Rafał Brodacki
Dział Historyczny Muzeum Powstania Warszawskiego
Po ukończeniu szkolenia, odebraniu przysięgi i zakwalifikowaniu do skoku, żołnierze wsiadali do samochodów, które wiozły ich do stacji wyczekiwania. Miały zaciemnione szyby, by przyszły Cichociemny nie mógł zapamiętać drogi. Mówiono mu jedynie, że jest przewożony w okolice lotniska, które z kolei znajduje się niedaleko Cambridge.
Nie była to prawda. Skoczkowie byli przewożeni do miejsc, w których oczekiwali na rozkaz do wylotu. Pierwsze ekipy lokowano w londyńskich mieszkaniach. Później przebywali oni na terenie ośrodka STS 17 (Brickendonbury Manor koło Hertford, Hertfordshire). Wiosną 1942 r. uruchomiono STS 18, czyli Frogmore Park w Watton-at-Stone, Hertfordshire, gdzie było 16 miejsc. Parę miesięcy potem uruchomiono STS 20a i STS 20b w Pollards Park House (Chalfont, St. Giles, Buckinghamshire). W 1943 r. uruchomiono także stacje wyczekiwania w Latiano we Włoszech.
Żołnierz, który przybywał na stację wyczekiwania, miał zakaz utrzymywania kontaktów osobistych i towarzyskich (nawet listownego) z osobami spoza terenu Stacji. Podlegał przy tym pod regulaminy i instrukcje ustalone przez komendanta stacji. Każdorazowo był nim oficer armii brytyjskiej. Do pomocy miał on polskiego oficera wybranego spośród żołnierzy.
Na strzelnicy. Z pistoletu maszynowego Sten strzela ppor. Jan Serafin (późniejszy Cichociemny „Czerchawa”. Za nim stoi pchor. Otton Wiszniewski (późniejszy Cichociemny „Topola”). Fot. Stefan Bałuk „Starba”.
W porównaniu z rygorami, jakie nałożono na przyszłych Cichociemnych w okresie kursów, stacje wyczekiwania były luksusowymi miejscami. „Pensjonat nie pensjonat, wojsko nie wojsko, raczej dziwny, trochę surrealistyczny film – wspominał ośrodek STS 17 Stanisław Jankowski działający w kraju jako „Agaton” – Dziwne były w nim i dekoracje, i aktorzy. Dekoracje – solidne, dwieście lat temu zbudowane z szarego piaskowca, z sięgającymi pod sufit osmalonymi kominkami. Z przepisowymi zbrojami, z meblami robionymi na zamówienie przez samego pana Chippendala, z galerią portretów wątpliwych przodków i kolorową kolekcją niewątpliwych zwycięzców derby. Lordowska rezydencja »gdzieś w Anglii« oddana na czas wojny do użytku cichociemnych. W bibliotece obok wielkiego pożółkłego ze starości globusa, pamiątki po pradziadku–admirale, leżą na podłodze starannie poukładane spadochrony. Z kilku półek uprzątnięto książki z czerwono-złotymi grzbietami, żeby zrobić miejsce dla oksydowanych czarnych pistoletów maszynowych i rewolwerów. Wśród chippendalowskich foteli rozpostarł się stół do ping-ponga, na przyłbicy któregoś z rycerskich przodków przyklejono maszynopis z rozkładem zajęć. Dookoła domu park. Klasyczny angielski park ze stadem znudzonych danieli pasących się leniwie na rozległych trawnikach, zielonych i gładkich, w których każdą trawkę z osobna można policzyć. Recepta na taki trawnik jest prosta: posiać trawę i przez pierwsze sto lat codziennie strzyc. Pod drzewami, na nieskazitelnych do niedawna trawnikach stoi zaparkowana kolumna wojskowych łazików, tuż obok zacisznego, wysłonecznionego rozarium – strzelnica obłożona workami z piaskiem”.
Zapewne na innych stacjach wyczekiwania było podobnie. Ich obsługę stanowiły kobiety z First Aid Nursing Yeomanry (FANY), potocznie nazywane fankami. Pełniły one funkcje kucharek, barmanek, kierowców, sprzątaczek itp. Sprawiały, że na każdej stacji panowała przyjemna i radosna atmosfera. Jedną z nich była Sue Ryder (właściwie Margaret Susan Ryder), która opiekowała się też Cichociemnymi oczekującymi na przerzut do Polski. Kontrolowała też sprzęt, z jakimi mieli lecieć do Kraju, a kiedy przychodził rozkaz do wylotu, odprowadzała ich na lotnisko.
Kobiety z formacji FANY na terenie stacji w Latiano We Włoszech. Druga od lewej stoi Sue Ryder. Szósta od lewej stoi Sheila Muriel. Piąta od prawej stoi Mary mc Vean, szefowa „Fanek” w bazie w Latiano.
Skoczek mieszkał na stacji wyczekiwania nawet kilka miesięcy. Wpływ na długość pobytu miała liczba dostępnych maszyn, pogoda i względy polityczne. Dlatego też nierzadko zdarzało się, że na terenie stacji wyczekiwania przebywało kilka ekip. Więcej, niektóre wracały tam po kilka razy. Kapitan Jacek Bętkowski, czyli Cichociemny „Topór 2” wraz ze swoją ekipą trzykrotnie „łapał katar nad Tatrami”, czyli zawracał z trasy. Dopiero czwarta próba, podjęta w nocy z 30 na 31 lipca 1944 r., okazała się skuteczną.
Nikt już nie prowadził zajęć kursowych. Nie oznaczało to jednak, że skoczkowie przestali trenować. „Wania” wciąż ćwiczył oko na strzelnicy. Również i „Zwijak 2” raz za razem przebiegał tor przeszkód oraz ćwiczył strzelanie i rzucanie nożem. Z kolei „Powolny” udawał się na marszobiegi. Zdążył także odbyć kurs motorowy. Wieczorami zaś odbywały się przyjęcia. Bruno Nadolczak (czyli kapitan „Serb”) z rozrzewnieniem wspominał przyjęcia w rytmie jazzu. Brały w nich udział fanki, które na tę okoliczność otrzymywały pozwolenie na zrzucenie mundurów i założenie cywilnych sukienek.
Podczas jednego z takich przyjęć „Serb” dowiedział się od brytyjskiego oficera dowodzącego stacją, że następnego dnia on i jego ekipa wylatują do Polski. Ten sposób informowania nie był jednak regułą. Wiadomość o wylocie ekipy, w skład której wchodził kpt. „Topór 2” przyszła telefonicznie. „Wanię” zaś i jego kolegów poinformował kpt. Jan Jaźwiński, który podówczas odpowiadał za koordynację wysyłki żołnierzy i zaopatrzenia do Polski.
Wiadomość przychodziła najpóźniej w przeddzień wylotu. Wtedy też odbywała się odprawa skoczków. Poznawali oni położenie placówki odbiorczej (głównej i zapasowej) oraz adresy w kraju, pod które mieli się zgłosić. Dostawali także niezbędne hasła i instrukcje specjalne. Ponadto wszyscy podpisywali się na rozkazie do lotu. Kwitowali także odbiór pasów z pieniędzmi i ekwipunku. Jeden egzemplarz spisu sprzętu, który zabierał samolot Cichociemni zabierali ze sobą, celem przekazania na placówce.
Wyruszając do samolotu każdy z żołnierzy i kurierów miał już ze sobą pełny komplet wyposażenia, które miało mu pomóc przetrwać skok i pierwsze miesiące w kraju. W skład jego ekwipunku osobistego wchodziły ubranie cywilne, szalik, czapka, płaszcz, buty, sweter, 3 chustki do nosa, 2 komplety bielizny, 3 pary skarpet, 2 koszule, rękawiczki, 3 pary kalesonów, ręcznik, podwiązki, pasek do spodni (względnie szelki), dwa krawaty, zestaw fałszywych dokumentów tożsamości, teczka, a także niemieckie żyletki i papierosy. Do tego każdy z żołnierzy miał na własną rękę zaopatrzyć się w przybory toaletowe oraz środki do konserwacji ubrania i butów. Mógł także zabrać inne przedmioty osobiste, które uwiarygodniały legendę. Ich zabranie wymagało zgody komendanta kursu. W specjalnej portmonetce przechowywał zaś odprawę w wysokości półrocznego żołdu zapłaconą w dolarach, okupacyjnych złotych (tzw. młynarkach) i Reichsmarkach. Gaża była uzupełniana o oszczędności zgromadzone przez skoczka w okresie jego pobytu na zachodzie. Na dzień przed wylotem były one wymieniane na dolary przez oficerów z Oddziału VI.
Kobiety z formacji FANY w towarzystwie polskich oficerów oficera na terenie stacji w Latiano We Włoszech. Druga od lewej stoi Sue Ryder. Szósta od lewej stoi Sheila Muriel. Piąta od prawej stoi Mary mc Vean, szefowa „Fanek” w bazie w Latiano.
Bezpośrednio przed wylotem Cichociemnych ich rzeczy były drobiazgowo sprawdzane Wszystkie przedmioty były pozbawione metek i innych cech, które mogłyby w najmniejszym stopniu sugerować ich angielskie pochodzenie. Były one także odpowiednio charakteryzowane. Obowiązywał przy tym zakaz przemycania do Polski nieautoryzowanych przedmiotów osobistych i luksusowych pochodzących z zachodu, które w przypadku zatrzymania przez wrogów mogły stanowić dla Cichociemnego niebezpieczny balast. Za takie uważano np. ubrania, herbatę, czekoladę i prywatne listy.
Skoczek otrzymywał także ekwipunek spadochronowy. Składały się nań spadochron, kombinezon, hełm z okularami, bandaże elastyczne, gumowe wkładki do butów, dwa pistolety z zapasem czterech magazynków oraz 50 nabojów w woreczkach z impregnowanego płótna, latarkę z zapasową baterią, kompas, zestawy map w skali 1:300 000 i mapy rejonu lądowania w skali 1:100 000. W chwili skoku Cichociemny posiadał ponadto spis sprzętu zrzuconego z daną ekipą, porcję żywności, apteczkę i, jeżeli nie odmówił, truciznę (tzw. tabletka „L”). Niektórzy wieźli także pocztę ze Sztabu Naczelnego Wodza przeznaczoną do wiadomości Dowódcy AK.
Do skoku przyszły Cichociemny zakładał ubranie cywilne oraz płaszcz. Na to zapinał pasy z kieszeniami kryjącymi tzw. „gwoździe”, czyli puszki z pieniędzmi przeznaczonymi dla Komendy Głównej AK oraz Delegatury Rządu RP na Kraj. Na to wszystko ubierał kombinezon i hełm z okularami. Do butów zaś wkładał gumowe podkładki, a stawy skokowe owijał bandażami elastycznymi. Na plecach zaś miał spadochron. Był to brytyjski Irvin QD.
Resztę ekwipunku układał tak, żeby w kombinezonie znalazły się te przedmioty, które przydadzą się w pierwszych godzinach po skoku lub w wypadku wylądowania poza placówką. Za takie uważano np. broń i apteczkę. W teczce chowano przedmioty, które nie były przydatne w pierwszej fazie skoku, a w razie pościgu można ich było się bez straty pozbyć (np. zapasową bieliznę). W ubraniu były rozłożone używane na co dzień rzeczy osobiste oraz te przedmioty, których w razie lądowania poza placówką skoczek pozbywał się jako ostatnich (np. mapy, żywność, kompas). Cichociemny był gotowy i mógł lecieć.