Franciszek Sierakowski

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Roman Franciszek Sierakowski, data urodzenia 4 czerwca 1932 roku.

  • Dzielnica, w której pan był podczas Powstania?


Wola. To jest ulica Wronia 33.

  • Proszę opowiedzieć, gdzie się pan urodził?


Urodziłem się w Sierpcu.

  • Tu mieszkali pana rodzice?


Tak.

  • Kim byli pana rodzice?


Tata był kupcem po prostu, tak to się nazywa, sklep miał przed wojną, no i po wojnie też sklep spożywczy.

  • Czy miał pan rodzeństwo?


Tak, miałem siostrę.

  • Czy w Sierpcu zaczął pan chodzić do szkoły?


Tak, od szóstego roku zacząłem chodzić do szkoły. To nie było takie obowiązkowe, ale mama tam coś się wystarała, żeby prędzej mnie dać.

  • Kiedy pan z rodziną pojawił się w Warszawie?


W Warszawie dokładnie nie pamiętam, ale czterdzieści chyba jeden czy dwa.

  • W czterdziestym pierwszym roku dopiero?


Tak, chyba tak. Czy pierwszym, czy czterdziestym, trudno mi to określić.

  • W każdym razie gdzie pan był w czasie wybuchu wojny, we wrześniu 1939 roku?


Byłem w Sierpcu.

  • Jak pan zapamiętał pierwsze dni wojny?


Przyjechał po mnie dziadek z bliskiej wioski i ponieważ mama właśnie wychodziła z tej wioski, to dała dziadkowi, żeby mnie po prostu wywieźć, bo bała się, że to wojna, że coś. Nie wiem, co z siostrą się działo, chyba siostra została przy mamie. Dziadek mnie zabrał na furmankę, czyli wóz taki konny, no i jechaliśmy do [wioski], bodajże ta wioska nazywała się Bryzki, ale… Ta wioska prowadziła przez taką wioskę, wyleciało mi z głowy, znaczy po drodze… Z tym że tam była taka kolonia niemiecka. Po drodze samolot jakiś się uwziął na nas i strzelał do tej furmanki, dziadek jechał końmi, no i tam „podciął” te konie, żeby szybciej i gdzieś tam pod drzewo się skrył, i przestał ten samolot strzelać. To tyle takiej pierwszej [drogi] pamiętam.

  • Bał się pan? Czy to pana ciekawiło, co się działo?


No nie, mnie to ciekawiło, nie zdawałem sobie sprawy, [za] mały byłem, żeby się bać.

  • Jak pan postrzegał pierwszych Niemców, których pan spotkał?


No, na przykład miałem tu, naprzeciwko mojego domu, czyli na Płockiej 13, naprzeciwko, po drugiej stronie chodnika… Szedłem z kolegą, starszym dużo, i szedł żandarm, myśmy się mijali i on odwrócił się i komm, żebyśmy tam do niego podeszli, i tego starszego kolegę uderzył w twarz, że mu się nie ukłonił. Mnie nic nie zrobił.

  • Wystraszył się pan tą sceną?


To jest taki wiek, w którym się nie zdaje tak bardzo sprawy. Tak mi się wydaje.

  • Co pan jeszcze zapamiętał z pierwszego okresu okupacji, kiedy pan był w Sierpcu?


Na przykład to, że nie można było ciastek kupić, trzeba było po niemiecku mówić. Więc się nauczyłem że: Bitte, Kuchen – tak chyba się mówi na ciastka – Kuchen, zwei Kuchen czy drei Kuchen. I tak sprzedawały mi te kelnerki, bo kelnerki, właściwie sprzedawczynie, to były Polki. Może czuły, że ja i tak… No ale takie miały pewnie polecenie, że jak po niemiecku ktoś się zwracał, to można było kupić. No i tak to więcej nie pamiętam, prócz tego incydentu z samolotem, jak mnie dziadek wiózł.

  • Zaczął pan chodzić w Sierpcu do szkoły, tak?


Tak, do pierwszej klasy.

  • Jak pan tę swoją szkołę wspomina?


No, tak dużo też nie pamiętam.

  • Ale przyjemnie? Czy była to miła szkoła, czy pan nie lubił do niej chodzić?


Nie no, chyba lubiłem, ponieważ mama mnie wysłała prędzej, to i moja jakaś zgoda musiała być na to, i akceptacja, żeby być. Tak że szkoły to nie pamiętam.

  • Czy w tej szkole było harcerstwo?


Na pewno było.

  • Ale pan nie należał?


Ale ja byłem za młody. Ja dopiero później, jak wróciliśmy po wojnie, to należałem do harcerstwa, nawet zdałem teraz książeczkę w tym, ponieważ była, mówię, to niech oni wezmą sobie tam do tego, no i zdałem tę książeczkę.

  • Do Muzeum Powstania Warszawskiego?


Nie, nie, tu w Sierpcu, tam gdzie ta organizacja harcerska jest.

  • Proszę opowiedzieć, jak to się stało, że pan z rodziną wyjechał z Sierpca do Warszawy? Kiedy to było?


To było, no, trzydziesty dziewiąty [rok], listopad, w tym roku czy zaraz następny, bo to był wrzesień, tak, to Niemcy nas wysiedlili z tych domków. Mieliśmy na ulicy Piastowskiej 52 własny domek i tam sklep tata miał, i Niemcy nas po prostu wysiedlili. Myśmy u taty brata mieszkali jakiś czas…

  • Też w Sierpcu?


Na ulicy Traugutta. Tak. No i później, ponieważ jakąś siostrę miał też tata w Warszawie, nazywała się Helena Gaworowska, mieszkała obok… Śliwice chyba, obok Żerania, ulica Gersona, ale nie pamiętam też już numeru. No i żeby iść. Ale ponieważ tam iść to nie było jak, trzeba przez „zieloną granicę”, więc żeby się udało to możliwie, to rodzice postanowili tak, że najsampierw tata mój poszedł z siostrą (mała siostra była, trzy lata ode mnie młodsza, więc miała, jak ja miałem siedem, to cztery lata), no i dostał się do Warszawy, tam jakoś się dostał, a później ja z mamą, ale to za chwilę opowiem, jak. No i tam u tej siostry mieszkaliśmy.

  • To proszę teraz opowiedzieć, jak pan przeszedł przez „zieloną granicę”.


A później, w drugim rzucie, ja szedłem z mamą. Myśmy dojechali, to było gdzieś w połowie drogi za Płońskiem (nawet kiedyś miałem tam jechać, zobaczyć), tam „zielona granica” przebiegała. No i tam w takim lasku ludzie już też czekali, wyglądali, czy nie ma żandarmów. No nie ma, więc idziemy. No i idziemy, myśmy wyszli, a tu: „Halt! Stop”. I coś Niemcy, nie wiem co, porozmawiali… Z tym że mama do mnie mówiła, widziała, że kupiłem sacharynę, ponieważ w Warszawie chciałem sprzedać na zabawkę tę sacharynę, to mówi: „Wyrzuć tę sacharynę”, a ja nie wyrzuciłem, powiedziałem mamie, że tak, że wyrzuciłem. No i z tymi Niemcy jakoś pogadali, nie wiem, czy ich przekupili, ale tego ja nie widziałem, i nas puścili. No i tak dojechaliśmy później już tam, bo to było chyba blisko Nasielska, jak się nie mylę, [może] pociągiem, nie pamiętam dokładanie, [ale] dojechaliśmy do taty, do Warszawy.

  • Czy pan wtedy był pierwszy raz w Warszawie?


Tak.

  • Jak pan tę Warszawę zobaczył? Jakie wrażenie na panu zrobiła?


Znaczy wrażenia może dużego nie zrobiła, ponieważ ta dzielnica, co teraz jest właśnie Żerań, bo to tam jest Gersona (to Śliwice się chyba dalej nazywa ta dzielnica), no to nie zrobiło specjalnie wrażenia, bo to jeszcze nie było centrum Warszawy.

  • Długo tam mieszkaliście?


Już nie pamiętam, pół roku czy trochę więcej. Tata zaczął pracować, tak jakoś się dogadał tutaj z sąsiadem, który też tu miał w Sierpcu sklep, on już tam miał na Starym Mieście sklep.

  • W Warszawie?


Tak, w Warszawie. I tam do spółki jakoś zaczęli prowadzić ten sklep.

  • Jaki to był sklep, czym handlowali?


Spożywczy bodajże. No ale później tata się tam czy dorobił, czy w ogóle miał jakieś zasoby pieniężne, i otworzył i myśmy się [przeprowadzili, wynajęliśmy] mieszkanie… Aha, przepraszam, tu jeszcze jak na Starym Mieście tata pracował z tym panem Paśniewskim, to mieszkaliśmy na ulicy Kościelnej, wynajmowaliśmy jakieś tam obok kościoła. Z tym że to było chyba Nowe Miasto, ulica Kościelna i obok kościół, tylko nie pamiętam, jak to było. A później na Wronią, Wronia 33, tata wynajął mieszkanie, no i było miejsce do sklepu też na dole. Tam była restauracja w tym budynku, no i taty sklep, właśnie ten spożywczy.

  • Zaczął pan chodzić w Warszawie do szkoły?


Tak.

  • Czy pamięta pan, do jakiej szkoły pan chodził?


Na ulicy Jabłonowskiej […].

  • Jak pan tę szkołę wspomina?


No też tak dużo nie pamiętam samej szkoły.

  • Do której klasy pan tam zaczął chodzić?


Tam do drugiej, ponieważ w Sierpcu chodziłem do pierwszej, otrzymałem promocję, to tam chodziłem do drugiej klasy, skończyłem i zdałem do trzeciej, no i potem Powstanie zastało nas.

  • Jak pan pamięta okres okupacji w Warszawie? Czy pan był dzieckiem, które siedziało w domu, pilnowało się rodziców, czy lubił pan zwiedzać miasto?


Nie, lubiłem zwiedzać trochę, to znaczy nie to, że zwiedzać, ale trochę gdzieś się poruszać.

  • Sam czy z kolegami?


Kolegów specjalnie nie miałem, miałem jednego, co tu zdjęcie mam właśnie, który tam przewozy… To był taki transport węgla, coś, furmanki takie duże, duże platformy i właśnie tego pana syn ze mną się tam kolegował nieraz. Na co mam zdjęcie na ulicy Chłodnej z nim, jak idę.

  • Jak pan tę okupację zapamiętał, tę Warszawę przed Powstaniem?


No to też dużo nie pamiętam. Chodziłem do szkoły tylko i z powrotem, no i ewentualnie tam na podwórzu, [a poza tym] specjalnie tam nie chodziłem dalej nigdzie.

  • Czy był pan świadkiem jakichś niebezpiecznych sytuacji: łapanek, rozstrzeliwań?


Rozstrzeliwań byłem [świadkiem] na ulicy Towarowej.

  • Widział pan to?


To znaczy „widziałem” – Niemcy jechali, obstawili boczne ulice, przywieźli ludzi i słychać było (nie pamiętam już, czy to było widać, bo zresztą ludzie wszyscy byli [wokół], gapiów było dużo) i rozstrzelali. Rozstrzelali tych ludzi i później chyba zabrali, bo nie było, jak ja sobie przypominam, nikogo i tam pobiegłem bliżej. Jeden pan, tam krwi było dużo, wziął tej krwi, nabrał w czapkę, nie wiem dlaczego. Tam zresztą po wojnie był taki pomnik, nie wiem, czy jeszcze jest, na Towarowej.

  • Jakie to na panu zrobiło wrażenie? Czy pan sobie zdawał sprawę z tego, co się tam wydarzyło?


No tak, no tyle zdawałem sobie, że to jest wróg i że w ten sposób postępuje. Poza tym stale o łapankach była mowa, o innych…

  • Czy w szkole był pan uczony, jak należy się zachowywać w stosunku do Niemców?


No na pewno, ale też dosłownie sobie nie przypominam tego. Z tym że w szkole nie było chyba bodajże historii, tak to inne języki były. Chodziłem na komplety, tylko też nie pamiętam dokładnie, gdzie pani nas uczyła historii.

