Diabeł w treści

Jeśli chodzi o muzeum i nowe centrum, sprawa jest prosta i wymierna. Powstanie albo nie. Będzie lepsze lub gorsze.

W niedawnym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" poświęconym Warszawie prezydent Kaczyński zadeklarował: "Ja mówię jasno: chcę zbudować w Warszawie nową, sprawną i nieskorumpowaną administrację, poprawić bezpieczeństwo, przełamać pewne niemożliwości, jak budowa Muzeum Powstania Warszawskiego czy nowego centrum stolicy. Jeśli zdołam to przesądzić, choć nie wszystko uda mi się dokończyć, i tak będzie to sukces". Jeśli chodzi o muzeum i nowe centrum, sprawa jest prosta i wymierna. Powstanie albo nie. Będzie lepsze lub gorsze. Jeśli chodzi o "poprawę bezpieczeństwa", widać działania na rzecz zmiany dotychczasowej złej sytuacji. Jest tym choćby tworzenie - przy wydatnym udziale mieszkańców Warszawy i "Stołecznej" - mapy niebezpiecznych miejsc. Niebawem wszyscy będą mogli ocenić, czy policja i straż miejska wyciągnęły wnioski z tej mapy. Na marginesie, warto zauważyć i pochwalić postawę władz miejskich wobec protestu taksówkarzy. Twarda odmowa zezwolenia na ten protest zaowocowała wprawdzie utrudnieniami w ruchu w centrum, ale tym razem nie doszło do kompletnego paraliżu komunikacyjnego. Jednak takie pojęcie jak "nowa, sprawna i nieskorumpowana administracja" jest mało precyzyjne. Wiele zależy od przyjętych kryteriów oceny, czyli, jaką nadamy treść formie. Jak wiadomo bowiem, diabeł tkwi w treści. Biura obsługi mieszkańców, które miały powstać w każdej dzielnicy i zminimalizować warszawiakom mitręgę biurokratyczną, są na razie bardziej w planach. Nadal zbyt wiele czasu kosztuje uzyskanie najbłahszej decyzji od urzędników. Nadto, mają oni wyraźną skłonność do "chodzenia na rękę" bogatym firmom kosztem interesów zwykłych obywateli stolicy. Dlatego dzieją się rozmaite "cuda" z ziemią w naszym mieście. A to zabudowuje się ogródek jordanowski, a to inwestycje "wpełzają" na Pole Mokotowskie. Jak zwykle w takich wypadkach, gdy nie wiadomo, "jakim cudem i sposobem", to... świetnie wiadomo. Ponieważ odpowiadają za to niektórzy urzędnicy namaszczeni już przez obecnego prezydenta Warszawy, ciekaw jestem, czy będą, czy nie będą wyciągane konsekwencje służbowe? To ważny sygnał dla prognozy, czy uda się Lechowi Kaczyńskiemu spełnić obietnicę jakościowej poprawy urzędów miejskich. Ale jest też inny problem równie ważny dla powodzenia tego zbożnego dzieła. Czy prezydent potrafi wyeliminować partyjniactwo w obsadzie miejskich stanowisk? Gdy na przykład Andrzej G. zostawał szefem miejskich taksówek, wzbudziło to ogólną wesołość dziennikarzy, gdyż do tej pory był on znany z działalności w mass mediach. Redakcje mogły jednak tę nominację słusznie potraktować jako gest przyjaźni ze strony prezydenta pod ich adresem. Andrzej G. był bowiem, owszem, znany w mediach, ale z innej niż dobra strony. Teraz tenże Andrzej G. zatrudnił u siebie jako dyrektora Jana P., byłego ministra obrony, któremu niedawno wytknięto publicznie pobranie niezasłużonych premii w fundacji powołanej do pomocy ofiarom nazizmu, a nie do gratyfikowania dobrze urządzonych działaczy. Tu granice śmieszności zostały jawnie przekroczone. Oby miało to efekt otrzeźwienia zgodnie ze spostrzeżeniem Moliera: "Zgorszenie świata, oto co sumienie gniecie, I wcale nie ten grzeszy, kto grzeszy w sekrecie" ("Tartuffe, czyli świętoszek" w tłum. Boya). Media gwarantują, że sekretów nie będzie. KRZYSZTOF CZABAŃSKI dziennikarz, publicysta WAW

Zobacz także

Nasz newsletter