Jerzy Witold Nowak „Dwumian”

Archiwum Historii Mówionej


Strzelec Jerzy Witold Nowak pseudonim „Dwumian”, 4. drużyna, 6. kompania Batalionu „Kiliński”. Urodziłem się 31 stycznia 1922 roku w Warszawie.

  • Chciałabym zacząć od tego, jak wyglądało pana życie przed wrześniem 1939 roku? Gdzie pan mieszkał? Czym się pan zajmował?


Przed wrześniem chodziłem do gimnazjum Górskiego i byłem uczniem liceum Górskiego.

  • Czy pamięta pan jak wyglądał wybuch wojny?


Pamiętam bardzo dobrze, bo w 1939 roku zginął mój ojciec, ochotnik w obronie Warszawy i spaliło się doszczętnie mieszkanie. To znaczy drugiego dnia wojny, 2 września 1939 roku spaliło się siedmiopokojowe mieszkanie.

  • Gdzie było?


Naprzeciw Politechniki, przy ulicy 6 sierpnia, róg Polnej.

  • Czym zajmował się pan w czasie okupacji?


W czasie okupacji zdałem maturę w 1940 roku, na kompletach i pracowałem, bo trzeba było zarobić na życie. Najpierw pracowałem w Zakładach Samochodowych, gdzie byłem kierowcą. Później pracowałem w zakładach Philipsa.

  • Kiedy zetknął się pan z konspiracją?


Z konspiracją zetknąłem się w 1941 roku, kiedy zostałem wciągnięty do wywiadu i kontrwywiadu AK.

  • Jakie dokładnie były pana zadania?


Przed wojną Niemiec ze Związkiem Radzieckim, miałem policzyć i opisać, jakie jednostki wojsk niemieckich przemieszczają się drogą przez Anin na wschód.

  • Tylko tym pan się zajmował?


No nie. Jeszcze zajmowałem się również śledzeniem niektórych, wskazanych mi osób. Między innymi śledziłem Andrzeja Korzyckiego, który był znanym lewicowcem a w 1944 roku był organizatorem organizacji „Wola Ludu”. Po wojnie w latach 1947–1952 był wicepremierem.

  • Czy pamięta pan, gdzie był gdy wybuchło Powstanie?

 

Od 1942 roku pracowaliśmy z kolegą „Wręczem”, nad odbiornikami krótkofalowymi, które zamówił porucznik „Franek” z Komendy Głównej Armii Krajowej. Nie tylko dla niego, ale również dla rejonu pierwszego Armii Krajowej i rejonu czwartego Armii Krajowej wyprodukowaliśmy kilkanaście tych odbiorników. W lutym 1943 roku wstąpiliśmy z „Wręczem” do organizacji Małego Sabotażu „Wawer”, 6. kompanii Batalionu „Kiliński” W tej organizacji przechodziliśmy szkolenie z bronią krótką i zapoznawaliśmy się ze sposobami walk w mieście, między innymi z butelkami zapalajacymi...
1 sierpnia o godzinie siedemnastej ze szkoły na Zielnej wyruszyliśmy w kierunku PAST-y, którą mieliśmy zdobyć pierwszego dnia. Oczywiście do tego nie doszło, bo byliśmy bardzo słabo uzbrojeni. Mieliśmy zaledwie jeden pistolet maszynowy, trzy pistolety, kilka granatów i kilkadziesiąt butelek zapalających. Niestety niedaleko nam się udało zajść, bo zaledwie do budynku Polskiego Radia, który Niemcy już opuścili i zajęliśmy ten budynek, z przygodami oczywiście. Jak dochodziliśmy do tego budynku, to nastąpiło ostrzeliwanie nas z PAST-y i jeden z kolegów – „Zygmar” został ostrzelany tak, że benzyna z butelki, którą przestrzelono, rozlała się na nim i były kłopoty z ugaszeniem go, ale ugasił go kolega Kopowicz.
Jeszcze powinienem dodać wcześniej, że dowódcą drużyny był Henryk Kopiński i dowódcą kompanii był Zbyszek Jarkiewicz, a szefem kompanii Kopowicz


  • Jak wyglądał pana udział w walkach później?


Na początku Powstania było łączności, no i nasze dowództwo zleciło nam naprawienie odbiornika, który znaleźliśmy w Polskim Radiu. Znaleźliśmy jakiś uszkodzony odbiornik i ten odbiornik udało się nam naprawić. To była pierwsza łączność ze światem. Mieliśmy kłopot przy zakładaniu anteny, bo mieliśmy duży ostrzał z PAST-y. PAST-a była pod [numerem] trzydziestym siódmym na Zielnej, a Polskie Radio pod dwudziestym piątym. [...]

  • Pan pozostał w Śródmieściu przez cały czas Powstania?


[...] Budynek na Zielnej, stał się kwaterą 6. kompanii. Mieliśmy jeszcze placówki przy Grzybowskiej 5, przy Placu Grzybowskim na wprost Granicznej, na Grzybowskiej 10, przy Twardej róg Mariańskiej, Bagno 4 przy kościele na Placu Grzybowskim.
6 sierpnia zginął strzelec „Ryś” w bramie domu na Bagnie, pod barykadą. 7 sierpnia ranny został w tym samym miejscu, na Bagnie, „Cichy” Józef Stolarek.

  • A pan gdzie dokładnie walczył przez cały czas?


Najpierw w rejonie PAST-y. Te wszystkie placówki, które wymieniłem, to były nasze placówki. Na prawie wszystkich placówkach byłem.

  • Jak wyglądała pana służba?


No służba trwała… nie wiem ile godzin, ile się dało. Byliśmy wymieniani, dostarczano nam żywność na placówki. Koleżanka „Ewa” Tamara Palczewska przyniosła nam wtedy na Bagno żywność i została ciężko ranna pociskiem z czołgu.

  • Proszę opowiedzieć, jakie były pana zadania?


Trudno tak określić w tej chwili, wykonywałem wszystko, co mi kazano, bo byłem zwykłym szeregowcem…
Rozbudowaliśmy barykadę na Bagnie przy placu Grzybowskim, stale wzmacnialiśmy ją. Mogę dodać, że ściągaliśmy z pobliskich magazynów worki ze zbożem i tą barykadę układaliśmy z tych worków. Potem jak było już głodno, worki zostały wymieniane przez ludność, z powrotem na prawdziwe worki z piaskiem, ziemią…

  • Jak zapamiętał pan ludność cywilną? Jaki był stosunek ludności cywilnej do pańskiego oddziału?


Stosunek ludności cywilnej był nadzwyczajny w pierwszych dniach. Nadzwyczaj [dobrze] się do nas odnosili. To było naprawdę widać pod każdym względem. Karmili nas… Wspaniale było. Ludność cywilna pomagała nam. Barykady to właściwie ludność cywilna budowała.

  • A później?


Później było coraz gorzej. Gdzieś w połowie września to było bardzo kiepsko.

Może jeszcze coś powiem o samym zdobyciu PAST-y. 20 sierpnia z placówki na Bagnie, obsadziliśmy wszystkie sklepiki. Ktoś, kto pamięta sytuację, jaka była przed wojną, tam się znajdowały sklepiki, warsztaty... Całe Bagno to była jedna wielka handlowo-rzemieślnicza dzielnica. Obsadziliśmy sklepiki i zatrzymaliśmy Niemców, którzy z PAST-y uciekali. Uciekali poprzez dach nad garażami, które stały blisko PAST-y. Wchodzili na wysoki mur... To był widok niesamowity, oni w hełmach nawet weszli na ten mur, nie tylko w hełmach, ale w maskach gazowych, więc to był niesamowity widok, zobaczyć tak uzbrojonych Niemców. Oni już byli tak zagazowani w budynku PAST-y... Tam się spaliło około czterech ton ropy
Wrócimy do 17 sierpnia. Czołgi z ulicy Granicznej ostrzelały plac Grzybowski, ulicę Twardą i Grzybowską. Byliśmy wtedy na balkonie pierwszego piętra, nad barykadą na Bagnie. Razem z „Wręczem” i „Krysią”, Krystyną Kanią. Czołg wyjechał z Granicznej, wjechał na plac Grzybowski i zburzył lewą wieżę kościoła Wszystkich Świętych na placu Grzybowskim. Wjechał, objechał plac i podjechał pod naszą barykadę. Wtedy obrzuciliśmy go butelkami z benzyną, ale nie udało się nam trafić, w związku z tym on po prostu uciekł. Jak kilka butelek spadło, to on dodał gazu i uciekł stamtąd.


Może [opowiem] teraz o tym, jak zostałem ranny. 21 września razem z „Wręczem” (bo my przed Powstaniem wszystko razem i w Powstaniu razem, i potem też razem), skierowano nas z meldunkiem (w tej chwili nie pamiętam, co tam było), do rejonu Powiśle, na Tamkę. Tam weszliśmy, ale byliśmy po walce w budynku PAST-y, więc trochę nie wojskowo się zachowywaliśmy, a tam panował dryl, rewir wojskowy. Nawet ruch jakiś tam był, na Tamce jeździły samochody, bo było tam jeszcze całkiem spokojnie. Szyby były w oknach. Dopiero tam się zaczynało. Wyszliśmy potem z dowództwa i skierowaliśmy się do mieszkania, bo kolegi rodzina miała niedaleko mieszkanie [...], przed ulicą Dobrą... nie pamiętam... Na rogu Dobrej później byłem ranny. Leżałem w szpitalu na Dobrej, na Tamce, róg Smulikowskiego… Leżałem do 5 września, kiedy zajęto Powiśle i wszyscy musieli opuścić szpital i uciekaliśmy do Śródmieścia.
Potem zalazłem się znowu u nas, na Zielnej, ale tylko dwa dni tam byłem, bo w nocy z 7 na 8 września resztki kompanii, jakie tam zostały, były przeprowadzone na ulicę Bracką 18, przez Kopowicza.
Na Brackiej, to był okres, kiedy bardzo wielu powstańców zostało rannych i wiele osób zginęło. [...] Na moich oczach na Brackiej 18 zginął strzelec „Zielony”, członek Żydowskiej Organizacji Bojowej. On się znalazł u nas jak oswobodzono getto. Wtedy został również ranny „Wręcz”, ranny „Heniek”, bardzo ciężko ranny major „Leliwa”, nasz dowódca. Ginie wtedy dowódca naszej kompanii. To już był trzeci nasz dowódca. [...]

  • Jak wyglądały pana losy, później?


W połowie września przeniesiono nas do odwodu na ulicę Widok. Tam było już bardzo ciężko, bo gnębiły nas choroby, czerwonka i głodni chodziliśmy. Wtedy robiliśmy wyprawy po żywność na Pola Mokotowskie, do ogródków działkowych. Dowodził nami kapral „Diabeł” i była z nami sanitariuszka „Myszka”, Maria Lecewicz.
Wychodziliśmy nocą ulicą Polną, róg Jaworzyńskiej. Ta ulica pozostała w tym akurat miejscu i ta uliczka też jest […]. I to właściwie by było wszystko.
Po Powstaniu wywieźli mnie Niemcy do Greitz w Turyngii, gdzie pracowałem w fabryce podstaw karabinów maszynowych. A do Anina wróciłem w 1945 roku, w dzień imienin mojej mamy, 26 lipca.
Po Powstaniu wróciłem do zawodu radiotechnika i w 1981 roku zbudowałem odbiornik do nasłuchu milicji. Podsłuchiwałem milicję i te rozmowy przekazywałem do księdza Niedzielaka, proboszcza parafii na Powązkach.

  • Czy był pan poddawany jakimkolwiek represjom z racji swojej przynależności?


Przychodzono do mnie i straszono mnie, grożono mi, ale we więzieniu nie byłem. Nie udało im się zamknąć mnie. To chyba będzie wszystko.

Warszawa, 1 czerwca 2005 roku
Rozmowę prowadziła Anna Piłat
Jerzy Witold Nowak Pseudonim: „Dwumian” Formacja: Batalion „Kiliński” 4. drużyna, 6. kompania Dzielnica: Śródmieście Północne Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter