Gdy wybiła godzina „W”

Rozmowa z Janem Ołdakowskim, posłem PiS, dyrektorem Muzeum Powstania WarszawskiegoMinęła czwarta rocznica powstania muzeum i 64. rocznica Powstania Warszawskiego. Jak obchody? W tym roku uroczystości trwały ponad tydzień. Nie było imprez na w

Rozmowa z Janem Ołdakowskim, posłem PiS, dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego
Minęła czwarta rocznica powstania muzeum i 64. rocznica Powstania Warszawskiego. Jak obchody?
W tym roku uroczystości trwały ponad tydzień. Nie było imprez na wielką skalę, ale warszawiacy zaakceptowali obchody rocznicy wybuchu powstania jako nieoficjalne święto Warszawy. Odbyło się kilkadziesiąt imprez o różnym ciężarze gatunkowym, skierowanych do różnych adresatów - od przeznaczonych dla dawnych powstańców, po masowe. Od 1 sierpnia przez tydzień na żwirowym placu przed Muzeum Pamięci wystawialiśmy „Hamleta” Williama Szekspira w reżyserii Pawła Passiniego - spektakl multimedialny nawiązujący do wydarzeń powstańczych. „Być czy nie być”; czyli w tym przypadku „Iść czy nie iść do powstania”. .
Co roku w obchody rocznicy włącza się wiele instytucji i organizacji. Ci, którzy pozostają w Warszawie, a także przyjezdni, uczestniczą spontanicznie w akcji oddania hołdu powstańcom - gdy o 17.00 zawyją syreny przechodnie zatrzymują się na ulicach, stają samochody. To najbardziej wzruszający moment, gdy kilkaset tysięcy ludzi staje w milczeniu na kilkadziesiąt sekund. Każdy pewnie robi to z innego powodu, ale formuła jest szeroka. Rozpoczynając pracę w Muzeum Powstania Warszawskiego, nie sądziłem, że uda nam się przekonać warszawiaków do tego gestu. W tym roku po raz drugi syreny zawyły w całej Polsce. Zawsze zazdrościłem Anglikom, Francuzom czy Izraelczykom, że gdy podczas ich rocznic wyły syreny, mieszkańcy przystawali w zadumie. Tym drobnym gestem obywatele definiują przynależność do wspólnoty. Potwierdzają, że pamiętają o swojej przyszłości i jej bohaterach.
Czym Pan tłumaczy zmianę w postępowaniu warszawiaków?
50. rocznica miała podobny program urzędowy jak 60. Jednak przez dziesięć lat wiele się zmieniło. Poprzednio w obchodach brali udział głównie urzędnicy i politycy oraz uczestnicy powstania. Podczas 60. rocznicy w obchodach masowo uczestniczyła także młodzież i warszawiacy. W latach 90. dominowała polityka, którą można określić hasłem „Wybierzmy przyszłość”; czyli teoria mówiąca, że myślenie o przyszłości, jej bohaterach, oddawanie im hołdu jest przeszkodą w modernizacji Polski i uczestniczeniu w strukturach europejskich.
Pamiętam, jak Władysław Bartoszewski pytał, czy można z powstaniem warszawskim wchodzić do Unii Europejskiej? Był rok 2003. I odpowiadał: można, bo powstanie pokazuje, że Polacy są kreatywni, nie podlegają dyktaturom, potrafią radzić sobie w najtrudniejszych sytuacjach, są niesztampowi, potrafią przekształcać rzeczywistość. Przypominam o tym dlatego, że to pytanie i owa odpowiedź prof. Bartoszewskiego miały w sobie charakter przewrotnej intelektualnej prowokacji. Profesor czarował trochę rzeczywistość, bo nie było wcale pewne, czy Polacy chcą wejść do UE razem z powstaniem warszawskim. Już po akcesji Polski do Unii, gdy młodzi ludzie spotykali się ze swoimi rówieśnikami na zachodzie Europy, okazało się, że tamci są dumni ze swojej historii, swojego kraju i regionu i nie przeszkadza im to w pozytywnym uczestniczeniu w życiu Unii. Duma ze swego państwa, historii narodu jest jednym z motorów przemian. Tylko człowiek bez własnych korzeni będzie łatwo ulegał różnym naciskom, nie potrafi bowiem znaleźć modus yiyendi swego uczestnictwa.

Na pierwszym miejscu Muzeum Powstania Warszawskiego, na drugim Pałac Kultury i Nauki, na trzecim - nieoczekiwanie - hotel poselski. Takie są wyniki plebiscytu na współczesne ikony Warszawy. Był Pan zaskoczony?
Nie głoszę tezy zburzenia Pałacu Kultury, ale traktuję go jako zabytek z pewnym obciążeniem. Mam sentyment do przedwojennej Warszawy, a Pałac jest tu kukułczym jajem - aby go zbudować wyburzono całe, niezupełnie zniszczone, przedwojenne kamieniczki. Warszawiacy, wybierając muzeum Powstania Warszawskiego na ikonę stolicy, docenili nie sam budynek, lecz nasze działania. Młodzież potraktowała nas jako ludzi autentycznych, którzy mówią prawdziwym językiem, szukających uniwersalnego, wspólnego mianownika do porozumienia ze wszystkimi. Gdy budowaliśmy Muzeum Powstania Warszawskiego, zmieniliśmy nieco język opowiadania o tym wydarzeniu. Odeszliśmy od pokazywania naszych ran, strat, bólu. Pokazaliśmy młodych powstańców, którzy zostali żołnierzami trochę z konieczności dziejowej - nie mieli innych narzędzi do sprzeciwienia się totalitaryzmowi. Zostali żołnierzami, choć chcieli być poetami, inżynierami. W wydarzeniu będącym klęską militarną, jakim było powstanie warszawskie, staraliśmy się znaleźć promień nadziei, że nawet w najtrudniejszych momentach ludzie potrafią znaleźć głębię humanitaryzmu, potrafią się dzielić i współpracować. Opowiadamy historię o ludziach, którzy przegrali, ale którzy w momencie gdy walczyli, byli piękni. Obudowaliśmy tę opowieść różnymi dodatkowymi wydarzeniami, przekraczając trochę bariery muzeum, opisując rzeczywistość także za pomocą różnych zabiegów artystycznych - od komiksu po teatr.

W muzeum wykorzystano różne techniki komunikacji audiowizualnej i multimedialnej. Słychać odgłosy walczącej Warszawy, świst kul, modlitwy, pieśni i ogłuszający huk bomb. Od kwietnia można je zwiedzać, nie ruszając się z domu. W Internecie można oglądać przedstawione trójwymiarowo eksponaty, posłuchać wywiadów z powstańcami, obejrzeć ożywione przez statystów wnętrza. Czy to ukłon w stronę młodych, aby zachęcić ich do zwiedzania? Czy też może współczesny trend?
Założyliśmy, że muzeum powinno odwiedzać minimum 100 tys. ludzi rocznie. Tymczasem rocznie mamy 400-450 tys. gości. Nie udałoby się to bez przyciągnięcia młodych ludzi, bez odwołania się do ich emocji, bez opisania wydarzeń historycznych językiem, którzy zrozumieją, bez budowania opowieści opartej na losach poszczególnych ludzi, pokazania losów rodzin. Uważam, że to nasz największy sukces. Całą muzealną ekspozycję udało się obudować dodatkowymi działaniami, one zbudowały naszą wiarygodność i zaowocowały wysoką frekwencją. Wizyta w Internecie nie zastąpi prawdziwych odwiedzin w muzeum, ale może do nich zachęcić.

Wedle statystyk muzeum odwiedziło ponad półtora miliona osób. Jaką część stanowiła młodzież?
Z naszych badań wynika, że ok. 30%.

O utworzeniu muzeum dyskutowano już w 1956 roku, w czasie politycznej odwilży po śmierci Stalina, jednak żadnych kroków nie podjęto aż do 1981 roku. To wtedy powołano społeczny komitet budowy, ale jego prace przerwało wprowadzenie stanu wojennego. Udało się dopiero teraz i to w iście ekspresowym tempie.
Pomysł narodził się podczas rozmowy z Prezydentem Warszawy Lechem Kaczyńskim. Potem przez tydzień opracowaliśmy koncepcję muzeum, która niemal w całości została zrealizowana. Mieliśmy poczucie, że robimy coś ważnego. To była przygoda życia, pewnie nie spotka już nas nic równie intensywnego i tak zmieniającego rzeczywistość.
Dziś nad gmachem muzeum góruje 32-metrowa wieża, na ścianie której z daleka widać symbol Polski Walczącej. Budynek Muzeum Powstania Warszawskiego, dawnej elektrowni tramwajowej przy ul. Przyokopowej 28, ma własną powstańczą historię.
1 sierpnia schroniła się w nim zgubiona drużyna któregoś z oddziałów szturmowych. Przez plot przez ulicę Grzybowską ostrzeliwali się z Niemcami. Potem się wycofali, natomiast Niemcy wymordowali całą załogę elektrowni.

Ekspozycja w muzeum zajmuje trzy kondygnacje i ma ponad 3 tys. m2. Składa się na nią ponad 500 eksponatów, 1,2 tys. fotografii, 225 informacji biograficznych i historycznych, a także mapy, tablice, filmy, kroniki. Czy są jeszcze jakieś eksponaty, które chciałby Pan mieć w muzeum?
Samo muzeum w sensie ekspozycji jest gotowe. Staramy się znaleźć te miejsca, które gorzej funkcjonują, I je zmieniać. Co do eksponatów - nigdy nie wiadomo, co możemy jeszcze dostać. Staramy się pokazywać, że historia jest żywa, że jest to ciąg wydarzeń, który pozostawia ślady. Kiedyś zadzwonili pracownicy firmy budowlanej, którzy w wykopie pod jednym z budynków znaleźli niemiecki bunkier. Dziś można go zobaczyć w muzeum. Ostatnio wygrzebaliśmy kartoteki dokumentujące wypędzenie warszawiaków z Warszawy. Codziennie można się spodziewać czegoś nowego.
Wystawa pokazuje nie tylko samo powstanie.
Przedstawia historię Powstania Warszawskiego, począwszy od niemieckiej i sowieckiej napaści we wrześniu 1939 roku, poprzez okupację, akcję „Burza”, przygotowanie do powstania, jego wybuch i przebieg, sytuację na arenie międzynarodowej w 1944 roku, utworzenie nielegalnego, komunistycznego rządu w Lublinie, a skończywszy na losach powstańców w PRL-u.

Jednym z najważniejszych celów Muzeum Powstania Warszawskiego jest edukacja. Centrum Edukacyjne Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi lekcje muzealne z historii i języka polskiego dla uczniów i przedszkolaków.
W stałej współpracy z psychologami społecznymi staramy się tak przygotować te lekcje, aby wytłumaczyć siedmiolatkowi, czym była wojna. Unikamy zabawy replikami broni. Pokazujemy okrucieństwo wojny w sposób, który dzieci rozumieją, np. poprzez utratę swego pokoju, łóżeczka, zabawek. Nie chcemy straszyć, ale przekazać minimalną prawdę. W Sali Małego Powstańca, jasnej i kolorowej, dzieci uczą się historii, oglądając teatrzyk powstańczy czy wcielając się w rolę harcerskich listonoszy i sanitariuszek. Najmłodsi mają do dyspozycji repliki dawnych zabawek, gry planszowe i puzzle.
Ostatnio przejęliście patronat nad magicznym miejscem
- warszawskim fotoplastykonem.
30 lipca wznowiliśmy projekcje. Pokazaliśmy „Warszawę trzech pokoleń”: czyli zdjęcia naszego miasta od lat 90. XIX wieku do lat 60. XX wieku. Chcemy nie tylko się zaopiekować ponad 3 tys. zdjęć, które są w fotoplastykonie, ale stworzyć tam atrakcyjne miejsce do spotkań z historią i kulturą. Chcemy organizować wystawy, dyskusje i zajęcia edukacyjne. Fotoplastykon będzie częścią programu edukacyjnego.

Znany historyk Paweł Machewicz pisał w jednym z tekstów o Muzeum Powstania Warszawskiego: „Brakuje mi w nim refleksji nad sensem i celowością powstańczego zrywu, postawienia pytania, czy Polacy nie zapłacili zań zbyt dużej ceny. W ten sposób amputuje się niezwykle ważną część narodowej debaty toczonej po 1944 roku i na emigracji, i w - kadłubowym oczywiście kształcie - w kraju”
Tym, co mówią, że uprawiamy bohaterszczyznę, i zarzucają nam jednostronność, odpowiadam, że są to opinie ludzi, którzy nie byli w naszym muzeum. Opinia Pawła Machewicza o tyle dziwi, że był on w radzie programowej naszego muzeum. Jedna trzecia naszej ekspozycji jest poświęcona takim tematom, jak rzeź na Woli czy śmierć miasta. Z jednej strony pokazujemy, że byli piękni ludzie, którzy zostali żołnierzami z przypadku, że byli oni elitą tego miasta, mieli wielkie plany, z drugiej - cenę, jaką zapłacili, czyli zupełnie zniszczenie Warszawy, groby na ulicach. Takie obrazy można u nas zobaczyć, podobnie jak roześmiane twarze powstańców. Nie chcemy pokazywać tylko ruin i śmierci, chcemy też oddać hołd młodym ludziom. Pokazujemy zarówno tych, którzy zdecydowali o wybuchu powstania, jaki tych, którzy cierpieli w piwnicach. Trudno uchwycić pytanie o sens powstania.
Jedną z pierwszych książek, jaką wydało Muzeum Powstania Warszawskiego, dotyczyła sporu o powstanie - było to podsumowanie debaty z ostatnich kilkudziesięciu lat, pierwszy materiał pochodził z 1945 roku. Nie uciekamy od trudnych pytań, np. czy powstanie miało sens, jednak czym innym jest opis historyczny, z którym borykają się historycy, a czym innym fenomen kultury europejskiej, który fascynuje się moralnymi zwycięstwami przy całkowitych klęskach. Amerykanie mają swój Fort Abercrombie, Izraelczycy swoją Masadę, naszą wspólną opowieścią jest także śmierć 300 Spartan pod Termopilami. Te klęski są wielkie i do dziś intrygujące. Pozwalają pytać o sens, są wrośnięte w naszą kulturę wraz z pytaniem: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla idei, na ile trzeba bronić swojej ojczyzny i bliskich nam wartości. To są trudne pytania, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź, ale trzeba je stawiać.

Jak udaje się godzić pracę posła z obowiązkami dyrektora muzeum?
To kwestia organizacja pracy i biura poselskiego. Trudno jest podczas gorących dni, takich jak przygotowania do obchodów rocznicy powstania. Na pewno później wracam do domu. Z rodziną staram się bywać podczas weekendów.

Pana flirt z wielką polityką zaczął się pod koniec lat 90.
Już w liceum chodziłem do tych kawiarni, gdzie spotykali się członkowie opozycji, rozklejaliśmy plakaty na mieście. 1989 rok to był czas, gdy po raz pierwszy świadomie wziąłem udział w polityce - z perspektywy „rozklejacza” plakatów, który trzymał kciuki za swoich bohaterów. Miałem wtedy zaledwie 17 łat. Potem pracowałem w Ministerstwie Kultury, byłem radnym.

Odnajduje się Pan w polityce?
Do pewnego stopnia. Mam swoje muzeum, w którym bardziej bezpośrednio widzę rezultaty akcji, jakie podejmujemy. Natomiast w polityce zmiany są często systemowe i efektów od razu nie widać. W muzeum kilka tygodni pracujemy, jest impreza i od razu widać, czy była udana.

Pana kadencja jako dyrektora muzeum kończy się za dwa lata. Co dalej?
Zobaczymy. Dwa lata to dużo czasu, być może potrzebne będą zmiany, bo formuła się wyczerpie.
Dziękuję za rozmowę.

Świat Elit (01-09-2008)

Zobacz także

Nasz newsletter