Kazimierz Kietliński „Odrowąż”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Kazimierz Kietliński, urodzony 4 marca 1923 roku w Sieradzu.

  • Jaka była pana przynależność organizacyjna w Powstaniu?


Pułk „Baszta”, kompania O-3.

  • W jakiej dzielnicy był pan w czasie Powstania?


Mokotów.

  • Rozpocznijmy może pana wspomnienia od czasów przedwojennych. Proszę opowiedzieć, kim byli rodzice, gdzie państwo mieszkali?


Przed wojną mieszkaliśmy w Sieradzu. Matka była nauczycielką, ojciec był urzędnikiem państwowym. Ja chodziłem normalnie, najpierw do szkoły powszechnej, potem do gimnazjum w Sieradzu. W trzydziestym dziewiątym roku musieliśmy uciekać z Sieradza, żeby rodziców nie aresztowali, zwłaszcza matki, bo matka była bardzo zaangażowana w Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ojciec też był ochotnikiem z dwudziestego roku i był w Legionach. Uciekliśmy do Łodzi. W Łodzi byliśmy kilka miesięcy. Potem ja przeszedłem „zieloną granicę” do Warszawy, to był czterdziesty rok, zostałem w Warszawie, dostałem się do rodziny, bo mieliśmy rodzinę w Warszawie. A rodzice, w rok potem, z Łodzi też dostali się do Warszawy. W Warszawie mieszkałem na placu Inwalidów z rodzicami. Matka nie pracowała, no bo nie tego, ojciec na kolei pracował, bo wie pani, żeby [mieć za co żyć], i jak Powstanie wybuchło…

  • Może jeszcze zanim przejdziemy do Powstania, to zapytam o wybuch wojny. Jak pan wspomina 1 września 1939 roku i gdzie zastał państwa wybuch wojny?


Wybuch wojny nas zastał w Sieradzu, ale [musieliśmy] wyjechać z Sieradza, bo tam Niemcy [nadchodzili]. Ojciec, jako urzędnik, nie było go w domu. Myśmy z mamusią, z babcią i z ciotkami uciekliśmy i wędrowaliśmy na wschód.

  • To było zaraz na początku września, pierwsze dni września?


Tak, tak, od 1 września. I doszliśmy aż gdzieś do Pińskich Błot, no gdzieś tam aż pod Pińsk. Jak dowiedzieliśmy się, że Rosjanie wchodzą, to z powrotem, matka ze swoją matką, wróciliśmy i wróciliśmy do Warszawy. I w Warszawie już…

  • Jeszcze Łódź po drodze była.


No, Łódź to nie, Łódź to była w czasie okupacji, [wcześniej].

  • My mówimy o trzydziestym dziewiątym roku, czyli po wybuchu wojny państwo z Sieradza…


Do Łodzi.

  • Tak. Przenoszą się do Łodzi. Czy najpierw tam do tego Pińska, a później do Łodzi?


Nie, nie. Tam żeśmy… Nie, najpierw właśnie do Pińska, bezpośrednio uciekaliśmy, aż pod Pińsk uciekliśmy.

  • Jakimiś wozami, na piechotę?


Tak, wozami, częściowo na piechotę, częściowo… I w związku z tym jak się zorientowała babcia i mama, że mają Rosjanie wejść, z powrotem zaczęliśmy uciekać na zachód i już do Warszawy. W Warszawie zostaliśmy. Babcia z ciotkami [wyjechała] do Tomaszowa Mazowieckiego, a my z mamą i siostrą do Warszawy. […]

  • Czyli z Pińska najpierw do Łodzi, a później do Warszawy, tak?


Nie, Łódź to była w czasie okupacji.

  • No tak, to już mówimy o czasach okupacji.


Tak, tak. Potem Łódź była, przepraszam. Tak, potem Łódź była i dopiero z Łodzi do Warszawy.

  • Czy 1 września jakoś szczególnie utkwił panu w pamięci, kiedy zorientowali się wszyscy, że wybuchła wojna, że weszli Niemcy?


No Niemcy, bo Niemcy od razu pierwszego dnia weszli, zajęli Sieradz. Najpierw te miejscowości przed Sieradzem – Wieluń. Wieluń zbombardowali, pierwsze bombardowanie było Wielunia. I myśmy wtedy następnego dnia uciekliśmy z Sieradza do Łodzi.

  • Na której klasie pan zakończył przed wojną edukację?


Na […] małej maturze. […]

  • Proszę teraz opowiedzieć o życiu w okupacyjnej Warszawie. Mówił pan już o tym, czym zajmowali się rodzice. A czym zajmował się pan, gdzie pan kontynuował naukę?

 

W czterdziestym pierwszym roku wstąpiłem do konspiracji, wstąpiłem właśnie do wtedy jeszcze do batalionu „Baszta”. Najpierw to wciąż były zmieniane nazwy kompanii, najpierw była C-10, potem [inne], aż nareszcie na końcu O-3.

  • Jak to było, kto pana wprowadził? Czy to było poprzez szkołę, kolegów, znajomych?


Przez kolegów. Do konspiracji dostałem się przez kolegów.

  • Ze szkoły?


Tak.

  • A do jakiej szkoły pan uczęszczał?


[Gimnazjum i Liceum Telekomunikacyjne, Warszawa, ulica Koszykowa 75]. Na tajne komplety, a potem do Wawelberga, którego nie skończyłem. No i cały czas byłem w konspiracji.

  • Czy jakoś szczególnie utkwił panu w pamięci moment zaprzysiężenia? Czy pan może pamięta, jak to było, kto odbierał przysięgę?


Przysięgę… Bo to był taki system piątek i w tej piątce odebrał nasz potem plutonowy, „Januszajtis”, odebrał przysięgę od nas.

  • Czy sprawiło to na panu bardzo duże wrażenie?


No, bardzo duże wrażenie, tak.

  • Był pan świadomy, na co się pan porywa, można powiedzieć?


Naturalnie, tak, tak.

  • Że stawką jest życie.


Tak, tak. Bo się już włączyłem, były różne… Szkolenia były, ale były wypady takie, nocne. Rozpoznanie niemieckich oddziałów, [wypady sabotażowe].

  • Przeszkolenie jakiego rodzaju, takie wojskowe?


Wojskowe, czysto wojskowe.

  • Broń, musztra?


Tak, tak, podoficerskie, potem oficerskie.

 

  • Jak zanotowało się w pana pamięci życie codzienne w Warszawie? Czy był pan świadkiem jakichś łapanek, egzekucji?


No, wciąż byłem. Byłem, można powiedzieć, prawie że świadkiem [śmierci] dowódcy mojej kompanii, znanego zresztą harcmistrza…

  • Pamięta pan może nazwisko?


Berger. Wracając kiedyś, ja wracałem, spotkaliśmy się w tramwaju i na ulicy, na moście Gdańskim, jak się jechało na Żoliborz, była łapanka. Ja zostałem w tramwaju, a Berger wyskoczył jeszcze z kolegą na Zajączka, z tramwaju. Dogonili go Niemcy i na płocie szkoły, w której była nauczycielką jego żona, został zastrzelony. I zginął. To był nasz pierwszy dowódca kompanii – Ludwik Berger.

  • Czy może był pan świadkiem jakichś egzekucji?


Nie, samych egzekucji świadkiem nie byłem.

  • Czy był pan może zagrożony łapanką uliczną?


No zagrożony byłem, ale uciekałem – zawsze udało się uciec.

  • Z iloma osobami kontaktował się pan w konspiracji? Ile osób pan znał, z iloma miał bezpośredni kontakt?


Bezpośrednio to miałem z kolegami ze szkoły, którzy częściowo byli też w „Baszcie”, było trzech czy czterech. No a tak to z rodziną, z nikim innym kontaktu specjalnie nie utrzymywałem, bo była taka nasza paczka szkolna.

  • Jaki miał pan wówczas pseudonim?


„Odrowąż”.

  • Czy sam pan sobie ten pseudonim wybrał?


Tak, bo to był mój rodowy.

  • Proszę jeszcze opowiedzieć o szkole. Jak wyglądała nauka na tajnych kompletach?

 

Na tajnych kompletach to byli profesorowie nie z Warszawy, a częściowo z Tomaszowa Mazowieckiego, którzy uciekli.

  • To były tajne komplety przy jakiejś szkole, firmowane przez jakąś szkołę?


Nie, to były tajne komplety prywatnie w domach, a świadectwo maturalne dostałem już przez gimnazjum w Tomaszowie, przez tych profesorów, którzy właśnie mnie wykładali na tym, w liceum.

  • Czyli takie zakonspirowane spotkania odbywały się w prywatnych mieszkaniach?


Tak, tak.

  • Czy był taki duch nauki, wola, chęć?


No naturalnie, naturalnie. I potem poszedłem, dostałem się do Wawelberga, na Wydział Elektryczny, na Mokotowskiej, no ale wybuchło Powstanie i…

 

  • Czy zetknął się pan w czasie okupacji poprzez tę przynależność konspiracyjną z prasą podziemną?


No tak, z gazetkami tak. Cały czas rodzice dostawali, mieli gazetki.

  • Czy rodzice albo ktoś z rodziny też byli zaangażowani w konspirację?


Ojciec.

  • Jak organizacyjnie to wyglądało?


Ojciec był w II Oddziale, można powiedzieć, tak że nie był tak w konspiracji jak [ja], tylko w II Oddziale, w wywiadzie. A mama nie, mama nie pracowała. W czasie Powstania 13 sierpnia ojciec zginął na Żoliborzu, a matkę po Powstaniu wywieziono do Ravensbrück.

  • Do tych spraw jeszcze przejdziemy. Jakie było przewidziane dla pana oddziału zadanie na czas wybuchu Powstania i jak wyglądało to przygotowanie do Powstania, na które wszyscy czekali?


Byliśmy normalnie przygotowani jako żołnierze i wiedzieliśmy, że przyjdzie ten moment, no i trzeba będzie iść walczyć.

  • Jak wyglądała sprawa aprowizacji, zaopatrzenia? Czy było tak właśnie… Cierpiał pan może głód czy rodzina sobie radziła dobrze?


Nie, rodzina sobie radziła.

  • Tak że nie było…


Nie było, tak.

  • Przejdźmy teraz do 1 sierpnia, do dnia wybuchu Powstania. Gdzie pana kompania miała wyznaczony punkt zborny?


Moja kompania miała wyznaczone na Mokotowie, z tym że ja nie dostałem się pierwszego i przyłączyłem się do kompanii łączności, też właśnie z „Baszty”. I z tą kompanią łączności od razu, w związku z tym, że ja… A oprócz tego chodziłem w czasie okupacji do takiego liceum telekomunikacyjnego, to była taka przykrywka, i w związku z tym poszedłem jako łącznościowiec. 1 [sierpnia] byłem przydzielony z radiostacją do dowódcy Kazimierza… To był „Burza”, major „Burza”, Kazimierz, był dowódcą O-2 czy coś… [Zostałem przydzielony] do niego. No i w nocy musieliśmy się wycofywać, Mokotów zaczął się wycofywać…

  • Ale to było 1 sierpnia? Bo pan powiedział „września”.


Tak, tak. I w nocy Mokotów musiał wycofywać się do lasów, tutaj na Piaseczno czy… Już nie pamiętam.

  • Kabackich albo chojnowskich.


Tak. Ale doszliśmy tylko do Wyścigów nad ranem i kontrnatarcie było. I w tym kontrnatarciu wróciliśmy na Mokotów. Ja wtedy już wróciłem do swojej… Złapałem pierwszego dnia swoją kompanię, swoją drużynę i już wróciłem.

  • Czyli to O-3.


Tak, tak. Już wróciłem z nimi… Doszliśmy tutaj do Pilickiej, do tego i tu nasz pluton, nasza kompania zatrzymała się i objęliśmy to całe przedpole na… W tej chwili to nie pamiętam. To te „Westerplatte” i „Alkazar”, takie dwa bloki, teraz jest tam szkoła w tej chwili w tym „Westerplatte”, gdzie było… To jest gimnazjum chyba czy coś, a w…

  • Na rogu Woronicza i Puławskiej…


Tak, tak.

  • […] Czyli gdyby pan jeszcze raz był łaskaw powtórzyć ten fragment, że były te dwie placówki, o których pan mówi, i mniej więcej jaka była lokalizacja?


