Zofia Kuligowska

Archiwum Historii Mówionej

Moje nazwisko jest Zofia Kuligowska, z domu Zofia Urbańska, rok urodzenia 14 maja 1936 roku. Urodziłam się w Warszawie na Służewcu, Mokotów.

  • Czy pani rodzice cały czas mieszkali na Służewcu?

Cały czas mieszkaliśmy na Służewcu. Przed wojną mieszkaliśmy na Krochmalnej i przed wojną moi rodzice przeprowadzili się na Służewiec. Tam ja się urodziłam i tam byliśmy przez cały okres wojny i cały okres Powstania.

  • Czy pani miała rodzeństwo?

Tak, miałam brata z trzydziestego pierwszego roku, też urodzony nie na Służewcu, tylko gdzieś w Warszawie. Brat był starszy ode mnie, to on bardzo dobrze pamiętał okres wojny, chodził do szkoły w alei Szucha On więcej by pamiętał niż ja.

  • Czym zajmowali się pani rodzice?

Mój ojciec pracował w piekarni, w piekarni „Ziarno” na Puławskiej, vis-à-vis Narbutta. O ile pamiętam, to była piekarnia wojskowa i moi rodzice szmuglowali w okresie okupacji pieczywo, tak że ja byłam przeważnie pod opieką brata i sąsiadów. Bo wie pani, oni rano wychodzili, ciut świt, bo to trzeba było pieczywo w tych podziemnych piekarniach pozabierać, na bazar dostarczyć. Niejednokrotnie słyszałam opowieści: jak jechali rano tramwajem, to nieraz jak Niemcy byli, to tramwajarz mówił: „To pani tam...”, żeby się zniżyć, dodawał gazu, żeby prędzej przejechać. To były różne takie perypetie. Czasami i Niemcom trzeba było dać, żeby zostawili w spokoju. To z opowieści w domu [wiem]. Ja się wychowałam... To nie był nasz domek, tylko to był wynajęty pokój w jednym mieszkaniu, więc chcąc nie chcąc człowiek wszystko słyszał, rozmowy i tak dalej.

  • I gdzie mieścił się ten domek?

Cały czas na Służewcu, vis-à-vis Wyścigów Konnych. Jak się wysiadało z „dziewiętnastki”, to rzut kamieniem, tam był kiedyś przystanek ciuchci, która jeździła z Piaseczna, i tam mieszkaliśmy. Cały czas okupacji tam byliśmy, cały czas, do wyzwolenia Warszawy. Później jeszcze mieszkaliśmy [tam] długo. Później, już po wojnie, to rodzice na Modzelewskiego się przeprowadzili, ja mieszkałam osiemnaście lat na Nowotki, róg Stawek, no i później tutaj.

  • Czy ojciec pani brał udział w II wojnie światowej?

Mój ojciec urodził się w 1900 roku, był na I wojnie światowej, był uczestnikiem II wojny światowej. Z I wojny światowej mam pamiątkę po ojcu z budowy kolei Puck – Hel przez wojska kolejowe rok 1920/1921, „Pionier”, numer bodajże 29, jest wyryte na tym, więc brał udział. Miał taką przygodę, po wojnie w latach pięćdziesiątych wszyscy: „Panie Józefie, niech pan napisze do ZBOWiD-u, zapisze się” i tak dalej. Ojciec to wszystko opisał i pamiętam, że się obijało nazwisko Haller i Kleeberg. Poszedł do ZBOWiD-u oddziału Mokotów, no i jak poszedł, to czym prędzej wrócił, powiedział, że już tam nie pójdzie. Na tym się skończyło to wszystko. Ale brał udział w I wojnie i w II światowej. Tak że takie mam wspomnienia.

  • Czy rodzina poniosła jakieś straty w wyniku II wojny światowej, w wyniku działań wojennych we wrześniu?

Proszę pani, o ile mi wiadomo, z mojej rodziny to raczej chyba nie, raczej nie.

  • Czy pani uczyła się w okresie okupacji?

Nie, w okresie okupacji się nie uczyłam, naukę rozpoczęłam w czterdziestym trzecim roku, chodziłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej polsko-niemieckiej na Ursynowie. Tam skończyłam pierwszą klasę i wybuchło Powstanie. Akurat pierwszy miesiąc wakacji, 1 sierpnia – Powstanie. Ten okres bardzo dobrze pamiętam, bardzo dobrze.

  • Jak pani wspomina tę szkołę?

W ogóle cały okres okupacji to kojarzy mi się z nalotami, z alarmami. To było coś niesamowitego, człowiek zawsze taki lęk czuł jako dziecko. Co my robiliśmy jako dzieci w czasie okupacji? Bawiliśmy się. Bawiliśmy się, wie pani, w ogródkach, bo to domki jednorodzinne, więc wiadomo, zielono. To jak był alarm, to niejednokrotnie, jak pani przyłożyła ucho do ziemi, to słychać było huk bombowców, jak się zbliżały, to tak brzmiało, jak bąki nieraz tak bzyczą – aż ziemia dygotała. Tam na Służewcu koło naszej... To zresztą bardzo ładnie opisał (ja to przekazałam do Muzeum, całą historię Imielinka) mój znajomy, starszy ode mnie, rocznik trzydziesty pierwszy. [Opisał] historię całego tego [terenu] na Służewcu, tego osiedla Imielinka. Tam stały armaty i w ogóle, to się okno otwierało, jak strzelali. W ogóle to było piekło na ziemi. Ja jako ten ośmiolatek, najmłodsze dzieci…

  • Mówi pani o okresie Powstania, o wydarzeniach z czasów Powstania?

To już przed wybuchem Powstania, przed wybuchem, bo później 1 sierpnia, to już tego... To my, właśnie dzieci, w czasie przed wybuchem Powstania, takie właśnie były nasze, jak to można powiedzieć, smutne rozrywki. A jeszcze była taka zabawa... Bo rodzice przestrzegali przed Niemcami, że nie wolno tam [niczego od nich] brać, w ogóle uciekać przed nimi i tak dalej, to jeszcze była taka fajna zabawa – dzieci jak to dzieci – krzyczeliśmy: „Hitler, kaput!” . I się wtedy uciekało, ile sił w nogach. To była taka zabawa nasza. Smutne to było, bo ani człowiek nie miał zabawek, ani nic, tylko ciągle naloty, zaciemnienia i ciągle człowiek żył w strachu. Niestety to jest stres, który pozostaje później z dzieciństwa, bo jakie to było dzieciństwo, w zasadzie żadnego nie było dzieciństwa, prawda?

  • Czy ktoś z pani rodziny albo znajomych prowadził działalność konspiracyjną?

Wie pani, tego to pani nie powiem, bo ja tak dalece [tego tematu] nie znam. Na pewno z rodziny brali udział w takich czy innych [działaniach], ale ja tego pani nie powiem, bo wie pani, tak jakoś najbliższe… Z mojej rodziny to tylko słyszałam, że najstarszy brat mojego ojca w I wojnie światowej był gdzieś. Nie wrócił bezpośrednio z wojny, tylko był w obozie, po dwóch latach dopiero wrócił. Wie pani, ta historia zataczała takie kręgi, że w mojej rodzinie brali udział – bo to starsi, już nie żyją ci ludzie – w tej I wojnie światowej to w mojej rodzinie, z tego co tam rozmawialiśmy, to właśnie brali udział.

  • Jak pani zapamiętała wybuch Powstania Warszawskiego?

Wybuch Powstania Warszawskiego jak ja zapamiętałam... Ładna pogoda i tego dnia moja mama nie chciała ojca puścić do pracy, bo ze Służewca na Narbutta to jest kawałek drogi tramwajem i ojciec mój miał kenkartę. A kenkarta to był „bandyta warszawski”, nie? Mama tego dnia nie chciała puścić taty do pracy, mówi: „Jak pójdziesz, to nie wrócisz”. Był taki doktor Nisol, on leczył trzy pokolenia, w czasie okupacji, po okupacji i jeszcze moja córka się do niego załapała. No i tata nie poszedł, poszedł do doktora Nisola. A my dzieciaki tam w ogródku buszowaliśmy sobie. W pewnym momencie słychać strzały, więc my szybciutko do domu. W tym momencie lecą mężczyźni i krzyczą: „Powstanie wybuchło!”. Temat Powstania to był poruszany, że się nie mówiło [o Powstaniu], tylko ja słyszałam „godzina W”, że o „W” i „W”, i „W”. To było takie hasło, ukryte przed... Mój ojciec wpadł szybko do domu i mówi: „Słuchaj, weź – na mnie mówili w domu Niuńka, mówi – idź do kolegi...”, nazwijmy, tego państwa M. On miał gospodarstwo pod Ursynowem. A mój brat tego dnia z sąsiadki córką poszli po chleb na kartki do Pyr. Poszli tam po ten chleb, mama ze mną przez pola, poszłyśmy tam do tych państwa M., a mój tata mówi: „Ja poczekam na Zbyszka i wrócę, ze Zbyszkiem przyjdę”. No i faktycznie, ojciec przyszedł, to już było po południu, padał deszcz. Jego gospodarstwo było położone na linii, jak się idzie do Lasu Kabackiego, na drodze do Lasu Kabackiego. Po południu padał deszcz. Wie pani, oni mieli syna w wieku mojego brata, ja między nimi chodziłam. Pamiętam, ta pani [z mamą] kawę parzyły w dużym garnku i kroiły ten chleb, a mój tata z tym panem przed tym pokazywali drogę do Lasu Kabackiego, bo już szli Powstańcy z Mokotowa. Bo to ile, Dolinka Służewiecka, Wałbrzyska, tutaj to wszystko, ten cały [teren]. To właśnie był ten dzień pierwszy Powstania, wybuch Powstania Warszawskiego.
Warszawa niesamowicie wyglądała, niesamowicie. Tam z mamą po wybuchu Powstania cały czas byliśmy. Mama wyrzuciła ojca kenkartę, że niby zgubił. Poszła chyba do Piaseczna, bodajże, żeby wyrobić [nową], że zgubił na okopach, bo zabierali panów na okopy, bo przecież tory, tam wszystko stało. Wie pani, to jest coś, czego się nie da słowami opisać, tego piekła. To było piekło. Co ja mogę powiedzieć dalej, smutne to...

  • Czy państwo cały czas byli w tym samym miejscu?

Cały czas. My dzięki temu przeżyliśmy, bo cały czas byliśmy u tych państwa. A drugi taki moment był, że właśnie też Niemcy wydali rozkaz, żeby wszyscy mężczyźni się stawili vis-à-vis Wyścigów Konnych – wszyscy mężczyźni, zbiórka z całego osiedla. Znowu w domu u tych państwa dyskusja, bo mama mówi: „Słuchaj, idź, bo jak nie pójdziesz…”. A mój tata nie miał ochoty iść i mówi do tego kolegi: „Ty jesteś gospodarzem, to cię wypuszczą, ale ja to nie wrócę”. Faktycznie by tak było. Mój tata poszedł i w tym momencie – to chyba przy Chabrowej było – jedni wracali, tych gospodarzy puszczali, a reszta tam zostawała. Potem właśnie mój znajomy napisał, że to tłumaczył pan Głowa, a to było złe przetłumaczenie, ale może złe, może jakieś tam. Ci mężczyźni jedni szli w jedną stronę, drudzy w drugą. Mojego ojca tam w ogóle bardzo lubili, bardzo. Zrobiło się trochę takie jakby zamieszanie i wycofali ojca, ojciec wrócił. A ci mężczyźni, którzy zostali wywiezieni z tego Służewca, z tego Imielinka, to paru ich wróciło po wojnie, ale to były, wie pani, szkielety chodzące. Długo nie pożyli. Tak że z tego osiedla bardzo dużo mężczyzn zabrali Niemcy.

  • W jakim to było momencie? To się działo w czasie Powstania?

Tak, tak, to już w czasie Powstania, w czasie Powstania Warszawskiego. Od wybuchu, od 1 sierpnia właśnie takie rzeczy się tam działy. To jest coś niesamowitego, tego się nie da wspomnieć, wie pani.

  • Czy widziała pani Powstańców?

Tak.

  • Jak ich pani zapamiętała?

Zapamiętałam, że tam, u tego państwa, był przechowywany ranny Powstaniec. To była pełna konspiracja. Długo tam był. To były takie domki gospodarskie i on był na górze, ten Powstaniec, przetrzymywany ranny.

  • Udało mu się przeżyć?

A tego to już pani nie powiem, bo dzieci to nie były [tak informowane], bo człowiek widział, orientował się i w ogóle... Dziecko jest tylko dzieckiem. W każdej chwili, wie pani, różnie bywało. Tak że tylko orientowaliśmy się, mój brat starszy z synem tych państwa, to prędzej byli zorientowani. Oni byli starsi, wiadomo. Ja to byłam taki, wie pani, pałętający się dzieciak między nimi, to oni dobrze wiedzieli to wszystko.

  • Czy pani widziała Niemców w czasie Powstania?

Oj, kochana, oczywiście. My jak mieszkaliśmy tam na Służewcu w tych domkach, to jak były naloty, to chodziliśmy, bo to był pokój wynajęty w takim domku drewnianym, a żeby było bezpieczniej, to chodziliśmy do sąsiadki, mieli dom murowany. Trzeba było tak parę metrów przelecieć z tego domku. Kiedyś idę tam od niej, idzie Niemiec, wziął mnie za rękę i tam coś po niemiecku do mnie szwargocze. Jak ja się wyrwałam, to wie pani, nie wiem, chyba maraton bym wygrała, tak biegłam do domu. Ciągle były przestrogi, tak jak mówiłam, żeby przed Niemcami uważać i tak dalej. Bo to wie pani, mówią: „Weźmiesz cukierka, a później on cię tam tego”. Rodzice tłumaczyli, jak mogli. Docierało to do nas, baliśmy się Niemców niestety, mundurów niemieckich.
Przed wyzwoleniem Warszawy to przychodził... Bo wśród ludzi na całym świecie są i dobrzy i źli, nie można tak wszystkich mierzyć jedną garstką. Nie zapomnę, jak przed wyzwoleniem Warszawy – to było przed świętami Bożego Narodzenia – przychodził Niemiec i płakał, i brał mnie na kolana, głaskał, że kleine (po niemiecku kleine tylko słyszałam, to dziecko). Wie pani, [on] mamę tam wspomagał i mówił, że on też ma małe dzieci. Dosłownie ten Niemiec płakał. Tak że wśród nich też się trafiali, bo jak rodzice handlowali, szmuglowali tym pieczywem, to opowiadali, że wśród nich też się trafiali normalni ludzie. Tak samo i wśród Polaków, to było to samo. Zresztą to jest w każdym kraju, na całym świecie, że są ludzie i dobrzy, i źli. I taka jest prawda.
  • A jakie nastroje panowały wśród państwa w czasie Powstania?

Jakie nastroje, kochana? Nastroje bardzo smutne, bardzo smutne.

  • Od początku Powstania, od wybuchu?

Od początku.

  • A czy dochodziły jakieś informacje, co dzieje się w innych dzielnicach?

Nie, informacje to ja tylko z okresu okupacji zapamiętałam, jak radia się słuchało. Wie pani, to trzeba było tajnie i skrycie słuchać, to tylko to do dzisiaj zapamiętałam: „Rodacy, trzymajcie się, jesteśmy z wami”. Takie hasła z zagranicy przez radio. No dziękuję za to. „Jesteśmy z wami”. Jak od trzydziestego dziewiątego roku do wybuchu i do wyzwolenia człowiek żył w tym piekle, no i trzymać się tyle lat...

  • A jak wyglądało życie codzienne w tym czasie, w czasie Powstania?

Proszę panią, jak wyglądało życie w czasie Powstania? My byliśmy tam u tego kolegi gospodarza na Ursynowie. No to wie pani, dzieci co... Starsi to się zajmowali, bo to [praca] na roli, ziemia, rosło coś, to trzeba było to zebrać.

  • Nie było problemu z wyżywieniem, z żywnością?

Z żywnością to był [problem] przed wybuchem [Powstania]. Jak mieszkaliśmy u tego gospodarza no to co? Kartofelki były, jarzynki były, marchewka rosła na polu. Ale nie zapomnę jedzenia z okresu okupacji. Nie zapomnę. Czego jak czego, mąki u nas nie owało, bo ojciec był piekarzem i szmuglowali pieczywem. Tego to nam nie zało. Ale i właśnie tej prażuchy (to się kiedyś nazywało prażucha czy sytocha)... Jak były skwarki, to były skwarki, jak nie było, to nie było – suchy kartofelek. Bardzo dobry był chleb maczany w wodzie, posypany cukrem. To było bardzo dobre. Ale jeszcze sucharki. Kiedyś chleb nie pleśniał, usechł, a nie spleśniał. To jak był suchy, to się do wody wkładało, na chwilę do pieca i się odgrzewało. I nie zapomnę jednej rzeczy, to był tak zwany pituszek. To była woda z przyprawami (nie wiem [dokładnie], mama coś tam rzucała) i do tego był suchy kartofelek. Później jak już byłam starsza, chyba ze dwadzieścia lat temu, miałam osteoporozę i w wieku dwudziestu paru lat zęby poszły. Lekarz mówił, że chora pani jest, osteoporoza, wiadomo, kości. To ja odpowiedziałam: „Gdyby pan jadł to, co ja jadłam, jak byłam dzieckiem, to by już w ogóle kości nie było”.
W tym całym interesie to jest najsmutniejsze, że to pokolenie dzieci naszych, o czym tu nieraz wspominamy, że to jest zapomniane. Dla mnie to jest pokolenie dzieci wojny – ani dzieciństwa, ani później młodości. No bo co to była za młodość? Też było smutno, bo trzeba było odbudować Warszawę, odgruzowywanie z naszymi ojcami. Ja jestem dumna, że żyłam w tamtym okresie, bo cegiełka wyjęta z gruzów przy pomocy ojców i tak dalej gdzieś jest wmurowana w jakiś budynek w Warszawie. To jest praca, odbudowanie Warszawy. To jest chyba najpiękniejszy momenty w życiu Polaków, warszawiaków. I dzień wyzwolenia Warszawy. To może mi same łzy będą leciały, bo to już niezależne jest ode mnie. Tego dnia do śmierci nie zapomnę. My mieszkaliśmy właśnie tam. Było straszne bombardowanie przed wyzwoleniem Warszawy. Noc była niesamowita. Moi rodzice wyszli wcześniej, poszli do domu. Tam była starsza pani z ojcem, bo jej mąż właśnie został zabrany. Ja wychodzę, oni się ściskają, całują, że jest wyzwolenie, miałam dziewięć lat, stanęłam, oni mnie przytulili do siebie, zaczęli płakać, ściskać się i w ogóle. Ja się ubrałam, pobiegłam do domu. Styczeń, zimno. Pobiegłam do domu i zaczęłam płakać. Nie wiem, bo wszyscy się cieszyli. Doszliśmy na Puławską, bo to rzut kamieniem przecież, i szło wojsko polskie i rosyjskie od strony Piaseczna. Radość była niesamowita. To się nie da opisać tego słowami. A mnie dosłownie i słownie nie mógł przez cały dzień pułk wojska uspokoić, bo mi same łzy leciały z oczu. To była radość niesamowita po tym piekle.

  • Pani mówiła, jak wyglądała Warszawa w czasie wojny, w czasie Powstania.

W czasie Powstania... Co chciałam powiedzieć? O wyzwoleniu. Ten dzień wyzwolenia, dokończę może temat tego dnia, tej radości wyzwolenia Warszawy. U nas nocował kapelan. Moi rodzice chcieli iść, bo tam mieszkanie i w ogóle, więc [im] mówią: „Nie, bo najpierw trzeba rozminować”. Wiele domów w Warszawie było zaminowanych i w powietrze leciało. Ten kapelan nocował u nas w domu [i on] też mnie nie mógł uspokoić, moich łez. Na drugi dzień z moim bratem poszli do ojców [klasztoru] Dominikanów, klasztor przy Wałbrzyskiej, i tam odprawiał… Bo się zapytał: „Gdzie tu jest kościół?”, więc najbliżej Katarzyna albo ojcowie dominikanie. Poszli tam właśnie z moim bratem. To była po wyzwoleniu, rano na drugi dzień, osiemnastego, odprawiona tam msza. Mój brat dostał od niego taką pamiątkową książeczkę. Nawet mama mówi: „Powinieneś napisać, o nazwisko zapytać”, to tylko zapytał, napisane było „od kapelana”. Ale mój brat nie żyje niestety. Na pamiątkę wziął tę książeczkę, daliśmy mu. Takie to smutne są wspomnienia.
To trzeba przekazywać młodym ludziom. Dobrocią można dużo rzeczy zrobić. Agresja budzi agresję. Tyle złości jest na świecie. Po co to? A najbardziej to cierpią właśnie dzieci. Dzieci, bo starsi to sobie jakoś poradzą, ale gorzej jest z tą radą dzieci, bo to jest trauma na całe życie. Człowiek oczy zamyka i to się otwiera tak, jakby pani film otwierała, tak jakby pani przesuwała sobie te obrazy w oczach, tę płonącą Warszawę. To w domu jak człowiek widzi to w telewizji, jak pokazują, no to człowiek widział – na własne oczy to widział.
Później tragedia ludzi powracających do Warszawy. A ilu ludzi szło przed wojskiem i szabrowało te domy... Moi rodzice poszli zabezpieczyć mieszkanie. Zostawiali ludzie wiadomości, przyklejali kartki na drzwiach, że wrócili, że są, kontakty. Zaczęło się wtedy powojenne chodzenie po gruzach Warszawy. Ja później chodziłam, po zakończeniu wojny była na krótko otwarta szkoła na Wyścigach Konnych. Ale to krótko. Później chodziłam do szkoły dziewięćdziesiątej ósmej na Grottgera, przy Morskim Oku, to się jeździło. To jest coś niezapomnianego. Odgruzowanie Warszawy i to pod strachem, bo najpierw domy były, tak jak mówiłam, zaminowane i trzeba było… Różnie to bywało. Okropny to był widok.
Najpiękniejsze jest to wszystko, że Warszawa w osiemdziesięciu pięciu procentach zniszczona, najbardziej chyba [zniszczona] stolica w Europie, i że pokolenie to potrafiło – przy pomocy naszych ojców, bo my byliśmy pomocnikami w odbudowie – potrafiliśmy w takim tempie zostawić następnym pokoleniom odbudowaną Polskę, odbudowaną Warszawę. A warszawiaków to została… Tak się czasami zastanawiam, dlaczego my nie obchodzimy święta wyzwolenia Warszawy? Kiedyś pewna osoba w dyskusji odpowiedziała w ten sposób. Ja mówię: „Siedemnasty stycznia, ile tych warszawiaków zostało? To garstka ich została przecież, nie? To się cieszą”. To ta osoba mi odpowiedziała: „Bo to nie było wyzwolenie, tylko zniewolenie”. Więc ja mówię: „Kochany, jakie to było zniewolenie? Kto wtedy myślał o zniewoleniu, kto wtedy myślał o rządzeniu jakimś?”. Ta garstka ludzi, która została w Warszawie, to się cieszyła, że przeżyli. Nas nie interesowała ani polityka, ani czy się żyje, czy się chodzi, co się robi – nas to kompletnie nie interesowało. To 17 stycznia to ja się dziwię, bo niestety warszawiacy powinni to obchodzić uroczyście, bo Warszawa jest jednym dużym cmentarzem. Nie ma ulicy, na której by nie było krwi. Powinna być piękna, pachnąca, zadbana. To moje pokolenie o to tak dbało. Jakie były piękne spacery później, jak Warszawa [się] odbudowywała. To pokolenie potrafiło – nie było techniki, nie było nic, cegły się podawało z rąk do rąk, z ludzi był taśmociąg, żeby to budować. Te domy stoją do dzisiaj. To jest historia, którą trzeba przekazać, że są ludzie, co potrafili z niczego coś zrobić. To my się śmiejemy, że my jesteśmy z pokolenia biednego, bo nie mieliśmy ani dzieciństwa, ani młodości. Ale młodość [jednak] mieliśmy. Było goło, ale było wesoło. Warszawa była rozśpiewana. Tak jak Zbożny powiedział w tym serialu „Dom” (piękne te seriale były), powiedział: „Na naszych grobach tańczyć będą”. I to tak było, bo się Warszawę odbudowywało i była rozśpiewana, roztańczona. Słynne zabawy na Mariensztacie, na MDM-ie. To było coś pięknego.

  • Jakie były losy pani w tym czasie, losy pani i pani rodziny? Czy państwo cały czas mieszkali na Służewcu?

Cały czas mieszkaliśmy na Służewcu. Cały czas. Bodajże w latach sześćdziesiątych dostaliśmy mieszkanie na Modzelewskiego, róg Niepodległości, tam moi rodzice się przeprowadzili, a tak to cały czas mieszkaliśmy na Służewcu. Piękna to dzielnica była, ten Służewiec nad Dolinką i łąki, i do kościoła się biegło w lato. A jeszcze wrócę do cmentarza przy Wałbrzyskiej. Tam moi rodzice są pochowani, bo część rodziny, bardzo duża, [jest] pochowana na cmentarzu Świętej Katarzyny (mój ojciec urodził się w Wolicy). I biegało się... Wie pani, my kiedyś bardzo [to] lubiliśmy, po łąkach się latało, do kościoła się latało. I na tym cmentarzu przy Wałbrzyskiej (nawet zadzwoniłam do tego) tam były ciągle pogrzeby. A tam przechodził taki wąwóz jakby, piaszczysty. Jak się przeleciało przez łąki, to taki wąwóz był i tam ciągle piach i tam stała taka buda. Później, w miarę swoich lat, to byli chowani…

  • W jakim to było okresie?

To było w latach... No ja już miałam chyba z piętnaście lat, to było w latach pięćdziesiątych, pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, bo tam ciągle się biegało po wyzwoleniu, przez klatkę się przechodziło. Tam nad tą Dolinką Służewiecką to też historia, bo tam jest staw, tam ciągle ta woda w jedną, w drugą stronę. To tak jak Rolna tutaj, to jest [obok] Lasu Kabackiego. Nie wiem, ja się nie znam na tym, ale tam był taki moment, że woda płynęła tak, że ludzie z jednej strony na drugą stronę autentycznie w baliach przepływali. Tam gdzieś właśnie z Lasu Kabackiego jak ziemia, to to się wszystko... Nie wiem, czy są jakieś podziemne ścieki, czy w ogóle, że to wszystko tam spływa. Ta Dolinka Służewiecka to był piękny widok, piękne tereny, piękne, coś niesamowitego.


Warszawa, 3 października 2014 roku
Rozmowę prowadziła Elżbieta Trętowska
Zofia Kuligowska Stopień: cywil Dzielnica: Ursynów, Służewiec

Zobacz także

Nasz newsletter