Jerzy Mikołajczyk „Jerzyki”

Archiwum Historii Mówionej

  • Joanna Oraczewska. 1 kwietnia 2005 roku. Dzień dobry.

Dzień dobry. Jerzy Mikołajczyk. Urodziłem się 10 października 1926. Brałem udział w Powstaniu Warszawskim W oddziały powstańcze „Jerzyki” w stopni sierżanta podchorążego.

  • Co pan robił przed pierwszym września?

Chodziłem do szkoły podstawowej imienia Marii Curie Skłodowskiej na Karowej 18.

  • Jaki wpływ miało na pana wychowanie?

Trudno mi powiedzieć. Byłem w rodzinie katolickiej. Była przywiązana do tradycji narodowych.

  • A szkoła?

Była bardzo patriotyczna i związana z ówczesną władzą, opiekunem honorowym naszej szkoły była pani prezydentowa Mościcka. Często nas odwiedzała i gościła nas w zamku warszawskim, śniadaniem z kakao ... A myśmy śpiewali.

  • A gdzie pan mieszkał.

W alei na skarpie przy ulicy Kopernika. Miała dwa odcinki. Koło placu Świętego Krzyża i tutaj. Miała być połączona ze sobą nad ulicą Tamka, ale nigdy to nie zostało ukończone.

  • Jak zapamiętał pan wybuch wojny?

Przed samą wojną, dwa dni przed, wróciłem ze wsi z okolic Płocka, skąd pochodzili moi rodzice. Ryk syren, pierwsze alarmy, zapowiadające nalot. Wzmożony ruch wojska. Nic się jeszcze nie działo. Kilka dni później przyjechał do nas wuj, który był oficerem armii polskiej i służył przed wojną w Straży Granicznej. Cofając się od strony Prus Wschodnich znalazł się w Warszawie. Ja od tego czasu wujowi towarzyszyłem przy wojsku. Jako dziecko lubiłem nieść obiad w wojsku. Nie umiałem za żołnierzami nadążyć.

  • Co pan robił w okupacji?

Uczyłem się, początkowo w gimnazjum świętego Stanisława Kostki na Traugutta, a potem na kompletach w czwartym gimnazjum państwowym na ulicy [Konopczyńskiego?]. Jednocześnie chodziłem do różnych szkół dla zaświadczeń o nauce. Skończyłem szkołę handlową i ogrodniczą.

  • Gdzie się odbywały zajęcia?

W szkole handlowej imienia Roesslerów na Chłodnej, a potem na Karolkowej po wysiedleniu stamtąd żydowskiego schroniska dla dzieci, którym kierował Janusz Korczak. Nas wyrzucili z poprzedniej szkoły i tam chodziłem.

  • Jakie zajęcie było pańskim legalnym źródłem utrzymania?

Praca rodziców. Ojciec nie pamiętam gdzie pracował, a matka siedziała w domu. Nie pracowałem.

  • Czy uczestniczył pan w konspiracji?

W 1942 roku byłem zaprzysiężony i byłem w konspiracji aż do Powstania.

  • Jak się pan z nią zetknął?

Przez kolegów, którzy już mieli kontakty. Miałem przyjaciela, którego szwagier starszy od nas, pracował w konspiracji, znajdował sprzęt, kupował od Niemców. Miał kontakty. Tak dostałem się do konspiracji. Byłem zwykłym żołnierzem do drugiej połowy 1943 roku. Potem jako ucznia pierwszej klasy liceum skierowano mnie na kurs podchorążych

  • Skończył pan?

Prawie. Powstanie zastało mnie w stopniu kaprala podchorążego, a skończyłem jako sierżant.

  • Gdzie zastał pana wybuch Powstania?

To ciekawe. Przed samym Powstaniem zachorowałem na dur brzuszny i trychinozę. Byłem bardzo osłabiony. Mój serdeczny kolega, który zginął w czasie Powstania w kościele świętego krzyża, przyszedł pożegnać się i powiedział, że idzie na zbiórkę. Doszedłem do wniosku, że też muszę iść. Poszedłem do niego domu, ale go już nie było. Miałem wcześniej kontakt z „Jerzykami”, dołączyłem do oddziału na Starym Mieście.

  • Gdzie i kiedy pan walczył w Powstaniu?

Na Starym Mieście i Kampinosie.

  • Jak długo na Starym Mieście?

Do 27 sierpnia, kiedy z oddziałem „Jerzyków”, pod dowództwem pułkownika Strzałkowskiego - wtedy porucznika - przeszliśmy kanałami na Żoliborz, potem w Kampinosie walczyliśmy do października. W jakich warunkach pan walczył na Starym Mieście i w Kampinosie?

  • A był pan uzbrojony?

Oczywiście. Miałem pistolet Parabelum, a potem ze zrzutów dostaliśmy granatniki i byłem celowniczym granatnika.

  • A ilu was było na Starówce?

Trudno mi powiedzieć.

  • Ile osób było na stanowiskach?

Nie pamiętam. Zaobserwowałem, że jeśli bitwa, która trwa dzień, mijała w piętnaście minut. Nie pamiętam tego.

  • Z jakimi trudnościami i ryzykiem wiązała się pana walka?

Trudne pytanie. Nie wiem jak odpowiedzieć. Ryzyko było, jak dla każdego. Siły były mniejsze niż nieprzyjaciela. Można było zginąć, ale o ryzyku, jako młody nie myślałem. Traktowałem to beztrosko.

  • Jak zapamiętał pan żołnierzy strony nieprzyjacielskiej?

Spotkałem się na Starówce z Niemcem. Odległość kilku kroków, ale tak byliśmy zdenerwowani, że strzelając do siebie nikt nikogo nie trafił.

  • Czy zetknął się pan ze zbrodniami wojennymi w Powstaniu?

Nie. Słyszałem, ale się nie zetknąłem. Słyszałem że Niemcy wymordowali szpital na Podwalu, lekarzy i chorych. To tylko ze słyszenia, choć byliśmy blisko. Na ulicy Długiej 7, niedaleko Podwala, ale to były wtedy duże odległości. Bezpośrednio się nie spotkałem.

  • Na Starówce walczył pan tylko na Długiej?

W tym rejonie.

  • Jak waszą walkę przyjmowała ludność cywilna?

Najpierw optymistycznie, w miarę postępowało zmęczenie. Był głód, trudności aprowizacyjne. Trudno się dziwić, że oni zmęczeni, w piwnicach, nie byli do końca optymistyczni. Ale był duży duch w narodzie.

  • A pomagali?

Oczywiście. Głównie materialna pomoc, poza tym cywile, którzy nigdy nie mieli do czynienia z konspiracją, przyłączali się do Powstania.

  • Czy miał pan kontakt z przedstawicielami innych narodowości?

W naszym oddziale były mniejszości rosyjskie, Gruzin i jakiś jeszcze. Bardzo odważni i sympatyczni. Mieliśmy kilku Węgrów, ale to w Kampinosie. Dezerterzy chyba to byli, walczyli z nami.

  • A jak wyglądało życie codzienne podczas Powstania, w co pan był ubrany?

W hełm niemiecki, z broni parabelum i kurtkę, ale nie wojskową, opaskę na prawym ramieniu. Ponieważ jestem leworęczny to mnie to trochę denerwowało, że trzeba na prawym.

  • A czym się pan żywił?

Czym się dało. O wyżywienie starała się moja żona, która nie była jeszcze moją żoną i nic tego nie zapowiadało. Była łączniczką sanitariuszką, o wszystko się starała. O wodę, o wyżywienie.

  • A jak wyglądał pański czas wolny?

Nie było wolnego czasu.

  • A gdzie pan spał?

Gdzie się dało. Często spało się z rannymi, bo nie było, co z nimi zrobić. Unikałem pięter, piwnice, partery raczej. Człowiek był tak zmęczony, że jak mógł to natychmiast zasypiał.

  • A jak wyglądały pana kontakty z najbliższymi?

Żadnych nie miałem. Rodzice zostali w mieszkaniu na Skarpie, siostry też nie widziałem. Nie miałem kontaktów. Dopiero w niewoli napisałem do ciotki i przez ciotkę skontaktowałem się z moją siostra. O rodzicach nic nie wiedziałem, dopiero po powrocie do kraju.

  • A jaka atmosfera panowała w pana oddziale?

Fantastyczna. Przynajmniej w naszym nie było przełożonych i podwładnych. Wszyscy sobie pomagali. Oczywiście była dyscyplina, ale też wielka przyjaźń.

  • A z kim?

Głównie zaprzyjaźniłem się ze swoim dowódcą, który już nie żyje, sympatyczny, pseudonim „Wir”. Z koleżankami, z moją żoną, jej przyjaciółką „Janką”, z moim przyjaciele Januszem Woźnickim, który teraz jest za granicą.

  • Czy w czasie Powstanie w pana otoczeniu uczestniczono w życiu religijnym?

Były Msze. Zwłaszcza w Kampinosie, bo w Kampinosie kapelanem naszym był ksiądz Wyszyński. Siedział wtedy w laskach i przyjeżdżał tam do nas, przywożąc często chleb i kiełbasę.

  • Często pan uczestniczył?

Trudno to powiedzieć. To nie ode mnie zależało. Jak były organizowane, to brałem udział. Na Starym Mieście nie pamiętam, żeby były. Ale było śpiewanie na podwórkach przed jakimiś kapliczkami. W Kampinosie ksiądz Wyszyński prowadził czasem msze.

  • A czy czytał pan prasę podziemną albo słuchał radia?

Była prasa. Mam trochę prasy i chcę przekazać: „Robotnik”, biuletyn informacyjny, „Polska Walczy”, co się udawało zdobyć. Nie można było przecież kupić tego w kiosku.

  • A radio?

Nie.

  • A czy czytaliście wspólnie?

Tak. Jak ktoś dostał to przekazywaliśmy.

  • A jaki był ich wpływ?

Na pewno prasa podnosiła morale tego wojska. Łudziliśmy się, że nadejdzie pomoc. Prasa nas podtrzymywała w tym, ale nie wiem czy powinna była, bo było wiadomo, że nic z tego nie będzie. Wiedzieliśmy, że Rosjanie stoją po drugiej stronie i nie zamierzają pomagać.

  • A czy rozmawialiście na temat artykułów?

Tak. Dzieliliśmy się wzajemnie klnąc albo się ciesząc, w zależności od tekstu.

  • Jakie jest pana najgorsze wspomnienie z Powstania?

Największe wrażenie zrobił na mnie pierwszy zgon kolegi. To był wstrząs.

  • A najlepsze?

To, że spotkałem moją żonę.

  • Co się najbardziej utrwaliło w pana pamięci?

Chyba bitwa pod Pociechą. Pięciodniowa ciągła bitwa. Kończyła się wieczorem, zaczynała się rano.

  • Co się działo z panem od momentu zakończenia Powstania do maja 1945 roku?

Zakończenie walk w Kampinosie spowodował wymarsz oddziałów Kampinoskich w lasy Świętokrzyskie i pod Jaktoworowem Niemcy urządzili zasadzkę w czasie której dostałem się do niewoli. Na szczęście dostałem się do niewoli Wermachtu, a nie gestapo. Zostałem wywieziony do obozu w Niemczech. To dziwna sprawa, bo ze mną dostała się grupka trzynastu osób. Pędzono nas po torach do pociągu. Już wtedy zdobyłem kurtkę i hełm niemiecki. Niemcy kazali mi się rozebrać i maszerowałem w koszuli. Po drodze ludność dała mi ubranie. Co prawda zniszczone i krótkie, ale trudno się dziwić. Wsadzono nas do wagonu z trzema żołnierzami niemieckimi i zaczęli nas wozić: do Częstochowy, potem do Kielc i sztaby już nie działały wtedy najlepiej, bo w tych Kielcach nasz wagon był dla wszystkich zaskoczeniem. Konwojentów ochrzaniono i odesłano do Częstochowy. Potem do Opola, a potem do Berlina. Przez trzynaście dni kursowaliśmy. Śmialiśmy się, że trzynaście osób w trzynaście dni miało wczasy. Przynajmniej Niemcy mogli z nami pojeździć. W Berlinie ktoś rozsądny, jak zobaczył naszą historię podróży krzyknął: „Do cholery, co się dzieje? Do najbliższego obozu jeńców!” I trafiliśmy do obozu jeńców francuskich marynarzy, którzy zatopili flotę, żeby się nie dostała w ręce Niemców i holenderskiej szkoły skoczków spadochronowych, których wzięto we śnie w pierwszym dniu ataku Niemców na Holandię. Tam siedzieliśmy do dnia wyzwolenia przez armię radziecką, które głównie polegało na wyzwoleniu nas od zegarków.

  • Jakie warunki były w obozie?

Bardzo dobre, komendantem był niemiecki oficer, jeszcze z przed pierwszej wojny. Starszy pan, który przyjął zasadę, że jeśli dzieje się coś, są jakieś wyskoki ze strony jeńców, to odpowiada za to wyłącznie starszy obozu. Starszym obozu był Francuz, marynarz, którego karał w ten sposób, że wsadzał do bunkra na kilka dni, a on przyjmował to z ochotą: nic nie musiał robić, podawali mu francuską kuchnię, siedział i śpiewał sobie przez dwa dni , po czym wychodził i czekał do następnego razu. Ten oficer traktował nas jak dzieci. „Nie wiem kto zrobił, więc ty będziesz siedział za karę.” To był facet od siedzenia. Najlepszym dowodem, że go żeśmy szanowali, że jak Rosjanie weszli, to odprowadziliśmy go do mieszkania, żeby mu się nic nie stało. Wiele jest takich szczegółów, ale za długo by opowiadać.

  • A co działo się z panem, jak długo pan tam był?

Od pierwszych dni października do 9 maja, zajęcia Berlina. A potem wróciliśmy do Polski, od razu.

  • I co się wtedy się z panem działo.

Po maju 1945 roku przyjechałem do Warszawy. Nikogo nie zastałem. Musiałem dopiero odszukać. Poszedłem do szkoły, żeby zrobić maturę, bo zrobiłem te druga klasę, ale nie dostałem świadectwa. Moi koledzy, jak się skontaktowali z profesorami, dostali zaświadczenia ukończenia szkoły średniej, ale ja się jakoś nie skontaktowałem. Nie miałem mieszkania. Zahaczyłem się u pana, który prowadził prywatną firmę w Łodzi i pracowałem u niego. Poszedłem do klasy drugiej liceum i zrobiłem maturę. Wyjechałem potem do Wrocławia. Tam znalazłem z ojcem mieszkanie. Odkupiliśmy od Polaka, który je wcześniej zajął. Zacząłem we Wrocławiu studiować i pracować.

  • Czy był pan represjonowany?

Nie mogę powiedzieć, żebym był. Mój ojciec też raczej nie. Nazwisko przeszkadzało, ci panowie się chyba nie orientowali, że Mikołajczyków w Polsce i na świecie jest bardzo dużo. Jak były wybory w 1949 roku, ojca zamknęli i puścili po wyborach. Ja w Urzędzie Bezpieczeństwa przesiedziałem tylko dwanaście godzin. bo byłem podejrzewany o kontakty z moim znajomym, którego zamknęli na osiem lat. Ale kiedy się wyjaśniło, że nie mam z nim kontaktów, to mnie puścili.

  • Pamięta pan oficera z obozu?

Nie.

  • Czy chciałby pan coś powiedzieć o Powstaniu?

Nie. Już chyba wszystko.
Warszawa , 1 kwietnia 2005 roku
Rozmowę prowadziła Joanna Oraczewska
Jerzy Mikołajczyk Pseudonim: „Jerzyki” Stopień: sierżant podchorąży Formacja: Powstańcze Oddziały Specjalne "Jerzyki" Dzielnica: Stare Miasto , Kampinos

Zobacz także

Nasz newsletter