Aleksander Małecki „Alek”

Archiwum Historii Mówionej

Aleksander Małecki, urodzony 19 listopada 1919 roku w Falencicach. Pseudonim „Alek”.Stopień w czasie Powstania Warszawskiego – kapral.Zgrupowanie „Chrobry I”.

  • Co pan robił przed wybuchem wojny, przed 1939 rokiem? Gdzie pan mieszkał ?

Przed wybuchem wojny pracowałem w Centralnych Warsztatach Samochodów Miejskich na Żoliborzu, na Włościańskiej.

  • Czy mieszkał pan w Warszawie ?

Cały czas mieszkałem w Warszawie, na ulicy Raszyńskiej.

  • Jak pan zapamiętał wybuch wojny?

Byłem wtedy w Straży Obywatelskiej, powstałej po wyjściu policji z miasta. Zapamiętałem, że Niemcy atakowali Grójecką od ulicy Opaczewskiej. Zdobyli wtedy akademik na Grójeckiej.

  • Jakie funkcje pełnił pan w Straży Obywatelskiej?

Byłem zwykłym członkiem Straży, mieliśmy patrole, dbaliśmy o bezpieczeństwo.Dla przykładu – kiedy przy piekarni wydawali chleb i były kolejki, to my tam byliśmy. Kopaliśmy też doły i chowaliśmy nieboszczyków.

  • Czy były tam jakieś dyżury ?

Były, dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale część z tego rano, część po obiedzie...

  • Ale nocował pan w domu ?

Zazwyczaj nocowałem w domu, ale gdy miałem dyżur w nocy, to spałem w komisariacie na ulicy Grójeckiej 24, tam właśnie była siedziba Straży Obywatelskiej.

  • Dużo tam było osób ?

Sporo, ale tego już dokładnie nie pamiętam, bo to był urywek... W każdym razie zgłosiłem się i zostałem.

  • Uczestniczył pan w obronie Warszawy jako ochotnik ?

Ja nie wiem, czy to była obrona Warszawy. W każdym razie byłem w Straży Obywatelskiej, bo nie było policji. Jak policja uciekła, to ktoś musiał być, zatem wojsko zrobiło Straż Obywatelską. Wojsko miało przecież inne zadanie, nie mogło pełnić obowiązków policji.

  • Policja uciekła, tak ?

Tak. Policja „granatowa” uciekła.

  • Jak zapamiętał pan lata okupacji, po wkroczeniu Niemców? Czy nadal pan pracował w Warsztatach Samochodowych ?

Nie, nie pracowałem. Jak Niemcy weszli, to pracowałem już w Zakładach Lotniczych „Junkers” na Okęciu.

  • Czy Pana pensja wystarczała, żeby przeżyć w czasie okupacji ?

Tak, wystarczała.

  • Czy miał pan rodzeństwo ?

Miałem brata i siostrę, oboje młodsi, ja byłem najstarszy. Siostry miały na imię Maria i Halina, a brat – Henryk, był nawet ze mną w Powstaniu.

  • Czy działał pan w konspiracji ?

Tak., jeszcze, kiedy był Związek Walki Zbrojnej, pracowaliśmy w wywiadzie. To był chyba „Antyk”, czy jakoś tak się nazywał. Dostawaliśmy małe karteczki, na których było napisane, kogo mamy sprawdzić. Chodziliśmy wtedy tam, gdzie ta osoba mieszkała, pytaliśmy dozorcy: „Kto to jest? Czy u niego ktoś bywa? Kiedy przychodzi? Czy ma ludzi?”. Zbieraliśmy takie wiadomości. Ale tylko ze trzy razy miałem taki wywiad, bo potem ten, który nas w to wprowadził, został powieszony na Okęciu. A była nas piątka – tylko w pięcioro się znaliśmy, ale po jego śmierci nasz kontakt się urwał.

  • Pamięta pan jak on się nazywał ?

Zygmunt Piłatowski, chyba.

  • Czy w tej „piątce”, z którą pan chodził na wywiady, byli Pana koledzy z podwórka, z pracy ?

Nie. To on przydzielał mi i ludzi, i zlecenia.

  • Skąd pan znał człowieka, który pana wprowadził ?

Pracowałem razem z nim na Okęciu.

  • Składał pan przysięgę ?

Tak, składaliśmy przysięgę.

  • Czy to było w mieszkaniu prywatnym ?

Nie, to miało miejsce gdzieś na polu. Nie pamiętam już… Wyjechaliśmy gdzieś. To był rok 1942.

  • Czy Pana brat też był w konspiracji ?

Mój brat nie był w konspiracji, tylko od razu poszedł ze mną do Powstania. Brałem ślub pierwszego dnia Powstania i przyszli do mnie koledzy, żeby zawiadomić, że to tym razem już. Bo wcześniej raz miało być, drugi raz i trzeci…Wtedy z bratem wyszedłem i już więcej do domu nie wróciłem.

  • To znaczy, że miał pan kontakty z konspiracją?

Miałem, oni nas przecież uczyli, co mamy robić. Na początku mieliśmy mieć miotacze ognia i stać na ulicy Wolskiej, jak Niemcy będą atakowali czołgami – bo takie były przewidywania. Ale potem nas przerzucili gdzieś i z miotaczami nie mieliśmy nic do czynienia.

  • Czy na ćwiczenia wyjeżdżaliście gdzieś poza Warszawę, czy odbywały się one w mieszkaniach prywatnych ?

Wszystko było w mieście.

  • I miał pan wyznaczony termin ślubu na pierwszego sierpnia ?

Nie miałem wyznaczonego terminu, sam szybko chciałem go wziąć, bo wiedziałem, że za trzecim razem wybuchnie Powstanie. Żona nagliła i poszedłem do kardynała Krakowskiego, chyba tak się nazywał, do kurii biskupiej, bo ksiądz nam nie chciał dać ślubu. A on tylko przyłożył pieczęć i ślub się odbył bez żadnych zapowiedzi.

  • A gdzie się odbył ślub ?

W kościele św. Jakuba na ulicy Grójeckiej.

  • O której godzinie ?

O jedenastej braliśmy ślub.

  • Odbywało się potem jakieś przyjęcie ?

Potem około pierwszej, drugiej, przyszli po mnie do stołu weselnego, żebym się stawił.

  • A co żona na to ?

Żona wiedziała, że pójdę.

  • I dlatego tak przynaglała, żeby jak najszybciej wziąć ślub ?

Tak.

  • I wtedy wyszedł pan razem z bratem ?

Tak, wtedy wyszliśmy razem i on był już potem w naszym oddziale.

  • A czy brat żyje ?

Nie, brat już umarł.

  • Ile miał wtedy lat ?

Ja miałem dwadzieścia pięć, a on był sześć lat młodszy, czyli miał dziewiętnaście.

  • Jaki miał pseudonim ?

„Lotnik”.

  • Dostał pan zawiadomienie, że musi się pan stawić pierwszego sierpnia – gdzie ?

Na ulicę Żelazną róg Złotej, tam była stolarnia. Do tej właśnie stolarni dwa dni wcześniej już znieśliśmy prowiant, chleb. Bo już się spodziewaliśmy…Za pierwszym i drugim razem, to widocznie były alarmy próbne. Chodziło o to, by wiedzieć, czy się wszyscy zbiorą.

  • Czy wszyscy dotarli na zbiórkę pierwszego sierpnia ?

Nie pamiętam, czy wszyscy. Nie znałem przecież wszystkich.

  • A czy był pan jakoś uzbrojony ? W pistolet, karabin, granat ?

Nie. Na początku nic nie było. Na początku były jedynie butelki z benzyną, dopiero jakieś sześć dni później Amerykanie zrzucili zrzut na Pola Mokotowskie… I mieliśmy później Thompsony. Thompsona brało się, jak się szło na akcję, a jak się wracało, to brał go następny. Bo z bronią było ciężko.

  • Jak pan zapamiętał pierwsze dni Powstania ? Gdzie pan walczył ?

Na ulicy Żelaznej. W rejonie Żelaznej, Pańskiej, Grzybowskiej…

  • A gdzie mieliście noclegi ?

Nocleg mieliśmy na Pańskiej 88 albo 87. Nie pamiętam już…

  • I całe Powstanie był pan na Żelaznej ?

Nie, nie cały czas. Byłem na terenie całego Śródmieścia. Wszędzie. Piętnastego sierpnia zostałem ranny na barykadzie, róg Waliców i Grzybowskiej chyba. Niemcy z ulicy Krochmalnej i Wolskiej nacierali, a my broniliśmy tej barykady - wtedy zostałem raniony w nogę i zabrano mnie do szpitala na ulicę Śliską. Po paru dniach szpital został zbombardowany, więc zabrali mnie znowu na kwaterę na Pańską. Potem przenieśli mnie na ulicę Konopczyńskiego, na Powiśle. Tam było pomieszczenie dwa i pół metra pod ziemią, olbrzymi schron był.

  • Czy zanieśli Pana na noszach ?

Tak. Zanieśli mnie na noszach. Potem jak Powiśle zdobyli, Austriacy weszli do nas. Nawet byli dosyć przyjemni, bo i szampana dali…

  • I na Powiślu leżał pan w szpitalu ?

To nie był szpital. To był duży schron, ale łóżka były szpitalne. Jak wojska austriackie miały wejść, oddaliśmy wszyscy legitymacje przełożonej tego szpitala, księżnej Czartoryskiej chyba, a im powiedzieliśmy, że tu tylko cywile leżą. I oni nam dali tego szampana, chyba pierwszy raz w życiu wtedy piłem szampana.

  • Austriacy poczęstowali was szampanem ?

Tak. Byli w mundurach niemieckich, ale to byli Austriacy.Potem nas przewieźli stamtąd na Uniwersytet Warszawski. Wszyscy leżeli pokotem w auli. A stamtąd wywieźli nas samochodami do Milanówka, do szpitala. Tam nas puścili i już byliśmy wolni.

  • Czy wie pan, dlaczego pańscy koledzy przenieśli pana na Powiśle, a nie do innego szpitala w Śródmieściu ?

W Śródmieściu nie było chyba szpitala. Nie wiem zresztą, dlaczego mnie tam przenieśli. Widocznie taki rozkaz mieli.

  • A Pana brat został z oddziałem ?

Tak. Brat został z oddziałem do końca – do drugiego września, o ile pamiętam.

  • A część pana kolegów z oddziału przeszła na Starówkę ?

Część przeszła na Starówkę, a część u nas została. My właśnie byliśmy zgrupowaniem „Chrobry I”, a działaliśmy na terenie „Chrobrego II”.

  • Nie chciał pan się przeprawić z kolegami na Starówkę, do reszty oddziału ? Bo część oddziału została tam, a część przeszła…

Na początku, pierwszego czy drugiego dnia Powstania, w nocy zrobili zbiórkę i wymarsz na Starówkę. Za jakiś czas powiedzieli, że część oddziału pójdzie, a część zostanie. Nie wiem, czy nie było lokalizacji, żeby się zatrzymać ? Ja przecież nie miałem wpływu na to, co myślą dowódcy.

  • Ale pan próbował się przebić z kolegami na Stare Miasto ?

Tak, chodziliśmy na przełaj na Starówkę, kiedy jeszcze nie była zdobyta Hala Mirowska. Byłem tam raz. Ale jak chcieliśmy przedostać się drugi raz, to już nie można było przejść. Hala Mirowska była takim zbiorowiskiem, w jej magazynach było dużo wódki i kto poszedł, to brał tę wódkę. Potem była pilnowana. A potem już ją Niemcy przejęli.

  • Jak dowództwo dowiedziało się, że tam jest tyle alkoholu, to potem było pilnowane, tak ?

Tak. Już nie puszczali tam.

  • Jak było z wyżywieniem w czasie Powstania Warszawskiego ?

Jakoś było. Gotowali nam obiady. Była pani Zosia, nasza sanitariuszka, i ona rządziła kuchnią. Nie pamiętam już, co jedliśmy. Wiem, że dostawaliśmy obiady i na śniadanie też coś musiało być…

  • Jadł pan koninę ?

Tak. Jedliśmy koninę, bo dużo było zabitych koni.

  • Jakie jest pana najgorsze wspomnienie z Powstania Warszawskiego ?

Nie wiem.

  • Może śmierć jakiegoś kolegi ?

To było na porządku dziennym. Tym już się specjalnie nikt nie martwił. Zabili, zakopali – i to było wszystko. Nie wiem, jakie było moje najgorsze wspomnienie. Chyba jak wychodziłem…Nie wiem. Teraz naprawdę nie wiem…

  • Jakie były kontakty z ludnością cywilną?

Kontakty były dobre, bo byliśmy razem z nimi przecież. Oni mieszkali w tych domach, w których i my mieszkaliśmy. Na każdym kroku z mieliśmy do czynienia z cywilami.

  • Czy była między wami solidarność ?

Tak, była solidarność. Oni nam pomagali, co kto miał, to przyniósł do jedzenia…

  • Czy na Powiślu miał pan kontakt z Rosjanami czy z berlingowcami ?

Nie. Tam byliśmy przecież krótko. Potem do Milanówka nas wywieźli...

  • Później, po Milanówku, jakie były pana dalsze losy ?

Zacząłem szukać żony… Mieszkała nad Pilicą. Kolega mój, który miał rodzinę koło Grójca, w Knurowie, mówi: „Chodź, pójdziemy tam”. Trochę wozem jechaliśmy, trochę na piechotę – jak się trafiło. Pojechałem do niego, do Knurowa, pobyłem ze dwa dni. To już było blisko do miejscowości, gdzie żona miała rodzinę. I ciuchcią, która jeździła do Nowego Miasta, pojechałem tam. Patrzę – nikogo nie ma… Zostawiłem karteczkę, gdzie będę. Też na wsi, tylko pod Tarczynem. Mieliśmy tam znajomych, nie wiem, czy ojca czy matki. Pojechałem do nich i siedziałem, aż przyszedł brat mojej żony. Pojechaliśmy do Warszawy. Zamieszkaliśmy we Włochach, u drugiego brata. W RGO – Radzie Głównej Opiekuńczej dowiedzieliśmy się, gdzie wyjechała rodzina żony. Wyjechali do wsi Zawady koło Łowicza. Tam mieszkaliśmy. Musiałem chodzić na roboty. Potem obwieszczono, że kto ma rodzinę w Niemczech, to może pojechać w ramach łączenia się. A ja w międzyczasie dowiedziałem się, że moja żona jest w Niemczech, na wsi. Poszedłem, powiedziałem, że jestem rolnikiem i dostałem skierowanie. Pojechałem do Berlina. Potem z Berlina dali mi też przepustkę, do żony. Pobyłem tam tylko dwa miesiące i Rosjanie weszli, zabrali mnie na furę i zawieźli do Warszawy.

  • A pana siostry ? Rodzina została wypędzona z Warszawy, bo mieszkała na Ochocie, tak ?

Tak, na ulicy Zielnej. Wywieźli ich do Pruszkowa. Potem część rodziny tam została... Matka, ojciec i siostra zostali, a tych młodych z „Zieleniaka” od razu zabrali na transport do Niemiec.

  • A pana brat ?

Mój brat do samego końca był w Powstaniu. Potem trafił do obozu, a następnie pojechał do Anglii, tam był Polski Korpus Rozmieszczenia i Przysposobienia. Siedział tam sześć czy siedem lat. Wrócił, kiedy inni zaczęli stamtąd wracać.

  • Czy miał pan problemy z władzą przez to, że brał pan udział w Powstaniu Warszawskim ?

Jeszcze jakie!

  • Wzywali Pana na przesłuchania ?

Nie. Ponieważ kiedy była likwidacja Armii Krajowej, to ja się zgłosiłem i potem miałem spokój. Był pułkownik „Radosław” w komisji, ale miałem później problemy z pracą.

  • To znaczy ?

Zwalniali mnie. Pracowałem w „Locie”, w Gdańsku byłem, już miałem wrócić do Warszawy – zwolnienie. Do Głównego Instytutu Lotnictwa chciałem iść – „Proszę bardzo” – przyjmą mnie. Napisałem życiorys – i nie ma etatów. Spotkałem kolegę i dał mi robotę w Centralnym Zarządzie Mechanizacji Budownictwa. Nie napisałem, że byłem w AK. Za dwa dni kolega przyszedł do mnie… „Zna pan porucznika Kordę ?” - „Znam.” – „To dlaczego pan nie napisał, że był pan w AK?” – Ja mówię: „Bo tu chciałem, tu chciałem…wszędzie mnie zwalniali. To co miałem robić?” I tam też mnie zwolnili. Mogłem tylko pracować w budownictwie.

  • A pana brat? Czy też miał problemy, jak wrócił do Polski ?

Nie. Nie miał żadnych problemów. Tylko ja miałem problemy z pracą. Nie tam, gdzie chciałem pracować, tylko tam, gdzie mogłem.

  • Zna pan panią Danutę Gałkową „Blondynkę” ?

Tak, znam.

  • Poznał pan ją w czasie Powstania Warszawskiego ?

Tak. W czasie Powstania. Po Powstaniu też ją gdzieś widziałem na Nowym Świecie. Miała u nas chłopaka. Nazywał się „Elegant”. Potem mu nogę obcięło. „Blondynka” tak. „Blondynka”, Zosia, Basia… już wszystkich nie pamiętam.

  • One na początku, na Żelaznej były sanitariuszkami, tak ?

Tak. One nie przeszły na Starówkę, tylko zostały z nami.

  • Pytanie na zakończenie tego wywiadu, czy gdyby Powstanie miało wybuchnąć jeszcze raz, to poszedłby pan ?

Jakbym miał tyle lat, co miałem, to bym poszedł. Bo teraz to bym nawet nie mógł iść. Patriotyzm wtedy przemawiał...

  • Czy uważa pan, że to Powstanie było potrzebne ?

Uważam, że nie. Nic nie dało. Miasto zniszczone, tylu ludzi pozabijanych…

  • Ale mimo wszystko, mając dwadzieścia pięć lat poszedłby pan, za Polskę ?

Poszedłbym.
Warszawa, 22 grudnia 2005 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama
Aleksander Małecki Pseudonim: „Alek” Stopień: kapral Formacja: Batalion „Chrobry I” Dzielnica: Śródmieście Północne Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter