Bronisława Mikita

Archiwum Historii Mówionej

Jestem Bronisława Kociniak. Straciłam męża w trzydziestym dziewiątym roku na froncie.

  • Proszę na początku opowiedzieć o swojej rodzinie. Kim byli pani rodzice, gdzie pani mieszkała, czy miała pani rodzeństwo?

W rodzinie mieszkałam na Zwierzynieckiej 9, to jest od Czerniakowskiej. Było nas siedmioro w domu, dwóch braci i pięć sióstr. Ja byłam najstarsza, byłam z osiemnastego roku. Brat jeden był z jedenastego, drugi czternastego. Obaj bracia brali udział w Powstaniu. Ja byłam najstarsza z pięciu sióstr. Jedna została siostra złapana w Warszawie i została wywieziona na roboty. Jedna, osiemnastoletnia, została zabita za ojcem. Czołg chodził i z pocisku ojcu urwało obie nogi i siostra, osiemnaście lat, koło ojca została zabita. Bracia zginęli w Powstaniu.

  • Kim byli pani rodzice?

Ojciec mój pracował na Filtrach, przy kanalizacji. Mama zajmowała się domem i dziećmi.

  • Gdzie pani chodziła do szkoły?

Na Czerniakowską. Była tam wybudowana nowa szkoła pod imieniem Józefa Piłsudskiego. Nosiłam na berecie „JP” znaczek, kiedy chodziłam do szkoły. Skończyłam szkołę podstawową.

  • A później?

Później w trzydziestym siódmym roku wyszłam za mąż, za Stanisława Kociniaka, który został powołany do wojska trzydziestego dziewiątego roku w styczniu. Został powołany w styczniu, w trzydziestym dziewiątym roku.

  • A kim był z wykształcenia pani mąż?

Ślusarzem. To niedokładnie to było, ale nie mam innego powiedzenia, bo to był krótki czas i nie mam innego, takie co zapamiętałam.

  • Pani mąż został powołany w trzydziestym dziewiątym roku.

W marcu został powołany do wojska... [Właściwie] nie w marcu, pomyliłam, w styczniu został zabrany. W marcu miał przysięgę, do którego pojechałam. Był w Zegrzu. Został powołany – Zegrze, powołany Stanisław Kociniak 1. batalion łączności w Zegrzu, 3. kompania. Odbywał służbę w Zegrzu.

  • Co się z nim działo w trakcie...

Przysięgę miał w marcu. Ja pojechałam na przysięgę do niego i [niezrozumiałe], że będzie wojna. I zaśpiewał mi jeszcze tango, żebym nie płakała, bo on na pewno wróci. Wróciłam do dziecka, bo miałam pięciomiesięczne dziecko, [które] zostawiłam u mamy, więc wróciłam z bólem serca do dziecka. I więcej nic nie wiedziałam, dopytywałam się, co się dzieje, bo już wracają, kiedy Niemcy napadli w piątek, 1 września. Więc nie wiedziałam, co się stało, gdzie jest. Dowiedziałam się, bo koledzy wrócili, mówili, że został ranny. Więc zostawiłam dziecko u mamy i wyjechałam do Lublina, bo powiedziano mi, że został w Jastkowie ranny. Pojechałam 11 listopada do Lublina, do Czerwonego Krzyża, żeby dowiedzieć się, czy nie leży w szpitalu. W Lublinie byłam pierwsza w kolejce, bo bardzo dużo ludzi [zgłaszało się] do Czerwonego Krzyża. Odczytali mnie, że Stanisław Kociniak jest pochowany w Zamościu. Strasznie płakałam i poszłam na dworzec, żeby jechać do Zegrza, do Zamościa. I z Lublina na Zamość było osiemdziesiąt dwa kilometry. Ja szłam pieszo. Furmanka mnie dowiozła do Zamościa. Weszłam na teren, bo już miałam kartkę ze Czerwonego Krzyża i polski kapitan odczytał mi... zawołał żołnierza i powiedział: „Zaprowadź panią na grób”. Zostałam zaprowadzona na grób, a w szpitalu polowym miałam wydane dowody, metryka śmierci, że ogólne zakażenie. Kiedy się Rosja cofała, bo doszła do Bugu, wypili ze szpitala wszystkie napoje alkoholiczne. Nie mieli w szpitalu czym przemywać ran i nastąpiło ogólne zakażenie. Zmarł.

