Zdzisław Picheta

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Zdzisław Picheta. Mieszkam w Londynie od 1946 roku. Do Anglii przyjechałem z 2. Korpusem z Włoch. Wojnę spędziłem na Środkowym Wschodzie i we Włoszech.

  • To ma być właśnie tematem naszej rozmowy. Proszę powiedzieć, czy wtedy w 1939 roku, kiedy się to wszystko zaczęło i nastąpił koniec świata dla Polski, był pan już czynnym żołnierzem?

Nie. Wtedy jeszcze czynnym żołnierzem nie byłem. Wtedy byłem jeszcze uczniem gimnazjalnym, zrobiłem małą maturę. 1922 rocznik w 1939 roku musiał się rejestrować do służby wojskowej. Ponieważ już miałem za sobą PW, a pochodzę w ogóle z rodziny wojskowej, [więc] gdy zapytali mnie w czerwcu 1939 roku, czy jeżeli będzie mobilizacja, to zgłoszę się na ochotnika, to moja odpowiedź była oczywiście pozytywna.

  • Gdzie pan wtedy mieszkał?

W Kołomyi. 28 sierpnia, w czasie drugiej mobilizacji, wezwano mnie do koszar i przydzielono do plutonu obrony przeciwlotniczej. Służba moja polegała na siedzeniu przy telefonie, odbieraniu sygnałów nalotów i zawiadamianiu miasta o zbliżających się samolotach nieprzyjacielskich.

  • Niemieckich?

Oczywiście.

  • Czy od razu były naloty?

Nie. Kołomyja nie była w ogóle bombardowana, właściwie siedziało się przy cichym aparacie, ale to było dwadzieścia cztery godziny na dobę i były nas trzy zmiany po osiem godzin. Pierwszego września pułk wyszedł na front, po ogłoszeniu stanu wojennego, ale tych małoletnich, takich jak ja, zostawiono w garnizonie na służbę w mieście. 17 września, jak bolszewicy weszli do Polski, garnizon się wycofywał i ja wycofałem się z garnizonem do Rumunii przez Kuty i tam byłem w obozie internowanych w Comişani.

  • To był zorganizowany normalny obóz?

To był obóz nie koncentracyjny.

  • Jeniecki?

Nie jeniecki. To był wojskowy obóz zatrzymanych ludzi. Miał specjalną nazwę.

  • Jak to było zorganizowane?

My byliśmy w kompaniach, były baraki, siedzieliśmy za drutami, dookoła drutów była rumuńska, wojskowa [straż] internowanych. Obóz internowanych to się nazywało. Dookoła była rumuńska straż. Obóz nasz przede wszystkim nie miał elektryczności, tak że oświetlenie [to były zawieszone] na drutach lampy naftowe i w barakach mieliśmy lampy naftowe.

  • Czym się wtedy zajmowaliście, co robiliście?

Mieliśmy swoich oficerów, byliśmy w kompaniach. W kompaniach nie robiliśmy właściwie nic. Jakieś porządki, musztry żadnej nie było, tylko czekało się, kto miał ochotę uciekać do Francji, to trzeba było zapisać się na kolejkę do uciekania do Francji przez Budapeszt. Pierwszy raz uciekałem w lutym 1940 roku, ale niestety, złapali nas w drodze pomiędzy Bukaresztem a granicą, odesłali z powrotem do obozu. Drugi raz uciekałem w maju przez Constanzę. Już wtedy formowała się Brygada Karpacka na Środkowym Wschodzie i żołnierzy z Rumunii i z Węgier już nie kierowali do Francji, tylko na Środkowy Wschód, do nowej polskiej jednostki Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Tym bardziej, że Włosi byli pod coraz ostrzejszą kontrolą Niemców, aż w końcu, w czerwcu wypowiedzieli wojnę. My wtedy już byliśmy w Syrii.

  • Jak tam dotarliście?

Przyjechaliśmy okrętem. Rumuńskim okrętem, [który] szedł przez morze Czarne z Constanzy do Aleksandrii, po drodze zawijał do Bejrutu i do Hajfy. W Bejrucie była stacja zborna dla Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. I tam nasz kontyngent, było nas około osiemdziesięciu żołnierzy, którzy z różnych obozów rumuńskich przez Bukareszt przyjechali do Konstancy, wsiedliśmy na okręt i jechaliśmy. Mój cały oddział [to była] młodzież, [mówiło się, że] jedzie do szkoły, do Anglii. Na stacji zbornej przydzielono mnie do 1.Pułku Strzelców Karpackich, poszliśmy do miejscowości Homs, która jest na północ od Damaszku, na pustyni pokrytej taką czerwoną glinką. Mówię czerwoną glinką, bo ponieważ było gorąco, to był maj-czerwiec, to spoceni żołnierze byli pokryci cali czerwonym kurzem, wszyscy wyglądaliśmy jak czerwoni Indianie.

  • Gdzie byliście zakwaterowani?

Byliśmy zakwaterowani w barakach obok Francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Po upadku Francji w czerwcu, bodajże 20 czerwca, kazali nam się rozbroić. My odmówiliśmy rozbrojenia, zajęliśmy zbrojnie pociąg i pociągiem przyjechaliśmy do Palestyny, tuż przed końcem czerwca, 28 albo 29 czerwiec.

  • Udało się odbić cały pociąg?

Mieliśmy kolejarzy. Kolejarze siedzieli, karabiny maszynowe były wystawione na pociągu, kolejarze siedzieli na parowozie i sprawdzali czy zwrotnice nie są przestawione. Kolejarze wiedzieli jak obsługiwać pociąg, więc jechało się. Generał Kopański, wtedy jeszcze pułkownik [Stanisław] Kopański, nasz dowódca, był wtedy w Bejrucie, był zaaresztowany. Generał [Eugene] Mittelhausser, który był dowódcą francuskiego wojska i polskiej brygady zażądał zwrotu broni. Generał Kopański odmówił. Powiedział, to były znamienne słowa, że „Ma nadzieję, że nie dojdzie do tego, że polski żołnierz będzie strzelał do francuskiego żołnierza”. Oczywiście Francuzi nie chcieli tego przyjąć, bo to już było po kampanii francuskiej we Francji. Już Niemcy naciskali, już był rząd Pétaina, który zażądał rozbrojenia i wysłali na nas Legię Cudzoziemską, żeby odebrać broń siłą. Ale [żołnierze] Legii Cudzoziemskiej ustawili się w trzech szeregach, sprezentowali broń i oddali nam honory wojskowe, jak przechodziliśmy do stacji kolejowej. Tak przyjechaliśmy do Palestyny nad jezioro Trazymeńskie, niesamowite. Koniec czerwca, byliśmy ubrani we francuskie mundury, które były z bardzo grubego sukna. Spodnie, bluza, koszula i pasy. Pasy były z cieniusieńkiej, pięknej wełny, mniej więcej trzydzieści centymetrów szerokie i około trzy metry długości. Żołnierz ubierał cały gruby mundur na brzuch, żeby chronić nerki. Na Środkowym Wschodzie, w lecie specjalnie, jak jest gorąco, to we dnie mogło być czterdzieści, pięćdziesiąt stopni ciepła, a wieczorem mogło być cztery, pięć. Skoki były tak szalone, że to był bardzo dobry pomysł zawijania tułowia ciepłym pasem, żeby nie poddawać [go] pod tak szalone skoki temperatur.

  • Jak wyglądał dzień codzienny?

Za nim przyjechaliśmy do obozu, to mieszkaliśmy pod gołym niebem. Koce były rozłożone na piachu, na kocu był żołnierz przykryty płaszczem. Rano były ćwiczenia jakie takie, ale przede wszystkim to porządkowali, nic się nie robiło. Tak trwało koło trzech dni. Potem nas przewieźli do obozu pod Tel Awiwem, do miejscowości Latrun. Tam już były angielskie namioty. Duże namioty na dwudziestu ludzi, powiedzmy trzy i pół metra na trzy i pół metra.

  • Lepsze warunki…

Tak. To był obóz, już było kino, już była Nafi. Nafi to jest kantyna wojskowa, [skrót] NAFI [pochodzi od] Navy Army and Airforce Institution. Po prostu była kantyna, można było zjeść, można było wypić, było piwo, były jakieś stoły. To już były takie świetlice żołnierskie, w których można było dojeść.

  • Czy ćwiczenia jakieś były?

Ćwiczenia były oczywiście. Nas przyszło do Palestyny około czterech tysięcy wojska. To były dwa pułki piechoty, w każdym pułku były dwa bataliony, był pułk artylerii i dywizjon ułanów. Oczywiście kompania saperów, kompania łączności, służba transportowa to była Samodzielna Brygada Piechoty. Tam przeszliśmy na organizację angielską. Skończyły się pułki, a były tylko bataliony. Brygada miała trzy bataliony piechoty, pułk artylerii, dywizjon ułanów na koniach, dwa szwadrony były konne, a jeden szwadron był na motocyklach. Ułani Karpaccy to była ostatnia polska jednostka, która była na koniach.

  • Konie nie pochodziły z Polski?

Konie były angielskie i szable nie były polskie, tylko rapiery angielskie. Tak ćwiczyliśmy przez lipiec, sierpień, wrzesień. W lipcu i sierpniu stopniowo nas przezbroili. Zabrali nam francuskie karabiny, dali nam karabiny angielskie, w ogóle całą broń maszynową i osobistą, wszystko angielskie. Dali nam angielskie mundury. Pozbyliśmy się tych ciężkich, grubych wełnianych spodni, które były do kostek i owijaczy do kolan. Dostaliśmy szorty, drelichy, hełmy korkowe, cały angielski sprzęt.

  • To było wygodniejsze, lepsze?

Oczywiście, prawie tak jak na plaży. Całe wojsko angielskie na Środkowym Wschodzie chodziło w szortach z gołymi kolanami. Jak się ludzie kąpali, to było widać kawałki nogi brązowe i [ręce] do łokci brązowe a reszta biała. Ćwiczyliśmy oczywiście, przestawialiśmy się na musztrę luźną. Ciągle dochodziły transporty z Rumunii, z Węgier. Właściwie przyjeżdżali z całego świata.

  • Tylko polscy żołnierze?

Tak. Było paru Arabów, którzy się do nas przyczepili, nauczyli się po polsku i służyli w polskim wojsku jako polscy żołnierze. Siedemnastu nawet przyjechało z Harbinu z Chin, czterech przyjechało z Argentyny, z Buenos Aires, dwóch z Brazylii, część oficerów przyjechała z Francji na samym początku, bo Brygada Karpacka powstała na podstawie rozkazu naczelnego wodza z 1 kwietnia 1940 roku w Paryżu. Od razu pierwsza kadra, generał Kopański ze sztabem i oficerowie, którzy przedtem jeszcze przeszli przez Rumunię, Węgry do Francji, zostali przywiezieni na Środkowy Wschód w celu organizowania Brygady Karpackiej. Tak było do września. Na początku października przenieśli nas do Egiptu, dlatego że poszła pierwsza ofensywa generała [Archibalda] Wavella na Cyrenajkę – to był listopad.

  • Do tej pory żadnej akcji zbrojnej nie było?

Nie. Tylko naloty były na Aleksandrię, my pod Aleksandrią staliśmy. Właściwie nic się nie działo, tylko ćwiczenia były i przygotowania. Potem jak poszła ofensywa, to zaczęli przywozić jeńców. Prawie ćwierć miliona jeńców zabrali, Włochów, może nie ćwierć miliona, ale sto tysięcy na pewno. To były najrozmaitsze obozy, więc Brygada była przez pewien czas wydzielona do pilnowania jeńców włoskich. Ofensywa poszła w październiku, doszła gdzie doszła. Daleko nawet doszła, ale się wycofywała. To był styczeń, luty.

  • To był rok 1941?

Tak, 1941. W styczniu, w lutym 1941, jak była inwazja niemiecka na Grecję. Na Środkowym Wschodzie nie było za dużo wojska. Australijczycy i Hindusi poszli z gen. Wavellem. Na tyłach zostały tylko jeden czy dwa pułki. Trzy dywizje brytyjskie i polska brygada. Jak poszła ofensywa na Grecję, to w pewnym momencie był pomysł, żeby wyrzucić Brygadę Karpacką do obrony Krety i do Grecji, ale zanim się pozbieraliśmy, zanim przygotowano transport, to już było po wszystkim. W kwietniu przez całą wiosnę kopaliśmy linię obronną dookoła Aleksandrii. To były syzyfowe prace, bo żeby wykopać rów strzelecki, który ma metr dwadzieścia głębokości i osiemdziesiąt centymetrów szerokości, to trzeba było zacząć kopać rów o szerokości 4 metrów. To co się wykopało w czasie dnia, to w czasie nocy piasek z powrotem zasypał. To była wielka zabawa i wiele uciechy, bo się właściwie przelewało wodę przez sito. Anglicy się urządzili dużo lepiej, bo oni [sami] nie kopali, oni wynajęli Arabów do kopania i zaraz za ekipą [kopiącą] szły szalowanie i stawianie ścian. U nas nie było pieniędzy na to, żeby wynająć Arabów do kopania. Żołnierze kopali. Ponieważ bardzo były przestrzegane przerwy, nie wolno było żołnierzowi […] wychodzić z namiotu pomiędzy godziną dziesiątą a drugą po południu, ze względu na słońce. Powiedzieli, że będziemy wstawać o godzinie czwartej, będziemy kopać od piątej do dziesiątej, a potem od czwartej do szóstej, żeby swoje osiem godzin kopania było. To były śmiechy, bo to cośmy wykopali rano, to w czasie czterech godzin tak zwanej przerwy obiadowej, czy przerwy tropikalnej, wszystko z powrotem weszło w to samo miejsce. Uciechy dużo było. Tak było do kwietnia. W kwietniu, [skoro] już nie jechaliśmy do Grecji, to nie było co z nami zrobić. W maju poszliśmy pod Mersa Matruh, to jest prawie na granicy Egiptu i Libii. Byliśmy na czerwonej linii obronnej. Już niedaleko był [teren] zajęty przez Niemców. Niemcy przyszli do Północnej [Afryki], Rommel przyjechał w lutym po szalonej porażce Włochów, [poniesionej] przez generała Wavella, sto tysięcy wojska włoskiego zostało wytrącone z walki. Niby to żeby pomóc, ale właściwym celem Rommla było, żeby utrzymać Włochów w wojnie. [Marszałek Rudolfo] Graziani niby był głównym dowodzącym, ale Rommel się go nie słuchał i brał wszystkie swoje dyrektywy bezpośrednio z Berlina. Oczywiście popędził z Cyrenajki Australijczyków, którzy 10 kwietnia zatrzymali się w Tobruku i nie dali się wyrzucić. Oblężenie Tobruku zaczęło się 10 kwietnia. Maj, czerwiec byliśmy w Mersa Matruh. Dlaczego pamiętam czerwiec, bo 21 czerwca [rozpoczęła się operacja] „Barbarossa”, wybuchła wojna pomiędzy Niemcami a Rosją Sowiecką, dotarła do nas wiadomość, że Niemcy zaatakowali Rosję. Wiedzieliśmy o tym, że Rosjanie wywozili Polaków do Rosji. Oczywiście nikt nie wiedział o Katyniu.

  • Czy docierały informacje o tym, co się dzieje w Polsce?

Bardzo skąpe. Normalnych listów oczywiście nie było. Dopływ żołnierza do Brygady Karpackiej trwał właściwie do wojny z Rosją. Ciągle młodzi ludzie uciekali przez Karpaty i dołączali [do nas] i przywozili wiadomości z kraju. Tak że mieliśmy wiadomości z kraju przez cały czas. Nie ja. Byłem szeregowcem gdzieś w jakiejś kompanii, w jakimś batalionie. Ale do sztabów docierały wiadomości najrozmaitsze. Gazety były wydawane. Siedzieli ludzie z radia angielskiego, z nasłuchów radia, więc jakie takie informacje docierały. Wiedzieliśmy, że wywozili [ludzi]. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tej gehenny ludzkiej, która była w Rosji. Wiedzieliśmy, że Niemcy aresztują. Ale też nie bardzo zdawaliśmy sobie sprawę z gehenny narodu polskiego pod okupacją niemiecką. To mówię zupełnie szczerze. Do tego stopnia, że jak wybuchła wojna, to zaczęliśmy się zapisywać do raportu z prośbą o przeniesienie do wojska w Rosji. Oczywiście to były mrzonki, nikt tego [nie brał] na serio, ale było [przekonanie], że teraz już jak z Rosją się zaczęła wojna, to na pewno wojna będzie wygraną.

  • Przejdźmy do Tobruku w takim razie.

Do Tobruku przyjechaliśmy w drugiej połowie sierpnia. Kwatermistrze piętnastego, a brygada przyjechała dwudziestego piątego. Nie cała. Dojazd do Tobruku to jednak było 300 kilometrów, może nawet więcej niż 300 kilometrów od Aleksandrii. Jedyna droga, jaką można się było dostać do Tobruku, to była droga morska. Całe wojsko było przewożone kontrtorpedowcami, [były] trzy lub cztery. Parę było okrętów pasażerskich. Polski okręt „Warszawa” jeździł bez przerwy. „Latona” jeździła. To były pasażerskie statki. Mnie przewiózł kontrtorpedowiec. To było możliwe tylko jeden tydzień w miesiącu, jak nie było księżyca. W księżycowe noce, trzeba było [nadrabiać] dwieście kilometrów jazdy.

  • Ze względu na ostrzał?

Tak. Z Aleksandrii wyjeżdżaliśmy o godzinie szóstej rano i około jedenastej, dwunastej w nocy przyjeżdżaliśmy do Tobruku.

  • Kiedy się włączyliście do walki bezpośredniej?

W Tobruku walk takich wojennych nie było. Były patrole, były starcia patrolowe, naloty. Poza tym, to tylko artylerie wymieniały swoje pogaduszki. Aż do 10 grudnia 1941 roku.

  • I wtedy?

Wtedy, kiedy ruszyła druga ofensywa angielska pod dowództwem gen. Cunninghama, doszli do Tobruku w środku grudnia. Zawsze w Tobruku Brygada Karpacka była na najgorszym odcinku, jaki mógł być.

  • To znaczy?

Tobruk to była twierdza włoska, która miała port i był tak zwany perymetr [pole widzenia żołnierzy od punktu obserwacji do najdalej wysuniętego punktu na horyzoncie]. Był oddalony od portu [o] piętnaście kilometrów, łukiem od morza na zachodzie, do morza na wschodzie. Perymetr miał bunkry. Na zachód były esy, od południa na wschód były ery. [Może odwrotnie]. To były bunkry, gdzie siedział pluton żołnierzy.

  • Jakie mieli zadanie?

Pilnowanie, tak jak mury twierdzy, żeby się nieprzyjaciel nie dostał. To była czerwona linia obrony. W kwietniu było natarcie niemieckie, zdobyli dziesięć tych bunkrów, trochę esów trochę erów, od siedem do cztery. Wskutek tego linia obronna była kopana. Był normalny okop, w którym siedzieli żołnierze. Okop był na metr dwadzieścia głęboki, na to żeby stać, to mowy nie było. Wszystko w kuckach, albo na leżąco. Do najbliższego gniazda niemieckiego było siedemdziesiąt metrów. Dobry żołnierz mógł granatem dorzucić z jednego do drugiego. Ten odcinek przypadł w udziale Polakom. Nasz III Batalion siedział, II Batalion siedział trochę dalej. Byłem w I Batalionie, który był batalionem odwodowym. Tobruk miał takie dwie skarpy. Niemcy zdobyli wzgórze Madauar, które było najwyższym punktem w okolicy, także z tego punktu obserwowali wszystko, co się dzieje w Tobruku, wszystko było widać.

  • Ponieśliście wtedy jakieś straty?

Tak. Ale nieduże. To były patrolowe, nawet nie w dziesiątkach. Oczywiście główne straty były na minach. Starcia patrolu, jak na filmach, że jedni do drugich strzelają, to tego nie było. Jeden raz dwa patrole się spotkały. Włosi nie patrolowali zupełnie, a Niemcy bardzo rzadko. Nie było po co. Myśleli, że nas i tak wygniotą. Do nas dochodziły dostawy żywności, amunicji, wyciąganie rannych i chorych okrętami, bo raz na miesiąc przyjeżdżał okręt. Czasami go zatopili, no to trudno, a jak nie zatopili, to było po osiem papierosów na żołnierza. Dziesiątego wyszliśmy z Tobruku, jak już doszła ofensywa.

  • Dokąd się udaliście?

Wtedy poszliśmy w pościg za Niemcami. Dopadliśmy [ich] 15 grudnia pod miejscowością Gazala (Ain-el-Ghazala). Proszę sobie wyobrazić wybrzeże morza Śródziemnego i najrozmaitsze miasta pod drodze do Aleksandrii przez Sallum, przez Bardiję, Tobruk, Dernę, to były porty. Tobruk był najgłębszym portem śródziemnomorskim w tym rejonie. Drugim była Derna. Pomiędzy Tobrukiem a Derną była taka wioska mała, dzisiaj to jest duże miasto, mała wioska Gazala, [gdzie] dopadliśmy Włochów.

  • Wywiązała się walka?

Wywiązała się walka. Nasze dwa bataliony w pierwszym rzędzie w natarciu w bitwie pod Gazalą. Bitwa pod Gazalą to była jedna część olbrzymiej bitwy El Alamein, gdzie brało [udział] pewnie sto tysięcy ludzi. Były cztery dywizje brytyjskie, dwie dywizje niemieckie, siedem dywizji włoskich z jednej strony, a cztery dywizje brytyjskie z drugiej strony. Polska Brygada była na prawym skrzydle. Za nami był tylko jeden batalion nowozelandzki. To nie była rozegrana bitwa, nie była konkluzywna. Jedyne zwycięstwo odniosła polska Brygada, która przełamała [opór]. My walczyliśmy z trzema elementami z trzech włoskich dywizji „Brescia”, „Pavia” i „Bologna”. Wzięliśmy sześciuset pięćdziesięciu ludzi w dwóch batalionach. Nasze stany nie były takie, jak przedwojenne na stopie pokojowej, gdzie batalion to jest mniej więcej osiemset ludzi, [tu] nasze bataliony były po około trzysta, trzysta pięćdziesiąt osób. My nie mieliśmy w ogóle uzupełnień.

  • Włochów wzięliście jako jeńców?

Tak. Wzięliśmy półtora tysiąca jeńców do niewoli, wzięliśmy masę sprzętu wojskowego, samochody, motocykle, karabiny maszynowe. To wszystko wzięliśmy i otworzyliśmy drogę na Dernę. Jak Polacy otworzyli drogę na Dernę, to była decyzja Rommla, żeby się w ogóle z Cyrenajki wycofać. Wszędzie indziej wszystkie natarcia angielskie były odepchnięte z wyjątkiem Gwardii Królewskiej, brytyjskiej, [która] poszła prawie aż pod Dernę, ale ich tam przegonili. Oni zawrócili. Wtedy Rommel zdecydował się opuścić Cyrenajkę.

  • Daleko jesteśmy od spotkania z Andersem?

Od spotkania z Andersem jesteśmy niedaleko. Po bitwie pod Gazalą poszliśmy na okupację Cyrenajki. Pod koniec stycznia na początku lutego Rommel się pozbierał do kupy i uderzył. My się wycofywaliśmy, potem była obrona Gazali, którą myśmy zdobyli. W tym czasie już byłem kontuzjowany, zabrali mnie do szpitala.

  • Przy jakiej okazji?

Byłem gońcem motocyklowym. Jak był odwrót, to na motocyklu siedziałem przez pięćdziesiąt sześć godzin nie śpiąc, nie jedząc, tylko zatrzymując się [by] nalać benzynę i szukając tych wszystkich naszych oddziałów rozrzuconych po całej pustyni. Dwóch nas jechało, tośmy widzieli już światła pierwszych pojazdów niemieckich na horyzoncie, dojechaliśmy prawie do Gazali, bo [mój] motocykl spalił się, spaliły się panewki. Jak poszedłem do szpitala, to miałem przetrącone nerki, odbite od [tłuczenia się] na siodle.

  • Czy był wypadek motocyklowy i panu coś się stało?

Nie, to było od tłuczenia się na motocyklu. To nie było po drogach. To było po pustyni, po wertepach, więc [przez te] pięćdziesiąt godzin tłuczenia się odbiłem sobie nerki, dostałem ostrego zapalenia nerek, wyewakuowali mnie do szpitala, do Aleksandrii. Reszta brygady broniła Gazali, ale tak brygada już była wycieńczona, bo to już było od kwietnia 1941 prawie do marca 1942, że generał Kopański zażądał zmiany. Żaden oddział brytyjski tak długo nie był bez odpoczynku na pustyni. Brygada się wyewakuowała w marcu do Egiptu, potem do Palestyny. W tym samym czasie na podstawie ugody Sikorski – Majski powstawała Armia Polska. W 1942 roku, w marcu, pierwszy kontyngent żołnierzy z 9. i 10. Dywizji Piechoty przyjechał na Środkowy Wschód. 1 Maja 1942 roku powstała 3. Dywizja Strzelców Karpackich, wtedy jeszcze pod dowództwem generała [Stanisława] Kopańskiego. Wtedy dowódcą Polskich Sił Zbrojnych na Środkowym Wschodzie był generał Zając. Dywizja miała być częścią Polskiej Armii na Wschodzie, to się tak nazywało: APW, Armia Polska na Wschodzie, której dowódcą był generał Anders. Oczywiście generała Andersa [nie znaliśmy], nie wiedzieliśmy, kto to jest. Nigdy go nie widzieliśmy, bo on jeszcze wtedy był ciągle w Rosji. Oczywiście był [też] w Londynie, [ale stale] był w Rosji. Generał Anders dopiero przyjechał z resztą Wojska Polskiego, to znaczy 6. i 7. dywizją, bo 9. i 10. dywizja przyjechała i stworzyła Dywizję Strzelców Karpackich. Reszta dalej była w Guzarze, Buzułuku, Kimene tych wszystkich obozach. Dopiero drugi transport przyjechał w sierpniu w 1942 roku. Wtedy Dywizja przechodziła z Palestyny do Iraku, żeby się połączyć. To nastąpiło gdzieś we wrześniu, może październiku 1942 roku. Wtedy generał Anders był w Iraku w Quizil-Ribat, gdzie było Dowództwo Armii. 3. Dywizja była pod Mosulem, obecnie znane nazwy, w Kajarze. 3. i 7. Dywizja była pod ręką generała i ułani, 15. Pułk Ułanów.

  • Dla pana to się wiązało z przemieszczeniami?

O tyle o ile. Jak wyszedłem ze szpitala, miałem problem z weryfikowaniem mojej małej matury. Potem dowiedziałem się nagle, że jest kurs trzymiesięczny na małą maturę, to się prędko zapisałem, żeby nie robić sobie kłopotów, bo wyjechałem bez żadnych papierów, bez niczego. Pomyślałem sobie: skończę kurs, dostanę papier i tak się stało.

  • Gdzie to miało miejsce?

W Tel Awiwie. Potem od razu dostałem się na Podchorążówkę Łączności.

  • Także w Tel Awiwie?

Nie. Podchorążówka Łączności była w Iraku. W Khanaqinie. Wtedy był [tam] generał Anders, ale to było bardzo daleko. To była szyszka.

  • Ta wizyta jakoś zaważyła na dalszych losach?

Nie bezpośrednio. Na moim szczeblu, wtedy, wszystkie moje problemy załatwiał nie generał Kopański, ani Anders, to załatwiał sierżant.

  • Nareszcie zostali docenieni sierżanci.

Kapral, sierżant, to byli ludzie, którzy byli panami życia i śmierci. Od nich zależało czy człowiek żył, czy nie żył.

  • Jak pan ocenia tamten okres w swoim życiu? To była wczesna młodość i dojrzałość jednocześnie.

Wychowałem się w koszarach. Pochodzę z rodziny wojskowej. Byłem w harcerstwie przed wojną, jeździłem na obozy. Dla mnie to była wielka przygoda. Oczywiście, rozumiałem, co się stało, ale miałem – jak się po polsku mówi – okazję do zwiedzenia kawałka świata.

  • Gdzie się zakończyła pana droga bojowa?

Zakończyła się we Włoszech w 3. Dywizji Strzelców Karpackich. Potem przeszedłem kampanię włoską. Już w drugiej części od Bożego Narodzenia, jako oficer w batalionie łączności. Potem mnie odkomenderowali do Ośrodka Wyszkolenia Wojsk Łączności. To już był 1944 rok. To już byli Polacy z Armii Krajowej, ci którzy byli oswobodzeni tu czy ówdzie, z niemieckiej armii, którą trzeba było przeszkolić na angielskim sprzęcie. 1945 rok – zakończenie wojny spotkał mnie we Włoszech w Centrum Wyszkolenia Łączności. Poza tym w sierpniu 1945 roku, jak się otworzyły kursa maturalne, to poszedłem na kursa maturalne też we Włoszech, na zrobienie dużej matury, którą zrobiłem. Wróciłem do oddziału, to już w grudniu 1945 roku Armia Krajowa, ci co poszli do Włoch, już napływali do nas, już wymienialiśmy swoje poglądy na to czy owo. Potem przyjechałem do Anglii. Byłem w Korpusie rozmieszczenia.

  • Ciągle nie rozstawał się pan z wojskiem?

Ciągle się nie rozstawałem z wojskiem. Moja czynna służba w wojsku skończyła się w 1984 roku. W 1949 roku, jak się [powstało] Brygadowe Koło Młodych „Pogoń”, to było jak się zaczęła zimna wojna, jak się zaczęła blokada Berlina, jak się zaczęły wielkie zbrojenia, to powstała organizacja w Anglii, tak zwane Brygadowe Koło Młodych „Pogoń”, które miało za zadanie wyszkolić młodych żołnierzy na oficerów. [Dowódcą] był pułkownik, późniejszy generał Czarnecki. To było uznawane przez rząd Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie za czynną służbę w wojsku. Byłem najpierw w 5. Pułku Piechoty jako oficer łączności. Potem byłem szefem sztabu. Skończyłem w latach osiemdziesiątych jako komendant POWN „Pogoń”, bo to się w pewnym momencie rozpadło. Dopiero na zarządzenie ministra spraw wojskowych o rozwiązaniu w 1984 roku, jak już było wiadomo, że III wojny światowej nie będzie, wyszedłem z wojska jako major.

  • Czy wiedzieliście o wybuchu Powstania?

Byliśmy we Włoszech, to był koniec sierpnia, jak przyszły pierwsze słuchy, że Warszawa walczy. Pytaliśmy się, czy nasi spadochroniarze lecą. Nie było wiadomości, bo to ciągle jeszcze była wojna, jeszcze mieliśmy sporo lokalnych problemów. W sierpniu to byliśmy po Ankonie, byliśmy mniej więcej na wysokości Porto San Giogrio w Apeninach. Mieliśmy głowy zajęte czym innym, ale oczywiście dowiedzieliśmy się, [ale] było bardzo mało wiadomości na ten temat. Ktoś mówił, że gdzieś słyszał, że Warszawa walczy. Mieliśmy nadzieję. Potem to wszystko skończyło się jak się skończyło.

  • Dowiedział się pan dopiero w Anglii?

Nie. O szczegółach dowiedzieliśmy się, jak żołnierze z Armii Krajowej przyszli do nas do Korpusu w 1945 roku, tuż po zakończeniu wojny. Już opowiadali o tym, o tamtym. Potem zaczęły się książki, zaczęły się artykuły. Tak że mieliśmy pojęcie co było.
Londyn, 22 stycznia 2008 roku
Rozmowę prowadziła Iwona Brandt
Zdzisław Picheta Stopień: porucznik Formacja: 2 Korpus Polski

Zobacz także

Nasz newsletter