Myśmy stali właśnie między tymi, akurat nasz pluton, między tymi dwiema placówkami na Pilickiej. [Po stronie lewej budynek, chyba gimnazjum, nazywała się Westerplatte, a z drugiej strony, prawej, duży blok nazwano Alcazar].

  • Jakie zadania wykonywaliście?


Cały czas patrole, wypady na drugą stronę, tam przez Puławską na Królikarnię, aż do… Tam był na samym dole klasztor taki, nie wiem jaki, księży jakichś tam – to była już dzielnica niemiecka. I potem nasza kompania, nasz pluton był skierowany tutaj na drugą stronę Puławskiej, bo tam było natarcie niemieckie od strony fortów na kolonii Idzikowskiego. I na kolonii, tam żeśmy Niemców pogonili i wróciliśmy z powrotem na swoją placówkę.

  • Jak było z uzbrojeniem? Czy miał pan broń?


Tak, miałem.

  • Jaką?


Miałem pistolet i miałem karabin, a zasadniczo to ja byłem celowniczy przy karabinie maszynowym i tam właśnie, w tym bunkrze, na tej willi, na vis-à-vis tej willi rodziców…

  • Rodziców żony.


Tak

  • Późniejszej.


Tak. Był bunkier. I jak było [26] września natarcie już tej dywizji pancernej „Hermann Göring”, no to ja w bunkrze tam byłem i ostrzeliwałem tę piechotę, która szła razem z tymi czołgami. I to było między… Już oni doszli do ulicy… […] Między Niepodległości a Pilicką już oni byli. I tam widocznie zobaczyli, jak był ostrzał, do tego bunkra z czołgu strzelili, no i zostałem tam…

  • Ranny.


Tak.

  • Jakie było umundurowanie? Czy miał pan jakieś umundurowanie?


Tak, tak, miałem. Tu miałem ten kombinezon nasz taki… Myśmy mieli takie kombinezony szare, myśmy byli umundurowani.

  • Hełm?


Nie, hełmu nie miałem, miałem furażerkę.

  • A aprowizacja? Czy nie było problemu z jedzeniem?


Nie, nie, my żeśmy, mieliśmy… Tam była gdzieś, nie wiem, kuchnia. Przecież dostarczali jedzenie. [Żona: Tak, tak, to ja częściowo tam dostarczałam chleb].

  • A kwestie takie sanitarne, dostęp do wody?


Był.

  • Nie było problemu.


Tak, bo to była willa, nie było jakoś… Jak to tam z tą wodą? [Żona: Bo w ogóle były rozmieszczone placówki w willach, gdzie było normalnie…].

  • Czy w wolnych chwilach, jeżeli się takie zdarzały, było jakieś życie towarzyskie, w sensie śpiewanie piosenek powstańczych?


Tak, tak. Tam na miejscu w tym…

  • Śpiewaliście.


Tak, tak. Rano była gimnastyka, jeżeli nie było ostrzału. Jak się nie szło na patrole, to…

  • A czy zetknął się pan wtedy z prasą powstańczą, może z nasłuchem radiowym?


Nie.

  • Czy prowadziliście rozmowy, dyskusje o tym, co się dzieje?


No tak, naturalnie, tak, prowadziliśmy.

  • Jakie nastroje były?


Prowadziliśmy, dlatego że często właśnie chodzili koledzy i ja jako łącznicy do Komendy Głównej na Mokotowie, więc się… Miałem łączność z takim kolegą, który w kanałach był cały czas. Chodził do Śródmieścia, więc mniej więcej się tak, wie pani, rozmawiało. Jak spotkałem, to: „Co słychać, jak tego…”.

  • Czyli wiadomo było, jaka była sytuacja w innych dzielnicach?


Tak, tak. Bo właśnie miałem [kolegę], który z koleżanką we dwójkę chodzili kanałami, można powiedzieć, służbowo, z meldunkami, z komendy Mokotowa do Komendy Głównej w Warszawie.

  • Czy było jakieś życie religijne?


Tak, co tydzień była msza w parku Dreszera… To taki kościół był, tak? Kościółek. […]

  • Msze polowe.


Tak, tak. Były co tydzień.

  • Czy w trakcie tych akcji, w których pan uczestniczył, były duże straty w ludziach?


Kiedy? W czasie już…

  • No, powiedzmy, w tym czasie, o którym mówimy. Bo dochodzimy do tego momentu, kiedy były walki.


Jeżeli chodzi o sam okres między tym ostatnim natarciem niemieckim, tym głównym, tej dywizji „Hermann Göring”, czołgów, to nie było wypadków. Tam jeden czy dwa wypadki były na patrolach – koledzy zginęli. [Żona: Nie no, był obstrzał, było trochę rannych]. Rannych było, ostrzał był, bo przecież profesora Lotha, co tam zginął i tego… [Żona: Do szpitala Elżbietanek się tam nosiło tych rannych, owszem]. Znaczy jako bezpośrednio kolegów to nie, z plutonu nie było. A tak to był, naturalnie. No syn tego pana, cośmy mówili, co miał wytwórnię filmową…

  • Dękierowski.


Tak, zginął właśnie w czasie Powstania, można powiedzieć.

  • Jako Powstaniec, tak?


Tak, jako Powstaniec. Koło swojej willi, tam właśnie zginął w rowie łącznikowym.

  • Czyli ta willa, o której pan mówi, czyli ten bunkier właśnie, który tam był, to było obecnie na rogu ulicy Malczewskiego i Pilickiej.


Tak.

  • A pan stacjonował na przeciwnym…


Na przeciwnej stronie, tak.

  • Czyli na północnej stronie ulicy Malczewskiego.


Tak.

  • Czy zetknął się pan bezpośrednio z żołnierzami niemieckimi?


Nie, bo jak zostałem ranny, byłem nieprzytomny… I w ogóle Niemcy jak weszli, no to wszystkich wybijali – jak złapali jakiegoś Powstańca, zwłaszcza rannego, to rozstrzeliwali. Ja upadłem, miałem pęknięte płuco, krwotoki i upadłem w rowie łącznikowym na taką rurę i leżałem, tak jak powiedzieli mi koledzy. Niemcy zobaczyli, że tego, pomyśleli, że ja jestem zabity, i mnie oszczędzili. W nocy przyszli koledzy i wzięli mnie, przenieśli przez park Dreszera do szpitala na ulicę, nie wiem, Szustra [lub Bałuckiego]. Mam oświadczenie lekarza.

  • Czyli obecna Dąbrowskiego?


Możliwe, że tak. […] Bo tam był punkt sanitarny właśnie, za parkiem Dreszera, i tam mnie zanieśli w nocy.

  • To było 16 września?

 

Tak, [właściwie 26] września. W nocy zaczęli schodzić do kanałów i mnie wzięli koledzy do kanałów na Madalińskiego włazem, no i w tych kanałach szedłem do Śródmieścia. Doszedłem do Dworkowej, kompania moja sąsiednia, która przed nami szła… Bo ja szedłem ze swoją kompanią prawdopodobnie – bo nie wiem, miałem kontuzjowane płuca, głowę, nie widziałam, bo miałem opatrunki. Kompania doszła do Dworkowej i zaczęli wychodzić, bo Niemcy kazali wychodzić. To właśnie koledzy. I ich wszystkich, stu jedenastu, na Dworkowej rozstrzelali. A ja nie wyszedłem, cofnąłem się. Pięć dni byłem w kanałach i po pięciu dniach na Madalińskiego wyszedłem z powrotem i nocą, tutaj przez Piastów, dostałem się do Brwinowa.

  • Czy przez te pięć dni pan nic nie jadł, nie pił?


Tyle cośmy gdzieś tam mieli, co tam…

  • W kanałach…


Tak, tak.

  • Tam pan prawdopodobnie nie był sam.


Tak, byłem z dwoma kolegami, którzy się mną opiekowali i z którymi wyszedłem z tych kanałów.

Ja dostałem się do Brwinowa, bo w Brwinowie był szpital ewakuowany „Omegi”, tej, która była w Ujazdowskich. Tam byłem i tam akurat zaopiekowała się mną koleżanka, łączniczka, sanitariuszka – w szpitalu, opatrunki dostałem, tego… I skierowano mnie… I ona jeszcze z koleżankami doprowadziły mnie nocami do Skierniewic, do szpitala, bo tam był nasz szpital. W tym szpitalu byłem jeden dzień. Okazało się że siostrą przełożoną była pani Wojciechowska, przyjaciółka mojej matki, też jeszcze z dwudziestego roku, z tego pociągu sanitarnego. Jak zobaczyła moje nazwisko, to od razu kazała… Wzięła tam… Taki mieli dostawczy samochód czy coś i: „Natychmiast – mówi – Kazik, uciekaj. Dlatego że tu wciąż przychodzi do szpitala w Skierniewicach gestapo i tych wszystkich rannych, którzy mogą chodzić, to biorą, zostawiają tych tylko, którzy tego…”. I ona mnie od razu wzięła i upłynniła z tego szpitala. Dała znać do mojej rodziny, do ciotek, bo wiedziała, i przewieziono mnie do Tomaszowa Mazowieckiego. W tym Tomaszowie Mazowieckim, u babci, leczyłem się, można powiedzieć, do wyzwolenia.

  • Wróćmy jeszcze do dnia 26 września, kiedy został pan ranny. Stracił pan przytomność, nie wiedział, co się wokół pana dzieje. Ale czy pamięta pan może ten pierwszy szpital, w którym pan się znalazł? Jakie tam były warunki, jak się panem zajmowano, czy miał pan jakąś operację, czy tylko opatrunki?


Ja mam samego lekarza tutaj [zaświadczenie], więc tam pisze właśnie, że się mną zaopiekowano jako ciężko rannym.

  • A tę relację lekarza z czasów Powstania czy po Powstaniu oni spisali?


Nie, nie, z czasów Powstania, i to lekarza z naszej kompanii, który wtedy tam był. Bo szpital sióstr Elżbietanek był już zbombardowany i tam się, na Szustra [lub Bałuckiego], prawdopodobnie – no bo ja tylko wiem ze sprawozdań lekarza mojego – że się mną zaopiekowano. […]

  • Ile przebywał pan w tym szpitalu?


Jeden dzień, bo do kanałów… Lekarz też został ranny – jeden zabity został, z naszej kompanii, zginął, a ten był ranny. No i on tam właśnie pisze w tym… Bo ja mam właśnie cały jego wypis, jeżeli chodzi o całe to moje ranienie i wszystko tego… Bo on się zaopiekował.

  • Czy miał pan kontakt z ludnością cywilną w okresie do 26 września?


Nie, [z mieszkańcami willi].

  • Nie było kontaktu z ludnością cywilną?


Nie, nie. Żadnych kur, żadnego niczego nie kradłem.

  • Nie, chodzi mi o to, jakie były nastroje ludzi, którzy pozostawali jeszcze w swoich willach czy piwnicach, jak oni przyjmowali Powstańców?


Bardzo życzliwie, jeżeli chodzi o Mokotów. Życzliwie, bo w każdej z tych willi jednak byli Powstańcy, porozmieszczani w całej tej okolicy.

  • Czy może przyjaźnił się pan szczególnie z którymś ze swoich kolegów Powstańców ze swojej kompanii?


Nie.

  • Ktoś jakoś szczególnie był panu bliski? Nie? Po prostu koledzy.


Normalnie, tak jak się…

  • Czy miał pan kontakt z rodziną? Czy wiedział pan, co się z nimi dzieje?


Nie, nic nie miałem w ogóle, nie. Dopiero dowiedziałem się po wyjściu, że matkę wywieźli do Pruszkowa i z Pruszkowa do Ravensbrück i że ojciec zginął [13 sierpnia].

  • A to już po kapitulacji…


Już po kapitulacji, tak.

  • Żoliborza, tak? Bo mama cały czas była na placu Inwalidów.


Tak, tak.

  • A w jakich okolicznościach tata zginął?


Tata zginął, został zabity odłamkami z pociągu pancernego, który stał na Dworcu Gdańskim i ostrzeliwał Żoliborz. Ojciec został nie ranny, zabity, bo okazało się potem, jak się dowiedziałem, że jak… Już z żoną szukaliśmy grobu ojca, to się dowiedziałem, że ojciec został pochowany z wiaderkiem, w którym były kawałki rąk, i po tym – powiedzieli mi – że będę mógł go poznać. Ojciec został pochowany na podwórzu tych bloków, na placu Inwalidów. Jak dostałem zezwolenie od pułkownika „Radosława”, który prowadził ekshumacje, dał mi ludzi […] i żeśmy zaczęli szukać tego grobu. Bo na tym miejscu, gdzie były te groby powstańcze, to nasi kochani żołnierze Wojska Polskiego zrobili taki chlew, świnie tam zryły. I może sobie pani wyobrazić, to był luty, marzec…

  • Którego roku?


Czterdziesty siódmy. I pierwszy grób, który ci odkopali, [to grób] ojca. No i wtedy z tymi zwłokami na cmentarz wojskowy, tam już kwatery były przygotowane, bo ci ludzie to byli płatni prawdopodobnie przez ten cały komitet „Radosława”, który się zajmował. On urzędował w BGK, „Radosław”.

  • W jakiej kwaterze ojciec jest pochowany?


Blisko, można powiedzieć, zaraz za kwaterą [Batalionu „Olza”, z boku grobów z krzyżami brzozowymi „Zośki”, „Parasola”].

  • Ale czy w powstańczej?


Nie, nie, obok Powstańca, ale nie [w powstańczej]. Obok groby powstańcze są, ale nie… […] Zaraz za „Basztą”.

  • Czy bał się pan? Zwyczajnie, po ludzku, czy pan się bał, wykonując zadania powierzone w czasie Powstania?


Nie.

  • Nie bał się pan, że pan zginie?


Nie, nie. [Żona: Po prostu sobie nie zdawali sprawy, proszę pani].

  • Jakie jest pana najgorsze wspomnienie z okresu Powstania?


Nie było jakichś takich… […]

  • Czy był pan świadkiem w czasie Powstania egzekucji na ludności cywilnej?


Nie, nie byłem, tam nie było. Tam właśnie w tym naszym całym [terenie] nie było. Może potem [tak], już po wejściu Niemców, ale tak to nie było.

  • Czyli ten teren, na którym pan się poruszał, to z jednej strony park Dreszera, a z drugiej strony też schodził pan aż do Idzikowskiego, tam na południe.


Tak, przez… Była Puławska i w dalszym ciągu nasze placówki były aż [do] Idzikowskiego, aż do Królikarni. A tutaj park Dreszera był cały czas nasz, aż do Kazimierzowskiej gdzieś tam, w tym. Bo tam właśnie była sąsiednia kompania B, z której chłopcy zginęli wtedy razem, jak szliśmy w kanałach, ci, co przy Dworkowej wyszli. Bo to szkolni koledzy byli.

  • Kiedy pan spotkał rodzinę, mamę?


Mama nas spotkała, bo przyszła, wróciła na pieszo.

  • Czyli mama z ludnością cywilną została wypędzona z Warszawy przez Pruszków i do Ravensbrück?


Tak, do Pruszkowa i w Pruszkowie do obozu.

  • Jak długo tam przebywała?


Do końca wojny.

  • I wróciła zaraz po wyzwoleniu?


Tak, po wyzwoleniu wróciła i przyjechała bezpośrednio do Tomaszowa, do swojej matki.

  • Jakie były dalsze koleje pana losów po wyzwoleniu? Czy w ogóle wiedział pan, będąc w Tomaszowie, co się dzieje w Warszawie?


Tak, tak, naturalnie, naturalnie, tak.

  • Że jest palona, niszczona?


Tak, tak. Wróciłem nie tyle do Warszawy, co do Milanówka. I tam już w Milanówku z kolegami, którzy byli z „Baszty”, to już się tak zżyło.

  • Kiedy trafił pan do Milanówka?


Gdzieś na początku po wyzwoleniu.

  • Znaczy po wyzwoleniu Warszawy?


Tak, tak, ja już tak.

  • Jak pan wspomina ten dzień, kiedy była informacja, że Warszawa jest wyzwolona przez wojska radzieckie i polskie?


Ja wtedy, już jak Rosjanie następowali, to już byłem w Milanówku. Dlatego że Rosjan zobaczyłem w Milanówku, no i wiedzieliśmy już, że oni idą naprzód, że wyzwolili nas.

  • Czy nie było poszukiwania Powstańców w tych rejonach podwarszawskich?


Nie, na początku nie, zupełnie nie.

  • Jeszcze Niemców miałam na myśli.


Przez Niemców to tak, jeżeli… Ale nie było specjalnie…

  • Ale bezpośrednio pan nie był jakoś zagrożony?


Nie, nie.

  • Kiedy się pan wyleczył ze swoich ran? Jak długo to trwało?


Do końca wojny, do wyzwolenia.

  • Kiedy pierwszy raz poszedł pan czy pojechał do Warszawy?


Pierwszy raz… No, wtedy jak żeśmy ojca szukali.

  • Czyli dopiero w czterdziestym siódmym roku?


Tak, tak. A tak to nie byłem, bo nie miałem po co i gdzie.

  • A państwa dom rodzinny?


Stał dom, [był w Sieradzu].

  • Ale już nie było powrotu do tego miejsca?


Nie, no co to, do kogo? Nie było, proszę panią. Znajomi też byli, to nie wiem, już chyba nie wrócili. Bo była koleżanka, zresztą córka generała, który mieszkał nad nami, generała Thomméego, zresztą dowódcy jednej z armii. No ale ja nie wiem, czy ona wróciła, Marysia, tam do domu z matką, czy nie. Nie orientowałem się.

  • Proszę jeszcze opowiedzieć o tych kilku dniach spędzonych w kanałach?

 

Szło się tymi kanałami z powrotem, bo tam nie było już przejścia tutaj, koło Dworkowej, na placu Unii Niemcy postawili karabin maszynowy w kanale i ostrzeliwali, no więc człowiek się tak tułał po tych kanałach.

  • Czy miał pan orientację, gdzie iść, czy może trafił się jakiś przewodnik?


Nie bardzo mieliśmy. Wiedzieliśmy…

  • Czyli to było błądzenie po omacku?


Tak.

  • Czyli w kanałach nie wiedzieliście, gdzie idziecie?


Nie. Jak wyszliśmy, to zobaczyliśmy, że to jest Madalińskiego.

  • Przez przypadek.


Przez przypadek. Były wille opuszczone. Dostaliśmy się do takiej willi i w tej willi przesiedzieliśmy parę dni na strychu. Jedzenia żeśmy nocą szukali po tych willach, jakieś wafle, jakieś tego, i to jedliśmy. I dowiedzieliśmy się o tym od ludzi, którzy szli Madalińskiego już na roboty do Warszawy.

  • To znaczy ludność cywilna, która już opuszczała Warszawę?


Tak, pociąg do Włoch, transport i kopali jakieś rowy przeciwczołgowe.

  • Który to mógł być mniej więcej dzień [października]?


No, gdzieś szósty, to już było po kapitulacji.

  • Mokotowa.


Tak. Bo już była… Już po kapitulacji. Dowiedzieliśmy się od kolegów, których też spotkaliśmy w kanale, że już jest kapitulacja, że była kapitulacja. Którzy też tak się, wie pani… Paskudnie było. Ci ranni, którzy krzyczeli, wołali: „Mamusiu!”.

  • W kanałach.


W kanałach. Tak, już… A tak, ile no – pięć dni byłem.

  • A jakiś zapas, cokolwiek do jedzenia?


No mieliśmy wodę, tego, tak, tośmy mieli… Bo było [tak] dlatego, że szli ludzie z Mokotowa do Śródmieścia kanałami. Szedł szpital, to, owo, że tam jak potem tego, to w tych kanałach… […]. Bo ci ludzie to powychodzili prawdopodobnie gdzieś z tych kanałów, no bo musieli powychodzić. Trupy tylko były, masę trupów w tym górnym kanale, był cały trupami…

  • Czy wysoki był poziom ścieków płynących kanałami?


Ścieki były dotąd, ale co pewien czas były studzienki. Jak się w taką studzienkę wpadło, to dotąd, [do połowy].

  • Czyli tak do piersi, tak?


Tak, tak. Kanały były szerokie, duże takie, że można było… Ten główny kanał, który był, który szedł pod Puławską, to był duży kanał i od tego kanału odnogi do bocznych kanałów.

  • A wysoki, w miarę?


O, można było normalnie iść, tylko śliski był.

  • Nie chcieliście dołączyć do którejś grupy, która może szła z przewodnikiem i wiedziała, dokąd idzie?


No tak, właśnie chcieliśmy. To wyszli na Dworkowej.

  • Ale później, już po tym zdarzeniu.


Nie, już nie było grup. Już nie było. To były ostatnie oddziały, które weszły do kanałów i to tak zupełnie przypadkowo. Sąsiednia kompania O, bo to była… Oni byli z B, ci, którzy zginęli, a z O to był (zresztą też kolega) podchorąży „Cygan”, który był dowódcą plutonu i potem dowódcą kompanii. On wstrzymał chłopców i już nie pozwolił wychodzić kanałami, tam gdzie był Zbyszek Moskot. I oni nie wyszli kanałem… Oni wyszli tym kanałem, wyszli po kilku godzinach, to ich wzięli, skierowali tam z tego kanału na Szustra, tam w dół gdzieś, i tam zrobili koncentrację tego. A tutaj, jeżeli chodzi o tych stu siedemnastu, których… Bo to nie byli Niemcy, tylko „ukraińcy” Kamińskiego.

  • Tak zwani własowcy.


„Własowcy”. I oni tak znęcali się. Oni więcej by rozstrzelali, tylko przyjechał oficer, zresztą esesman, jak zobaczył tych rozstrzelanych, to mówi, że jak to. „A, no bo tego”. I wziął od razu dowódcę pod ściankę i w łeb. Mówi: „Nie wolno, jest kapitulacja – to była kapitulacja – i nie wolno ruszyć”. Można powiedzieć, z honorem się [zachował].

 

  • Kiedy rozstał się pan z bronią? W czasie ranienia, czyli wtedy kiedy był pan ranny?


No, miałem cały czas pistolet.

  • I co z tym pistoletem?


A już nie wiem, gdzie… W każdym razie wiem, że ten pistolet to ja miałem prawie do wyzwolenia, ukrywałem i miałem.

  • Czy nie spotkały pana żadne represje z powodu uczestnictwa w Powstaniu Warszawskim, już później, po wojnie?


Nie spotkały, dlatego że ja do tego, że byłem ranny, przyznałem się od razu w życiorysie. Ale jako cywil byłem ranny, bo ja się nie przyznawałem, że byłem Powstańcem. Jako cywil, z rodziną, z tego, tego, no… bombardowanie, ranny. Dopiero potem wyszło na jaw, jak żonę aresztowano, że ja byłem Powstańcem, ale akurat na szczęście nie było represji w stosunku do mnie. Zresztą mnie niesłusznie… Jaka była sprawa? Żona… I ja dostałem się, bo było dużo łatwiej, na obcy statek, na obcej banderze, na obcy statek. I na tym statku pływałem w załodze.

  • Bo trzeba jeszcze może uzupełnić, że pan przeniósł się do Szczecina i zaczął pracować w marynarce.


Dowiedziałem się od kolegów, że można zamustrować na statek. I to było, można powiedzieć, przez Agencję Morską… Wtedy nawet przez nawigatora, bo wtedy jeszcze nie było Agencji Morskiej, przez maklerów w porozumieniu z kapitanem można było się dostać. I to mustrował, można powiedzieć, WOP. Nie tego, tylko dawał zezwolenie WOP – chcesz płynąć, to płyń. Jeszcze marynarz, [więc] nie robili problemów. I ja po kilku rejsach wracam normalnie do domu, aresztują mnie na statku, to było w Gdańsku – w kajdanki…

  • W którym to było roku?


Czterdziesty dziewiąty. Okazało się, że w międzyczasie jak ja byłem w morzu, to teść nawiązał kontakt z jakimś… Żebym ja o tym wiedział, to bym nie dopuścił do tego. Z jakimś konfidentem, który organizował przeprowadzenie na Zachód. I ich tak zaprowadzili, jeszcze nawet do granicy doprowadzili, tylko po drodze aresztowali. Jak ja przypłynąłem, to mnie też od razu w kajdanki i z Gdańska do Szczecina. Dali mi sankcje za nielegalne przekroczenie granicy. I to idioci, bo mam ten wypis w dwóch miejscach – w Gdańsku i w Szczecinie przekroczyłem nielegalnie granicę. Potem prokuratura wojskowa widocznie jak się zorientowała, że to kupy się nie trzyma, to po czterech miesiącach mnie zwolnili z tego więzienia, bo… A żona dostała wyrok, siedziała z córką, z dzieckiem. Ile miała Ewa? Trzy miesiące… Siedziała tam w więzieniu.

  • Jak długo?


Pół roku siedziała. Po pół roku ją zwolnili. Rodziców później, ale ją z uwagi na dziecko po pół roku zwolnili.

  • Czy mógł pan od razu wrócić do pływania po tym więzieniu?


Ale skąd! W ogóle dopiero jak to już się po paru ładnych latach… To był pięćdziesiąty szósty chyba. Dostaliśmy zezwolenie, ci wszyscy, co tego, dostali zezwolenie z powrotem na pływanie. I też [dostałem się] na obcy statek, dlatego że w ogóle kochany PŻM nie chciał przyjąć, bo powiedział, że on nie potrzebuje takich marynarzy. Ale wtedy można było łatwo na obcy statek się dostać. Wtedy taka amnestia była dla tych wszystkich marynarzy, w pięćdziesiątym szóstym roku.

  • I już z morzem, z pływaniem związał pan swoje życie zawodowe aż do emerytury.


Tak, tak. Częściowo z pracą w Urzędzie Morskim, [potem] z powrotem znowu na pływanie i skończyłem, zrezygnowałem już z pływania, wróciłem do Urzędu Morskiego jako inspektor i poszedłem na emeryturę z Urzędu Morskiego.

  • Na jakim stanowisku pan pływał?


Starszego mechanika.

  • Bo też takie było przygotowanie zawodowe?


Tak, takie miałem przygotowanie. Znaczy najpierw czwartego mechanika, [potem] trzeciego, drugiego, na końcu pierwszego.

  • Jeszcze wróćmy wspomnieniami do Powstania. Czy przypomina sobie pan może swoje takie dobre, pozytywne przeżycia z tego okresu? Może poczucie takiej wolności, nadziei na wyzwolenie, coś, co motywowało do walki?


Nadzieje na wyzwolenie były na początku, a potem się zorientowaliśmy, że to wszystko jest… Nie da rady. Jeszcze najlepiej, bo wtedy na Mokotów przyszła brygada NSZ, ślicznie uzbrojeni, wszystko elegancko. Normalnie przyszli, puścili od strony lasów kabackich ci… Tam stali Węgrzy, pilnowali. Puścili ich, przyszli na Mokotów i po trzech dniach wyszli, dlatego że… Nie chcieli zostać, bo nie chcieli się podporządkować dowództwu naszemu. To była brygada „Starego” chyba. I ten cały oddział, wszystko wyszli z powrotem z Powstania przez tego… Do Niemców. I potem, jak się okazało, z Niemcami już cofali się przez Czechosłowację, przez wszystko, aż do końca wojny. Razem z Niemcami. Nie chcieli się w ogóle podporządkować. Nasze dowództwo nie zgodziło się na to, to do widzenia i sobie poszli. Broń, wszystko zabrali, tę, co mieli, nic nam nie zostawili.

  • A jak już było wiadomo, że na zwycięstwo nie ma co liczyć, na wyzwolenie, tylko że to już jest takie utrzymywanie…


Na wyzwolenie to może i można było liczyć, że Rosjanie przyjdą, ale na to, że to będzie coś tego, tośmy nie liczyli.

  • Ale czy docierały wiadomości o tym, że Rosjanie są po praskiej stronie?


Tak, widzieliśmy ich z Mokotowa, widzieliśmy na Wale Miedzeszyńskim. Pierwszego dnia były czołgi rosyjskie na Wale Miedzeszyńskim i na drugi dzień tego, i cofnęli się trzydzieści kilometrów z powrotem, i koniec. A koło nas przechodzili wciąż przez Wisłę łącznicy, rosyjscy oficerowie, którzy przychodzili. Prawdopodobnie chodziło o namiary artylerii, o to… Przychodzili na naszą stronę i potem nasi ich transportowali przez Wisłę z powrotem do nich. Widać było, że to guzik daje, no ale co zrobić? W każdym razie ja byłem przekonany… Zresztą, można powiedzieć, rodzinnie, no nie rodzinnie – ojciec mój był bardzo sceptyczny, mówił że… Mimo że oficer wywiadu, mówił, że to nic dobrego… A w dodatku ojciec pochodził ze Wschodu, bo tam rodzina miała majątek, musieli uciekać od bolszewików, że ojciec ich cudownie znał. Potem i na froncie jak był… […]. Starszy kuzyn, który był też oficerem wywiadu, zginął właśnie w ostatnich dniach [przed Powstaniem]. On był oprócz tego łącznikiem między naszą komendą a komendą w Łodzi – to było przed samym Powstaniem – i jego aresztowali. Złapali w Łodzi, wzięli go do więzienia, kropnęli… Ja w każdym razie i żeśmy wszyscy, powiem szczerze – i „Januszajtis”, i „Ludwik” też był taki, dowódca kompanii – nie poruszało się tego tematu, jak to będzie świetnie, bo: „Chłopcy, najpierw jak zdobędziemy, to wtedy będziemy rozmawiać. Bo w tej chwili…”.

  • Ale jako dowódca swojej drużyny też musiał pan dodawać otuchy i siły chłopakom.


No, tam takie było, wspólne… Nie to że otuchy, tylko takie, można powiedzieć, było przyjacielskie, razem wszyscy. Każdy miał swoje zadanie i…

  • A co pan uważa za taki swój jakiś najważniejszy czyn czy najważniejszą akcję, najważniejsze zadanie, jakie miał pan do wykonania?


No, proszę pani, były, były takie akcje. Były. Tutaj zaraz pani pokażę właśnie, bo tam jest opinia mojego dowódcy, właśnie odnośnie moich zasług, Ludwika Kotowskiego, który zresztą książkę napisał, w której też jestem. No i w tej książce Pułku „Baszty” to właśnie też moje fotografie są, zdjęcia. Żony nie ma, no bo akurat ona nie dostarczyła.

  • Ale to już powojenne?


Co? Wydanie?

  • Zdjęcia.


Nie, nie, wojenne, z czasów…

  • Ale kiedy pan poznał żonę?


No, tam właśnie, na Pilickiej.

  • To proszę o tym opowiedzieć. Bo kiedy pytam o jakieś najważniejsze wydarzenie z okresu Powstania, to może to było to.


No nie. Proszę panią, ja zasadniczo to miałem narzeczoną, która była w kompanii łączności. Jak ja przeszedłem, to ona…

  • Jak pan przeszedł kanałami?


Nie, nie. Jak od razu z tej [kompanii O-4], na następny dzień. Ona się została w tej kompanii, a ja wróciłem do tej swojej, zaraz, jak mówiłem, pierwszego dnia. No i nie utrzymywaliśmy specjalnie stosunków, mimo że niedaleko, bo kompania łączności była przecież na Madalińskiego. To człowiek szedł w nocy, żeby tego… Złapałem królika, no i z chęcią wziąłem, zaniosłem tego królika. A ona mówi: „A co to jest? Królika ja nigdy nie jadłam i tego świństwa nie będę jadła”. No to do widzenia. I ona ze mną zeszła do kanałów. Ona wróciła po… [Ona] też się mną opiekowała (no ta opieka taka była, [jaka była]) i jak doszliśmy tam do Dworkowej, to mówi: „Chodź, wychodzimy”. Ja mówię: „Ja nie wyjdę”. I ona wyszła. No, ale tego nie wiem, co tam było tego, w każdym razie nic jej nie zrobili. Nie wiem, czy ją zgwałcili, czy nie, to nie wiem. Nie, no bo już, wie pani, tak już między nami… I przypadkiem w Łodzi, na Piotrkowskiej, ktoś krzyczy: „»Odrowąż«!”. Ja, wie pani, [odwracam się], a to kochana żona spotkała mnie. No i żeśmy się tak zaprzyjaźnili. Ona kończyła gimnazjum. [Żona: W liceum u mnie miała być studniówka, to znaczy raptem pół roku to było. Miała być studniówka, ja nie miałam chłopca. To znaczy miałam, ale jakoś brakowało nam chłopców, no i zaproponowałam, że może on pójdzie na tę studniówkę, no i poszedł. I tak się zaczęło].

  • Który to był rok?


Czterdziesty szósty.

  • Ale poznał pan żonę w czasie Powstania?


Tak, tak.

  • Proszę opowiedzieć o tym spotkaniu z okresu Powstania.


No to ona mnie poznała na ulicy.

  • Ale to w Łodzi, natomiast jak było w czasie Powstania, w jakich okolicznościach pan poznał żonę?


No bo byłem w tej willi, gdzie rodzice, gdzie ona była też. Ona była łączniczką, ale akurat w swoim własnym domu.

  • Czyli to było Malczewskiego 32. Tam pan poznał po prostu dziewczynę i po wojnie się spotkaliście ponownie.


Tak, którą specjalnie nie, nie… [Żona: Nie byliśmy sobą zainteresowani]. Nie byliśmy zainteresowani. [Żona: Dopiero po Powstaniu].

  • A jak pan dzisiaj myśli o tamtych czasach?


Staram się nie myśleć. Było, minęło, nie wracam.

  • Czy bezpośrednio po wojnie udało się panu wyzwolić od tych traumatycznych przeżyć?


Nie, ja takiego jestem zdania, że to co każą robić – rozkaz – to robię i nie ma dyskusji, nie przeżywam tego. Każą w łeb strzelić, to strzelę. No naprawdę, jeżeli to jest rozkaz, to nie przeżywam tego. A nie cierpię tych wszystkich opowiadań, bo jeżeli się spotkamy na Mokotowie, to jak były zebrania czy coś, tośmy rozmawiali o tym, o owym, a nikt o sobie nie mówił, bo każdy wiedział, co kto robił. A taki jaki jest klub, jak był tutaj… Którego zresztą ja byłem założycielem, jednym z założycieli tego środowiska Powstańców warszawskich, to cały miałem problem z weryfikacją, bo się zaczęli pchać różni. I najgorzej mnie wkurzało, jak każdy zaczął opowiadać o sobie. Bzdury, bo ja znałem życiorysy, znałem tego i bzdury, no normalne… Przeczytał tego, to opowiadał o sobie. I to mnie zraziło, bo co będę… „Kolega”, „kolega”… Jaki on kolega?

  • Czyli po wojnie już pan nie mieszkał w Warszawie?


Nie, nie. Już nie.

  • Już koleje losu rzuciły państwa do Szczecina?


Tak. Tak się najpierw tułałem: Łódź, Tomaszów i nareszcie razem wyjechaliśmy na zachód z żoną, do Wrocławia. We Wrocławiu ślub wzięliśmy, bo mama we Wrocławiu zajęła domek taki. Bo matka po wojnie pracowała, była dyrektorką jakiegoś liceum technicznego czy coś. Matka pracowała i zamieszkaliśmy tam w tym. [Żona: Powiedziałam, że w czterdziestym szóstym… W czterdziestym piątym, bo myśmy w czterdziestym piątym wzięli ślub na Boże Narodzenie]. A w siódmym też zaczęło mi się tam, we Wrocławiu… Poszedłem, zapisałem się na politechnikę, żona też na wyższą uczelnię, ale uciekliśmy, bo zaczęło się robić nieprzyjemnie. I żeśmy tutaj do Szczecina przyjechali i zostaliśmy w Szczecinie. Zajęliśmy taką… Aha, rodzice już byli. I taką willę poniemiecką [zajęliśmy] i tak mieszkaliśmy do [momentu] trzy lata temu, tak, od początku. I żeśmy sprzedali ten domek, bo już nie było rady. Nie mogliśmy, już nie mieliśmy siły na to, na ten ogród, na ten śnieg, na to wszystko. Czekaliśmy trzy lata na kupca, żona znalazła kupca, no i kupiliśmy za te pieniądze te dwa mieszkania.

  • Dla państwa i córki.


Tak, żeby ona miała swoje i my żebyśmy mieli swoje.

Szczecin, 21 czerwca 2016 roku
Rozmowę prowadziła Hanna Dziarska

Kazimierz Kietliński Pseudonim: „Odrowąż” Stopień: kapral podchorąży Formacja: Pułk „Baszta”, kompania O-3 Dzielnica: Mokotów

Zobacz także

Nasz newsletter