  • A jak pani pamięta wrzesień trzydziestego dziewiątego roku w Warszawie?

No, to było bardzo... Bomby rzucali... W piwnicy nosiłam pięciomiesięczne dziecko. Jeszcze wtedy nikt z rodziny nie zginął, dopiero w Powstaniu zginęli. A całe sześć lat u nich pracowałam, u Niemców, bo dostawałam deputaty, a rodzina w domu była, pięć sióstr było młodszych ode mnie, więc to lżej było w domu mamie.

  • Mieszkała pani z rodzicami?

Mieszkałam z rodzicami i z dzieckiem.

  • Czym się pani zajmowała w czasie okupacji?

Pracowałam po rozmaitych [zajęciach], żeby tylko dostawać deputat i żeby zarobić, bo było bardzo ciężko, było bardzo ciężko. Kiedy byłam dzieckiem, za Piłsudskiego dużo lżej było żyć jak po okupacji, po wojnie.

  • Wspominała pani o pracy w gimnazjum Królowej Jadwigi.

Tak, w Soldatenheim.

  • Ale jeszcze wcześniej, kiedy to było gimnazjum, jaką funkcję pani tam pełniła?

Byłam na pomocy u rodziców. Nigdzie nie pracowałam, bo zajmowałam się dzieckiem.

  • Od kiedy pani pracowała w Soldatenheim?

Kiedy tylko wkroczyli Niemcy do Polski, potrzebowali polskich rąk do porządków. I mnie zaproponowali, więc zostawiłam dziecko i poszłam. Pracowało nas sześćdziesiąt kobiet – i sześćdziesięcioletnie, i osiemnaście lat były, młode. Więc wszystko obserwowałam w Alejach, co się działo, jak Niemcy chodzili z Frascati na aleję Szucha i wtedy były te łapanki, bo chłopcy młodzi uciekali. Wszystko do lasu, do lasu, do lasu. Bo nawet i mój brat jeden przyszedł tam się schować, bo były łapanki.

  • Jakie były warunki pracy w Soldatenheim?

Owszem, były bardzo dobre Niemki, Oberschwester takie były bardzo dobre. I dobrze się pracowało, bo tam dwóch kucharzy polskich i jeden niemiecki kucharz, tak że był ten deputat, to było bardzo dobrze. Tylko ciężko, bo od szóstej rano do dziewiątej wieczór pracowałam i miałam przepustkę wydaną, żebym mogła chodzić, żeby mnie na wywózkę nie [wzięto].

  • Miała pani jakieś konkretne zadania przydzielone czy robiła pani wszystko?

Wszystko. Byłam silna, byłam młoda, byłam pełna energii, więc robiłam wszystko i dopuszczali mnie do każdej pracy.

  • Jak wspomina pani Niemców obserwowanych właśnie z perspektywy kogoś, kto pracuje w Soldatenheim?

Owszem, kto u nich pracował, to oni nie robili krzywdy. Pracowałam do samego Powstania. Tam rzucili później [bombę] – cały gmach pierwszy jest rozbity, bo rzucili bombę. Ale przez kogo? To zdaje się, że to Rosjanie, bo oni jak nadleciały samoloty, to proszę sobie wyobrazić, że było tak oświetlone, że jak dzień, z samolotu. Więc mówili, że to rosyjskie samoloty, ale mnie trudno było wiedzieć. Nigdy się dzisiaj nie zastanawiałam.

  • Wspominała pani, że była pani w pracy, kiedy miał miejsce zamach na Kutscherę?

Tak.

  • Jak to zdarzenie wyglądało właśnie z tej perspektywy?

Były zamknięte Aleje, bo to w alei Szucha. Na Pięknej stała młoda – trudno było powiedzieć, czy to z [konspiracji] – młoda osoba, która trzymała parasolkę, i tą parasolką dawała znak, kiedy nadjechał Kutschera samochodem do Alei Ujazdowskich, właściwie aleja Szucha była. Nie wiem, czy ja dobrze...

  • Tak, tak. Proszę powiedzieć, czy ktoś w rodzinie był w konspiracji?

Dwóch braci. Obaj zginęli.

  • Czym się zajmowali w czasie okupacji?

Jeden pracował, starszy brat, z jedenastego roku, pracował u Fukiera przed wojną. Na Starym Mieście Fukier miał te winne... A drugi w trzydziestym dziewiątym roku wyjechał do Rumunii ze sztabem. Rydz-Śmigły wtedy opuszczał [kraj], opuszczali cały sztab i on na motorze był. Wrócił dopiero za okupacji z Rumunii. Wyjechał ze sztabem.

  • Gdzie pracowały pani siostry, co się z nimi działo w czasie okupacji?

Ja całą okupację pracowałam tam w Soldatenheim. Tego dnia kiedy wybuchło Powstanie, ja nie wiedząc... Ja wiedziałam, że będzie Powstanie, ale nie wiedziałam, że tego dnia, i jeszcze rano poszłam do pracy i Niemcy już nie wpuszczali. Powiedzieli, że nie ma pracy, bo idzie Rosja. Wróciłam do domu, do małej, bo zostawiłam ją (mieszkałam już na Sieleckiej), i odpoczywałam, byłam zadowolona, że przyszłam do domu. A o godzinie piątej nastąpiła ta godzina „W”. Ja z dzieckiem wtedy byłam na Sieleckiej.

  • Czy pani młodsze siostry uczyły się w czasie okupacji?

Tak, tak, tak. Do szkoły wszystkie chodziły.
  • Jak pani pamięta godzinę „W”?

No, bardzo źle. Siedziała u mnie [żona?] jednego z rodziny, już nie żyje, Sulczyńsztaków, bo oni też wszyscy udział brali w Powstaniu i wpadł: „Chodź, Anielciu, chodź do domu”, bo niedaleko mieszkali teście Kociniaki. [Kuzyn] mówi: „Wiesię zabierzemy – bo moja córka miała pięć lat, miała Wiesia na imię. – Chodź, Wiesię zabierzemy do dziadków”. Kiedy nastąpiła godzina „W”, ja nie miałam Wiesi i strasznie to... [Ona była] gdzieś trzy domy dalej, na Baniowskiej. Chciałam przelecieć, żeby ją zabrać do siebie. Proszę sobie wyobrazić, że Niemcy karabiny maszynowe mieli w Łazienkach i w każdą boczną ulicę od Podchorążych nastawione były karabiny, że nie można było z ulicy na ulicę przebiec, bo wtedy oni puszczali strzały.

  • I udało się pani dotrzeć do córki?

[Udało się] dotrzeć do Wiesi. Złapałam Wiesię i byłam już z Wiesią. I przyszła moja matka, zbolała strasznie, bo ojciec mój był na mieście, w Śródmieściu, prowadził kanałami całą grupę Powstańców na Czerniaków. Otworzył właz, wyszli sami Powstańcy. Odeszli. Niemcy nadeszli, rzucili granaty w ten [kanał]. (Ojciec mój poszedł do domu na Zwierzyniecka 9 i proszę sobie wyobrazić, była siostra z moim ojcem, a mama u mnie była, bo się martwiła, że ja jestem z dzieckiem). I puścili z czołgu pocisk. Memu ojcu urwało obie nogi, a siostra moja była na miejscu zabita. Osiemnaście lat miała.

  • Pocisk trafił w budynek, jak rozumiem, tak?

Tak. Trafił w budynek, tam było więcej osób, Niemcy nie dali… Mama jak poszła, zobaczyła, strasznie rozpaczała. Niemcy nie dali mamie ani pochować... Bo mój ojciec jeszcze żył i prosił o wodę, jak krew wszystka mu płynęła, tak skończył życie. I nas już Niemcy oderwali od tych ciał, bo te ciała były zabite bliżej łąk, jak na Siekierki się idzie. I te ciała dopiero żeśmy pochowali, jak żeśmy wrócili, jak Rosja wróciła, wyzwoliła Warszawę. Dopiero, podpalili Niemcy, sam proch żeśmy zbierali. Może źle mówię…

  • Nie, nie, absolutnie. Co się potem działo z pani matką i siostrami? Przeprowadziły się do pani?

Wywieźli nas z Powstania. W trzecim tygodniu Powstania to już mama ode mnie nie chodziła i z rogu Czerskiej i Chełmskiej, bo tam schowaliśmy się do większego budynku... Bo ja na Sieleckiej mieszkałam w małym budynku i mama mówi... Ponieważ mówią, że idą Powstańcy, Niemcy uderzą na Mokotów, [więc] w tym bloku były w piwnicy. Rzeczywiście w trzecim tygodniu Powstania Niemcy wyprowadzili nas z piwnicy, całą grupę ludzi.

  • Z kim jeszcze, z jakimi ludźmi pani schroniła się w piwnicy?

Ze dwadzieścia osób nas było. I ja Wiesię za rękę i mama z najmłodszą moją siostrą, bo jedna siostra zabita, druga wywieziona do Niemiec, a te dwie były na Wawrzyszewie. Kiedy Niemcy krzyknęli: „Raus! Z piwnicy”, ustawili nas w szeregu, to ze dwadzieścia osób było... To było rano, więc zaczęli nas prowadzić przez Chełmską do Czerniakowa, przez Czerniaków do Wilanowa i tu przez Kabaty, które były wioską. Ponieważ ja byłam bardzo głodna ([właściwie] wszyscy byli głodni), zrywało się z pola pomidory, a tu, [kiedy] przez Kabaty nas prowadzili na Służew, wychodzili ludzie... Bo były takie upały, jak są teraz, w tej chwili, więc wychodzili ludzie i dawali wodę, twardą ze studni. Ja bardzo wtedy zachorowałam. Dostałam wtedy krwawą dezynterię (i moja matka) w obozie. Już nas prowadzili przez Powsin, Służew, na placu Narutowicza. Całą [okolicę] musieli okrążać, bo wtedy uderzyli na Mokotów, na park Dreszera. Zaprowadzili nas do akademika na placu Narutowicza i zapadła noc. Przenocowaliśmy noc, a rano na Dworzec Główny w pociąg. Myśmy nie wiedzieli, gdzie nas wiozą. Wywieźli nas do Pruszkowa.

  • Przepraszam, chciałbym jeszcze zapytać o te doświadczenia trzech tygodni, które pani spędziła w piwnicy domu. Jak tam wyglądała kwestia zaopatrzenia w żywność, w wodę?

Nie było. [Tylko] to, co kto miał i tylko pomidory z pola. Grzebało się, bo dawniej na polach zostawało bardzo dużo i tym się tylko wyżyło. A tak to... No, dawali, RGO, a to ćwiartkę chleba, to pomidory. I kto mógł, tak zdobywał. Ja byłam bardzo wygłodzona, dlatego zachorowałam.

  • Jak się nocowało w tej piwnicy?

W akademiku noc do pociągu przenocowaliśmy w garażach na betonie. Na Dworzec Główny już było z akademika niedaleko. I wywieźli nas wtedy do Pruszkowa. A w Pruszkowie trzy dni...

  • Dobrze, jeszcze o Pruszkowie będziemy rozmawiać. Chciałem jeszcze zapytać, czy przebywając w tej piwnicy, mieli państwo jakąś styczność z Powstańcami?

Nie. W piwnicy miałam... Znosili Powstańców rannych, nachylałam się, dawałam im wodę, a on do mnie mówi: „Pomścijcie naszą śmierć”. I patrzyłam, on oczy zamknął i umarł.

  • I w trzecim tygodniu Powstania zostali państwo zaprowadzeni do pociągów na Dworcu Głównym i potem zostali państwo wywiezieni…

Wywiezieni trzydzieści kilometrów za Częstochowę.

  • Ale najpierw zostaliście wywiezieni do Pruszkowa.

Aha, w Pruszkowie trzy dni. I tam segregowali młodych ludzi na inną stronę. Mnie szarpnął Niemiec, bo miałam dwadzieścia wtedy pięć lat, ale zobaczył, że trzymam za rękę pięcioletnią Wiesię.

  • A co się stało z pani matką?

Cały czas była ze mną. Byłam wywieziona z matką i najmłodszą siostrą. Mama zajmowała się siostrą, bo najmłodsza siostra miała czternaście lat, a ja Wiesią. I razem nas wywieźli.

  • Jak wspomina pani warunki w Pruszkowie, w obozie?

No, to tam właśnie zachorowałam bardzo, krwawą dezynterię miałam. Moja matka znalazła dwie cegły w Pruszkowie, bo trzy dni żeśmy były tam w Pruszkowie, i w garnuszku gotowała wodę. Biegła, a ja na macie leżałam w Pruszkowie kolejowym. Tą wodą gotowaną mnie wyleczyła, że za trzy dni ja wstałam na nogi i już ci Niemcy nas segregowali do wywózki. I tą wodą mnie wyleczyła...

  • Była pani w Pruszkowie może u jakiegoś lekarza czy jakiejś siostry?

Nie byłam, nie byłam nigdzie.

  • Gdzie zostały panie wywiezione?

Trzydzieści kilometrów od [Częstochowy], Złoty Potok, wieś Wiercica, Przyrów. Tam bardzo dobrze [trafiłam], byłam naznaczona do gospodarzy na wsi Wiercicy. Bardzo się mną opiekowali, pomagali, ja im pomagałam. Do wkroczenia Niemców byłam tam na wsi.

  • W jaki sposób trafiła pani akurat do tego konkretnego gospodarstwa?

To sołtys przeznaczał. Wysadzili nas trzydzieści kilometrów od Częstochowy i sołtys naznaczał do jakiego gospodarza. Mama była z siostrą u innego, a ja byłam z Wiesią u innego gospodarza. Siennik mnie napchali słomą, ja tam spałam i przychodzili chłopcy z lasu i wiedzieli, że warszawianka [jest] u tego gospodarza, wypytywali mnie się, co z Warszawą.

  • Proszę powiedzieć, w jakich warunkach tam się mieszkało?

U gospodarza dobrze. Już nie żyje, odwiedzałam ich w normalnym roku, pojechałam odwiedzić i podziękować. Opuściłam gospodarza, kiedy Rosja nadjeżdżała. Ja nie wiedziałam, że to Rosja.

  • Jeszcze chwileczkę. Chciałbym zapytać wcześniej o to, co pani robiła u gospodarza?

Tam niedaleko była fabryka, przetwórnia ziemniaków na mąkę ziemniaczaną i chętnie warszawiaków zatrudniali i tam pracowałam. Zostawiałam Wiesię u tych gospodarzy i tam chodziłam do pracy te miesiące, które byłam na wsi.

  • Co tam należało do pani zadań?

Tę mąkę pakować, bo oni ziemniaki przerabiali na mąkę ziemniaczaną.

  • I była pani normalnie opłacana?

Tak, opłacona byłam, nawet uskładałam, że jak pieniądze... Kiedy wróciłam do Warszawy, to była wymiana pieniędzy. Nic nie skorzystałam z tego.

  • I w ten sposób spędziła pani całą jesień i zimę czterdziestego czwartego roku, aż do wejścia Rosjan?

Tak, tak, kiedy weszła [Rosja].

  • Opowiadała pani, że z początku wcale pani nie wiedziała, że zbliżają się Rosjanie?

Nie, nie wiedziałam. Ten sołtys miał dwóch synów, oni się schowali, bo były strzały i mówili, że Niemcy się cofają. Nikt nie wiedział, co... Ta gospodyni mnie prosiła, żebym ja była, bo bali się gospodarze, i nadjechała bryczka. A to był wywiad rosyjski. I weszli o mleko, ta gospodyni dawała im mleka pić, a dwóch synów w stodole się schowało, bo bali się, żeby ich nie rozstrzelali. I ten rosyjski oficer z gwiazdami na czapce pyta się: „Co ty jesteś tu...”. Bo ja się odróżniałam od wiejskich osób. Mówię: „Ja jestem warszawianka”. – „To czego ty tu siedzisz? Twoja Warszawa jest wolna”. To już oni wyswobadzali i ja pobiegłam do stodoły i do tych synów krzyczałam: „Panie Piotrku, panie Władku, już Rosja idzie, już Niemcy poszli!”. Oni wyszli, bo się zakopali, bo bali się. Chcieli ich Rosjanie rozstrzelać, że oni powinni stać i ich witać, a nie schowali się. A oni nie wiedzieli, oni się schowali przed Niemcami.

  • Pamięta pani, jaki to był dzień? Czy to był styczeń?

To był styczeń, tak, bo oni przenocowali tam. Kontrole przeprowadzali, otworzyli piwnicę, kartofle tym gospodarzom zmarzły, bo mróz był w styczniu. Ale ja byłam jeszcze do marca u tych gospodarzy, bo z Wiesią nie mogłam jechać, i mama. W marcu myśmy wrócili do Warszawy i dopiero pochowaliśmy te ciała ojca i drugiej siostry.

  • Udało się je odnaleźć?

Zbieraliśmy popiół, bo Niemcy podpalili te ciała, ale kości, czaszkę żeśmy wtedy pozbierali i pochowali dopiero w marcu.

  • Co się potem działo z paniami?

Już później ja pracowałam, Wiesię zaprowadzałam do przedszkola. Pracowałam w Zakładach Graficznych, Długa 20. Prowadził te Zakłady Graficzne Wirtz i u nich pracowałam do zamążpójścia. Już później [byłam] z mężem.

  • Kiedy pani ponownie wyszła za mąż?

Przed ślubem zaczęłam tam pracować. No, odeszłam, już jak byłam mężatką.

  • Wspominała pani, że obaj pani bracia zginęli w czasie Powstania. Jakie były ich losy?

Tak. Jeden Zygmunt, ten starszy, z jedenastego roku był pierwszego dnia zabity na Staszica. Te ciała zakopali na Polu Mokotowskim, bo prócz mojego brata i inni byli zakopani na Polu Mokotowskim, ten aktor nawet kopał dół. Chwileczkę, bo ja wiem, który to ten aktor... A później [ciała] zostały przekopane na Powązkach i jest grób na Powązkach. [Nazywał się] Obrębski.

  • A drugi brat?

A drugi brat był w Rumunii, wrócił... Aha, drugi brat został ranny, kiedy ojciec mój był z bratem na Czerniakowie, Książęcej, gdzie szpital na Książęcej jest. Został ranny, z gazowni Niemcy ranili go i szpital... Podciągnął go do szpitala i szpital został ewakuowany do Piastowa. I tam brat był w Piastowie, w szpitalu. Ale już też nie żył.

  • Zmarł w Piastowie?

Tak. Dużo przeżyłam, dużo przeżyłam...

Warszawa, 12 sierpnia 2014 roku
Rozmowę prowadził Michał Studniarek
Bronisława Mikita Stopień: cywil Dzielnica: Czerniaków

Zobacz także

Nasz newsletter