  • Czy w domu rodzice pana jakoś przygotowywali do tego, jak się zachowywać na ulicy?


Po prostu mnie nie puszczali, żebym daleko się nie oddalał od domu w ogóle cały czas, no bo przecież Warszawa jest duża, tak że tylko w ten sposób.

  • A uczyli pana, jak się zachowywać, jeśli Niemiec pana zatrzyma? Co należy mówić, robić?


No nie, nie przypominam sobie. No po prostu chyba sam z siebie wiedziałem, że jakoś tam trzeba do Niemca grzecznie i odpowiadać mu na pytania. No ale tak nie trafiło mi się, dopiero później, w czasie Powstania to z Niemcami tata rozmawiał i byłem świadkiem tego.

  • Czy jeszcze z okresu okupacji jakieś rzeczy pan zapamiętał, o których chciałby pan nam opowiedzieć?


No tak, szczególnie jedną, dzień przed Powstaniem, właściwie w dniu Powstania. Obok naszego domku był drugi domek, państwa Tyborskich. Oni też wyjechali do Warszawy w jakimś czasie, ale osiedlili się w Wawrze, no i ponieważ wyczuli, że to coś, czy może wiedzieli, że to będzie Powstanie, więc przyjechali do Warszawy z całą rodziną. Zdzisław to był mój kolega, czyli ich syn, taki w moim wieku jak ja. I coś tam po pewnym czasie zapomnieli, że coś w domu zostawili, żeby jechać po to, i on poprosił, żebym ja z nim do Wawra pojechał. Więc pojechaliśmy do tego Wawra…

  • Czyli ta rodzina z Wawra przyjechała do was.


Nie, nie do nas, tylko miała też rodzinę bliższą, brat czy coś był tej rodziny, i mieszkali, ale dokładnie nie pamiętam, czy na Wroniej, czy…

  • W każdym razie blisko.


Czy na Grzybowskiej. Blisko, tak. I tak żeśmy się widywali. Mówi Roman: „Czy ze mną pojedziesz?”. – „No to pojadę z tobą, dlaczego nie”. Rodzice pozwolili, nawet nie wiem, czy pytałem o pozwolenie, no ale pojechaliśmy tam. Ale ponieważ oni tam mieszkanie zamknęli i gdzieś u kogoś klucz zostawili, to musieliśmy po ten klucz w bok, tam w pole gdzieś, do jakiegoś budynku dojść. W tym czasie nadleciał samolot radziecki i zaczął strzelać, zresztą tam więcej ludzi było. No i popłoch. Tam gdzieś kolejka bodajże czy kolej duża chodziła i pod taki wiadukt żeśmy uciekli. No to to największe takie wrażenie, że Rosjanie już są tak blisko, że myśleli może, że to Niemcy czy coś.

  • I to było 1 sierpnia?


Tak, w dniu 1 sierpnia. Bo jeszcze taka była sytuacja, że – ja teraz tak sobie myślę – że gdybyśmy prędzej nie pojechali, nie wrócili do domu, to by nas na Pradze to zastało, my byśmy byli odcięci od rodziców. No ale jakoś, nie wiem, on tam wziął, co miał wziąć, z domu i myśmy wrócili do domu. A o piątej syreny – Powstanie.

  • Co pan zapamiętał z pierwszych dni Powstania? Jak to wyglądało?


Barykady przede wszystkim – barykady w poprzek ulicy, wozy, platformy, inne jakieś tam duże przedmioty.

  • Czy pan uczestniczył w budowaniu barykad?


No, może tak, a może nie, bo gorzej było z wodą, nie było wody. Ja, ponieważ tam ktoś powiedział, że w browarze… Na Grzybowskiej był Haberbusch i Schiele, browar niemiecki. I tam poleciałem, gdzie brali piwo, całe beczki, więc ja też tak tę beczkę wygarnąłem, znaczy „wykulnąłem” kawałek i później z rampy ją jakoś tak nieudolnie zrzuciłem. Trafiła na kant, korek wystrzelił i piwo wyleciało, więc zawróciłem po drugą i przyjrzałem się, jak inni to robią. Więc kulnąłem ją, tak na płask spadła. I z tą beczką, nie była taka duża, ciężka, ale dałem radę, dokulnąłem do nas, do Wroniej. To było jakieś pięćset, osiemset metrów.

  • Pamięta pan, kiedy to było? To był sam początek Powstania?


Tak, to było chyba… Tak że jeszcze nie było strzelaniny, nie było nic. To chyba w trakcie budowania tych barykad. Ale ponieważ tam była, jak wspomniałem przedtem, restauracja w tym domu (chyba restauracja, bo [była] wódka i tam wyszynk jakiś), to ten aparat był, no i żeśmy tam… Ja nie piłem, bo byłem dzieckiem, ale ludzie pili zamiast wody, bo tam resztki wody w kanalizacji, w rurociągach były.

  • Czy pamięta pan, jaki był nastrój ludności w tych pierwszych dniach Powstania?


No tak. U nas tata miał jakąś taką pomoc w sklepie, panią, znaczy dziewczyna, panna była i ona właśnie mówiła, że musi iść, bo ona należy do organizacji, i poszła gdzieś tam do swojego rewiru. To jedno pamiętam. No i drugie, wszyscy do piwnicy znosili różne rzeczy, żeby [chronić], i się chowali, ponieważ jak już ta barykada była zrobiona (to był chyba drugi czy trzeci dzień), no to jakaś strzelanina się zaczęła (zresztą tam broń rozpakowywali przedtem jeszcze, wszystko, Powstańcy). I pierwszego zastrzelonego widziałem naprzeciwko naszego domu na ulicy, środkiem. To było już za barykadą, ale nie wiem jakim cudem, może z drugiej strony [strzelano], i leżał facet i nie można było go przynieść do tego, dokąd jeszcze był ranny (czy od razu zastrzelony, tego nie wiem), no i jakimiś tam bosakami, coś, ludzie ściągnęli tego zabitego. Nie pamiętam, kto to był. […]

  • Nie wie pan, czy to był Powstaniec, czy to był…


Nie, nie, cywil, cywil to był.

  • Co się działo dalej? Cały czas przebywaliście w piwnicy?


Nie no, ja to tam wychodziłem, mama z siostrą to tam raczej tak. Ale też, no też wychodzili, bo to jeszcze nie było tak… bombardowania nie było, nic. Z tym że rodzice i czy w ogóle wszyscy się dowiedzieli w tym domu, że „ukraińcy” nadchodzą z ulicy Wolskiej. No a wiadomo, że tam to była taką rzeź zrobili, no i rodzice się…

  • Czyli już dowiedzieli się rodzice, tak?


Tak, tak, że tam „ukraińcy” są i rozstrzeliwują wszystkich. No coś takie pogłoski, ja dokładnie tego nie pamiętam, ale rodzice pamiętali. W związku z tym zdecydowali do znajomych jechać na ulicę Złotą, Złota 37/9, ponieważ to było charakterystyczne, podwójne podwórko: jedno podwórko, kamienica w środku i drugie podwórko. Chciałem po wojnie odnaleźć to, ale prawdopodobnie to pod Pałac Kultury poszło albo blisko, na jezdnię czy coś. Bo były już podobne numery i na Złotej zostały do dzisiaj, ale tego 37 nie było.

  • I co, przenieśliście się na Złotą?


Tak, tak.

  • Pytałam pana o nastroje ludności, nie odpowiedział mi pan jeszcze. Jak to było na początku?


Ja jako mały tak na nastrojach się bardzo nie znałem, Ale bali się po prostu ludzie. No, to jest panika taka, poza tym nie było jedzenia, wody.

  • Od samego początku nie było jedzenia i wody?


Znaczy część zapasów, dokąd zapas tam taki jakiś skromny był, no to tak. Mama, wiem, że miała złoto, chciała sprzedać, ale to każdy by chciał sprzedać, a nie było co kupić za to.

  • To jak sobie radziliście?


Ja na przykład z tatą chodziłem, tylko nie pamiętam dokładnie gdzie, już jak [byliśmy] na Złotej, po żyto czy po pszenicę, nie wiem, jakie to były ziarna. Chyba do browaru to też, ale nie wiem, jaki tam był browar. Z tym że wychodząc ze Złotej, to po prawej była Marszałkowska, po lewej nie wiem, tak że w lewo żeśmy szli, później w prawo przez jakieś bramy, na skróty i tam żeśmy przynosili te [ziarno]. A tak to wiem, że tata opowiadał (ja akurat przy tym nie byłem), gdzieś tam psa gotowali Powstańcy czy konia nawet. Jakoś tam sobie radzili. No i w tym domu, w tym pierwszym domu, bo to było podwójne, to później, w późniejszym czasie bomba spadła czy jakiś pocisk i ten dom się prawie obsunął cały, ten pierwszy po prawej stronie, bo jeszcze po lewej część tego domu była. Tam taka dziewczyna młoda zjechała na gruzach i nic się jej nie stało, to też takie było zadziwiające. A w tym drugim podwórzu, dalej, właśnie gdzie myśmy tam u znajomych byli i do schronu tam chodziłem, to był taki duży otwór i ten otwór patrzał prosto na Dworzec Centralny teraz, bodajże – była taka luka. No i tak, że można było tam coś spojrzeć w to, ale widać specjalnie chyba nie było co. Niezamurowane to było, tam myśmy się poruszali koło tego. Ja kiedyś tam coś słyszałem, że tam młodzi tacy jak ja, starsi, mają benzynę, to ja też taką małą butelkę benzyny gdzieś skombinowałem i włożyłem do kieszeni. Niezależnie od tego miałem kapiszony czy takie korki do strzelania, jak to na odpustach. Wyjrzałem też tak… Wchodząc, zawsze każdy spoglądał, czy tam ktoś nie strzela przez duży otwór, jakieś pół metra średnicy otwór był w tym, nie wiem, w murze to było, bo mur tam łączył te budynki. I to mi wybuchło, zapaliło się, do dzisiaj nie wiem, dlaczego.

  • I poparzył się pan?


Nie, specjalnie nie.

  • Ta benzyna panu wybuchła…


Tak, tak.

  • Czy te kapiszony?


Tak, tak. I wtedy… Jedno i drugie chyba spaliło się, ale jakoś dziwnie, nic mnie nie uszkodziło. I to w momencie kiedy ja spojrzałem tam, czy ktoś nie strzela, czy coś. No to taki humor, no ale to przeżyłem. No i poza tym ja chodziłem trochę. Aha, jeszcze może tak… Bo było zawieszenie broni, więc wyszedłem z domu i poszedłem na Marszałkowską i niedaleko zobaczyłem sklep z zabawkami. Oczywiście drzwi wyrwane, murowane, i zacząłem te zabawki na taki mały wózek drabiniasty kłaść dla siostry, lalkę, coś i takie ciupagi wziąłem, dwie czy trzy małe takie laseczki. Przyszła jakaś pani i mówi: „A co ty tu robisz?”. No mówię: „Zabieram, tego…”. A to była właścicielka tego sklepu. No i jeszcze pomogła mi coś niecoś, mówi: „Bo i tak – mówi – rozbiorą to”. I ja z tym wózkiem szedłem koło barykady, na barykadzie jakiś akowiec był, mówi: „Daj mi tę jedną laseczkę”. Ja mu dałem tę laskę i poszedłem dalej, zaniosłem siostrze to, co na tym wózku małym ciągnąłem.

  • Jak pan wspomina swoje spotkania z Powstańcami? Jakie na panu robili wrażenie?


No wrażenie, to może najbardziej ostatnie wrażenie, jak generał „Bór” Komorowski przemawiał do ludzi na dworcu.

  • Słyszał pan to?


Słyszałem, ale jakie słowa to… Pocieszał po prostu jakoś tak, że spotkamy się, że będzie dobrze, że będzie to. No i to, że ci żołnierze, akowcy, jak było: „Do nogi broń!”, to walnęli strasznie tymi karabinami, tak jakby chcieli rozbić te karabiny. No bo podobnież oni szli dalej na Dworzec Zachodni, zresztą jak my, i tam była segregacja i broń oddawali, bo ich wywozili.

  • Jeszcze wróćmy do okresu samego Powstania. Czy był pan świadkiem na przykład pogrzebów w czasie Powstania?


Nie, groby były, były i u nas na podwórzu też dwa czy trzy groby, ale samego obrzędu nie widziałem. Po wodę chodziłem obok, to tam dalej, ale to…

  • Jak wyglądało chodzenie po wodę? Czy było niebezpiecznie?


Nie, raczej nie, tylko „ogonki” były duże, dużo ludzi czekało, żeby gdzieś tam kapnęło troszkę tej wody; leciała, nieraz nie leciała jakoś, nie wiem, jak to było. No to nieraz tam wysyłali mnie rodzice, żeby tej wody przynieść.

  • Czy uczestniczył pan albo pan widział, czy odbywały się jakieś msze w czasie Powstania?


Nie, nie przypominam sobie.

  • A jak zachowywała się ta ludność w piwnicy? Czy ludzie sobie pomagali, czy każdy tylko dbał o siebie?


Raczej każdy o siebie nawet bardziej dbał, ale może jakaś współpraca była.

  • Tego pan nie pamięta.


Mnie jako dziecku tak jakoś to się nie utrwaliło. Wiem, że takie… żołnierze byli słynni, jakichś tam dwóch: „Bałtyk” i „Rybka”, pseudonimy takie mieli rubaszne. Bo później, po jakimś czasie te zrzuty były…

  • A widział pan te zrzuty?


Tak, widziałem zrzuty. No to samoloty nadleciały i na spadochronach ludzie lecieli – tak to wyglądało – a to były beczki długie, takie długie beczki. No i to podobnież pospadało, tego nie widziałem bezpośrednio, że do Niemców więcej, część do Polaków. I to była broń między innymi, oni właśnie tę broń na podwórzu tam wypróbowywali, maszynowa broń oczywiście.

  • Czy w tym rejonie, gdzie wy byliście, były jakieś koncerty, może jacyś artyści przyszli do państwa?


Nie.

  • Była sama ludność cywilna, tak?


Sama ludność cywilna.

  • Dużo was tam było?


Też nie pamiętam dokładnie. Piwnice były duże, no ale było – część ludzi w domu była, część tu… Zresztą było tak samo jak u nas, nieraz tam wzięli coś… Bo nie wiem, czy spanie było w piwnicy, nie przypominam sobie tego, czy w mieszkaniu. No ale my chyba więcej przebywaliśmy w piwnicy, ponieważ my byliśmy tak „na przyczepkę”, że tak się wyrażę, do kogoś przyjechaliśmy, to nie chcieliśmy zakłócać. No ale to taki za mały byłem, żeby to jakoś tak…

  • Pamięta pan, czy to panu przeszkadzało, czy w ogóle nie? Jak było z higieną na przykład? Czy można się było myć, czy pan miał ubrania na zmianę? Czy rodzice to zabrali z mieszkania, czy nie zdążyli?


Chyba nie zdążyli, a ewentualnie może trochę, może te jakie bezpośrednio koszule, coś tego… Też nie pamiętam tego, nie utkwiło mi w pamięci nic. A myć – też samo mycie… No nie wiem, nie zastanawiałem się nawet nad tym.

  • A jak było z prądem? Czy prąd był?


Nie, prądu nie było, świece tylko.

  • Powstanie się kończy. Co się dzieje z pana rodziną i z ludźmi, którzy razem z państwem byli w piwnicy przy Złotej?


No to myśmy dobytek wzięli, ten taki co tam można było…

  • Czy to Niemcy przyszli, żebyście wychodzili? Jak to wyglądało?


Nie, nie, to chyba było nakazane, żeśmy wychodzili i ludzie już szli w kierunku Dworca Zachodniego.

  • Czy ktoś was pilnował?


Nie, nie, nikt, sami żeśmy szli i szli. Tam też było wolniej koło stacji, pamiętam, jak tutaj chyba… Nie pamiętam właśnie dokładnie, ale ta stacja, ta, gdzieśmy docelowo tam doszli, to była Warszawa Zachodnia czy coś takiego. Pierwsze, co tata [zrobił], poszedł i tam urwał jakichś [warzyw], nie wiem, że zupę ugotował, na jakimś tym rozpalili, na tym obok stacji gdzieś i jakąś zupę zrobił – kapusta, coś, nie wiem, trudno pamiętać. I czekaliśmy… Nie pamiętam dokładnie tego, bo miała być segregacja. Ale segregacja w pierwszej kolejności była chyba w Ursusie czy w Pruszkowie – nie wiem, w jednym z tych dwóch miejsc. Jedno było zapełnione. I mi zdaje się, że byliśmy w Ursusie.

  • Ale nie jest pan tego pewien?


No nie – czy Ursus, czy Pruszków, to mi się pomyliło. Jedna miejscowość była zajęta w tym czasie już i Niemcy kierowali nas…

  • A jak pan pamięta ten obóz?


Nie obóz, to segregacja. Bo to pamiętam dobrze, bo to rodzice zawsze jakoś tak się urządzali, no bo tak samo jak przez granicę żeśmy przechodzili, tak samo i tam: ja z mamą, byłem starszy, no to…

  • Czy pan wyglądał na dziecko – miał pan dwanaście lat – czy pan był drobniutki, czy pan był wysoki? Jak dla Niemca mógł pan wyglądać?


Ja drobny byłem, ja całe życie byłem raczej drobny.

  • Czyli wyglądał pan na te dwanaście lat, tyle ile pan rzeczywiście miał, tak?


Tak, tak, więcej na pewno nie.

  • No i jak było z tą segregacją?


No więc właśnie to ja poszedłem z mamą na tę segregację, bo to było duże skupisko ludzi, i później na wskazane miejsce każdy szedł, a Niemcy [kierowali] albo na lewo, albo na prawo. No więc jak ja poszedłem… Chyba tata poszedł znowu tak jak i do Warszawy z siostrą, i przeszedł. Tata miał wtedy ile lat? Trudno mi w tej chwili powiedzieć, ile miał lat, nawet nie przeliczałem nigdy, ale był starszy już, a siostra była pewnie mała, te cztery czy pięć lat miała, czy sześć może już wtedy, nie pamiętam, ale jeszcze sześciu chyba nie, i przeszli. Tylko spojrzeli na nich, tego, mężczyzna może się nadawał, no ale dziecko małe, jakoś tak… I później ja poszedłem z mamą, tak samo popatrzyli, no i [puścili dalej].

  • I co dalej się działo?


Żeśmy się złączyli i do wagonów nas załadowali, nie wiem, po jakim czasie, czy to było pół dnia, czy coś. Wagony towarowe, zadaszone chyba [albo tylko] niektóre były niezadaszone, ale [raczej] zadaszone wagony. No i pociąg oczywiście ruszył, myśmy jechali przez różne miasta, gdzie się zatrzymywał. Nieraz zatrzymywał się (rzadko, ale zatrzymywał się), no to albo był napis, albo pytaliśmy się kolejarzy, co to za miasto, no to mówili, takie, takie. I po pewnym czasie żeśmy podjechali, takie miasto, miasteczko (nie wiem, co to było, znaczy teraz to wiem), że nie ma nikogo zapytać się, nic, o co, jak. Oczywiście ludzie w międzyczasie zawsze na tych przystankach lecieli w pole załatwiać swoją potrzebę, bo były takie przypadki chyba, że załatwiali się w wagonach, nie wiem. Z tym że jeden z panów umarł też…

  • W tym waszym wagonie?


W tym wagonie, tak. Nie wiem, co było zrobione z nim, nie pamiętam. No i [widzimy] tę dziwną stację właśnie, na której nic nie ma – cisza, spokój, nic nie ma. Wreszcie idzie kolejarz, puka, czy osie nie pęknięte, czy wagony. „Proszę pana, co to za [miejsce]?”– „Oświęcim” – mówi. No i wtedy to wszyscy w furię taką wpadli, mama między innymi podarła nasze metryki. Nie wiem, w jakim celu, żeby zataić wiek, ale chyba ten… I tam żeśmy stali ze trzy, cztery godziny, może…

  • W Oświęcimiu?


W Oświęcimiu. I później pociąg ruszył dalej. No i ludzie ochłonęli i dalej jechali.

  • Dokąd?


Dojechaliśmy do Mszany Dolnej. To było w górach (teraz to wiem, gdzie to jest, na mapie). I tam wyjechały podwody po nas, to znaczy…

  • Ludność.


Ludność, gospodarze, tak. No i myśmy trafili – ja nawet zapomniałem, ale siostra mi właśnie to przypomniała – ten pan się nazywał Pająk, pan Pająk, u Pająka byliśmy.

  • I jak tam było? Czy pan Pająk był wam życzliwy?


No też tak dokładnie tego nie pamiętam, może się… Ja to tam albo kolegów szukałem w swoim wieku, albo coś, tak mi się wydaje. Z tym że my tam bardzo długo nie byliśmy chyba. Oczywiście mama, jak wspomniałem, miała te złoto zawsze, to łatwiej było coś kupić, bo pieniędzy przecież nie było, nie wiadomo, jakie to były pieniądze – czy to były niemieckie, nie pamiętam, czy jakie. To jakoś [dawaliśmy sobie radę]. Ojciec już tak się kierował więcej, ponieważ front był blisko, w kierunku Warszawy żeby gdzieś jechać. I utknęliśmy, też nie wiem dokładnie gdzie, Jędrzejów, nie Jędrzejów, tak mi się przypominają, tam jak na tę mapę patrzałem, te miasta. Znaczy, mam na myśli, że to było jakieś duże gospodarstwo, hrabia jakiś miał, Potocki, nie Potocki, trudno… To tak strzelam, nic nie tego. Chyba tata tam jakiś czas pracował, ale nie wiem, przy czym. I później znowu gdzieś żeśmy się przenieśli, tak żeby być coraz bliżej Warszawy. No i później gdzieś tam już w pobliżu… Aha, było wyzwolenie.

  • Jak pan zapamiętał to przemieszczanie się, zimę?


Nie, to latem żeśmy się przemieszczali, bo tę zimę żeśmy przesiedzieli chyba raczej w Mszanie Dolnej.

  • Aha, czyli to już czterdziesty piąty rok teraz?


No to tak, tak. […]

  • Czyli już wiosną szliście, tak?


Tak, tak, gdzieś tak chyba wiosna, ponieważ było ciepło i Rosjanie, no to we wiosce taka wrzawa, bo to w takiej wiosce byliśmy w tym czasie akurat, gdzieś tam właśnie blisko jakiegoś hrabiostwa, ale nie wiem dokładnie, gdzie to było. No i… Z tym że zauważyłem, że oni jedli – ci Rosjanie, wojsko – puszki amerykańskie, słoninę czy coś, mieli w puszkach. I był taki „syn pułku” z nimi, mały żołnierz, miał pepeszę, tylko bez bębenka.

  • To był Rosjanin czy Polak?


Rosjanin, Rosjanin z nimi szedł. Rosjanin był. I był taki przypadek, że oni tam gdzieś mieli blisko lotnisko pod lasem i jeden z samolotów spadł czy coś, czy źle wylądował. No i myśmy pobiegli, on tam w jedną stronę, ja w drugą, ale żeśmy tam w sumie razem byli, i ja przyniosłem chyba jakieś pociski małe czy coś, i on też przyniósł to i rakietę. I tę rakietę… Powiedział mi później, że zapalimy tę rakietę. „No to zapal”. Ale on nie ma zapałek, spiczki nie ma. No to ja poszedłem do domu i przyniosłem te zapałki. I to był kanałek, taki wyschnięty był, on tam tę rakietę postawił, małe jakieś ognisko rozpalił, no i to strzeliło. A tu się wrzawa zrobiła na tej wsi, bo to była chyba czerwona jakaś… niebezpieczeństwo czy coś.

  • Czyli to była taka raca, tak?


Tak, tak, znaczy nie pocisk, tylko w kształcie pocisku.

  • Rozumiem, ale taka rakieta.


Tak, tak, bo do tego trzeba jeszcze rakietnicę, żeby wystrzelić, jak się później dowiedziałem. No i tam ja… I Rosjanie to… I czy ja wskazałem, czy ktoś, że to on, ten mały Rosjanin, ten „syn pułku” zapalił, a on mówi: „Nie ja, nie ja. To Ruman, spiczki przyniósł”. Ja faktycznie przyniosłem te zapałki. No i ja nie wiem, co się z nim stało, jakiś czas, z dzień czy dwa go nie widziałem chyba, później jeszcze był, bo spał gdzieś u kogoś na strychu takim. Ja nie wiem, jak on jadał, gdzie oni tam jadali. Bo tych żołnierzy to widziałem.

  • Jak pan jeszcze Rosjan zapamiętał? Jak oni zachowywali się w stosunku do ludności polskiej?


No, polskiej to raczej chyba dobrze, tak mi się wydaje. Miałem tylko taki incydent, [właściwie] mieliśmy, jak później tata gdzieś tam już chciał jechać jednak tymi pociągami, po wyzwoleniu zaraz, żeby się bliżej Warszawy gdzieś tam kierować. Ale tak jak wychodziło z tego, to tak jakoś źle to ojciec rozliczył, no ale to chodziło, żeby w kierunku Warszawy. I pociąg – czekamy na pociąg, kawałek żeśmy podjechali, później jakiś pociąg szedł w innym kierunku, no to myśmy przesiedli się, czekaliśmy, nie ma pociągu. No to mówi tata, że pójdziemy do pierwszego… stacji, bo tu pół dnia żeśmy czekali, żeby nas noc nie zastała, może tam będzie jakiś pociąg, bo to był Śląsk bodajże jeszcze czy tam gdzieś obok Częstochowy, czy coś takiego, trudno mi to powiedzieć. Teraz ja wiem, ale wtedy to absolutnie nie wiedziałem. Żeśmy szli do tego i pech – a tu pociąg jedzie, a myśmy ze dwa, trzy kilometry uszli. I znowu tata był taki przedsiębiorczy, że miał wódkę, pokazał maszyniście, że gorzałka – zatrzymał się i zabrał nas. W polu zatrzymał się pociąg, bo to były pociągi takie pasażersko-towarowe chyba, ja nie wiem, czy tam była jakaś broń, wozili, czy sprzęt wojenny, ale było kilka zawsze wagonów dla tych oficerów pewnie i dla żołnierzy, no i cywile też. I my z siostrą, myśmy znużeni byli, chyba spać mama nas na półce położyła, żebyśmy tam spali. Jechaliśmy jakiś czas i taki wchodzi żołnierz rosyjski, szczupły i się rozgląda, patrzy na nas tam na półce i mówi (jąkał się): U-u-u-dzieli. A my w śmiech z siostrą. No i on się bardziej zezłościł. Mama na nas krzyczała: „Nie wygłupiajcie się”. Tak że musieliśmy mu to miejsce tam dać do spania. To tyle, taki incydent mały.

  • Kiedy dotarliście do Warszawy?


To też problem trochę mam kiedy, no w pierwszych…

  • Już po zakończeniu wojny?


Tak, tak, po zakończeniu…

  • Już po maju, tak?


Nie, nie, wojna jeszcze trwała bodajże, wojna chyba tak. Tak też nie wiem w stu procentach, no bo [byłem] za mały, żebym wiedział tak wszystko. Ojciec to wiedział, gdzie dalej są. No i myśmy dojechali do Warszawy, ale to albo było już po wojnie, albo koniec wojny. Do tej Warszawy, no to kierujemy się oczywiście na Wronią, bo tam… Nie powiedziałem jeszcze, przedtem jedną piwnicę żeśmy zamurowali, znaczy nie my, tylko raczej murarze zamurowali. Drzwi były, to te drzwi wywalili, zamurowali i tam z całej kamienicy wszyscy nosili takie bardziej rzeczy: garnitury, futra, no coś takie bardziej drogocennego. I to było zamurowane. No i to było już rozwalone, nic nie było, pusto w tej piwnicy było. A mieszkanie było zajęte też przez kogoś, bo byśmy jeszcze może pomieszkali. No i wtedy kierunek Sierpc.

  • Proszę powiedzieć, jak pan pamięta tę Warszawę, jak pan z rodziną do niej wrócił po wyzwoleniu?


Sterczące kominy, mury opalone, gruzu pełno na jezdniach.

  • Jak pan reagował na ten widok? Czy pan jakoś odbierał to osobiście?


No nie, ja nie odbierałem jakoś specjalnie, żeby to, no że… Bo dalej byłem jeszcze trochę większym dzieckiem. Widać było ruiny. Dziecko sobie mało jakoś zdaje sprawę. Bo był taki incydent, jak myśmy szli z tej Złotej z tatą po te ziarnka jakieś, żeby dla mnie…

  • W czasie Powstania?


W czasie Powstania, tak. I [nieśliśmy, żeby] utrzeć, no to żeśmy tam szli gdzieś i nareszcie te takie ryczące „krowy” albo „szafy” nazywali, pociski, które leciały chyba zza Warszawy, gdzie Niemcy obstawili to… One nie miały prawdopodobnie czuba, tylko te takie ścięte były i dlatego takie te „szafy”, takie jak jakby drzyt, drzyt, drzyt i to poleciało. Aha, no i myśmy przechodzili przez bramę taką (było przejście na drugą ulicę, a prawdopodobnie dozorcy mieli nakaz zamykania tej bramy w razie nalotu czy takich tych) i myśmy myśleli wrócić się z tatą, a już drzwi były zamknięte, brama. I ja widziałem, jak naprzeciwko, no ale to nie było blisko, te pociski [spadały] czy może głębiej [się wbijały], ale te domy się rozwalały, znaczy burzyły się niektóre. I ja się patrzałem, a tata, wiem, że mało w tę bramę się nie chciał wcisnąć, bo tak się bał. No a ja, dziecko, ja się patrzałem i dla mnie to było…

  • Coś ciekawego.


Dlatego nie mogłem sobie zdawać sprawy, tak uważam, wtedy w tej Warszawie. No, było to zniszczone wszystko.

  • Kiedy wróciliście do Sierpca?


No, za dzień czy dwa chyba w tej Warszawie, bo też z pociągami było różnie. Tak mi się wydaje, nie pamiętam już tak dokładnie tego wszystkiego. Z tym że jak myśmy wrócili, już nasz dom był pusty. Pusty, nie było nawet chyba mebli czy meble były może jakieś. Obok tam stacjonowało wojsko, to przyniosłem i do dzisiaj mam taboret wojskowy.

  • Ale wojsko jakie? Polskie, radzieckie?


Nie, nie, niemieckie stało. A później to może ruskie też, radzieckie. I tam poszedłem obok domów, to obok naszego domu, tam gdzie właśnie ten jeden z tych panów, z którym tata prowadził sklep, też tam miał wtedy sklep. I taki taboret przyniosłem masywny, do dzisiaj go mam, tylko trochę uszkodzony. Cztery nogi, wykrzywione lekko, grube drzewo, ze trzy, cztery centymetry.

  • A ci Niemcy w Sierpcu, co byli blisko państwa, to od kiedy tam byli?


Gdzie blisko?

  • W Sierpcu. Mówił pan, że obok sklepu i miejsca, w którym mieszkaliście, byli Niemcy.


Tak. Ale to ja ich nie widziałem, oni już opuścili, jak ja tam wszedłem po ten taboret.

  • Rozumiem. Czyli oni byli tam w czasie wojny?


Tak, stacjonowali. Czy może przejściowo, nie wiem. To jest jedno i drugie, poleciałem (ale to już jak myśmy chyba mieszkali z miesiąc czy coś) na stację z kimś, nie pamiętam, z kim. Tam były takie rzeczy, no trudne do [opisu], podobne do rakiety do tenisa, tylko dwa, trzy razy większe, plecione z jakiegoś drzewa. I to było prawdopodobnie, a nawet chyba teraz to [pewne], do chodzenia po śniegu, żeby się nie zapadł żołnierz to w takich dużych tych… też to mam, poniemieckie. Też to mam to jedno z tego wagonu – wagon, który był rozbity, nie poszedł już dalej do Rosji. A poza tym stale zbierałem pociski jakieś takie małe, duże, różne.

  • A co rodzice na to?


Ba no, rodzice jak to rodzice: pilnowali, nie kazali, ale ja tam woreczek miałem swój i…

  • Co pan potem z tymi pociskami robił?


Kiedyś wziąłem na podwórzu kamień, młotek i w spłonkę uderzałem… No, też to była głupota, bo przecież mógł się pocisk odkręcić i we mnie strzelić. No i tak strzelałem. A Rosjanie gdzieś tam słyszeli to, przyszli i mnie zabrali do ojca, i ojca i mnie na posterunek. No i tam ojciec się chyba wytłumaczył, że to ja… Zabrali mi ten woreczek cały z tym i tyle z Rosjanami miałem wspólnego.

  • W Sierpcu pan po wojnie ponownie zaczął chodzić do szkoły, tak?


Tak.

  • Pana ojciec nie był związany z żadną działalnością konspiracyjną, nic pan na ten temat nie wie?


Nie, należał tylko przed wojną do POW, przysposobienie wojskowe czy coś takiego, organizacja, zresztą mam zdjęcie ojca w takim mundurze, ale nie brał nigdy w żadnych tych… Tyle co ja wiem, to nie.

  • Pana rodzina po wojnie też nie była represjonowana?


Nie, nie. To znaczy później, ale to nie represja raczej. Ojciec, jak mówiłem, ten sklep prowadził po wojnie, między innymi handlował pączkami. Jakaś pani piekła pączki, przynosiła mu, no i tam miał te pączki. A wpadła jakaś tam, nie wiem, przedsiębiorstwo czy organizacja, to bodajże to PIH, coś, Państwowa Inspekcja Handlowa, zobaczyła te pączki, przeliczyła, miało być dwadzieścia, bo taki był rachunek chyba, a było dwadzieścia trzy te pączki. Bo ta pani nieraz dokładała na dokładkę, czy może dla nas dokładała, dla dzieciaków. No to za to ojciec porządnie był ukarany. To tylko tyle.

  • Czy coś jeszcze chciałby pan dodać do swoich wspomnień, czy czegoś jeszcze nie poruszyliśmy, jakiegoś tematu, o którym chciałby pan opowiedzieć?


Chyba nie. Nie, raczej więcej nie pamiętam.

  • Był pan dzieckiem w czasie Powstania. Był pan w czasie Powstania w Warszawie, więc widział pan to, co się w mieście działo. Jak pan dzisiaj patrzy na te sprawy? Jakie są pana refleksje na ten temat?


No chyba takie refleksje, że to dobrze, że jakaś organizacja była i to się wszystko odbyło. Chociaż ludzie różnie mówią, że niepotrzebne Powstanie, no ale wiadomo, jak tacy młodzi się rwali do walki. Zresztą w tamtej mojej rodzinie na ulicy Gersona ta siostra mojego taty miała dwóch synów i on też tam poszedł gdzieś strzelać i zginął zaraz. Smutne to było. Ale według mnie to takie Powstanie na pewno coś daje, że naród nie daje się poniżać – tak patrząc teraz, bo przedtem to w ogóle dziecko to nie [rozumiało]. Ale niektórzy są przeciwni, że to nieudane, niepotrzebne, że to, no ale widać, jaka to spontaniczność była w tej Warszawie, jak to wszystko się rwało do broni, każdy, tacy chłopcy więksi dużo ode mnie.

Sierpc, 8 grudnia 2015 roku
Rozmowę prowadziła Barbara Pieniężna

Franciszek Sierakowski Stopień: cywil Dzielnica: Wola, Śródmieście Północne

Zobacz także

Nasz newsletter