Maria Wiśniewska

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Maria Wiśniewska.

  • Proszę opowiedzieć o swoim dzieciństwie.

Dzieciństwo było trudne, bo była wojna i okupacja. Mieszkałam na ulicy Ogrodowej [56]. Jak miałam siedem lat, poszłam do szkoły na Ogrodową, do zakonnic. Przechodziłam zawsze w bardzo niebezpiecznych miejscach, jak szłam do szkoły. Mogłam iść prosto Ogrodową, ale tam była szkoła niemiecka i strasznie dużo Niemców siedziało w tej szkole. […] Natomiast ja wybrałam sobie lepszą drogę, przez ulicę Chłodną, gdzie musiałam przejść koło bunkra z pistoletami wystawionymi z małych okienek. Następnie przechodziłam, […] koło getta, dochodziłam do kościoła na Chłodnej (obecnie ten kościół nazywa się Świętego Andrzeja) i musiałam skręcić w lewo – tam była moja szkoła. Do wybuchu Powstania chodziłam do szkoły na [Ogrodową].

  • Proszę opowiedzieć o rodzinie. Czy miała wpływ na pani życie? Jak rodzina panią kształtowała?

[…] Miałam tylko mamę, bo mój ojciec wcześnie zmarł. Mama musiała iść do pracy, i dziecko w czasie wojny samo sobie musiało [radzić]. Tak, to nie było takie dzieciństwo, jak są obecnie, tylko było trudne dzieciństwo. Jeszcze dziecko miało pomysły, że chodziło tam, gdzie nie powinno, zaglądało tam, gdzie nie trzeba. Tak to było.

  • Jak było z utrzymywaniem się? Czy mama utrzymywała was sama, czy pani pomagała?

Nie, ja byłam za mała, żebym pomagała. Moja mama pracowała i utrzymywała [nas].

  • Czy w czasie wojny było niebezpiecznie i czy pani zdawała sobie z tego sprawę?

Jakże można było sobie nie zdawać sprawy, jak ciągle chodziły jakieś wachy? Niemcy nosili z przodu blachy na mundurach, z karabinami chodzili po dwóch i ciągle były łapanki, ciągle coś się działo. Kiedyś, jak wracałam ze szkoły, szłam ulicą Leszno koło Sądów, widziałam, jak powiesili ludzi na balkonach. Tak że to dzieciństwo było okropne.

  • Czy pamięta pani wybuch Powstania Warszawskiego?

Pamiętam. Moja mama poszła po oficerki, po buty do szewca na Młynarską. Akurat tak niezręcznie, że to było w okolicach godziny piątej. Zaczęło się Powstanie. Schroniłyśmy się w kościele u ojców redemptorystów, bo żeśmy się nie mogły dostać do domu. Ulicą [Jaktorowską] z kościoła wybiegły do Wroniej. Na Wroniej [do północy siedzieliśmy w piwnicy]. Jak pierwszą barykadę na Chłodnej wybudowali, to dopiero w nocy dostałyśmy się do domu. Ale już Powstanie trwało. Wiadomo było, że idą Niemcy, że się źle dzieje. Tak to było.

  • Mieszkała pani na Woli?

Na Ogrodowej pod pięćdziesiątym szóstym.

  • Czy była pani świadkiem rzezi Woli?

Nie. Dzięki Bogu nie widziałam. [Od 5 sierpnia zaczęła się nasza ucieczka z domu].

  • Czy miała pani kontakt z konspiracją?

Prawdopodobnie tak, ale o tym nie wiedziałam. Wiem tylko tyle, że do mojej mamy kiedyś przyszła młoda dama (moja mama nie brała udziału w Powstaniu, nie była w konspiracji) i okazało się, że to jest Żydówka. Moja mama tę Żydówkę przechowywała. To była żona lekarza, Czeszka, córka Baty, tego, który robi buty. Potem od nas poszła i wiem, że niestety zginęła. To była bardzo piękna kobieta.

  • Czy ludność cywilna pomagała Powstańcom?

Bardzo.

  • W jaki sposób?

Nawet jak trzeba było drzeć prześcieradła, tak zwane szarpie, to cokolwiek w domu było, to się wynosiło i wszyscy wszystko razem robili. Bandaże się robiło i wszystko. To było straszne.

  • Jak wyglądał dzień powszedni w czasie Powstania?

Jak się nie siedziało w piwnicy, to (jak się mogło) siedziało się w mieszkaniu, ale bardzo krótko żeśmy były w swoim mieszkaniu, ponieważ wiadomo było, że idą Niemcy i trzeba uciekać. Uciekałyśmy do Sądów ulicą Ogrodową. Tam był szpital powstańczy. Tam długo żeśmy nie zabawiły, tylko z Sądów żeśmy uciekły, zresztą po dużych perypetiach. Uciekłyśmy na ulicę Przeskok (ulicy tej teraz nie ma), to jest ulica na wysokości Arsenału. […] Zatrzymałyśmy się w pasażu Simonsa. To był duży pasaż, dwu- czy trzypiętrowy. Nie pamiętam w tej chwili, jak to było. Zresztą to było tak makabryczne! Wszystko odbywało się galopem. Tam byłyśmy przysypane, bomby rzucili Niemcy, bo tam był szpital powstańczy na Długiej. Nas tam przysypało. Jak nas odgrzebali, to żeśmy się dostały na Miodową, do [kościoła] ojców Kapucynów. Tam, na Starym Mieście byłam właściwie do końca Powstania.

  • Była pani przysypana co najmniej dwa dni?

Tak.

  • Co pani wtedy czuła?

[Czułam, że zginiemy]. Nawet nie chcę tego wspominać. To było tak makabryczne! Człowiek nawet nie mógł oddychać, bo nie było czym. Dobrze, że ktoś gdzieś znalazł trochę wody, miałyśmy jakieś chustki i przykładałyśmy do nosa. To było coś makabrycznego. Wszyscy się dusili. [Przez małe okienko piwniczne nas wyciągali].

  • Czy miała pani kontakt z Niemcami, z „ukraińcami”?

Dopiero jak nas wypędzali.

  • Wcześniej nie?

To trudno nazwać kontaktem, ale ciągle gdzieś tam Niemcy się pokazywali. Natomiast jakiegoś konkretnego to nigdy nie miałam.

  • Czy widziała pani inne formacje?

Byłam za mała. Byłam dziecko, to na mnie nie robiło wrażenia. Wiedziałam tylko, że esesman ma trupią czaszkę na czapce. Tak, to dla mnie było po prostu wiadomo, że Niemiec.

  • Jak przebiegały pani kontakty z najbliższymi? Czy widziała się pani z nimi?

Nie, tylko cały czas byłam z mamą. W ogóle nic o nas nie wiedzieli nasi [bliscy]. Ani dziadek nie wiedział, ani nikt nie wiedział, co się z nami dzieje, bo mieszkali na Pradze, a myśmy były w Warszawie.

  • Jakie jest dla pani najsmutniejsze wspomnienie z Powstania?

Całe Powstanie. Samo to, że leżało pełno rannych w kościele. Kiedyś miałam noc makabryczną, bo przysiadłam przy młodym chłopaku, który był ranny, i on w nocy zmarł, a ja koło niego spałam.

  • Czy ma pani najlepsze wspomnienie z Powstania?

Żadnych najlepszych wspomnień nie mogło być. Jak siedziało się u ojców kapucynów, to cała Miodowa paliła się po przeciwnej stronie. Jedno z najmilszych wspomnień (jeśli można tak nazwać, że to było najmilsze), to że wszyscy, cokolwiek mieli do jedzenia, to wrzucali do kotła, który stał na dziedzińcu koło kościoła. Naturalnie to się jadło. Wodę się brało z leja po bombie, woda była zielona, więc bardzo nieapetyczna. Wszyscy [wrzucali]: kaszę, kluski, co kto miał i to się jadło. Kiedyś siedziałam na dole, gdzie obecnie jest szopka, płakałam i trzymałam bańkę ze swoim jedzeniem. Przechodził ojciec Medard i mówi: „Dziewczynko, a czego ty płaczesz?”. A ja zła mówię: „Jakby ojciec jadł, to co ja, to by też płakał”. Ojciec zakręcił się, poszedł i za chwilę przyniósł mi swój obiad – kopytka – więc zjadłam wspaniały obiad. Potem już rzadko widziałam ojca, bo był ranny.
Potem przyszli Niemcy, wyrzucili nas z kościoła. Pędzili nas przez plac Teatralny do kościoła Świętego Antoniego na Senatorskiej. Tam nas zatrzymali. Stała się rzecz przedziwna, bo podszedł do mojej mamy oficer niemiecki i się pyta: „Czy to jest twoja córka?”. Mama mówi, że tak. Mówi: „Niech pani tu stoi, ja zaraz tu przyjdę”. Rzeczywiście, ten Niemiec przyszedł i przyniósł mi suchary, i wstążki do warkoczy. Mówi: „Bo ja mam taką samą dziewczynkę”. Potem nas popędzili Lesznem do Górczewskiej, potem przez ulicę Płocką do Wolskiej. Do kościoła nas na szczęście nie zadekowali, bo tam było bardzo nieprzyjemnie i pełno trupów leżało na dziedzińcu kościoła. Doszłyśmy do Dworca Zachodniego. Wsadzili nas do wagonów, wywieźli do Pruszkowa.
W Pruszkowie byłyśmy chyba ze dwa dni, ale też nie pamiętam. Stamtąd załadowali nas w lory (wagony bez dachów) i wieźli […]. Nie wiadomo było, dokąd […]. Wszyscy tylko się modlili, żeby nie do Oświęcimia, bo nic nie było wiadomo. W pewnym momencie zatrzymali pociąg w Gorzkowicy i wyrzucili nas z transportu, naturalnie tłukąc kolbami. Wszyscy musieli wysiadać w szczerym polu i trzeba było jakoś sobie poradzić. Stamtąd po nocy (bo to już było późno) dostałyśmy się do Częstochowy i tam byłyśmy u bardzo dobrych przyjaciół przechowywane po Powstaniu. Ale to wszystko było koszmarne.

  • Co się później z panią działo? Czy wróciła pani do Warszawy?

Najpierw mama pojechała do Warszawy, potem zabrała mnie, bo musiała jakieś mieszkanie załatwić. Przywiozła mnie do Warszawy i poszłam do szkoły. Chodziłam już do trzeciej klasy. Tak to było.

  • Czy z czasów Powstania zapamiętała pani msze w kościołach?

Naturalnie, msze odprawiały się codziennie. Codziennie wszyscy przyjmowali komunię.

  • Czy pamięta pani, jak to wszystko się odbywało?

Pamiętam. Były normalne msze, natomiast spowiedź była wspólna. Kto był katolikiem (bo przecież nie tylko katolicy siedzieli), kto mógł przystąpić do komunii, to przystępował. Ojcowie zawsze pamiętali o tym i to było codziennie. Tam nic innego nie można było robić, tylko modlić się i śpiewać pieśni. Cały czas prosić Boga, żeby nas nie zatłukli, bo samoloty krążyły nad nami, Stare Miasto całe się [paliło]. Był makabryczny dzień, kiedy Powstańcy myśleli, że mają zdobyczny czołg, a to okazało się, że Niemcy podesłali im bombę i pełno było rannych, i pełno nieszczęśliwych ludzi – też pamiętam ten dzień.

  • Czy czytała pani podziemną prasę? Miała pani do tego dostęp?

Nie. Co też wymagać od dziecka? Byłam małym dzieckiem. Byłam bardzo zdyscyplinowana. Jak wiedziałam, że nie wolno, to mnie nie było wolno.

  • Co się z panią działo po powrocie do Warszawy?

Poszłam do szkoły. [Byłam w Harcerstwie do chwili przemianowania w pionierów. Zabrali nam krzyże!]

  • A później?

Skończyłam szkołę i poszłam do pracy. [Zdobyłam maturę i dyplom technika dentystycznego w Łodzi].

  • Jak się pani żyło w czasach komunizmu?

To jest ciężkie wspomnienie i sądzę, że takie pytania już nie są odpowiednie. [Dostałam nakaz pracy w Warszawie, w małej poradni stomatologicznej przy ulicy Puławskiej 12, na ortodoncji. Od 1990 roku uczyłam zawodu ma Nowym Zjeździe 1. Przepracowałam pięćdziesiąt cztery lata. Obecnie jestem na emeryturze].

  • Czy chciałaby pani dodać coś na temat Powstania?

Może i dużo bym mogła powiedzieć, ale to jest wszystko bardzo smutne. To […] człowieka bardzo męczy. Do tej pory, jak idę do kościoła do ojców Kapucynów, to mnie ściska. Chociaż bardzo chętnie bym poszła zobaczyć Muzeum Powstania, ale nie mam odwagi. Po prostu nie mam odwagi.


Warszawa, 6 października 2011 roku
Rozmowę prowadziła Ludwika Borzymek
Maria Wiśniewska Stopień: cywil Dzielnica: Wola, Stare Miasto

Zobacz także

Nasz newsletter