Nie kijem, to pałką

Dzisiejszy Kaczyński schodzi między lud, kiedy trzeba otworzyć Muzeum Powstania Warszawskiego albo wziąć pod mankiet niemieckiego kanclerza.

Dzisiejszy Kaczyński schodzi między lud, kiedy trzeba otworzyć Muzeum Powstania Warszawskiego albo wziąć pod mankiet niemieckiego kanclerza..
Pod koniec lat 80. zdarzyła się zabawna historia. Dwoje znajomych z zagranicy, ze strefy dolarowej - jak się to wówczas mówiło - opowiadało mi o zapierającej dech w piersiach przygodzie. Pewnego razu zaplątali się około północy na placu Zamkowym i nie wiedzieli, jak wrócić do hotelu Forum, w którym się wówczas zatrzymali. Wtedy właśnie przyszedł im do głowy ryzykancki pomysł - wynająć któryś z pustych autobusów wracających do remizy. Jak stali, tak zatrzymali czerwony autobus z syrenką i... za dolara, z fasonem, zostali odwiezieni do hotelu. Dziwili się wówczas setnie naszej taniości i potędze dolara. I cóż to się nad Wisłą porobiło! Gdyby dziś los rzucił ich nocą na plac Zamkowy, nie tylko nie wynajęliby autobusu na nocną przejażdżkę, ale w dodatku za dolara kupiliby zaledwie jeden nocny bilet. Co jak co, ale koszty usług nam się zeuropeizowały. Wcale nie musimy się już wstydzić śmiesznie niskich cen wody, gazu i światła. Jednym słowem, jesteśmy już całą gębą na Zachodzie, a nie w żadnej, nie przymierzając, Eurazji. Jedynie pensje mamy (oczywiście, ci, co je mają) pięć do dziesięciu razy niższe. Żebyśmy się przypadkiem nie zagapili, magistrat trzyma rękę na pulsie. I już jesienią podnosi nam ceny biletów autobusowych. Na pierwszy ogień idą bilety okresowe, są bowiem nieprzyzwoicie tanie. Jeśli natomiast chodzi o bilety pojedyncze, to - jak zapewnili ludzie prezydenta Kaczyńskiego - magistrat ich nie ruszy. Ale ja was, panowie, znam! Wiosną - jak dwa i dwa jest cztery - powiecie, że trzeba podnieść opłaty za bilety pojedyncze, bo ich cena jest nieprzyzwoicie niska. Chyba że... uwaga! przestraszycie się wyborów - i wtedy nam się upiecze. Ostatnio jakiś młody człowiek z magistratu wyjaśniał tę podwyżkę kosztami budowy metra. Każda stacja kosztuje podobno miliony, ale o tym, że miasto na te stacje dostaje na tzw. krzywy ryj zrzutkę z Brukseli i budżetu państwowego, to ten jegomość od pana Kaczyńskiego nawet się nie zająknął. W socjalizmie robiono to bardziej elegancko. Komunikowano bowiem, że drożeje kiełbasa, ponieważ tanieją lokomotywy, i człowiek się radował. Lokomotywa to przecież maszyna trwała i radowała oczy długo, a kiełbasę każdy zjadł migiem i było po krzyku. W związku z podwyżką biletów tramwajowych i autobusowych niech państwo zauważą, jak ten nasz magistracki prezydent się rozwinął. Jeszcze niedawno był z niego wprost gapcio, co to nierozważnie stawał przed dziennikarzami i o wszystkim ze swadą opowiadał. Dzisiejszy Kaczyński schodzi między lud, kiedy trzeba otworzyć Muzeum Powstania Warszawskiego albo wziąć pod mankiet niemieckiego kanclerza. Kiedy natomiast chodzi o informowanie o nowych, ekonomicznie słusznych cenach biletów lub o powiedzenie, że z brukselskich pieniędzy będą nici, bo w magistracie nie kumają tabliczki mnożenia, to wtedy nasz prezydent zawsze się przytomnie zapodzieje. Wydaje się, że to taktyka prostacka i o krótkich nogach. Nieprawda. Prezydent wie, co robi, bo żeby rosło poparcie, trzeba się setnie nagłówkować. Tylko co my z tego mamy?... JANUSZ ROLICKI niezależny publicysta WAW

Zobacz także

Nasz newsletter