Ryszard Mróz „Orzeł”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Mróz Ryszard. Urodziłem się 11 marca 1927 roku, pseudonim „Orzeł”.

  • Czy od urodzenia mieszka pan w Warszawie?

Nie, od 1931 roku.

  • Gdzie wcześniej mieszkała pana rodzina?

Moja rodzina mieszkała: Pęcław, gmina Czersk, koło Góry Kalwarii.

  • Dlaczego pana rodzina przeprowadziła się do Warszawy?

To już mojego taty proszę spytać.

  • Miał pan rodzeństwo?

Tak jest. Mam dwóch braci i jedną siostrę.

  • Gdzie zamieszkała pana rodzina w Warszawie?

Razem żeśmy mieszkali na Mariańskiej 8 mieszkania 39.

  • Czy pamięta pan, gdzie chodził do szkoły podstawowej?

Tak jest. Chłodna, róg Waliców, szkoła numer 7.

  • Jaki wpływ na pana wychowanie miała szkoła?

Uczyłem się jako przeciętny uczeń. Lubiłem chodzić do szkoły.

  • Czy zawarł pan jakieś szczególne przyjaźnie w tej szkole?

Tak.

  • Czy to były przyjaźnie, które trwały później, w czasie Powstania?

Jedna taka przyjaźń była z kolegą, z którym razem żeśmy mieszkali na Mariańskiej. On był w moim wieku i razem żeśmy się bawili. On mnie wciągnął do organizacji. Potem, jak Niemcy wkroczyli w październiku do Warszawy i zrobili małe getto, wyrzucili nas z getta. Kolega, co mnie wsadził do organizacji, przeprowadził się, na Pragę, a ja mieszkałem na Okęciu. Do chwili Powstania mieszkałem na Okęciu.

  • Czym zajmowali się pana rodzice przed wojną?

Tata był robotnikiem, a mama była przy mężu.

  • Jak zapamiętał pan wybuch wojny?

Jako dwunastoletni chłopak byłem oszołomiony po prostu.

  • Był pan wtedy w Warszawie?

Tak jest. Pierwszego września już nie poszedłem do szkoły, bo już były grzmoty, armaty.

  • Czy pamięta pan pierwszych żołnierzy niemieckich, których zobaczył pan?

Pamiętam, jak wkroczyli. Szli twardo, a ja po prostu płakałem. Mogę opowiedzieć ostatnie dni, to co pamiętam. To był koniec września. Bombardowali, bo Niemcy wiedzieli, że tam mieszkają Żydzi. Zaczęli bombardować i całe szczęście, że myśmy mieszkali w piwnicy, w tak zwanej suterynie. Dom był wybudowany czteropiętrowy (to tak jak dzisiaj jest sześciopiętrowy). Studnia była. Myśmy nie widzieli ani słońca, ani zieleni, nic nie było tam. Chodziliśmy do Ogrodu Saskiego na spacery i do Pola Mokotowskiego. I nad Wisłę tramwajem się jeździło.

  • Jaki wpływ na pana wychowanie miała rodzina?

Wpływ mieli rodzice. Mama się zajmowała [wychowaniem], tata też. I pracował tata.

  • A jaki wpływ na kształtowanie młodego człowieka miała rodzina?

Pozytywny bardzo. Myśmy się bardzo słuchali rodziców.

  • Jak trafił pan do konspiracji?

Powiedziałem: kolega mnie wsadził. Ten kolega był wyższy ode mnie nawet o głowę. Jak to się mówi: był dobrze zbudowany, a ja byłem mały. On mnie wsadził w ostatnich dniach, już jak mieszkałem na Okęciu, a on mieszkał na Pradze. Myśmy się kontaktowali bez przerwy. On do mnie przyjeżdżał, ja do niego przyjeżdżałem tramwajem.`

  • Kiedy to było?

Gdzieś w 1944 roku, nie pamiętam dokładnie, czerwiec, coś takiego. Już pracowałem dwa lata pracowałem w zawodzie krawieckim, jako uczeń. Pracowałem na Wilczej róg Mokotowskiej, u Andrzeja Zwierzyńskiego jako praktykant. Chodziłem do zawodowej szkoły krawieckiej na Chmielnej, blisko Nowego Światu.

  • Czy pana rodzina wiedziała, że związał się pan z konspiracją?

Kompletnie nic nie wiedzieli ani rodzice, ani rodzeństwo, nikt.

  • Czy ktoś z rodziny też był z konspiracji?

Nie. Ja byłem, najmłodszy chłopak, bo [kolega] mnie wsadził. Myśmy się kolegowali.

  • Jak nazywał się ten kolega?

Stanisław Baszczyk.

  • Jak zapamiętał pan ostatnie tygodnie przed wybuchem Powstania Warszawskiego?

Mieliśmy kontakty. Ja szczególnie z nim miałem kontakt. Jak pracowałem w zawodzie krawieckim na Wilczej, to pracowałem od godziny dziewiątej do piątej. Powstanie wybuchło 1 sierpnia, w poniedziałek czy we wtorek, tego nie pamiętam dokładnie. Już się nie mogłem dostać na Okęcie, a miałem kolegów na Cieplej przy Twardej. Tam wszystkich znałem i tam mieliśmy kontakty. Tam się zameldowałem. Na Grzybowskiej w piwnicach żeśmy szyli (już miałem dwa lata praktyki krawieckiej) opaski, sztandary.

  • To było pana pierwsze zajęcie w czasie Powstania?

Takie zajęcie było, bo niestety nie było broni, a zresztą byłem mało skontaktowany.

  • Do którego oddziału pan trafił?

Do „Denisa”, zgrupowanie „Denis”. Stanisław Baszczyk był jego zastępcą.

  • To było 1 sierpnia. Co działo się z panem później?

Później szyłem opaski, sztandary i byłem jako łącznik. Wysyłali mnie na ulicę Ciepłą, żebym dawał meldunki. Ósmego sierpnia zostałem ranny z kuli dum-dum. Rozwaliło, ręka mi się trzymała tylko na skórce, roztrzaskało łapę. Upadłem, jeszcze nie straciłem przytomności, bo dobrze się czułem. Dopiero jak podskoczyły pielęgniarki, młode dziewczynki, zakneblowały mi rękę, czułem ból – okropny ból był. Prosiłem kolegów, żeby mnie dobili. Niestety nie wolno było. „Dobijcie mnie, dobijcie mnie”. W jakiś sposób (już przytomność straciłem) ulokowali mnie w Pruszkowie. Tam dopiero się przebudziłem. W nocy, pamiętam, spadłem z łóżka, jak do picia się wziąłem. Tam leżałem tydzień. Dopiero potem z Pruszkowa, wozami konnymi… Użyczyli nam willę w Komorowie. To jest niedaleko, za Pruszkowem zaraz, EKD tam jeździ. Tam mieliśmy jedzenie (żarcie, jak to się mówi) wspaniałe. Ludność cywilna nam wszystko znosiła. Piękna willa była, piętrowa, lekarz podarował to jako szpital.

  • Było tam więcej rannych?

Bardzo dużo było rannych z Warszawy.

  • Jakie warunki panowały w tym szpitalu?

Według mnie żywność była wspaniała, opieka też wspaniała, bandaże, wszystko.

  • Ile czasu pan tam spędził?

Wypisali mnie dopiero na początku września, bo już mogłem chodzić dobrze. I pieszo na wieś, do Łychowa za Grójcem, bo żadne pociągi nie jeździły, tylko się szło. Tam siedziałem.

  • Kiedy pan wrócił do Warszawy?

W 1945 roku, gdzieś na wiosnę. To był kwiecień czy marzec. Nie pamiętam tego.

  • Opowiadał pan o szyciu opasek powstańczych. Czy może pan powiedzieć więcej, w jakich warunkach pan pracował?

W piwnicy.

  • Gdzie to się mieściło?

Na Grzybowskiej.

  • Czy był pan jedyną osobą, która to robiła, czy w tym oddziale jeszcze się tym ktoś zajmował?

Nie, było tam jeszcze kilka osób. Zasadniczo to inni zajmowali się innymi sprawami, a że ja umiałem dobrze szyć, to mnie tam zatrudnili.

  • Czy pamięta pan, jak w pierwszych dniach Powstania reagowali cywile na to, co dzieje się w mieście?

Cieszyli się, chęć była. Ja też miałem chęć, ale człowiek nie był obeznany z bronią wcale, bo nie było broni.

  • Jak uzbrojony był pana oddział?

Ciężko mi coś powiedzieć na ten temat. Mieli broń.

  • Czy pamięta pan, w jakich warunkach przyszło panu przebywać w czasie Powstania? Gdzie pan na przykład spał?

Spało się w piwnicach. Wiem, że na Chłodnej róg Waliców (bo tam było aż pięć szkół) żeśmy mieli zebrania, zgrupowanie tam było i tam żeśmy się meldowali. To była dawniej szkoła.
  • Czy wie pan, skąd pana oddział brał żywność?

Nie wiem.

  • Czy pamięta pan sceny z rozdzielania posiłków w czasie Powstania?

Po prostu gotowali jakieś zupy i co mieli, to nam dawali. Suchy prowiant był.

  • Czy w czasie Powstania zawarł pan jakieś znajomości w swoim oddziale?

Zasadniczo nie, bo to wszystko obcy ludzie byli. Za krótko tam byłem.

  • Co się działo z panem przed 8 sierpnia, nim został pan ranny? Zajmował się pan szyciem opasek, roznoszeniem meldunków, czymś jeszcze?

Więcej nic.

  • Czy był pan jakoś uzbrojony?

Nie, nie byłem uzbrojony.

  • W którym miejscu w Warszawie został pan ranny?

Na Chłodnej.

  • Jak to się stało, że wrócił pan do Warszawy po wojnie?

Myśmy po prostu byli na wysiedleniu na wsi. Warszawa już była wolna (w styczniu była oswobodzona przez ruskich) i tata ściągnął nas. Dom był na Mariańskiej.

  • Kiedy udało się panu skontaktować z rodziną?

Byłem razem z rodziną na wsi.

  • Czy w czasie Powstania utrzymywał pan kontakt z rodziną?

[Tak, z Pruszkowa dałem znać, że jestem ranny]

  • Spotkał się pan z nimi dopiero po dotarciu na wieś?

Tak, na wsi dopiero. Nawet nie wiedzieli, gdzie ja byłem, [myśleli,] że zginąłem.

  • Co działo się z panem po powrocie do Warszawy?

Zamieszkałem razem z rodzicami na Okęciu.

  • Zaczął pan pracować? Kontynuował pan naukę?

W 1945 roku, we wrześniu zapisałem się do gimnazjum i liceum dla dorosłych na Polną. Chodziliśmy z Okęcia pieszo aż na Polną, bo tramwaje nie jeździły jeszcze. Dopiero przy końcu września puścili pierwszą linię. Tam zapoznałem kolegów. Tak się ułożyło, że nie mając ręki… Nie było przecież książek, nic. Profesor dyktował, oni pisali i dawali mi notatki, a ja w domu uczyłem się pisać lewą ręką. I nauczyłem się pisać. Potem dopiero miałem kontakt z kolegą, który powiedział (bo był rozkaz, żeby się ujawnić): „Rysiek, nie ujawniamy się”. Jak się nie ujawniamy, to się nie ujawniliśmy. Nauczyłem się pisać, poznałem dwóch kolegów, oni mi dawali notatki i sobie przepisywałem. Potem, w 1947 roku dostałem pracę, pracowałem w sądzie okręgowym, dawniej Leszno, potem Świerczewskiego, obecnie Solidarności. Tam pracowałem w biurze. Byłem pracownikiem sądu okręgowego. Nie dowiedzieli się, że należałem. Moja organizacja napadała na ubowców, na ruskich oficerów i rozbrajali ich, dlatego dostali wysokie kary. Pięciu dostało karę śmierci.

  • Wtedy nie był pan jeszcze represjonowany?

Jeszcze nie.

  • Kiedy zaczęły się represje?

Po wyroku. W 1949 roku, w styczniu, jak nas wszystkich osądzili. Wtedy była represja.

  • O co został pan oskarżony?

Że podniosłem rękę na władzę. Taki świstek dostałem: podniosłem rękę na władzę ludową, bo chciałem obalić ustrój.

  • Jaki dostał pan wyrok?

Pięć lat.

  • Gdzie pan odsiadywał wyrok?

Przedtem, na śledztwie, byłem na Cyryla i Metodego, a potem nas przewieźli w kajdankach na 11 Listopada. Tam było drewniane więzienie. Dziś już nie ma, tylko jest kamień i jest wyryte. Tam siedziałem już do końca.

  • Ile czasu?

Niedługo, bo po roku dostałem amnestię. [Amnestia] z 1947 roku nas uratowała.

  • Ile czasu przed wyrokiem pan siedział?

Razem to było gdzieś osiem miesięcy. Najgorsze piekło było na Cyryla i Metodego. W karcerze siedziałem, woda po kostki, mokre ściany, z sufitu zaciekało, ława tylko była. Wrzucili mnie, bo nie chciałem podpisać. Nie podpisałem, śledczy wychodził i kat przychodził i katował mnie. Człowiek upadł, zemdlał, wodą polali i dawaj i z powrotem. Nie podpisałem. To do karceru mnie wsadzili za to. W związku z tym siedziałem całą dobę, dostałem suchy chleb i wodę. Wzywali nas tylko w nocy. Bez przerwy tłukli. Posiniaczony… Jak tylko mnie aresztowali, to pałowanie dostałem, od razu. Odszkodowanie dostałem w sądzie, że siedziałem w więzieniu, sąd przyznał mi odszkodowanie. Zapłacili mi, oczywiście. Jeszcze do dzisiejszego dnia odczuwam to nieraz w nocy: że ktoś mnie ściga, ktoś mnie bije. To są przeżycia, nie daj Boże! Nie daj Boże, jak myśmy byli tam męczeni!

  • Czy pamięta pan, kto był sędzią w pana procesie?

Mam akta.

  • To był Polak?

Nie, ruski był. To był ruski z NKWD. Stopień: albo major, albo kapitan. Wiem, że jeden był majorem, drugi był kapitan. Sędzia i prokurator. Bo ławnicy to byli z KBW, nasi byli, a tutaj to już byli Rosjanie. Ledwo po polsku mówili, ale w polskich mundurach byli.

  • Co działo się z panem po wyjściu z więzienia?

Nie mogłem dostać pracy. Jak wyszedłem z więzienia, to bez przerwy za mną milicja chodziła. Okazuje się, że nawet pracy nie mogłem dostać. Dopiero mój brat, starszy ode mnie, wsadził mnie do spółdzielni budowlanej na Widok 22, nazywała się: Zrzeszenie Inżynierów i Cechmistrzów Budowlanych. Tam trochę w zaopatrzeniu pracowałem, trochę w księgowości, potem w magazynie.

  • Czy był pan później jeszcze w jakiś sposób represjonowany?

Tak. Najniższą pensje mi dali. Jak widełki były od do, to najniższą dali. Nie mogłem wyjechać zagranicę. Jak poszedłem na emeryturę, chciałem pisemko, żeby mi dali, mówią tak do mnie: „Słuchaj, ty nie mogłeś nagród dostać, nawet zagranicę nie mogłeś wyjechać”. Byłem pozbawiony praw obywatelskich i honorowych jeszcze. Czyli co chcieli, to ze mną robili. [Po wyjściu z więzienia musiałem meldować się w pałacu Mostowskich. Tam mnie przesłuchiwali i namawiali na współpracę. Obiecywali nowe mieszkanie, wysokie zarobki i dobra pracę. Ja odmówiłem. Mówili, że będę tylko donosi, tak miała wyglądać moja praca. Za to, że nie zgodziłem się zabrano mi rentę wojenną. Otrzymałem z IPN pismo, że jestem pokrzywdzonym w rozumieniu artykułu 6. Otrzymałem też pismo z IPN – notatkę o namawianiu mnie do współpracy przez UB. Po zmianie ustroju zostałem porucznikiem AK. – tekst dopisany przez rozmówcę, nieobecny w nagraniu wideo.]

  • Co szczególnie utkwiło panu w pamięci z czasu Powstania Warszawskiego?

Że pracowałem, że nie chcieli mnie na razie puścić, nie chcieli mnie ściągać do bójki. Potem, jak chodziłem na zebrania (już po wyzwoleniu), to mieliśmy broń, rozbieraliśmy. A tam jeszcze nie, bo za mały byłem. Dopiero zacząłem rosnąć, mając osiemnaście, dziewiętnaście lat. A tak, to byłem malutki.

  • Czy ma pan jakieś dobre wspomnienie z czasu Powstania?

Nie. Dobre mogłem mieć tylko to, że była chęć walki z okupantem. To jest dobre. Jedność była. Jeszcze na początku mieliśmy żywność, jeszcze była. A potem, to już nie wiem, czy była, czy nie była. Na pewno już nie było.

  • Jakie jest pana najgorsze wspomnienie z czasów Powstania?

Że zostałem ranny, że chciałem, żeby mnie dobili. Już miałem dobrą pracę, już bym był krawcem, założyłbym sobie jakiś warsztat. Niestety, musiałem się od nowa wszystkiego uczyć i to było przykre.

  • Jak teraz, po kilkudziesięciu latach, ocenia pan Powstanie Warszawskie?

Zryw Polski. Jechałem do Polanicy Zdroju. Tam to do samochodu wsiadłem, żeby mnie zawiózł do ośrodka, gdzie miałem być, gdzie dostałem skierowanie. Zobaczył mnie bez ręki i mówi: „A gdzie pan stracił?”. Mówię, że w czasie Powstania. „Było potrzebne?”. Mówię, że jak najbardziej było potrzebne, bo wreszcie była chęć zrywu polskiego ducha, żeby walczyć o niepodległość, żeby być wolnym, niepodległym. W dalszym ciągu jestem za tym. A tu okazało się, że druga okupacja była, stalinowska.

  • Czy na koniec tej rozmowy chciałby pan coś jeszcze dodać, podsumować to, co pan mówił?

To już wy podsumujecie.




Warszawa, 8 września 2011 roku
Rozmowę prowadził Dominik Cieszkowski
Ryszard Mróz Pseudonim: „Orzeł” Stopień: łącznik, służby pomocnicze Formacja: Zgrupowanie „Chrobry II”, kompania „Jeremi” Dzielnica: Wola

Zobacz także

Nasz newsletter