Irena Jeziorek

Archiwum Historii Mówionej

Irena Jeziorek. Urodziłam się w Warszawie 19 lutego 1930 roku.

  • Jak pamięta pani wybuch drugiej wojny światowej? 1 września 1939 roku?

[Pamiętam] naloty, zaczęło się tak od razu. Po prostu nadleciały samoloty niemieckie i zaczęły bombardować. Już każdy wiedział, że jest wojna, jak bomby zaczęły spadać. Jedni uciekali, drudzy zostawali. Wtedy mieszkałam na Targowej pod numerem 17.

  • Miała pani wtedy dziewięć lat. Co rodzice powiedzieli pani? Powiedzieli pani, że wybuchła wojna?

Tak, że jest wojna, że musimy uciekać. Ponieważ mama moja miała siostrę w Sulejówku, która miała domek, stwierdziła, że tam będziemy bezpieczniejsi, że tutaj nie mamy szans na przeżycie, że tam może nam się uda, że będzie łatwiej z żywnością. Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy wojna. Wojna to wojna, przyjęłam to jako słowo „wojna”.

  • Trafiła pani dalej do Sulejówka?

Tak, byliśmy tam u siostry, tam też było ciężko z żywnością, tylko tyle, że nie było bombardowań takich jak tutaj. Tutaj nie mieliśmy po co wracać, bo nasza oficyna, gdzie mieszkaliśmy na Targowej, została zburzona zaraz, jak żeśmy tylko wyruszyli z Warszawy. Oczywiście pociągów nie było, autobusów nie było, pieszo się szło do Sulejówka i tam już zostaliśmy.

  • Kiedy pani wróciła do Warszawy?

Do Warszawy... Dość długo byliśmy tam, bo nie mieliśmy gdzie wrócić, bo mieszkanie było zburzone. Później rodzice zdobyli mieszkanie i sprowadziliśmy się do Warszawy i już okupację spędziliśmy w Warszawie.

  • Gdzie pani wtedy mieszkała?

Na Konopczyńskiego 5/7.

  • W czasie okupacji chodziła pani do szkoły?

Tak.

  • Co to była za szkoła?

To była szkoła podstawowa. Ale to była szkoła, żeby się nauczyć czytać i pisać, nie było żadnej historii i geografii, tylko podstawowe przedmioty.

  • To była tajna szkoła?

Nie, to była normalna, oficjalna [szkoła]. A tajna szkoła to były organizacje prywatne w mieszkaniach, gdzie nauczyciel się zobowiązywał i nauczał geografii, historii, żeby mieć jakieś wyobrażenie.

  • Uczęszczała pani na tajne zajęcia?

Częściowo tak, a częściowo nie, ponieważ i była możliwość i nie było możliwości. Była godzina policyjna do godziny dwudziestej, tak że rodzice bali się mnie wypuszczać samą, a niemożliwe było, aby razem z rodzicami chodzić, tak że to różnie bywało.

  • Czym zajmowała się pani rodzina w czasie okupacji? Co było źródłem utrzymania dla rodziny?

Ojciec pracował, ale niewiele zarabiał, tak że nie mógł utrzymać rodziny za te pieniądze, więc mama handlowała. Przywoziła różne towary i sprzedawała po kryjomu, roznosiła, że tak powiem, po mieszkaniach, ktoś coś zamówił, z tego tak się żyło.

  • Jak pani, jako dziecko, odbierała czas okupacji? Dzieciństwo w takich czasach to dosyć trudny okres.

Trudne było, ale to różnie się odbierało, miało się koleżanki, chodziło się do koleżanek. Czasami było wesołe, czasami było smutne, bo rodzice tak dbali, aby dziecku zapewnić pewien komfort, żeby dziecko jako tako miało i wyżywienie i spanie, i nie myślało o tym, że to jest taki ciężki czas.

  • Jak pamięta pani wybuch Powstania?

Powstanie, też tak samo, przyjęłam to, bo nie wiedziałam, co to znaczy Powstanie. Dopiero ojciec zaczął tłumaczyć, że jest Powstanie, że będziemy walczyć z wrogiem, ale to długo nie potrwa, tak tłumaczył, bo zwykle Powstanie to trwa króciutko, a okazało się, że to krótko nie było wcale.

  • Pamięta pani moment samego wybuchu Powstania?

Tak, pamiętam, bo zaczął się chaos na podwórzu, butelki zaczęły strzykać, coś się zaczęło sypać, toczyć, wózki jakieś jechać, więc doskoczyliśmy do okna, patrzymy, a to z piwnic wyjeżdżają wózki i butelki z benzyną, z naftą. Pytam ojca: „Co to się dzieje? Po co te butelki?”. A ojciec mówi: „Bo tym się rzuca, to się zapala, wybucha i właśnie tak się zaczyna Powstanie”.
  • Jaka atmosfera panowała w pani domu na wieść o tym, że wybuchło Powstanie?

Nerwowa, bo rodzice zdawali sobie sprawę z tego, co to znaczy Powstanie, co to znaczy wojna, bo już nie jedną przeżywali. Ja jako dziecko to wszystko przyjmowałam tak sobie, na luzie.

  • Czy może nam pani powiedzieć coś o życiu codziennym w czasie Powstania, ze strony cywila. Skąd cywile brali na przykład żywność w czasie Powstania?

Różnie to bywało... Sklepy były i nie były, i można było kupić i nie, bo sklepy były dla Niemców, więc tylko tyle, co ktoś handlował po kryjomu.

  • A w czasie samego Powstania, kiedy już cała Warszawa walczyła, skąd cywile wtedy brali żywność?

Z rozbitych mieszkań, z rozbitych sklepów, każdy wygrzebywał, co mógł, co znalazł, bo każdy jakieś zasoby miał w domu, więc w ten sposób była zdobywana żywność. I była taka solidarność, że ktoś coś zdobył, to się dzielił z innym. Nie było tak, że ja zgromadziłam sobie, zjadłam i koniec albo sobie zostawiłam na później, tylko każdy się dzielił jak mógł.

  • A pani rodzina konkretnie skąd brała pożywienie?

Moi rodzice może byli w wyjątkowej sytuacji, bo mieli troszkę zasobu, bo jak mama jeździła, to porobiła weki i po prostu tak na dłużej, dokąd nie było zbombardowanej Warszawy, dokąd nas Niemcy nie wyprowadzili, to żeśmy [z tego] czerpali, jeszcze dzieliliśmy się z innymi.

  • Czy spotkała się pani w czasie Powstania z problemem u wody?

Tak, nie było wody, pod koniec wyczerpały nam się zapasy i nie było wody.

  • Czyli mieli państwo jakieś zapasy wody?

Tak, tata pracował w kotłowni, więc miał zbiorniki z wodą i tam były zapasy wodne, z których czerpaliśmy.

  • Czy pamięta pani, jakie były reakcje cywilów na spotkanych żołnierzy polskich, którzy walczyli w czasie Powstania?

Była wielka radość, była uciecha, pocieszali cywilów, cywile się pytali: jak długo, możemy wytrzymać? Co zabraliście, a ile macie, a ile zabiliście, a ile zdobyliście? To była wielka radocha.

  • Pamięta pani Warszawę? Jak wyglądała wtedy Warszawa?

Pamiętam. Pamiętam most Kierbedzia, najbardziej mi się utrwalił, bo mieszkałam na Pradze od urodzenia, więc pamiętam. Jaka była góra, jak szło się pod górę, ten żelazny, okuty, ciężki most.

  • Czy może nam pani coś powiedzieć o życiu religijnym w czasie Powstania? Czy spotkała się pani z przejawami takiego życia?

Na przykład na naszym podwórku była kapliczka i ksiądz odprawiał mszę, ślub był jeden.

  • Kto brał udział w tych mszach?

Powstańcy, cywile.

  • Wspomniała pani o ślubie, może pani nam więcej coś opowiedzieć?

Ślub się odbył i każdy później wracał do swoich obowiązków.

  • Znała pani tych ludzi?

Nie. Bo to z barykad przychodzili, co się poznali młodzi i później się rozchodzili na barykady. Często było tak, że ginął młody, ginęła młoda, bo jak wyszli na barykady, więc kula nie wybierała, tam gdzie leciała, tam kogoś zabiła.

  • Czy spotkała się pani jeszcze z jakiś innymi formami życia religijnego, takimi jak pogrzeby na przykład?

Były pogrzeby. Gdzie było miejsce, gdzie ogródek jakiś czy skwerek, trzeba było tego człowieka pochować, więc tam grzebano.

  • W czasie Powstania cywile nie mogli poruszać się po mieście. Gdzie pani wtedy była?

Cały czas byłam na Konopczyńskiego, ponieważ tam dwa i pół piętra w głąb był schron, bo to był budynek nowoczesny, on do dziś stoi. Tam powstańcy zrobili szpital, ponieważ miał być bezpieczny. Tam zwozili rannych powstańców.

  • Dużo było tych rannych?

Trudno mi powiedzieć, ale było kilka osób.

  • Przychodziła pani tam do kogoś?

Tak przychodziłam, bo ojciec gotował kawę czarną z cykorii, bo to było w zapasie i chleb piekł, i nosiliśmy tam.

  • Może pani coś więcej powiedzieć o tym wypiekaniu chleba?

W piecyku wypiekał, bo pieców żadnych nie było w mieszkaniu. [Chleb] piekł w blachach, dokąd nie zużył swojego zapasu.
  • To był chleb dla państwa potrzeb?

Nie, to był dla powstańców.

  • Pani ojciec był piekarzem?

Tak.

  • Czy pamięta pani jeszcze jakieś szczególne wydarzenia z okresu Powstania Warszawskiego?

Po tym jak nam już wszystkiego zało jedzenia, to było gdzieś w połowie września, Niemcy, jak już Starówkę zajęli, to wkroczyli na Konopczyńskiego i zaczęli wyprowadzać nas. Z tego schronu, jak już taki atak był ciężki, to zaczęli usuwać rannych powstańców, przenosili do innego schronu i przekuli dziurę na Tamkę 44, tak że można było wejść na dół i dołem przejść na Tamkę. Uciekliśmy na Tamkę, już jak Niemcy nachodzili, bo krzyknęli powstańcy: „Uciekajcie, bo Niemcy idą!”. Tam był browar, magazyny wina czy coś takiego i myśmy się tam skryli. Stamtąd nas Niemcy wyprowadzili do Pruszkowa.

  • Jak wyglądała droga do Pruszkowa?

Po prostu pędzili.

  • Kiedy dotarła pani do Pruszkowa?

To było tak około 15 września i tam byliśmy trzy dni. Stamtąd ładowali do wagonów bydlęcych, zamykali, drutowali i wieźli.

  • Gdzie pani trafiła dalej?

Do takiego obozu przejściowego. Tam, w tym obozie, czekali na sygnały, gdzie potrzeba, do jakiego miasta, ile ludzi. Ponieważ już wszystkie miejscowości niemieckie były załadowane Polakami, nie mieli gdzie nas wysyłać, gdzieś na siłę upchnęli nas [...] Dostałam się z siostrą starszą i z mamą. Pracowałyśmy w suszarni jarzyn.

  • Wróćmy jeszcze na chwilę do tego obozu. Pamięta pani jakie warunki panowały w obozie?

Warunki były przeokropne.

  • Gdzie panie mieszkały? Jak to wyglądało? To był barak?

To był jeden duży barak, gdzie kto mógł tam sobie przycupnął. Była prycza, bo to trudno powiedzieć – łóżko, to na łóżku, a gdzie było miejsce to na podłogę. Tak się siedziało, czekało się.

  • Jak wyglądało żywienie w obozie?

W obozie bardzo słabo wyglądało, bo bochenek rzucili na kilka osób, trzeba było samemu się podzielić tym bochenkiem, każdy rwał ręką, ile urwał, tyle zjadł i to takie było żywienie.

  • Później trafiła pani do tej suszarni jarzyn? Długo pani tam była?

Osiem miesięcy.

  • I co się dalej działo z panią?

Później front jak szedł, Niemcy bardzo się bali Rosjan, więc wszystkie siły gromadzili na stronę rosyjską, a tu jak Amerykanie szli, to szli bez boju i zabierali, zajmowali miasta niemieckie i akurat w tym mieście, co ja byłam, to Rosjanie mieli nas zająć, ponieważ oni (Rosjanie) wszystkie siły gromadzili na przeciwny front, Amerykanów wpuszczali wolno, więc zajęli Amerykanie.

  • Co to było za miasto?

Blauen, w Saksonii. Amerykanie bardzo przyjaźnie nas przyjmowali, od razu pytali się, czy głodni jesteśmy, co nam potrzeba, uciecha wielka. To nie trwało długo, bo po skończonej wojnie musieli się wycofać Amerykanie, a Rosjanie weszli i akurat podlegaliśmy pod tą połowę, bo to była granica podzielona, gdzie mają zająć Amerykanie, a gdzie Rosjanie.

  • Trafiła pani później od razu do Polski?

Nie bardzo, Amerykanie jak zabierali, bo pytali nas, czy chcemy jechać z nimi, to będą Czerwonym Krzyżem transportować nas do Polski, mama mówi: „A, pojedziemy w świat, jeszcze to potrwa, a ojciec żyje, musimy go odszukać, więc wracamy do kraju”. I nie chciała, mówi: „Zostaniemy, to nas Rosjanie szybko odeślą do Polski”. Okazało się, że Rosjanie nie chcieli nam żadnego transportu dać, tylko proszę sobie iść, gdzie się podoba. Tak że na własną rękę żeśmy musieli się transportować.

  • Była tam pani razem z matką, a gdzie był w tym czasie pani ojciec?

W Warszawie. Ojciec [...] miał w Sochaczewie kuzynkę. Kanałami dostał się poza Warszawę, dostał się do Sochaczewa do kuzynki i kuzynka go już przechowywała.

  • Pani ojciec nie walczył w czasie Powstania?

Nie.

  • Kiedy wróciła pani do Warszawy?

Wróciliśmy, 26 lipca w 1945 roku.

  • Jak wyglądała wtedy Warszawa?

Makabrycznie, to i tak już była troszeczkę uporządkowana, bo już nie było tego, co było widać.

  • Odnalazła pani wtedy ojca?

Tak.

  • Gdzie wróciła pani z rodziną?

Po prostu tułaliśmy się tak. Byliśmy u rodziny, mama była u znajomych, ojciec znowu gdzie indziej [...]. Mama zaczęła handlować znów, uzbierała trochę pieniędzy i kupiła mieszkanko pojedyncze na Jagiellońskiej pod 36. Już jak kupili mieszkanko, sprowadziliśmy się, byliśmy w mieszkaniu wszyscy razem z rodziną.

  • Ma pani jakieś ciekawe wspomnienie z czasu Powstania, które mogłaby Pani opowiedzieć na koniec, podsumowujące ten wywiad?

Jak jeszcze byliśmy na Konopczyńskiego, przyszedł ze Starówki kuzyn z żoną, bo Starówka padała. Byli bardzo zmęczeni, wyczerpani, brudni, bo kanałami się przedostawali do nas. Oczywiście woda jeszcze u nas była, wykąpali się, bieliznę czystą dostali, najedli się, to, co było, to dostali do jedzenia i poszli w dalszą drogę walczyć. Radocha była wielka, bo wiadomo, że jak się spotka kogoś w takiej sytuacji, to jest radość, uciecha, że wszyscy żyją.

  • Oni byli żołnierzami? Walczyli?

Tak. On był akowcem i ona też.

  • Spotkała ich pani po Powstaniu?

Jego żeśmy spotkali, jak byliśmy w Niemczech po wyzwoleniu, idziemy ulicą, patrzymy: idzie Ignacy. Radość też wielka była, tośmy się przywitali, pożegnali, bo on musiał iść dalej ze swoimi.

  • A ona?

A ona już nie. Nie pamiętam jak to było dokładnie, że rozdzielili ją, dopiero oni po wojnie się spotkali.



Warszawa, 22 grudnia 2005 roku
Rozmowę prowadził Dominik Cieszkowski
Irena Jeziorek Stopień: cywil Dzielnica: Powiśle

Zobacz także

Nasz newsletter