Niezwykła lekcja historii

Wchodząc do tego Muzeum musisz dać się wciągnąć w opowieść. I jak to w opowieści – będą momenty emocjonujące i kluczowe, ale i takie, które można opuścić bez szkody dal rozumienia treści. Spośród około 50 punktów Muzeum Pow...

.
Wchodząc do tego Muzeum musisz dać się wciągnąć w opowieść. I jak to w opowieści – będą momenty emocjonujące i kluczowe, ale i takie, które można opuścić bez szkody dal rozumienia treści. Spośród około 50 punktów Muzeum Powstania Warszawskiego wybraliśmy te – naszym zdaniem – najciekawsze, które poznać trzeba, bez których trudniej pojąć ten niezwykły zryw, ale też takie, które najsilniej działają na nasze emocje. To chyba te najbardziej interesujące miejsca, chodź można by równie dobrze powiedzieć – punkty najmocniejsze. Takie, obok których nie można przejść obojętnie.
ZADZWOŃ DO BOHATERA
Tuż za wejściem do Muzeum zobaczymy coś na kształt wielkiej budki telefoniczne. Podejdźmy, podnieśmy jedną z kilku słuchawek i wykręćmy numer zgodnie z podanym kodem. Usłyszymy opowieść o powstaniu - tych, którzy byli tam, w najgorszym czasie, gdy Warszawa się podnosiła i gdy konała. W każdej słuchawce inny przejmujący głos - „Witold Kieżun, Elżbieta Zawacka, Jerzy Kazimierz Wilgat…
POLACY, WALKA ROZPOCZĘTA
Maszyny drukarskie z epoki, takie, na których drukowano apele i odezwy. Możemy wejść do specjalnego pomieszczenia, a drukarz wydrukuje na naszych oczach i specjalnie dla nas odezwę: „Polacy! Walka zbrojna o wyzwolenie stolicy rozpoczęta (...) Trzy dni walki z okulantem przyniosły nam wielkie sukcesy taktyczne moralne. (..) Niech żyje Polska Niepodległa”
LIBERATOR
Model samolotu w skali 1:1 W centralnym punkcie Muzeum. Robi wrażenie. Te samoloty zrzucały pomoc dla powstańczej Warszawy. Przy okazji warto zapoznać się z historią tragicznego lotu, który zakończył się rozbiciem maszyny i śmiercią całej załogi w Nieszkowicach. Wcześniej ten samolot dokonał zrzutu żywności i broni na Placu Krasińskich.
ŻYCIE CODZIENNE
Być może dla wielu najciekawsze w Muzeum będą zbiory przedmiotów życia codziennego. Może zresztą właśnie to różni tę placówkę od innych? Gdzie indziej tylko broń i mundury, a tutaj zobaczymy, co powstańcy jedli (historia magazynów Browaru Haberbuscha i Schielego), czym jedli, co czytali, czym się bawili, zobaczymy oryginalne puszki ze zrzutów dokonywanych przez aliantów. Odwiedzimy też odtworzoną salę kina Palladium z ciasnymi drewnianymi krzesłami - a na ekranie oryginalne kroniki filmowe.
IDŹ KANAŁAMI
To chyba hit Muzeum - miejsce, które ogół zwiedzających zapewne zapamięta najdłużej. Najpierw kolektor burzowy o wysokości 2,2 m. Takimi chodzono tylko między Żoliborzem i Starówką. Bo nominalnie powstańcy i tysiące warszawiaków, którzy się ewakuowali, musieli, przedostać się kanałami o wysokości 1,7 lub nawet, 1 m. Trudno sobie wyobrazić! ale 11,5 tys. osób ewakuowało się kanałami ze Starego Miasta! Możemy wziąć latarkę z epoki, i z żółtym światłem przed sobą podążać kanałami. Ogromne przeżycie.
KOCHANA CIOCIU, WSZYSCY ŻYJEMY
Ogromne wrażenie robi miejsce pamięci z zaaranżowanymi grobami powstańców. To ważne miejsce, to tutaj niektóre wycieczki szkolne zostawiają karteczki z kilkoma zdaniami na temat wagi bohaterstwa i patriotyzmu. Dramatyzmu dodaje pobliska część Muzeum poświęcona poczcie powstańczej. W tym list: „Kochana Mamusiu. Jestem w szpitalu już po operacji. Dostać się do Ciebie nie mogę” Albo: „Czy, nie może mnie pani poinformować, co się dzieje z Jurkiem? Lub „Kochana Ciociu. Wszyscy żyjemy”.
RZEŹ WOLI
To pierwsze z najbardziej wstrząsających miejsc Muzeum. Na miot, a w nim dokumentacja rzezi Woli dokonanej między 5 a 7 sierpnia. Są świadectwa ludzi, którzy ocaleli, są protokoły ekshumacji zwłok. Tę znalezione na Wolskiej, tamte na Karolkowej.
SZPITAL POWSTAŃCZY
Próba odtworzenia sali szpitalnej. Nie było warunków i skomplikowanej aparatury, a mimo to udawało się uratować wiele istnień ludzkich. Zobaczymy oryginalne instrumenty lekarskie i film z niekiedy drastycznymi scenami. Tak strasznie wtedy było. Z tą salą wiążą się inne gabloty - te o bohaterach, którzy umierali w szpitalach. M.in. wstrząsająca opowieść o listonoszu Harcerskiej Poczty Polowej Bolesławie Janie Gepnerze - trzynastolatku, który umarł w szpitaliku na Politechnice Warszawskiej.
Lubię zaskakujące miejsca
Rozmowa z Janem Ołdakowskim dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego.
DZIENNIK ZACHODNI: Panie dyrektorze, kapcie i gabloty to już za mało, by zainteresować zwiedzających. Mam wrażenie, że w pańskim muzeum dobrze to zrozumieliście.
JAN OŁDAKOWSKI: Chcieliśmy, żeby to było Muzeum nowoczesne. Nowoczesność polega na tym, że od razu uznaliśmy, iż najważniejszy jest odbiorca. Zrezygnowaliśmy z myślenia dorobkiem branży, pewnym kanonem akademicko-branżowym. Założyliśmy, że jeżeli samorząd ma wydać 50 milionów złotych na budowanie nowej placówki, to ma to być miejsce - żywe, takie, które opowiada historię adresowaną do konkretnego odbiorcy i równocześnie wywołuje emocje. Chcieliśmy zrobić wszystko, by działać przeciwko stereotypowi Muzeum.
DZ: Stereotypowi, czyli Muzeum nudy - pustego miejsca, pełnego podobnych gablot, po którym ludzie snują się W kapciach?
JO: Tak. Au nas nie trzeba zakładać kapci i nie ma w zasadzie klasycznych gablot. Przestrzeń Muzeum potraktowaliśmy jako element komunikatu, który wysyłamy do zwiedzających. Niektóre miejsca są jak z galerii sztuki nowoczesnej. Uznaliśmy, że forma plastyczna też coś może komunikować.
DZ: No to powiedzmy, co jest w Muzeum najbardziej godne uwagi.
JO: Nie mam zdecydowanie ulubionych miejsc, na pewno warto tu być by dać się wciągnąć w pewną historię, jaka z każdym krokiem po Muzeum jest nam opowiadana. Lubię miejsca zaskakujące, miejsca nie do końca odkryte, takie, na które zwiedzający wpada i dziwi się, że je odkrył. Ich jest tutaj dużo. Niektóre takie miejsca nie są zaznaczone na planach, po to, by widz sam je znalazł. Młody człowiek może poczuć się jak w swoim świecie - świecie gier komputerowych. Gość powinien wyjść z tego Muzeum w przekonaniu, że skończył etap, ale nie wszystkie jeszcze schowki otworzył. Powinien chcieć tutaj wrócić jeszcze raz.
DZ: Konkretnie co to za miejsca? Bo na ogół mówimy o modelu Liberatora W skali 1:1 albo kanale, przez który można przejść.
JO: A ja myślę na przykład o pewnym punkcie zaraz przy wejściu. Jest tam przykryty szybą właz kanałowy. Jak się do niego zajrzy, zobaczyć można film, na którym widać powstańców przemykających podziemnymi korytarzami. Gość musi to znaleźć. Może się poczuć, jakby pod ziemią toczyło się powstanie. Chodzi właśnie o takie wrażenie.
DZ: A mnie zafascynowały przedmioty codziennego użytku...
JO: Zboże jest prawdziwe, choć oczywiście nie jest z epoki, ale bandaże są prawdziwe, pochodzące z powstania, podobnie instrumenty chirurgiczne używane w szpitalach.
DZ: Sporo tych rzeczy dostaliście od ludzi, którzy odpowiedzieli na wasz apel i przynosili pamiątki.
JO: To prawda. Część eksponatów była zebrana wcześniej przez Muzeum Historyczne Warszawy. To duża część kolekcji broni i umundurowania. Rzeczy związane z życiem codziennym trafiały w ramach zbiórki bezpośrednio do nas. Takich rzeczy nadal dostajemy wiele.
DZ: A kto wpadł na pomysł wybudowania kanału, do którego każdy może wejść i tym samym poczuć się jak powstaniec?
JO: Uważaliśmy, że kanał musi być, bo ludzie tego oczekują. Na drugim piętrze mamy kolektor burzowy, ale tak naprawdę powstańcy poruszali się głównie kanałami węższymi, tymi, który mamy na dole.
DZ: A te latarki, które dostają zwiedzający? To też z epoki?
JO: To rzeczywiście stare latarki, które masowo skupujemy na targach staroci. Myślę, że wiele w tym segmencie rynku antykwarycznego zepsuliśmy... Kilka tysięcy latarek wykupiliśmy w całej Polsce. Chyba znacząco podbiliśmy cenę przedwojennych latarek w naszym kraju...
DZ: Po dwóch latach działania Muzeum może pan powiedzieć, że to sukces?
JO: Na pewno. Odwiedziło nas 700 tysięcy ludzi. To dobry wynik, choć nie rekord polskiego muzealnictwa. Nie możemy się jednak równać z Wieliczką, Wawelem, Zamkiem Królewskim. Czasami grupy szkolne oczekują nawet pół roku na wejście do Muzeum. Przyjmujemy 26 grup dziennie. 60 procent zwiedzających Muzeum to młodzi ludzie przed trzydziestką.

Dziennik Zachodni Dodatek (01-08-2006)

Zobacz także

Nasz newsletter