Jerzy Dziewiątkowicz „Janusz”

Archiwum Historii Mówionej

  • Proszę podać swój stopień i przynależność do oddziału.

Stopień: szeregowy, przynależność do oddziału: „Baszta”, kompania B2, pluton 3.

  • Czym zajmował się pan przed 1 września 1939 roku?

W czerwcu skończyłem szkołę zawodową. W sierpniu zaczęło się Powstanie.

  • A przed pierwszym września 1939 roku?

Byłem młody chłopak. 12 lat miałem. Byłem przy rodzicach.

  • A podczas okupacji?

Skończyłem szkołę powszechną. Zacząłem szkołę ślusarsko-mechaniczną, kolejową. Miałem praktykę w zakładach naprawy samochodów. Pod szyldem „Jenikiel” [?]. Tam miałem praktykę do końca lipca 1944 roku.

  • Czy przed Powstaniem uczestniczył pan w konspiracji?

Tak.

  • A jak pan tam trafił?

Koledzy mnie wciągnęli do ZWZ. Związku Walki Zbrojnej. On się przekształcił się w AK. Do pewnego okresy był ZWZ, a później AK. Wciągnęli mnie szkolni koledzy, którzy już byli w konspiracji. Werbowali uczestników. Jednego czy dwóch każdy werbował. Chodziliśmy w między czasie na szkolenia. Bez broni. Jeszcze wtedy nie było jej w oddziale. Szkolenia odbywały się na ogródkach działkowych. Zbieraliśmy się po kilku. Pamiętam, że byliśmy na [niezrozumiałe]. Był tam ogródek jordanowski, a w nim altanki. Po tych altankach się konspirowało. Mieliśmy szkolenia w lesie na południu za Piasecznem.

  • Na czym polegały szkolenia?

Szkolenia typu wojskowego, podstawowe szkolenia wojskowe.

  • Gdzie pana zastał wybuch Powstania?

Na Mokotowie, chociaż z rodzicami mieszkaliśmy na ulicy Toruńskiej. To znaczy koledzy dali znać, że mamy zbiórkę na Mokotowie. To było w końcu lipca. Nie pamiętam czy dwudziesty dziewiąty czy trzydziesty dzień lipca. Mieliśmy zbiórkę na Kieleckiej na Mokotowie. Tam nocowaliśmy. Pierwszego sierpnia poszliśmy do Powstania.

  • W jakich warunkach pan walczył? Jak było z jedzeniem?

Różnie bywało. Pierwsze dni były spontaniczne. Mieszkańcy nas utrzymywali. Dostawaliśmy jedzenie. Obiady. Pierwsze uderzenie było na róg Kazimierzowskiej i Narbutta. Tam była szkoła i uderzaliśmy na tę szkołę. Na Niemców. Potem przerzucali nas na różne stanowiska i miejsca. Jeśli idzie o broń, to było krucho.

  • Miał pan swoją broń czy musiał się dzielić z kolegami?

Ja miałem tylko granaty. Palnej nie miałem. W ogóle początkowo było krucho z tą bronią. Nie każdy miał. Jak się miało granaty czy filipinki tak zwane, to było dobrze.

  • Na jak dużym terenie działał pana oddział w czasie Powstania?

Od początku Rakowieckiej, Narbutta do Służewca.

  • Dużo było ataków niemieckich?

Na pewno w wielu uczestniczyłem, ale zatarło mi się to już w pamięci. Na początku Powstania zostaliśmy przerzuceni na teren Ursynowa. Tam jest taki kościółek, nie pamiętam już, jaki i czy księża tam byli czy siostry? Tam zostaliśmy przerzuceni. Po ataku przerzucono nas z powrotem na południowy Mokotów.

  • I często się tak zdarzało?

Później się to unormowało. Dostaliśmy teren Kazimierzowska, Madalińskiego, Narbutta, Malczewskiego.

  • A na czym polegała służba? Czy bardziej na pilnowaniu pozycji czy atakach?

Różnie było. Były i pozycje do ataku, i takie odpoczywające. Po mieszkaniach żeśmy odpoczywali.

  • Jak pan pamięta Niemców jako żołnierzy? Czy byli waleczni?

Oni byli waleczni, bo mieli, czym walczyć. Ale wydaje mi się, że myśmy też byli waleczni, bo jednak po atakach niektórych zdobywało się teren niemiecki. Był taki atak na Madalińskiego, po wojnie nawet tam mieszkałem trochę, Madalińskiego 4, zaraz za Wedlowskim budynkiem na rogu. Tam za okupacji było MPO. Tam mieliśmy atak właśnie. To był teren przez Niemców, zaminowany. Zginęło sporo powstańców. Nie było dobrego rozeznania terenu. Musieliśmy się stamtąd wycofać.

  • A uczestniczył pan w akcjach zdobywania broni czy żywności?

Był zrzut na Czerniakowie. Pamiętam, że tam byłem. Zrzut wykonany przez Rosjan. Z tego zrzutu miałem tetenkę. Z tym, że trzeba było przejść ogródki działkowe. Teren od strony Puławskiej, Belwederskiej, do Czerniakowskiej. To był teren trochę otwarty, pusty. Tam nas ostrzelali. Ja czołgając się zgubiłem magazynek do tego pistoletu, do tej tetenki. To się uzupełniło później. Ostrzał niemiecki był ostry, ale wycofaliśmy się bez strat i przenieśliśmy trochę tego sprzętu.

  • Czy duża była rotacja w pana oddziale?

Tego momentu akurat nie pamiętam, żeby jakieś straty były w naszym plutonie. Nie pamiętam tego.

  • A zetknął się z sytuacjami zbrodni wojennych popełnianych przez stronę niemiecką?

Nie. Nie słyszałem, nie zetknąłem się. Ani tu, ani w Niemczech, bo przecież było się w tym stalagu i na komenderówce w Hamburgu.

  • A czy spotkał pan jakieś inne narodowości po polskiej lub niemieckiej stronie?

Po stronie niemieckiej, ale to pod koniec wojny. Jak nas Niemcy przerzucili z Hamburga do Husum, zetknąłem się z oddziałami węgierskimi, którzy [to Węgrzy] nam dość sporo pomogli. Przemycali dla nas broń.

  • Czy spodziewał się pan, że Powstanie tak długo wytrzyma?

Nie zastanawiałem się.

  • A czy spodziewał się pan przed kapitulacją, że to nastąpi?

Wtedy się człowiek się nie zastanawiał czy to będzie krótko czy długo? Chodziło o to, żeby jakiś teren zdobyć, odzyskać jak najwięcej. A tak to człowiek się nie zastanawiał.

  • Co pan odczuwa względem tego, że Anglicy, Rosjanie i Amerykanie nie pomagali nam zrzutów nie było?

Zrzuty w zasadzie były, nie wiem czy angielskie i amerykańskie. Był taki zrzut, z którego skorzystali Niemcy, a nie Polacy. Samoloty leciały na dużej wysokości, a gdzie one spadły, to trudno już było przewidzieć. To był za mały teren: Mokotowa, Śródmieścia czy innej dzielnicy, żeby te zrzuty akurat tam trafiły.

  • A zrzuty były za późno?

Ja nie pamiętam już czy to było wcześniej czy za późno, ale latały te kukuruźniki. Z nich też zrzucali. Pamiętam, że to były pojemniki długie na spadochronach. Jeśli chodzi o Rosjan, to oni zrzucali to nocą i też nie wiadomo, bo nie teren nie był oznaczony, gdzie trzeba zrzucić.

  • A czy wiedział pan, że Rosjanie stanęli po drugiej strony Wisły?

Wiedzieliśmy, ja się nawet spotkałem z tymi berlingowcami. To była armia Berlinga. Zetknąłem się z nimi. Przeprawiali się przez Wisłę. Mieli duże straty. Niemcy ich wybili na tej Wiśle. Z tymi berlingowcami zetknąłem się w Stalagu, na komenderówce, na której byłem w Hamburgu. Było ich zdaje się dwudziestu pięciu. Niemcy ich przywieźli do nas. Wszyscy się zastanawiali, czemu oni nie przechodzą przez Wisłę, a zatrzymali się na Pradze. Na początku Powstania to oni się nawet cofnęli. Dochodzili do Pragi i się cofnęli, ale Powstanie się trzymało, więc podeszli do samej Wisły i tych berlingowców przeprawiali na stronę Powstania.

  • A co ci berlingowcy mówili na ten temat?

Trudno mi powiedzieć.

  • Gdzie zastała pana kapitulacja?

Na Mokotowie, chyba na [Bałuckiego?], część powstańców przeszła kanałami do Śródmieścia. Ja zrezygnowałem z tego, nie chciałem kanałami i zostałem na Mokotowie. Tam Niemcy nas już tak stłoczyli, że nie mieliśmy ruchu.

  • A jak Niemcy traktowali powstańców po kapitulacji? Jak bandytów?

Na pewno jak bandytów, trzeba było oddać broń. Ja miałem wtedy już pistolet. W czasie tego Powstania mniej więcej od połowy, już miałem broń. Broń nam Niemcy zabrali na tego Bałuckiego. Nie jestem pewien czy tam. Stamtąd nas Niemcy poprowadzili na forty mokotowskie, gdzie robili rewizje. Wszystko nam zabrali, nawet dokumenty, to znaczy legitymacje akowskie. Z fortów mokotowskich wyprowadzili nas do Pruszkowa. Potem do Skierniewic. Nie pamiętam ile czasem tam byliśmy. Jedną noc, dzień czy kilka nocy? Potem wywieźli nas do stalagu. Do Sanbostel.

  • Jak był pan traktowany w obozie?

W obozie ja byłem krótko w tym stalagu. Od września do grudnia, ze trzy miesiące i zostałem wywieziony do Hamburga na komenderówkę roboczą. Tam było nas stu dwudziestu pięciu, sami Polacy.

  • Czym się pan zajmował?

Kombinowaniem, żeby coś zdobyć do żarcia.

  • A na jakie roboty był pan wysyłany przez Niemców?

Mieliśmy swoich odbiorców, którzy rano przychodzili na te komenderówkę. [S…] to się nazywało. Był tam dworzec kolejowy. Ci Niemcy brali po pięciu, dziesięciu, dwudziestu naszych chłopaków do pracy i po południu odprowadzali. Ja miałem takiego odbiorcę, który zajmował się sprzedażą kartofli. Kartofle były na bony, czyli każdy mieszkaniec miał swój przydział. Gdzie były większe przydziały na rodzinę, to rozwoziliśmy ziemniaki z wagonów w których przychodziły. Pakowaliśmy je w worki po pięćdziesiąt kilogramów. Rozwoziło się po Niemcach, którzy mieli na przykład pięćset kilo przydziału. A niektóre rodziny miały tysiąc kilogramów ziemniaków. Staraliśmy się, żeby raz w tygodniu chodzić do rzeźni. Tam był ubój trzody chlewnej i się kradło mięso.

  • A mówił pan o Węgrach przemycających broń, jak to się rozwinęło?

To był obóz, ale nie koncentracyjny, z jakimiś komorami do spalania. Tam nas zaprowadzili po ewakuacji z Hamburga. To było trzysta kilometrów od Hamburga w kierunku Szlezwiku Holsztyn, w kierunku Danii. Z tego obozu chodziliśmy do pracy na lotnisko. Już nie pamiętam, co myśmy na tym lotnisku robili. To było duże lotnisko. Przez druty byli tam Węgrzy i myśmy z tymi Madziarami się skumali. To było przed 9 maja 1945 roku, dostawaliśmy paczki z Czerwonego Krzyża raz w miesiącu. Paczki były pięciokilowe. Z tymi Węgrami żeśmy się skumali i była wymiana: kawa, papierosy. Prawdę mówiąc przed zakończeniem tej wojny, to myśmy mieli już trochę broni, bo im nie zależało na tych karabinach czy pistoletach Służyli pod dowództwem niemieckim. To były węgierskie oddziały i myśmy się z nimi skumali.

  • A czy chcieliście zrobić powstanie, czy tak na wszelki wypadek?

Myśmy się szykowali. Wiadomo było, że będzie koniec wojny, to się dało odczuć, ale uważaliśmy, ze Niemcy mogą przyjechać i nas rozstrzeliwać. Asekurowaliśmy się, żeby w razie czego z nimi walczyć.

  • Czy ta broń pozostała tylko ukryta, czy były jakieś przypadki użycia?

Nie. Użyta ta broń była nie w sensie wystrzały, ale w niedługim czasie, jak skończyła się wojna, zaczęliśmy wystawiać już swoje posterunki przed tym obozem. Jako broń palna, ale nie do zabijania, tylko na wartę.

  • Kto pana obóz wyzwolił?

Anglicy. To było śmieszne wyzwolenie, bo nie wiem czy kilkunastu czy kilkudziesięciu przyleciało na to lotnisko i jacyś oficerowie przyszli do naszego obozu. Nie było jeszcze regularnej armii angielskiej. Kilku tych oficerów przyszło, rozbroili Niemców, ich broń dali nam. Powołali z naszego grona żołnierzy i powiedzieli: „Macie tu trzymać wartę, koniec wojny. Ustalcie jakieś swoje dowództwo i jesteście wolni.” I pojechali.

  • A co się stało z rozbrojonymi Niemcami?

Anglicy ich zabrali na te lotnisko, a co zrobili to nie wiem?

  • I nie stawali oporu?

Nie.

  • A Węgrzy, czy jeszcze byli w tedy?

Węgrów Niemcy gdzieś przenieśli. Co się z nimi stało, nie mam pojęcia.

  • A co się z panem stało po tej kapitulacji, po tym rozbrojeniu?

Chodziliśmy na takie wypady, kradzieże. Normalnie dostawaliśmy jedzenie. Przeważnie to była suszona ryba. Taki był odór, że nie chcieliśmy tego jeść i chodziliśmy kraść krowy. Każdy barak kolejno szedł i przyprowadzał krowę. To się odbywało nocą, a krowy niemieckie na pastwiskach chodziły. Myśmy przyprowadzili krowę, ktoś się nią już zajmował i rano nie było śladu po niej. Oprawiona była, elegancko wszystko, byli od tego fachowcy. No ale Niemcy zaczęli się skarżyć do władz angielskich, bo było już po kapitulacji. Skargi niemieckie były częste. I Anglicy wywieźli nas na wyspę Sylt na morzu północnym. Tam doczekałem się końca swojej gehenny. Na tym Sylcie. Mam mapkę ze sobą.

  • To się później sfilmujemy. Kiedy pan wrócił do Polski?

Wróciłem w grudniu w 1945 roku przed Bożym Narodzeniem.

  • A czy była tu pana rodzina?

Była w Warszawie. Mogłem nie wrócić, ale można gdybać. Nie wiedziałem nic o rodzicach. Pisałem. Doszedł jeden list. Szedł przez Londyn. Dotarł do polski do Warszawy już po moim przyjeździe. Rodzina była, ale domu nie było, bo został spalony. Mieszkaliśmy na Toruńskiej. W tej chwili jest ślimak na tym terenie. Wróciłem przed Bożym Narodzeniem w grudniu 1945 roku. Rodzice byli w Falenicy i tam mieszkali, tam mieszkała moja ciotka. Załatwiła im mieszkanie. Ja też tam mieszkałem.

  • Co pan czuł, kiedy zobaczył pan ogrom zniszczenia Warszawy?

To mnie nie przeraziło, widziałem Powstanie. A poza tym widziałem zniszczenia wojenne Hamburga. Można przyrównać Warszawę do Hamburga. Chociaż tam były naloty dywanowe i fosforu dużo zrzucali. Że beton się palił. W Warszawie tego nie było, tylko Niemcy wypalali budynki. Zaszokowany nie byłem ogromem zniszczeń, ale warunkami, w jakich się człowiek znalazł. Na każdy kroku słyszało się: „Jestem SB i UB.” Nas do Polski przywieźli Anglicy. Jechaliśmy dwa dni do Szczecina. Pierwsze moje kroki w Polsce to był szczecin. Nocowaliśmy w jakiejś szkole. Dostaliśmy prowiant, zdjęcia, papiery repatriacyjne. Potem puścili nas luzem. Kto dostał dokumenty, to jechał w swoją stronę. Gdzie kto mógł, do rodziny. Tak to wyglądało.

  • A pamięta pan, co pan czuł, jak się dowiedział, jak się zmiani kształt Polski, jej granice?

Nie interesował się tym człowiek. Był zaszokowany. Na wszystko zwracało się uwagę, żeby go nie zamknęli.

  • Był pan represjonowany w jakiś sposób?

Wyciągnięcie z domu w nocy, zaprowadzenie na posterunek milicji i tam oprowadzali mnie po tych pokojach. Ludzie tam leżeli pokotem. Potrzymali, popytali i w końcu nad ranem puścili. Na posterunek przywieźli samochodem, ale do domu iść musiałem pieszo. To była taka represja. To, że nie wzięli mnie do wojska, to mogłem im podziękować. Przez to, że byłem na zachodzie to znaczyło, że do wojska nie mogłem pójść. Mieszałem na Wygodzie, to też była gmina... RKU czy WKR, podlegałem pod Pruszków i miałem wezwanie do wojska na jakiś tam dzień. Trzymali mnie do późnych godzin nocnych i powiedzieli: „Dziękujemy, spotkamy się za dwa dni.” Z Pruszkowa przez Rembertów w nocy, puścili mnie wolno. Musiałem się przedostać przez Wisłę. To był roku 1947 chyba. Przez całą Warszawę przeszedłem, przeprawiłem się przez Wisłę, nie było przecież mostu. Po dwóch dniach znów musiałem się stawić, to była taka represja.

  • Czy uważa pan, że decyzja o rozpoczęciu Powstania była trafna i nieunikniona?

Od tego tęższe głowy były. Trudno nam powstańcom szeregowym wnioskować czy to było słuszne czy nie. Myślę, że słuszne. Z tym, że za mało było tej broni. Gdyby było tylko więcej broni...
Warszawa , 4 marca 2005 roku
Rozmowę prowadził Krzysztof Miecugow
Jerzy Dziewiątkowicz Pseudonim: „Janusz” Stopień: strzelec Formacja: Pułk „Baszta” Dzielnica: Mokotów Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter