Dzień Warszawy

To było wielkie święto Warszawy. Największe od lat. Stolica przez trzy dni żyła 60. rocznicą wybuchu Powstania

To było wielkie święto Warszawy. Największe od lat. Stolica przez trzy dni żyła 60. rocznicą wybuchu Powstania.
JERZY S. MAJEWSKI Flagi narodowe na domach, autobusach, taksówkach. Kwiaty i płonące znicze w miejscach pamięci. Wszędzie widoczni harcerze i kombatanci, którzy zjechali z całego świata. Wielu z odznaczeniami przypiętymi do piersi. Niektórzy z Krzyżami Virtuti Militari. Prawdziwi bohaterowie! Dziś docenieni. Może po raz pierwszy. Takiej Warszawy nie widziałem już od dawna. Być może nigdy - poza tym niezwykłym dniem przyjazdu do stolicy Papieża w czerwcu 1979 r. Przez kilka dni niemal całe miasto żyło Powstaniem. Tłumy na Starym Mieście, tłumy na cmentarzach, przed pomnikami, na koncertach. Mobilizacja w stopniu przekonującym, że z warszawiakami nie jest tak źle. Że Warszawa to nie tylko obłędny pęd do robienia kariery, pieniędzy, ale też miasto, dla którego tysięcy mieszkańców ważne są wartości. Że pamięć o tych, którzy przed 60 laty walczyli o wolność, wciąż jest żywa i ważna. I to nie tylko dla tych, którzy przeżyli straszliwą traumę Powstania. Którzy opuszczali płonące domy, mijali stosy ciał cywilów pomordowanych na Woli, Mokotowie czy Ochocie, przeszli przez obóz w Pruszkowie, a po wojnie więzieni byli przez komunistów jak zdrajcy ojczyzny. Nierzadko zamykani we wspólnej celi z niedawnymi niemieckimi oprawcami. Ta pamięć ważna jest też dla wielu tysięcy ludzi młodych. Urodzonych wiele lat po wojnie. Znających wojnę jedynie z opowiadań. Niepamiętających ruin, stalinowskich prześladowań. Nie bardzo nawet pamiętających czasy PRL-u. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. Może dlatego, że idea umiłowania wolności, która przecież zrodziła Powstanie, jest czysta, zupełnie bezinteresowna. Że Powstanie było beznadziejną w sensie wojskowym walką przeciwko złu absolutnemu - jakim była niemiecka okupacja? Warszawa czterech ostatnich dni była miastem szczególnym. Prosto z drukarń wychodziły kolejne książki poświęcone Powstaniu. Otwierano wystawy fotografii powstańczych, wieczorem przez centrum stolicy przeszła harcerska defilada. - Szli zwartym szykiem, czwórkami, z przerzuconymi chlebakami. Kiedy na nich patrzyłam, łzy napłynęły mi do oczu. Wyobraziłam sobie, że to moje dzieci wychodzą z domu do Powstania - wzruszała się Magdalena Bogdaniuk, mama jednej z harcerek. A kiedy mi to opowiadała, przypomniała mi się opowieść jednego z czytelników "Gazety", który wspominał, jak to w dniu wybuchu Powstania po raz ostatni widział swego kilkunastoletniego brata. Wychodził z bramy z chlebakiem zawieszonym na ramieniu, uśmiechnął się, pomachał na pożegnanie i już nigdy więcej nie wrócił. [Podpis pod fot.] Wczoraj na warszawskich Powązkach. Dziewczynki zapalają znicze na mogiłach żołnierzy batalionu "Zośka" Kilkudziesięciometrowa kolejka warszawiaków ustawiła się w niedzielę po południu w Parku Wolności przed Muzeum Powstania Warszawskiego, by kupić książkę Normana Daviesa "Powstanie '44" i zdobyć autograf autora. - Zdaje się, że Polska się otwiera i świat otwiera się na Powstanie. Po napisaniu tej książki otrzymuję telefony z całego świata, ludzie chcą wiedzieć więcej - powiedział Davies GW

Zobacz także

Nasz newsletter