1 sierpnia trafi do sklepów „Powstanie Warszawskie” grupy Lao Che - DVD z zapisem dwóch rewelacyjnych koncertów 1 sierpnia do sklepów trafi DVD zespołu Lao Che z zapisem dwóch warszawskich koncertów. Płocka kapela zamyka nim ̶...
.
1 sierpnia trafi do sklepów „Powstanie Warszawskie” grupy Lao Che - DVD z zapisem dwóch rewelacyjnych koncertów
1 sierpnia do sklepów trafi DVD zespołu Lao Che z zapisem dwóch warszawskich koncertów. Płocka kapela zamyka nim „powstańczy” rozdział swojej kariery i szykuje się do pracy nad nowym materiałem. Nie wiadomo jednak, czy nagra go w tym samym składzie.
Pierwszy zarejestrowany występ odbył się w czerwcu 2005 r., w niezwykłej scenerii parku Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego. Przyszło kilka tysięcy ludzi, wśród nich nie zało samych powstańców. „Nie spodziewaliśmy się tłumu i strasznie się denerwowaliśmy. Dlatego lepszy wydaje nam się drugi koncert” — tłumaczy zespól. Nagrano go wiosną 2006 r. w warszawskim klubie Proxima.
- Ośmieleni dobrym przyjęciem nauczyliśmy się grać cały materiał ostrzej niż na płycie. Poza tym to był ostatni taki koncert w Warszawie. Ludzie oczekują od nas ogromnej dawki emocji, ale tego nie da się powtarzać w nieskończoność — mówią członkowie Lao Che.
Nim płocczanie wydali „Powstanie Warszawskie”, znani byli tylko fanom ciężkiej, mrocznej muzyki. Piosenek z debiutanckiej płyty „Gusła” nie można było usłyszeć w radiu. A kolejny album, wydany pól roku po obchodach 60. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, wydawał się koniunkturalną zagrywką.
„W rzeczywistości materiał był gotowy rok wcześniej. Wstrzymaliśmy się z premierą właśnie dlatego, że nie chcieliśmy podłączać się pod rocznicę. Nie wiedzieliśmy, że potem ruszy fala zainteresowania powstaniem, która porwie również nas” —tłumaczy Hubert „Spięty” Dobaczewski, wokalista i autor tekstów Lao Che.
Pomysł zrodził się w 200lr. Zafascynowany historią walczącej Warszawy Denat (Mariusz Denst, obsługujący na koncertach stare radia, które w Lao Che zastępują sampler) zaproponował, by nagrać płytę o sierpniowym zrywie.
„Na początku praca wyglądała tak, że siadaliśmy w sali prób i gadaliśmy. Denat opowiadał o powstaniu, a my staraliśmy się opisać, jak powinna brzmieć muzyka, która to odda. On chciał, by była to kronika walk, ale pisząc tekst dodałem do tego emocje pojedynczego żołnierza” - wspomina Spięty.
Pewni byli jednego: nie będą robić laurki ani stawiać nikogo do nudnego apelu. To miała być ostra, punkrockowa płyta, bez patosu i zadęcia. „Powstańcy nie byli ludźmi z obrazka, tylko zwykłymi chłopakami. Niektórzy wyszli do walki prosto z pracy. Czasem wyobrażam sobie, że dziś w Warszawie wybucha wojna i ze wszystkich szklanych biurowców wychodzą ludzie w garniturach z biało-czerwonymi opaskami na ramieniu. I zamiast do Śródmieścia, przebijają się do jakiegoś supermarketu” - mówi Spięty.
Scenariusz spisali w kilku grubych zeszytach. Stworzyli spójny koncept-album, który w dziesięciu utworach opowiada historię powstańca wzorowaną na szlaku bojowym słynnego batalionu „Zośka”: zaczyna się na Woli, przez bohaterską obronę Starówki, dramatyczne przebicie do Śródmieścia, aż po smutny koniec na Czerniakowie. Muzycznie odwołali się nie tylko do swoich deathmetalowych korzeni: słychać też reggae, punki hardcore przeplatane okupacyjnymi melodiami. Do tego szorstki, miejscami wulgarny język pola walki. I emocje wyrażone na przemian parafrazami powstańczej poezji, np. Baczyńskiego i cytatami z polskiego punk rocka z lat 80.
Dla młodych ludzi płyta stała się kluczem do szkolnych lektur. Uświadomiła im, ile wspólnego miał bunt wyrażany przez te dwie, odległe od siebie generacje. Płytę docenili też sami powstańcy. „Baliśmy się ich reakcji, bo nasza muzyka jest ostra. Oni jednak mówili, że tak właśnie było, że Niemców się przeklinało z barykady i że sami zagraliby to jeszcze mocniej. Trafiliśmy w sedno” - podsumowuje Spięty.
Gotowym materiałem nie zainteresowała się żadna duża wytwórnia. Nie zapalił się do niego wydawca „Guseł”, firma SP Records. Ostatecznie płyta wyszła w malej oficynie Ars Mundi i sprzedała się w nakładzie 10 tys. egzemplarzy. To sporo, jak na niszowe wydawnictwo, którego nie promowały single ani teledyski. Medialny oddźwięk był jeszcze szerszy. Denat i Spięty stali się dyżurnymi patriotami młodego pokolenia, choć wcale nie widzieli się w roli autorytetów. Za nich mówiła muzyka: energia, którą zespól uwalniał na koncertach, stała się dla młodzieży namiastką zbiorowej emocji, jaką była walka z hitlerowskim okupantem. Fani z innych miast zaczęli zazdrościć warszawiakom historii, z której ci mogą być dumni. Na internetowym forum Muzeum Powstania Warszawskiego zrodził się nawet pomysł wspólnej wycieczki śladami płyty. Sięgnęli po nią także poloniści uczący o wojnie.
„To nie miał być album edukacyjny. Zrodził się z naszej introwertycznej potrzeby, a to, co się później stało, przerosło nasze oczekiwania” — twierdzi Spięty.
Ale po półtora roku od premiery sukces objawił swoje ciemne strony. Pracę nad nowym materiałem utrudnia myśl, że „Powstanie..!” rozbudziło oczekiwania. Dorównać tej płycie nawet nie próbują Przygotowali już pięć kompozycji stylistycznie odbiegających od ostrych brzmień. Szukają inspiracji w muzyce latynoamerykańskiej oraz w jazzie, choć nie chcą już mieszać gatunków. Na razie nie mają tekstów. Zespól nie narzuca też sobie jednego tematu, choć wcześniej planowali, że trzecia płyta zwieńczy polski tryptyk. Teraz nie myślą o kolejnym koncept-albumie.
W dodatku drużynie z Płocka grozi poważne osłabienie. O odejściu myśli Denat, o którym koledzy mówią: „nie śpiewa, nie gra na żadnym instrumencie, ale to on jest spiritus movens Lao Che”. Trudno wyobrazić sobie drużynę bez kapitana. We wrześniu Denatowi, który ma już 4-letnią córkę, urodzą się bliźniaki. Koledzy nie mają żalu, choć przyznają, że trudno im wyobrazić sobie pracę nad płytą bez jego wsparcia.
Zapis wideo nigdy nie odda w pełni atmosfery koncertu. Ale może się do tego zbliżyć i tak bez wątpienia jest w przypadku tej płyty. Piszę to z czystym sumieniem, bo oba utrwalone na DVD koncerty Lao Che widziałem na żywo. Pierwszy odbył się 19 czerwca 2005 roku. W Warszawie trwała „Noc muzeów” — do Muzeum Powstania Warszawskiego przyszło wtedy ponad 7tys. ludzi. Muzycy przyznają dziś, że tłum strasznie ich stremował. Nie są zadowoleni z nagranego występu. Co innego publiczność — ta przeżyła tego wieczora coś niesamowitego, trudnego do nazwania. Coś, czego doświadczyć można tylko w tłumie: poczucie siły, jedności i dumy. Kilka miesięcy później koncert pokazano w TVP. Niestety, skrócony do 25 minut - tylko tyle telewizja udostępniła także na DVD. Trzeba jednak oddać honor realizatorom, którzy połączyli koncertowy materiał z archiwalnymi filmami kręconymi w 1944 r., w wałczącej stolicy. Efekt jest niemal tak porażający, jak kilka tysięcy młodych ludzi krzyczących „Batalion Zośka, oj!” pod Murem Pamięci.
Ponieważ 25 minut to za mało na DVD, zespół zdecydował się nagrać jeszcze jeden występ. 19 marca 2006 r. grupa Lao Che zagrała w warszawskiej Proximie. Muzycy bogatsi o kilkanaście koncertów byli pewniejsi, ograni i osłuchani z własnym brzmieniem. Wiedzieli, jak reaguje publiczność, a przy tym mieli legitymację do gnania ostro udzieloną przez samych powstańców zachwyconych płytą i tym, że ściąga ona młodzież do Muzeum Powstania Warszawskiego. Zagrali bez kompromisów Tym razem materiał wideo jest oszczędny — bez dodatków. Sam zapis koncertu, zapewne ostatniego takiego w stolicy. Zespół zapowiada, że nie będzie rozmieniał na drobne energii, którą udało się wytworzyć wspólnie z warszawską publicznością.
Kto nie miał okazji uczestniczyć w tym zbiorowym przeżyciu, jest uboższy. Na pocieszenie zostaje wydane przez Muzeum DVD, bliskie ideału i oddające atmosferę tych niezwykłych koncertów.
Dziennik Polska Europa Świat (25-07-2006)