Mieczysław Danis „Olgierd”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Mieczysław Danis, pseudonim „Olgierd”, Batalion Kiliński, VIII Kompania, III Pluton.

  • Jak zapamiętał pan 1 sierpnia 1944 roku?

1 sierpnia byliśmy na Placu Napoleona, który teraz nazywa się Plac Powstańców. Byliśmy w domu naprzeciwko Poczty Głównej. Tam byli Niemcy i były ciężkie walki. Dopiero drugiego dnia Niemcy się poddali. Na ulicach Warszawy były ciężkie walki.

  • Jak się tam znaleźliście i o której godzinie doszła do was informacja o wybuchu Powstania? Dopiero rano szły łączniczki z tą informacją?

Rano, jeden dzień przedtem, przyszedł do mnie kolega i mówi: „Mietek. Jutro będzie Powstanie. Zamelduj się tutaj i tutaj.” Poszedłem i byłem tam.

  • Jak wielu było w waszym oddziale?

Nasz oddział liczył około ośmiuset ludzi.

  • Bardzo liczny.

Cały batalion. Tak.


  • Jakie działania pan zapamiętał, najbardziej wyraziste, najbardziej znaczące?

Około 3 sierpnia… Na poczcie jeszcze byli Niemcy. My strzelaliśmy do nich, oni do nas, były ciężkie walki i czołg z bocznej ulicy podjechał pod nasz budynek. Rzucaliśmy granatami, żołnierze niemieccy otworzyli [ogień]…

  • Jaką miał pan broń? Czy miał pan broń przydzieloną?

Tak, karabin miałem. Czasami kładłem karabin i dowódca kazał butelki z naftą, z benzyną rzucać. Ten czołg się zniszczył, spalił się. Żołnierze niemieccy wyszli, uciekli, zostali zabici. Mój dowódca, który jest teraz podpułkownikiem, Bieniaszewski, zszedł szybko, skoczył do góry, otworzył klapę i odkręcił erkaem, ręczny karabin maszynowy.

  • Czyli zdobył dla was ten erkaem?

Tak jest. Bardzo odważny człowiek. Za to otrzymał Virtuti Militari.

  • Pan w dniu wybuchu Powstania był jeszcze pełnoletni, bo dopiero kilkanaście dni później skończył pan osiemnaście lat.

Tak. Absolutnie.

  • Czy to był początek pana walki o wolność? Nigdy przedtem pan nie walczył?

W 1941 roku wstąpiłem do Armii Krajowej, ZWZ, Związek Walki Zbrojnej i byłem później w Kedywie. Kedyw, kierownictwo dywersji, oddział sabotaż i dywersja. Dowódcą był pułkownik Bieniaszewski.

  • Ale nie miał pan doświadczenia walki z bronią w ręku?

Miałem rewolwer. Ale na co dzień był sabotaż, nie wolno było chodzić strzelać, tylko sabotaż. Razem z ojcem poszliśmy podpalić niemiecki samochód i tego typu rzeczy. Trzeba było być bardzo ostrożnym. Miałem zawsze instrument, który zapalał, a na ulicy zatrzymywali czasami Niemcy i rewidowali.

  • Czy całe Powstanie byliście w rejonie Śródmieścia?

Tak.

  • Zmienialiście swoje miejsce pobytu?

Nie, bo był wspólny kontakt.

  • Kto był pana bezpośrednim dowódcą?

Obecnie podpułkownik, Antoni Bieniaszewski. Bardzo dzielny człowiek. Oddany ojczyźnie.

  • Czy zapamiętał pan nazwiska kolegów? Utrzymuje pan z nimi kontakt, bądź chciałby pan się z nimi spotkać?

Kilku kolegów zmarło, zostali zabici.

  • Czy w Australii nie podtrzymuje pan korespondencji, jakichś kontaktów z kimś?

Są koledzy, którzy walczyli w Powstaniu, bardzo mili chłopcy.

  • Czy należy pan do jakiegoś stowarzyszenia żołnierzy?

Tak. Środowisko Armii Krajowej w Sydney. Prezesem jest kolega Tadeusz Taras.

  • Organizujecie jakieś spotkania?

Tak. Tak jest. Naprawdę chętnie. [Na przykład] idziemy do kościoła, są msze święte, później są akademie specjalne, tak jak będzie teraz, za tydzień, 7 sierpnia.

  • Już wtedy pan wróci?

O nie, jeszcze nie.

  • Zostaje pan trochę tutaj?

Jeszcze dłużej będę.

  • Powracając do samego Powstania, pan jest warszawiakiem. Czy to miało dla pana znaczenie, że chce pan Warszawę wydrzeć z rąk nieprzyjaciela? Czy walka była wyrazem miłości do swojego miasta?

Ja nie myślałem tylko o Warszawie, ojczyzna była największym problemem. Chciałem, żeby w ogóle nasza ojczyzna była wolna, bo Rosjanie zabrali połowę, a drugą połowę zabrali Niemcy. To był problem, co ci bolszewicy chcą od nas?

  • Jako tak młody człowiek, co pan sobie wtedy myślał? Czy bardziej się pan bał, czy bardziej pan chciał się odegrać?

Tak, byłem ostrożny. Bałem się, bo przecież w każdej chwili można było być zabitym. Mój ojciec też…

  • W jakim oddziale był pana ojciec?

Był w tym samym batalionie, tylko był przy dowódcy batalionu.

  • Uczestniczyliście w jakiejś wspólnej akcji?

Właśnie w sabotażu.

  • To przed Powstaniem jeszcze.

Tak.

  • Proszę jeszcze opowiedzieć o akcjach w Śródmieściu?

W Alejach Jerozolimskich były ciężkie walki, bo czołgi początkowo przechodziły przez te Aleje. W BGK byli Niemcy. Rozpoczęliśmy walki, zajęliśmy [teren] od Placu Napoleona, Placu Powstańców do Alej Jerozolimskich, ale tylko jedną stronę. Na drugiej stronie też byli nasi akowcy, ale połączenia żadnego nie było. Dopiero powoli zaczęliśmy wspólnie, z jednej i z drugiej strony…

  • Wzdłuż jednej barykady było przejście.

Tak. Była barykada zrobiona. Ja też byłem na barykadzie, z karabinem, z kolegami…

  • Czy miał pan jakiś taki bezpośredni kontakt z Niemcami, czy wrogowie znajdowali się w dość dużej odległości?

Dość odległe [było] wszystko, tak. Oni z daleka od nas, my z daleka od nich. Tylko tyle, że jeden drugiego chciał zabić.

  • Jak pan zapamiętał moment kapitulacji?

Przy końcu sierpnia Warszawa się poddała. Nasze dowództwo podpisało z Niemcami…

  • Pod koniec września...

… że jest kapitulacja. No i to wszystko. Razem z ojcem i kolegami poszliśmy, broń zostawiliśmy. […] Rzucaliśmy to. Później zabrali nas do Pruszkowa i [dalej] do Niemiec.

  • Jakim transportem?

Kolejowym.

  • Do jakiego obozu dojechaliście?

Muhlberg.

  • Jak wyglądało życie obozowe?

Biednie. Różne [narodowości] tam były. Byli i Francuzi, i Polacy.

  • Nie ma pan dobrych wspomnień z tamtego okresu?

Nie.

  • Mówił pan, że pański ojciec wrócił do Warszawy, jak była taka możliwość po wyzwoleniu.

Tak. W połowie Powstania było zawieszenie broni. Niemcy chcieli chować swoich zabitych, prosili, czy może być zawieszenie broni. Nasze dowództwo powiedziało: „Tak. Oni mogą.” Tylko chcieli, żeby kobiety polskie, polskie dzieci, mężczyźni, też mogli wyjść; żeby ci, którzy nie biorą udziału w walkach, mogli wyjść z Warszawy. Niemcy powiedzieli: „Tak, dobrze.” Moja mamusia wzięła siostrę (mała jeszcze była) i poszła. Ojciec, jak była kapitulacja Niemiec, powiedział do mnie: „Synu, ja wracam z powrotem do Warszawy, poszukam twojej matki i siostry. Ty lepiej siedź tutaj, bo ja tym bolszewikom nie wierzę. Tam wrócisz, to zaraz ci głowę odetną.” No i siedziałem, czekałem…

  • Kiedy w końcu zobaczył pan ojca?

Zobaczyłem go mniej więcej w 1980 roku. Jak już Solidarność powstała, to przyjechałem do Warszawy i zobaczyłem ojca i matkę.

  • Bardzo długo musiał pan czekać na to spotkanie.

Tak.

  • Rozpoznaje pan Warszawę?

Niektóre miejsca tak, niektóre miejsca nie. Przyleciałem tutaj i myślę sobie: „O, Boże! Jakie olbrzymie domy. Gdzie ja jestem? W Nowym Jorku?” Ale niektóre [miejsca] poznałem od razu.

  • W zeszłym roku również pan przyleciał z Australii na obchody 60 rocznicy i na otwarcie muzeum, prawda?

Tak jest. Byłem. Piękne, uroczyste, bardzo wzruszające były te obchody.

  • Kto pana odnalazł? Jest pan tu w spisie powstańców?

Tak, jestem. Jest mój dowódca pułkownik Bieniaszewski i nasi koledzy [o to zadbali].

  • Przewiduje pan jakieś spotkania teraz, z kolegami?

Tak.

  • Uważa pan, że warto było pokonać tak dużą odległość, by przybyć na obchody rocznicowe?

Naturalnie, absolutnie tak.


Warszawa, 31 lipca 2005 roku
Rozmowę prowadziła Iwona Brandt
Mieczysław Danis Pseudonim: „Olgierd” Stopień: strzelec Formacja: Batalion „Kiliński” Dzielnica: Śródmieście Północne Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter