie się, dzisiaj tu, jutro tam, za godzinę, albo z powrotem. Wymarsz do Puszczy Kampinoskiej. Mój Boże, co będę mówił, jak dla mnie nie ma Warszawy. Nie ma Warszawy, bo u mnie Warszawa to się kończyła na ulicy Gdańskiej, Potockiej i Słowackiego, a dalej to już była zdobycz robotnicza, dalej za zdobyczą były Bielany. A szosą do Wawrzyszewa, mój Boże kochany, to były bruki, pola, kartofliska, deszcz lał, a my idziemy, a Węgrzy stoją.

  • Czy był jakiś czas wolny? Czy wykorzystywało się te chwile, żeby się przespać?

Były momenty, że gdzie się człowiek położył, tam spał.

  • Jaka atmosfera panowała w oddziale, w grupie?

Każdy walczył o swoje przeżycie.

  • A w związku z tym, że w pierwszych chwilach Powstania panowała euforia?

Każdy chciał zostać bohaterem, a później chciał tylko żeby zdobyć na Niemcu broń, albo buty, bo się rozłaziło wszystko. Jak żeśmy maszerowali do Puszczy Kampinoskiej, mój Boże, kartofliska, noc, deszcz leje... Pamiętam jak dziś, Węgrzy stoją, ani słowa, ani papierosa, nic, jeden drugiego trzymał, prowadziliśmy się. [Prowadził kapitan Józef Krzyczkowski „Szymon”].

  • To jeszcze na samym początku Powstania.

Tak, potem przyszedł rozkaz powracać z powrotem do Warszawy. Mój Boże, co to się działo! Potem jeszcze co to się działo, jak do Puszczy przyszedł Adolf Pilch, dowódca wileńskiej Armii Krajowej, który pod Brwinowem zginął, bo stał pociąg pancerny i wysiekli wszystkich, mało co się tylko przedostało do Gór Świętokrzyskich.

  • W trakcie Powstania uczestniczył pan w formach życia religijnego?

Był ksiądz z nami, Józef Warszawski. On chyba w zeszłym roku dopiero zmarł [ojciec Paweł].

  • Tak że msza codzienna była…

Spowiadał. Na krzesełku usiadł, spowiadał Powstańców, ludzi cywilnych. Brał udział w Powstaniu też, chodził z Powstańcami na placówki, gdzie stanowiska ogniowe były. Udzielał się, nie powiem, udzielał się wszędzie.

  • Pan w trakcie Powstania miał okazję porozmawiać z księdzem?

Jak najbardziej. Byłem młody chłopak, pytałem: „Ojcze duchowny, co z nami będzie dalej?” „Nie wiem syneczku, przeżyjemy, to zobaczymy”.

  • Czyli wspierał Powstańców.

Tylko, tak, duchowo i myślowo.

  • Czy w trakcie Powstania miał pan możliwość słuchania radia?

Nie, rzadko. Było gdzieś, słyszałem, że gdzieś było, ale rzadko.

  • A czytał pan prasę powstańczą?

Jak najbardziej.

  • To było jedyne źródło informacji?

Przecież roznosiłem ulotki powstańcze w czasie Powstania, jeszcze w czasie okupacji.

  • Rozmawiał pan z kolegami na temat informacji zawartych w gazetkach?

Miałem kolegów, miałem w Związku Powstańców Warszawskich, miałem Witka, nazwiska nie pamiętam [być może Stankiewicz], ale mam zapisane, nie żyje już, któreśmy razem się za ręce trzymali. Trzymaliśmy się w kupie, że tak powiem. Ale wielu innych, to było wszystko pseudonimy, a nie nazwiska, nie imiona.

  • Czy to był pana przyjaciel z trudnego okresu Powstania?

Kto był moim przyjacielem? Mój Boże kochany! Już nie żyje. Witek, który był sekretarzem później w Związku Powstańców Warszawskich. Mam jego nazwisko, ale już nie pamiętam.

  • Byliście razem w oddziale?

Tak. Jestem też członkiem Związku Powstańców Warszawskich, ale jestem inwalidą wojennym.

  • Panie Janie, jakie jest pana najgorsze, najtrudniejsze wspomnienie z czasów Powstania?

Najtrudniejsze wspomnienie, to dziękować Bogu, że [mnie] nie zabili, że jeszcze żyję. Jestem dumny, że przeżyłem, przynależałem do Powstania Warszawskiego.

  • Wspomniał pan, że 22 sierpnia został pan ranny na Czerniakowie.

Tak.

  • W jakich okolicznościach doszło do tego wypadku?

Jak grom z jasnego nieba. Myśmy dochodzili już do Wisły, już z Czeniakowa polscy żołnierze przedostawali się na Mokotów. Jak grom z jasnego nieba.

  • A w jakim celu szedł pan w kierunku Wisły?

Myśmy szli, żeby [być] jak najdalej od miasta.
  • Czyli z myślą, że przedostaniecie się na prawy brzeg?

O to chodzi. Ktoś prowadził i chłopcy mówili: „Kto w Boga wierzy, za mną. Albo idziemy przepływać przez Wisłę, albo włazimy do kanału i wychodzimy na ulicę Puławską, albo gdzieś”.

  • Czyli szukaliście drogi ewakuacji.

Tak jest.

  • Ale został pan ranny i pozostał pan na Czerniakowie…

Ale to już nie wiem, kto mnie wtedy zaprowadził, już nie pamiętam. Znalazłem się na Jaworzyńskiej w szpitalu. Z Jaworzyńskiej już wszystkich mieszkańców wypędzili na Dworzec Zachodni, a mnie dopiero na drugi, czy na trzeci dzień, bo miałem drewniane kule i dotarłem. Wywieźli mnie do Piastowa i stamtąd przy pomocy kolejarzy udałem się do rodzinnych stron, gdzie się wyleczyłem, a potem wróciłem do Warszawy szukać pracy.

  • Czyli już po wyzwoleniu…?

Już po wyzwoleniu. Co miałem robić, ojca nie miałem, z czego matka miała mnie utrzymywać? Do wojska się nie nadawałem ze względu na komisję lekarską, rany głowy. Mam napisane „Za udział w Powstaniu…”

  • Po zakończeniu Powstania, kiedy pan już został wysłany do Piastowa, pamięta pan, jakie tam panowały warunki?

Pamiętam.

  • Jak to wyglądało?

To był obóz przejściowy. Dulag 121. Tam było pół mieszkańców Warszawy pędzone. To były tereny warsztatów kolejowych. Przecież tam do dzisiaj… To już się chyba zamazało, kiedyś pisało, że „Tędy przeszła Warszawa”.

  • Czyli to był Pruszków.

To był Pruszków.

  • Pan tam był na izbie chorych, czy ze wszystkimi?

Ze wszystkimi. Szukał kogoś znajomego, znajomej duszy, znajomego człowieka, żeby poratować, żeby porozmawiać, żeby się skontaktować.

  • Jak pan skontaktował się z kolejarzami, którzy panu pomogli?

Prosiłem: „W którą stronę jedziecie? Czy byście mnie nie zabrali? Serdecznie was proszę. Widzicie, że jestem ranny, z Powstania uciekłem. Zabierzcie mnie”. Pogadał jeden z drugim, „Właź – mówi – Podaj mu rękę”. Wciągnęli mnie i dojechałem bodajże do Mińska Mazowieckiego.

  • Jak pan dostał się na stronę rosyjską?

Jak dostałem się na stronę rosyjską? Nie rozumiem pytania. Co to znaczy na stronę rosyjską?

  • Bo Mińsk Mazowiecki wtedy był już zajęty przez Rosjan. Obóz w Pruszkowie był niemiecki.

Tak, ale to już cywilów nie obchodziło. Myśmy już opasek nie mieli, mundurów nie mieli, hełmów nie mieli, nic nie mieli na sobie, żadnych znaków, a jeszcze byłem młodym chłopakiem i kaleka.

  • Można powiedzieć, że został pan przemycony?

Tak.

  • Tam pan doczekał wyzwolenia Warszawy?

Tam doczekałem wyzwolenia, tak jest.

  • Czy po zakończeniu wojny spotkały pana represje w związku z tym, że uczestniczył pan w Powstaniu?

Mam na to dokumenty.

  • Jakie to były represje?

Proszę, to są dokumenty weryfikacyjne z Londynu przysłane po zakończeniu wojny.[...] „Szanowny kolego Janusz – to jest mój prezes Związku Kombatantów – oddałbym wszystko by cofnąć czas, by nigdy nie zdarzył się ten moment, który jak wielki ciężar na zawsze oddzielił moje dzieciństwo od dorosłości, pozostawiając ślad, ale tego się nie wstydzę, bo rzeki i czasu nikt nie zmieni”. Proszę, represje. Pół roku na Gęsiówce.

  • Czyli w 1949 został pan aresztowany. Jakie zarzuty panu postawiono?

Przynależność do Armii Krajowej. Przecież pracując trzydzieści lat w „Ekspresie Wieczornym”, ile razy były pisane życiorysy. Przychodził ubek, [przychodził] i sprawdzał kartotekę, „Poproszę kartotekę pana Ozimka”. A potem było, a tu się nie zgadza.

  • Jak długo pan przebywał w areszcie i w wiezieniu?

Byłem wypuszczony 6 kwietnia 1949. Sześć miesięcy.

  • I jedynym zarzutem było to, że przynależał pan do Armii Krajowej?

Tak. W związku z tym, że trzydzieści cztery lata pracowałem w „Ekspresie Wieczornym” to nie wolno mi się było przyznać. „A skąd. Coś ty. Nie wygłupiaj się”. Człowiek się bał. „Nie wiem kto za mną stoi, co chce ode mnie, tego człowieka nie znam”. Takie były czasy. Przyszło mi jeszcze płacić, gdzie na raty mi sąd rozłożył, za to, że jeszcze mnie skrzywdzili, posadzili, to jeszcze musiałem płacić.

  • Jeszcze jedno pytanie mam. Jak pan ocenia z perspektywy czasu, czy Powstanie musiało wybuchnąć?

Na to nie odpowiem, bo na to nie ma mądrych. Bo są ludzie, którzy są za i którzy są przeciw.

  • Jaka jest pana opinia? W 1944 roku pan chciał walczyć?

Pewnie. Przecież to była…, jak to wyrazić, ochota. Jak najprędzej przecież Niemców pobić, zdobyć broń, mieć zaszczyt, że się brało udział. Tak się stało. Przeżyłem, dziękuje Bogu. Pan Bóg przedłużył mi życie, osiemdziesiąt jeden lat, dziękuję Bogu, że żyję.

  • Nawet jeżeli Powstanie nie byłoby zorganizowane w ten sposób, poszedłby pan walczyć?

Gdyby do tego mnie zmuszono, albo… bo ja wiem, zaistniała konieczność, to na to nie ma mądrych.





Warszawa, 12 stycznia 2007 roku
Rozmowę prowadził Tomek Niemczura
Jan Ozimek Pseudonim: „Olek Śruba” Stopień: strzelec Formacja: Zgrupowanie „Żyrafa” Dzielnica: Żoliborz Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter