Lucyna Maciejewska „Anna”

Archiwum Historii Mówionej

Lucyna Maciejewska, [urodzona] 12 czerwca 1928 rok. Pseudonim: „Anna”. Funkcja z czasów Powstania: sanitariuszka polowa. Zgrupowanie „Waligóry” w Szarych Szeregach.

  • Proszę powiedzieć, jak wyglądało pani życie przed wojną.

Przyjemnie, radośnie, dlatego tak bardzo przeżywałam wszystkie sprawy wojenne. Mieszkałam, na wsi, mój dziadek był nauczycielem, więc kupił tam dom, ale jak Powstanie wybuchło, to zawieźli mnie do Warszawy, to znaczy tutaj.

  • W jakiej miejscowości się pani urodziła? Jaka to była wieś?

Witowo.

  • Pani tam spędziła dzieciństwo?

Do dziesięciu lat.

  • Jak wybuchła wojna, przyjechała pani do Warszawy?

Tak.

  • Jak zapamiętała pani wybuch wojny?

[Dla mnie] to było wprost nie do przyjęcia, że może być [taka] sytuacja, że człowiek może zabijać człowieka, to było dla mnie nie do określenia, nie do wytłumaczenia. Zamiast miłować się, cieszyć, że się wspólnie mieszka, wspólnie bawi, wita z przyjaciółmi. [Zamiast] cieszyć się czymś, co jest [naprawdę] szlachetne.

  • Gdzie pani mieszkała w Warszawie?

Na Staszica 20. Ulica jest cała, a nasz dom, który był przy rogu Górczewskiej, został zbombardowany w Powstaniu.

  • Mieszkała tam pani z rodzicami?

Nie, u wujostwa. Mój ojciec już nie żył, więc wychowywała mnie ciocia i kuzynka, która była cioteczną siostrą. Bardzo mnie kochali i bardzo się mną zajęli. Tak, że byłam potem [u nich].

  • Miała pani rodzeństwo?

Tak, braci.

  • Starszych braci?

Tak, starszych braci.

  • Gdzie byli bracia?

[…] [Jak wybuchła wojna to Niemcy] wywieźli [nas wszystkich] na Podlasie i całe szczęście, że właśnie tam. Podobno był nakaz nas aresztować, [albo] wywieźć do Niemiec. Było szczęśliwie, że jednak mnie nie aresztowali. […]

  • A co się stało z pani rodzicami?

Ojciec zginął tragicznie na Podlasiu. […]

  • A mama?

Mama żyła, ale potem w 1941 roku wywieźli mnie do kuzynów, tutaj do Warszawy, bo nie mieli warunków do życia tam, na Podlasiu, chociaż ludzie byli bardzo życzliwi. Rzeczywiście bardzo nam pomagali, dali nam ubrania, bo przecież , jak prowadzili nas, to jak zwierzęta. To były takie czasy. Ale rzeczywiście tam ludzie z Podlasia to byli nadzwyczaj uczynni, nadzwyczaj uczuleni na krzywdę cudzą. […]

  • U krewnych w Warszawie była pani od 1941 roku?

To był 1941 rok. Właśnie u nich się wychowywałam. Oni mnie zabrali i siostra cioteczna, która była starsza ode mnie, bo ona już studiowała, tajnie i do Powstania [tam byłam].

  • Wróćmy jeszcze do okupacji – czym się wujostwo zajmowało?

Wuj był urzędnikiem, siostra była studentką, była na medycynie.

  • Ale w czasie okupacji.

Właśnie w czasie okupacji.

  • Wuj, gdzie w czasie okupacji pracował?

W Warszawie, tylko raz gdzieś pracował prywatnie w biurze, tak że ciągłość była. […] Wujek zginął, w Powstaniu, na Staszica. Jak wpadli Niemcy, nie litowali się, kto, co i jak, tylko od razu pod ścianę i wszystkich, między innymi mojego wujka rozstrzelali. […] Właśnie na tle mojej ściany, domu, gdzie mieszkałam, Niemcy tak pruli do okien, do drzwi, że to było coś nie do wytrzymania.

  • Kto pani o tym opowiadał?

[…] Sąsiadka z drugiego domu ukryła się, jak [Niemcy] wpadli. W piwnicy zrobili jakby drugą piwnicę, w głębi i mieli deskę, i jak noc przyszła, to [oni tam] spali. Musieli w tę norę wchodzić. To też było niebezpieczne, bo [Niemcy] mogli się domyśleć, czy ktoś mógł zdradzić złą postawą. Nie wolno było się poruszać, nawet [nie można było] ziewać, jak to myśmy się wtedy śmiali.

  • Ta sąsiadka była świadkiem?

Sąsiadka z drugiego bloku, od Górczewskiej róg Młynarskiej, zauważyła, że Niemcy wpadli na podwórko wujostwa i rozstrzeliwali. Widziała, jak wujek podniósł rękę, widocznie dostał tu, czy w ręce, czy tu w szyję. […] Wszyscy zostali zabici i między innymi właśnie mój wujek.

  • Wróćmy jeszcze do okupacji. Proszę powiedzieć, czym się pani zajmowała? Gdzie pani chodziła do szkoły?

Wtedy to chodziłam już do szkoły[…] [na] Siedmiogrodzką. [...] Dyrektor nasz to był kochany [człowiek]. Aresztowali go, przyszli do szkoły i aresztowali. I zabili. Wywieźli do Oświęcimia i proszę sobie wyobrazić, że oblali go żywcem benzyną i podpalili. I smażył się, a nikt nie mógł dojść. To było coś niesamowitego, to było coś nie do opisania.

  • To była szkoła powszechna?

To była szkoła powszechna, na ulicy Siedmiogrodzkiej.

  • Mówiła pani o babci.

Szczęście miała bidula, że umarła dzień przed wybuchem wojny. W południe zmarła, a w poniedziałek [wybuchła wojna] …

  • Pani w czasie okupacji miała kontakt z mamą?

Tak, wtedy mieliśmy.

  • Mama pisała listy?

Tak.

  • Przyjeżdżała?

Raczej nie, tylko ta kuzynka, siostra cioteczna jeździła i zabierała mnie ze sobą. Jeździłyśmy do mamy i tam ludzie od razu nam dali pokój oddzielny. Tam mieszkaliśmy do zwycięstwa.

  • To już po Powstaniu?

Tak. […]

  • To pani było ciężko samej w Warszawie.

Nie, rodzina [się mną opiekowała.]

  • Jak wyglądało życie podczas okupacji?

Ciągle człowiek był w lęku, strachu. […]

  • Kto wprowadził panią do konspiracji?

Drużynowa z harcerstwa. […]

  • Od kiedy należała pani do harcerstwa?

Od 1941 [roku], zaraz jak tylko przyjechałam do Warszawy, to od razu siostra cioteczna mnie wciągnęła, bo ona była też w tej organizacji Szarych Szeregów. Ona o mnie troszkę dbała, strzegła, żeby coś [się nie stało], tłumaczyła, co [mam robić.] […]

  • Czym pani się zajmowała w konspiracji? Jak wyglądały pani zadania?

Roznoszenie gazet tajnych, roznoszenie posiłków, żywności. […]

  • Gdzie pani chowała gazetki, pamięta pani?

Tak na plecach, przyklejone plastrem. [Albo z przodu] żeby wyglądało, że to jest naturalny biust, a nie lipa. To było straszne. Przede wszystkim też zmiana miejsca zamieszkania. Raz się spało u jednej koleżanki, drugi u innej czy tam u kolegi, nie można było ciągle przebywać w jednym miejscu, tylko trzeba było [je] zmieniać.

  • Dlaczego?

Bo Niemcy zorientują się, przecież oni też szpiegowali Polaków, gdzie są, co robią. Więc to było celowe i mądrze zrobione w ten sposób, że nic się nie dzieje, a się działo. […] Były różne sytuacje przewożenia prasy, wiadomości czy ubrań, żywności. Jak ktoś niósł więcej niż potrzeba, duża torba czy worek, od razu, wyrwali, rozerwali worek, stój bracie i tu chodź.

  • Pani miała tego rodzaju sytuację, jak przenosiła pani [gazetki]?

Mnie się udawało o tyle, że zachowałam spokój. To też trzeba rozsądnie robić, żeby nie podejrzewać, że [Niemcom] o to chodzi czy o tamto. To jest coś niesamowitego, tego człowiek nie może nawet wyjaśnić.

  • A kursy sanitarne gdzie się odbywały?

Nic nie mogło się dziać w tym samym miejscu kilka razy i [musiała być] wymiana osób, jedno spotkanie tu, [drugie tam.] […]

  • Jak pani poznała „Kamę”?

Ktoś przyniósł ulotkę, że mam się zgłosić tu i tu, i jej pseudonim, bo nie wolno było pisać nazwiska. Jak zgłosiłam się tam do niej, […] to ona po cichutku otworzyła drzwi, weszłyśmy. Miała ładne mieszkanie, dwa pokoje z kuchnią, […] wyszłyśmy obserwować dalej […] [żeby] ewentualnie powiedzieć, że tu czy tam [się coś dzieje.] Ona była bardzo bystra. Była moją drużynową harcerską. To była rzeczywiście dzielna dziewczyna. Pan wie, że ona robiła zamach na Kutscherę przecież? Poszła zrobić [zamach], to było wspaniałe, przyszła, bo myśmy już były u niej w domu, bo mieszkałyśmy blisko siebie. Ona mieszkała na Młynarskiej, róg Górczewskiej, a ja mieszkałam właśnie na Staszica. Myśmy się poznały […] przez Szare Szeregi. […]

  • Chciała pani opowiedzieć jakąś śmieszną historię w związku chyba z „Kamą”, jak wróciła z zamachu na Kutscherę?

Coś takiego było. Ale to było ważne. [...] Był taki moment, że siedzimy tam u niej, uczyła nas tajnie historii Polski. Mówi: „Dziewczynki, wiecie co, ale ja na moment muszę wyjść, to zaraz, niedługo przyjdę, to nie wychodźcie aż ja wrócę.” A to ona właśnie miała rozkaz zamach na Kutscherę [zrobić].

  • Wróciła później?

Tak, jasne. Mówi: „To co? Cała wróciłam?”

  • Ale panie wiedziałyście o tym?

Nie. Skąd, to tajemnica [była]. […]

  • Proszę powiedzieć historię o pani narzeczonym.

Ach, [historię] Zenka, to w Powstaniu! On jeszcze u mnie był.

  • Jak się państwo poznaliście?

[…] Zenka poznałam właśnie z harcerstwa tajnego i poznałam go przez koleżankę. To była szalona miłość, prawdziwa, życzliwa, spokojna, a przy tym był przecież piękny chłopak. A w ogóle to był też bardzo dzielny w Powstaniu. [...]Na Placu Kercelego... myśmy się [już] pożegnali i szłyśmy na Stare Miasto. Dostałyśmy rozkaz przejścia na Stare Miasto [...] Dopytywałam się [o niego] wszystkich kolegów, koleżanek, nic. Potem dowiaduję się, że on został zabity, zamordowany. […] To było róg Kaczej. […]

  • W czasie Powstania nie wiedziała pani, że on nie żyje?

Tak. To znaczy, przypuszczalnie coś tam, ale konkretnie to nie. […]

  • Kiedy się widzieli państwo ostatni raz?

To należało jeszcze do Woli, Leszno, Powązkowska, na Powązkowskiej, podobno. W okolicach getta, bo tak się jeszcze zastanawiam, został zamordowany.

  • Gdzie panią zastał wybuch Powstania? Gdzie był punkt zborny?

Właśnie na Górczewskiej 8, tam [była] szkoła przedwojenna […]. Teraz nawet nie wiem, jakieś biura tam są.

  • Tam wybuchło Powstanie, tam o godzinie siedemnastej pani była?

Tak. W każdym razie to niewesoło było. […] [Tam zginęły dwie] koleżanki z mojej szkoły, z setnej, [dziś] jest pomnik: Leszno róg Wolskiej i nazwiska koleżanek: [m.in.] Basia Bartnowska […]. Tam było coś niesamowitego, Boże!

  • Co tam się wydarzyło?

Mordowali. […]

  • Pani była świadkiem masakry ludności, czy już wtedy opuściła pani Wolę?

Nie widziałam, ale w ogóle to tak. Uciekłam, ale jeszcze ukrywaliśmy się mimo to. […] Ich rozstrzelali. A mnie, to też szczęście [spotkało], że akurat była sytuacja, że koleżanki przyszły, dały sygnał powiedziany przez ludzi, którzy walczyli, [żeby przedostać się] na Stare Miasto. […]

  • Proszę powiedzieć, jak wyglądały walki na Starym Mieście?

Straszne, i na Starym Mieście, i w całej Warszawie. To było coś nie do wypowiedzenia.

  • Pani była sanitariuszką, tak?

Tak, sanitariuszką. To było coś niesamowitego

  • Pamięta pani pierwszego rannego, którego pani opatrywała?

Tak, na ulicy Górczewskiej przy ulicy Staszica akurat. Był ciężko ranny, zresztą zmarł. Tam było kilku rannych.

  • Jak było z materiałami opatrunkowymi, z takimi rzeczami?

Każdy [był] poinformowany, że musi się zgłosić do danej osoby, która poda im adres, gdzie muszą iść po opatrunki, bo już ło. Tak, że tam nikt nie miał dostępu bezpośrednio, tylko ci, którzy walczyli.

  • Z jedzeniem jak było na Starym Mieście?

Początkowo to było jeszcze możliwie, dlatego, że były sklepy, magazyny, Plac Kercelego, gdzie tam też były sklepy […]. Tylu ludzi wyżywić, to nie było takie proste. […] To było tragiczne.

  • Ludność cywilna jak reagowała na pani służbę, na walkę pani oddziału?

[…] Byli bardzo życzliwi dla nas i żałowali, że możemy zginąć, płakali. Byli oddani duchowo, jak już nie mogli być materialnie, [nie mogli] pomóc.

  • A pani siostra cioteczna, miała pani z nią kontakt?

Właśnie w tym czasie, jak Powstanie wybuchło, to ona dwa czy trzy dni przed Powstaniem pojechała do Pruszkowa i dlatego przeżyła, bo tam coś załatwiała dla organizacji.

  • Proszę powiedzieć, jak wyglądało życie codzienne podczas Powstania, tam na Starym Mieście?

Tragiczne.

  • A gdzie państwo spaliście?

Wszędzie, na podłodze, na ziemi, na kamieniach, na deskach z magazynu.

  • Pamięta pani chwile wytchnienia, kiedy nic się nie działo i można było odpocząć, porozmawiać?

To były momenty, ale to rzadkie, ale były. To było coś niesamowitego.

  • A życie religijne podczas Powstania?

Bardzo ogromne było, wspaniałe. Modlitwy były po cichu, w piwnicach.

  • Pamięta pani msze?

Z mszami to nie było takie proste, raczej modliliśmy się po cichu, w skupieniu, wszyscy razem. […]

  • Proszę mi powiedzieć, jakie jest pani najgorsze wspomnienie z Powstania?

Najgorsze to morderstwo dzieci i powstańców. To było straszne. Walili kijami... To było coś nie do opisania.

  • Pani była świadkiem takiej sytuacji?

Raz widziałam, jak [Niemiec] bił kolbą.

  • Właśnie dziecko?

Właśnie dziecko.

  • To było w czasie Powstania?

Tak.

  • Na Starym Mieście?

Na Starym Mieście. Różne sytuacje były.

  • Jak się skończyło Powstanie dla pani? Jak to wyglądało?

Wywiezienie do Pruszkowa, do obozu i potem przesiadka do pociągu.

  • Pani została z ludnością cywilną na Starym Mieście?

Tak. I wywieźli nas do Pruszkowa, z Pruszkowa do Niemiec. A ja miałam szczęście, że uciekłam z Pruszkowa. Miałam znajomych w Pruszkowie i wymknęłam się, […] tamci mnie przyjęli i tam mieszkałam, dopóki Powstanie się nie skończyło. […]

  • Czy chciałaby pani coś na koniec dodać na temat Powstania?

Żeby nigdy w życiu nie było morderstw i zabijania Polaków, a Polacy, żeby byli skromni i tylko skromni, żeby nie działali wrogo [w stosunku] do innych, tylko żeby [potrafili] wroga nauczyć miłości do bliźnich.[…]
Warszawa, 6 czerwca 2006 roku
Rozmowę prowadził Tomek Żylski
Lucyna Maciejewska Pseudonim: „Anna” Stopień: sanitariuszka Formacja: zgrupowanie „Waligóra” Dzielnica: Wola, Stare Miasto Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter